piątek, 24 czerwca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń. [6/16]; KiyoHana



Hanamiya wbijał spojrzenie w boczną szybę samochodu, jakby ta co najmniej wyrządziła mu jakąś niewybaczalną krzywdę. Nie, to wcale nie było tak, że był zły, był po prostu niemożliwie zirytowany tym, że przyszło mu tutaj siedzieć, podczas gdy mógł robić szereg innych, dużo przyjemniejszych rzeczy. A siedzenie w tym potwornym tworze, który śmiał się nazywać samochodem, było ostatnią, na jaką miał ochotę.
- Hanamiya…
- Przymknij się – warknął, nawet nie patrząc na siedzącego obok Kiyoshiego.
- Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo nie podoba ci się Helenka – westchnął mężczyzna i dodał gazu, gdy zapaliło się dla nich zielone światło, a Hanamiya nie mógł wręcz słuchać tego staroświeckiego wycia, jakie wydobywało się z tego… pojazdu.
- Gdzieś mam to twoje głupie auto – odezwał się ze złością, bo tak właściwie siedzenie w tym samochodzie tylko wzmagało jego zirytowanie. – Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że jedziemy do ciebie, zanim w ogóle tutaj wsiadłem.
- Ale o co ci chodzi, przecież to będzie miła wycieczka, a moi dziadkowie już dawno chcieli cię poznać! – powiedział tym swoim łagodnym, uspokajającym tonem głosu, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że to właśnie on wkurza Hanamiyę najbardziej.
- Świetnie – sarknął, zaciskając zęby, bo ostatnią rzeczą, o której marzył, to poznawanie kogokolwiek z rodziny Kiyoshiego.
- Rozchmurz się! - rzucił radośnie Kiyoshi. - Będzie fajnie, babcia zrobiła rosół na obiad, pogadasz sobie z dziadkiem, zobaczysz, będzie świetnie!
Hanamiya nie miał ochoty z nikim gadać. Ani nawet jeść rosołu. Miał ochotę zabić tego idiotę za to, że tak podstępnie zabiera go do swoich dziadków. W dodatku w tym koszmarnym aucie. Oparł się czołem o szybę, modląc się o cierpliwość, gdy Kiyoshi odpalił muzykę i z głośników poleciał Michael Jackson. Był w stanie to znieść, ale potęgowało to jego irytację, która i tak już sięgała niebezpiecznie wysokich szczebli.
- No i jesteśmy! - oznajmił Kiyoshi kilkanaście minut później, uśmiechając się szeroko. - No chodź, będzie świetnie! Zresztą kiedyś musiałbyś ich poznać, jak sobie wyobrażasz wspólne mieszkanie? Musisz poznać moją rodzinę!
Hanamiya nie wiedział, po co znajomość z jego babcią i dziadkiem była mu potrzebna do wspólnego mieszkania, nie widział w tym żadnego powiązania. Mimo to wysiadł niechętnie z tego nieszczęsnego wozu, rozglądając się dookoła. Cicho i spokojnie. Przynajmniej tyle. Kiyoshi poprowadził go do małego, nieco obskurnego domku, a Hanamiya tylko modlił się, by w środku nie było tak źle jak na zewnątrz. Na szczęście nie. Było skromnie, ale na szczęście czysto, to najważniejsze. Rozejrzał się dyskretnie, zdejmując buty, spoglądając za Kiyoshim, który raźno przeciął przedpokój.
- To ja! Przyprowadziłem Makoto!
Hanamiya bardzo chciał się na niego wydrzeć za nazywanie go po imieniu, jednak stłamsił w ustach w przekleństwo, z nieznanych sobie przyczyn nagle czując się podenerwowany.
A to irytowało go tym bardziej. Nie w jego stylu było denerwowanie się takimi bzdurami, ale  drugiej strony nie w jego stylu było stawianie się w sytuacjach, za którymi, krótko mówiąc, nie przepadał. Tylko ten cholery Kiyoshi nie rozumiał tak prostych spraw.
Hanamiya ponuro rozglądał się wokoło. Na ścianach wisiały liczne obrazy i fotografie, które najwyraźniej przestawiały Kiyoshiego na różnych etapach rozwoju. Że też ten bałwan nie uważał tego za żenujące,  chociaż tak właściwie było to nawet w jego stylu. Próżny, bezsensowny sentymentalizm powinien być jego znakiem rozpoznawczym. Cały ten dom aż zionął Kiyoshim i Hanamiya najchętniej opuściłby go jak najszybciej i nawet był prawie o krok od zrobienia tego, gdy Kiyoshi wychylił się na korytarz, posyłając mu szeroki uśmiech.
Spojrzał na niego ze złością, ale Kiyoshi nic sobie z tego nie robił, gdy podszedł do niego, łapiąc go za rękę i prowadząc do salonu.
Właściwie sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale jego widoku na pewno nie spodziewali się dziadkowie Kiyoshiego, bo patrzyli na niego dłuższą chwilę w tak ogromnym skupieniu, że aż zrobiło mu się niedobrze.
- Dzień dobry - odezwał się w końcu, depcząc Kiyoshiemu po stopie, gdy ten zagarnął go raźno ramieniem, najwyraźniej próbując dodać mu otuchy.
- Babciu, dziadku, to jest właśnie mój Makoto!
W salonie chwilę panowała cisza, aż w końcu staruszek, który przyglądał się mu tak intensywnie, jakby miał zamiar przebić go spojrzeniem na wylot, odchrząknął i spojrzał na nich bez cienia zrozumienia.
- To Makoto nie jest dziewczynką?
Hanamiya poczuł, że mu krew mrozi w żyłach. Tyle razy powtarzał temu debilowi, by nie nazywał go tym paskudnym, babskim imieniem i proszę, oto co narobił. Teraz jego dziadkowie zejdą na zawał i jeszcze trzeba będzie opłacić koszty pogrzebu. Po prostu pięknie.
- Co za uroczy młodzieniec! - zaświergotała pogodnie babcia, podchodząc do niego i łapiąc jego dłoń w swoje ręce. - Co za różnica, to chłopiec naszego Teppeia! Witaj, kochaniutki!
Hanamiya aż zamrugał.
Chłopiec Teppeia.
Co.

1 komentarz:

  1. Boli mnie, ze one-shoty sa coraz krotsze i krotsze. Jak zyc. Jak? ;/

    OdpowiedzUsuń