niedziela, 14 sierpnia 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń. [9/16]; KiyoHana



Oto i kolejna część! Jeszcze nigdy nie łączyłam się tak w bólu z Kiyoshim, jak tym razem :p (Hibari)

Yonekuni, dziękujemy ślicznie za komentarz i naprawdę każdy jest mile widziany, nie musisz się przejmować :D

~~*~~


- A tutaj ma pan skierowanie, proszę udać się pod dziewiątkę!
Kiyoshi patrzył, patrzył i nie wierzył. Czuł, że z każdą sekundą robi mu się coraz bardziej słabo.
W gimnazjum i liceum nazywano go "Żelazne Serce", jako że nigdy niczego się nie bał i przed niczym się nie uginał. A przynajmniej tak twierdzono, osobiście nie znosił tego przydomku i zawsze protestował, gdy ktoś go tak nazywał. Ciekawe, co by powiedzieli jego przyjaciele, gdyby go teraz zobaczyli.
Na miękkich nogach wyszedł z gabinetu, ściskając w rękach skierowanie, spoglądając nieco nieprzytomnie na siedzącego na korytarzu Hanamiyę. Mężczyzna przeglądał jakiś magazyn ze stolika obok, ale usłyszawszy szczęk klamki podniósł na niego wzrok, zamykając gazetę.
- No i? - rzucił, a Kiyoshi zrobił głęboki wdech, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na skierowaniu.
- Muszę iść p-pod dziewiątkę - wydukał, dosłownie wydukał. - Na b-badanie krwi.
- Świetnie, chodźmy. - Hanamiya podniósł się, rzucając mu jednak dziwne spojrzenie, marszcząc przy tym brwi. - Dobrze się czujesz?
- Świetnie, świetnie! - pomachał próbując go przekonać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Hanamiya bynajmniej na przekonanego nie wyglądał, jednak odwrócił się bez słowa, prowadząc go korytarzem.
W takich sytuacjach rodzina jego partnera naprawdę im pomagała. Jego rodzice byli właścicielami tego szpitala, dzięki czemu Hanamiya mógł załatwić mu wszystkie te badania bez zbędnych kolejek czy formalności. Może mógłby go poprosić o fałszowanie wyników krwi, przemknęło mu przez myśl, gdy zaciskał dłoń na skierowaniu tak mocno, że niemal je podarł.
Zaraz też skarcił się w myślach za to, że brzmi naprawdę niedorzecznie. Nie może przecież prosić kogoś o fałszowanie wyników! A już zwłaszcza Hanamiyi. Już sobie wyobrażał jego minę, gdyby tylko mu o tym wspomniał. Nie no, w porządku, bez stresu, zniesie to i będzie po krzyku.
Usiadł na krześle koło Makoto, czując, jakby zrobiło mu się jeszcze bardziej słabo od samego faktu, że siedzi pod punktem pobrań. Jego myśli zaraz powędrowały do strzykawek, igieł, zapachu środka do odkażania i momentalnie zakręciło mu się w głowie.
- Mógłby się przymknąć ten dzieciak – mruknął lakonicznie Hanamiya, wyciągając przed siebie nogi i opierając głowę o ścianę. Do Kiyoshiego dopiero teraz dotarło, że za drzwiami musi się znajdować dziecko, które najwyraźniej bardzo cierpi. Szczerze popierał jego ochotę na płacz.
- Pewnie go boli – odezwał się, przełykając mocno ślinę, czując, jakby zdrętwiały mu wargi od tego dziwnego uczucia.
Hanamiya parsknął, jak to on, szyderczo pod nosem.
- Co jest niby takiego bolesnego w głupim pobieraniu krwi? – spytał, osuwając się nieco po krześle.
- No, w końcu muszą cię z-zranić, no nie? – Kiyoshi bardzo próbował się uśmiechnąć do młodej kobiety w ciąży siedzącej kawałek dalej, ale miał wrażenie, że słabo mu to wyszło.
- Zranić? - Hanamiya zaśmiał się cicho. - Chociaż fakt, ojciec mi opowiadał, jak raz jednemu facetowi poszła żyła, cała sala była do odkażania.
O ile do tej pory Kiyoshiemu było po prostu słabo, tak teraz zrobiło mu się jeszcze niedobrze.
Zacisnął zęby, słysząc nieludzkie wręcz wycie dziecka za ścianą i pomyślał, że sam odstawiał takie cyrki jak był mały. Teraz już nie wypadało, zresztą nie chciał widzieć miny swojego partnera, gdyby zrobił coś takiego.
- Twoja kolej - mruknął Hanamiya, szturchając go łokciem, gdy chłopiec wyszedł, wciąż popłakując i pociągając nosem.
- Przepuszczę p-panią, w końcu jest p-pani w ciąży. - Uśmiechnął się, co raczej przypominało szczękościsk ze względu na jego napięte mięśnie, ale kobieta i tak podziękowała, podnosząc się z miejsca i znikając za drzwiami gabinetu. Kiyoshi też miał ochotę zniknąć, najlepiej gdzieś gdzie go nie znajdą i gdzie nikt nigdy nie powie, że nie może znaleźć żyły. I nieistotne że ostatnim razem taki problem miał w podstawówce, przez co wkłuwano się w niego cztery razy, nim zemdlał. Na samo wspomnienie jego oddech był płytki i nierówny.
Odchrząknął, zaciskając dłoń na kolanie, bo miał wrażenie, że drży mu zbyt widocznie. A w dodatku był pewien, że gdy przyjdzie jego kolej, nie będzie w stanie się podnieść z miejsca.
- H-hanamiya?
- Noo? – mruknął jego partner, wyglądając, jakby zaczął przysypiać z nudów. Podziwiał. Też z miłą chęcią chciałby się tak nudzić.
- Myślisz, że będziesz mógł wejść ze mną? – spytał i w momencie tego pożałował, gdy Hanamiya spojrzał na niego tak, jakby się urwał z księżyca. Nie żeby nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył… Kiyoshi nie bardzo wiedział, co go opętało, wychodzącą z taką propozycją, niemniej gdzieś podświadomie tkwiło w nim przekonanie, że jeżeli Hanamiya ze swoją kpiną i zdrowym rozsądkiem wejdzie z nim do gabinetu, to raczej nie zemdleje. W innym wypadku może być różnie, naprawdę różnie.
- Słucham? – Brwi mężczyzny powędrowały w górę, a jego mina była dziwną mieszanką, jakby nie mógł się zdecydować czy ma kpić czy martwić się o zdrowie swojego faceta. – Niby po co miałbym tam z tobą wchodzić? Potrzymać cię za rękę? – zakpił, uśmiechając się ironicznie, a Kiyoshiemu tak zaschło w ustach z tego stresu, że był gotowy przytakiwać najgorliwiej jak potrafi i pal licho dumę czy coś.
Co zresztą zrobił, wpatrując się w niego, nie zrywając kontaktu wzrokowego, na co ironiczny uśmieszek drugiego mężczyzny zupełnie przygasł.
- Serio? - zapytał takim tonem, jakby miał ochotę wstać i wyjść. - Boisz się pobierania krwi?
- A tam zaraz boisz! - zaśmiał się nerwowo, próbując zbagatelizować sprawę. - Wiesz, gorzej się dzisiaj czuję i...
- Kiyoshi Żelazne Serce boi się igieł? - Na usta jego partnera wrócił szeroki uśmiech. - Kto by pomyślał!
Mruknął cicho w odpowiedzi, mając ochotę zniknąć w krześle na którym siedział. Już nie wiedział co było gorsze, gdyby faktycznie zemdlał czy kpiący z niego Hanamiya.
- Wejdziesz ze mną? - zapytał w końcu cicho, na co ten prychnął głośno.
- Nie bądź głupi! Wszyscy mnie tu znają, nie ma mowy żeby...
- Makoto. - Podniósł na niego wzrok. - Proszę.
Hanamiya wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę z miną, jakby miał ochotę kopnąć go czy coś w tym stylu.
- Bądź dorosły, Kiyoshi – prychnął, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Nie zamierzam trzymać cię za rękę.
Teppei miał ochotę powiedzieć, że byłoby to całkiem miłe z jego strony i na pewno dużo lepiej udałoby mu się to przetrwać, ale miał przeczucie, że to nie jest to, co powinien teraz mówić ani co Makoto może chcieć usłyszeć.
- W porządku, w-wystar…
- Czego ty się w ogóle boisz? – spytał, patrząc na niego z politowaniem. – Przecież to tylko cienka igła.
- T-to nienaturalne – odpowiedział, walcząc z mdłościami, bo samo wspomnienie o igłach sprawiło, że znowu zrobiło mu się duszno. – A jak rana się nie zamknie i człowiek się wykrwawi?
- Nie bredź, idioto, to tylko mała ranka.
- Albo czymś zarażą? A do tego wprowadzają ci ciało obce! – powiedział z przejęciem, ocierając spocone czoło. - Ciało obce zawsze boli!
- Och, doprawdy? – Hanamiya spojrzał na niego z ironicznym uśmiechem.
- No tak! - rzucił, dopiero po chwili rozumiejąc, co ten insynuuje. - Z-znaczy... No, przy odpowiednim przygotowaniu, to...
- Kiyoshi, jeżeli masz zamiar nalegać, by głupia piguła zaczęła cię przygotowywać do pobierania krwi, to wstaję i wychodzę. - Hanamiya spojrzał na niego z mieszaniną politowania i złości jednocześnie. - Wejdziesz tam sam, skończ odstawiać cyrki.
- Zemdleję - ostrzegł go od razu, mając do niego żal, że był tak uparty. Aż miał ochotę celowo zemdleć, co by raz jeden Hanamiya miał nauczkę!
- To ich poproszę by mi cię podrzucili do domu jak się ockniesz - odparł niewzruszenie jego partner, a resztki nadziei zaczęły go opuszczać.
I w tym właśnie momencie drzwi się otworzyły, a młoda kobieta wyszła.
- Następny, proszę!
Rzucił Makoto błagalne spojrzenie, nie podnosząc się z miejsca.
- Makoto…
- Idź już tam, i zachowuj się jak dorosły – powiedział ze zniecierpliwieniem, maszcząc groźnie brwi, a Kiyoshi z przykrością stwierdził, że jednak ma najgorszego faceta pod słońcem. On by dla niego to zrobił! Wszedł by z nim i nawet za rękę trzymał! I nie ważne, że Hanamiya nie boi się zastrzyków.
Czując, że nogi ma jak z waty wstał i wszedł do gabinetu, starając się uśmiechnąć, gdy pielęgniarka uprzejmie poprosiła go o skierowanie i o to, by usiadł na fotelu. Kiyoshi właściwie na niego opadł, bo na sam widok tych wszystkich śmiercionośnych przedmiotów stracił czucie we wszystkich kończynach.
- No dobrze – kobieta podniosła się z krzesła, zakładając rękawiczki i podchodząc do niego – proszę pokazać ręce.
Żołądek prawie podjechał mu do gardła. To jest to, to jest właśnie ten moment, gdy człowiek słyszy te straszliwe słowa, że ma strasznie cienkie żyły. Był wręcz przekonany, że zaraz to usłyszy, a wtedy jak nic będzie po nim.
- Myślę, że lewa będzie dobra – zdecydowała, przesuwając palcem po zgięciu jego łokcia.
- Może być lewa, haha – zaśmiał się słabo, czując, że zaczyna mu się niebezpiecznie kręcić w głowie, a przed oczami pojawiają się latające mroczki, gdy przyglądał się, jak kobieta zakłada mu opaskę uciskową na ramię. Może powinien jej powiedzieć, że chyba jednak zemdleje.
- Wszystko w porządku? – spytała, a Kiyoshi podniósł na nią nieco nieprzytomne spojrzenie, czując dla odmiany bolesne ściskanie na widok strzykawki, którą trzymała. – Źle się pan czuje?
- Wszystko w porządku – odezwał się niepewnie, myśląc tylko o ty, że Hanamiya go zabije. – Wygląda pani groźnie z tą igłą, haha…
- Boi się pan pobierania? – spytała, przytykając mu dłoń do czoła, podczas gdy on sam miał wrażenie, jakby uciekały mu wszystkie kolory z twarzy.
- Nie, nie, wszystko dobrze, tylko jakoś mi tak…

Musiał przyznać, że gdy po pięciu minutach Kiyoshi nie wychodził z gabinetu, sam zaczął się stresować. Wiedział do czego ten kretyn był zdolny i o ile wciąż miał nadzieję, że ten żartował lub chociaż przesadzał, tak robił się coraz bardziej zniecierpliwiony.
Drgnął, gdy drzwi uchyliły się, a wyjrzała zza nich pielęgniarka, która z jednej strony wyglądała na zaniepokojoną, a z drugiej jakby walczyła właśnie z atakiem śmiechu.
- P-pan Hanamiya? - zapytała i odkaszlnęła, a mężczyzna poczuł, jak krew uderza mu do głowy, gdy jego policzki pokryły się nieznośną, upokarzającą czerwienią. - Pański... kolega zasłabł i prosi... - Kobieta wzięła głęboki wdech, ale niewiele jej to pomogło. - P-prosi żeby pan go jednak potrzymał za rękę.
Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł się tak upokorzony, gdy gapił się na sufit, na okno, po ścianach i szafkach, wszędzie, po prostu wszędzie, byleby nie na tego debila, którego dłoń teraz ściskał i nie na pielęgniarkę, która wyglądała jakby nadal trzymała ją ta beztroska głupawka na widok dwóch rosłych facetów trzymających się za dłonie na pobieraniu krwi.

środa, 3 sierpnia 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń. [8/16]; KiyoHana



Cóż, trochę czasu minęło od poprzedniej części, za co przepraszamy czytelników! W ostatnim czasie byłyśmy w rozjazdach, albo w pracy, dodatkowo pochłonięte nową fazę i tak wyszło, że nam się KiyoHana trochę zakurzyła. Ale wracamy z kolejną częścią i postaramy się nie robić więcej takich luk :D Cieszymy się także, że pojawiły się nowe osoby, które czytają nasze wypociny, także witajcie i dziękujemy za wszystkie miłe słowa! <3

~~*~~


- Ale na pewno możesz tu zaparkować? - zapytał Kiyoshiego, marszcząc brwi i rozglądając się ze wstrętem. Wszędzie brudno, unoszący się kurz w żadnym razie nie zachęcał, by wychodzić auta. A to już było coś, bo z miejsc, w których chętnie się znajdował, auto Kiyoshiego, jego ukochana Helenka, było na końcu listy.
- Jasne! Zawsze tu parkuję! - rzucił zadowolony z siebie mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. - No, wysiadamy!
Hanamiya zacisnął zęby, ale odpiął swój pas i otworzył drzwi, wysiadając z auta. Powinien przewidzieć, co Kiyoshi rozumie przez "będzie fajnie" - to nigdy, przenigdy nie współgrało z jego pojęciem dobrej zabawy. A w dodatku Kiyoshi często zdawał się myśleć, że to, co cieszy jego, cieszyć będzie też Hanamiyę. Jakby po tak długim czasie nadal nie pojmował, że nie, zabawianie się z dzieciakami w uliczną koszykówkę nie jest super i nie, randki w kinie z popcornem też wcale nie są takie wspaniałe i na pewno nie, wyjście wspólnie na rynek warzywny już w ogóle nie jest genialnym pomysłem. Absolutnie i w żadnym razie.
Mimo tak prostych oczywistości, Kiyoshi posłał mu szeroki, idiotycznie szczęśliwy uśmiech, gdy tylko wyszli z jego samochodu. Hanamiya nie wiedział, jak się dał na to namówić, pewnie miał jakąś chwilową zaćmę umysłową, albo to może Kiyoshi zrobił się na tyle podstępny, że dopiero w połowie drogi powiedział mu, iż pod „wspólnymi zakupami” rozumie wypad na targ? Nie podejrzewałby go o takie wyrafinowanie, ale tak właściwie to kto wie, może ten bęcwał czegoś się w końcu nauczył?
- Jest tak piękny dzień, jakby wymarzony na zakupy – odezwał się dziarsko Kiyoshi, stając koło niego, zaraz też przechodząc na drugą stronę ulicy. Hanamiya przewrócił tylko oczami, podążając za nim i czując, że ten dzień wcale nie będzie dobry.
Kiyoshi był tym dziwnym typem człowieka, który uwielbiał przebywać w tłumie. W ogóle nie przeszkadzało mu to napierające stado ludzi, nie drażniły go wszędobylskie głosy, plotki, głupawe żarciki, przepychający się kupujący i handlarze podtykający ci swoje produkty wręcz pod nos, jakby w myśl zasady, że dotknięte, znaczy kupione.
Hanamiya nie zamierzał ich dotykać, bardziej rodziła się w nim myśl by je opluć, ale Kiyoshi był tak bezbrzeżnie szczęśliwy, że stłumił w ustach przekleństwo, uznając że te paręnaście minut na rynku wytrzyma. Nie żeby jakoś szczególnie zależało mu na szczęściu Kiyoshiego, nic z tych rzeczy, ale zdążył już zauważyć, że smutny i rozczarowany Kiyoshi z niewiadomych przyczyn jest nawet bardziej irytujący niż jego wiecznie wyszczerzona wersja.
Udał się więc za nim, parskając krótko, gdy ten chwycił jego dłoń, klucząc między alejkami. Nie był dzieckiem, nie zgubi się, ale on najwyraźniej tego nie pojmował.
- Czego potrzebujemy? - zagadnął go wesoło, na co Hanamiya wywrócił tylko oczami.
- Weź co chcesz, wszystko, co potrzebne kupimy koło domu.
- Nie! Właśnie po to tu jesteśmy, żeby kupić wszystko, co potrzebne! - rzucił Kiyoshi, patrząc na niego tak, jakby nie rozumiał jego braku entuzjazmu.
Czasami naprawdę nie pojmował tej prostej, wręcz plebeistycznej strony swojego partnera. Kiyoshi zdawał się nie pojmować tego, że zakupy można równie dobrze zrobić w supermarkecie, ba, nawet mogą przyjechać ci do domu. Ale nie, on musiał chodzić po jakiś brudnych, śmierdzących targowiskach i kupować jedzenie od ludzi, których ręce wyglądały, jakby nigdy nie widziały wody i mydła.
- Mogliśmy to zrobić w sklepie – odezwał się z niechęcią, krzywiąc się, gdy jakaś kobieta przepchała się koło niego.
- No ale tutaj wszystko jest świeże! – zaprotestował, ciągnąc go za sobą do najbliższego straganu. – I o wiele tańsze, i zdrowsze, i…
- Dobra, już skończ – przerwał mu, wyszarpując rękę z jego uścisku.
- No sam zobacz, nawet te pomidory są dużo bardziej czerwone niż te ze supermarketu!
Hanamiya spojrzał ciężko na pomidora trzymanego przez Kiyoshiego, a potem na samego mężczyznę i jego radosny, zachęcający wyraz twarzy.
- Nie widzę żadnej różnicy – odpowiedział, ale i tak niepotrzebnie, bo został dokumentnie zignorowany, gdy odezwała się sprzedawczyni, zachwalając ponad niebiosa swoje pomidory. Chciał już stąd iść. Było tu zbyt hałaśliwie i wręcz do obrzydzenia śmierdziało mlekiem i serem.
Nie to, żeby tłum go przerażał, ale nie czuł się komfortowo w tym ścisku. W dodatku było gorąco, stąd do zapachu sera i mleka można było jeszcze dorzucić zapach potu, od którego było mu po prostu niedobrze.
Najgorsze jednak było to, że ten idiota doskonale się bawił! Zagadywał kobiety za ladą, oglądał warzywa i owoce, rozmawiał, pytał, targował się i Hanamiya prawie zasłabł, gdy jedna z kobiet ukroiła kawałek jabłka, podając je Kiyoshiemu tymi paskudnymi, na pewno niemytymi rękoma, a ten idiota zjadł to bez wahania, jeszcze dziękując i mówiąc, że weźmie sześć sztuk.
To wszystko było ponad jego nerwy, więc w końcu zatrzymał się przy straganie z przyprawami, które jako jedyne wzbudziły jego zainteresowanie. Puścił Kiyoshiego dalej, niech idiota lata i targuje się z przekupami, on tu postoi i poczeka. Zajął się przeglądaniem mieszanek przypraw, soli z różnych stron świata i wszelkiego rodzaju ziół, bo co jak co, ale czasem stanie w kuchni sprawiało mu przyjemność. W większości wypadków była to raczej konieczność, bo Kiyoshi nie zawsze, a w zasadzie - prawie nigdy nie radził sobie z kuchenką.
Hanamiya sądził, że brakuje mu wyrafinowania, by jego przebywanie w kuchni nie stawało się katastrofą. Fakt, czasem coś mu wychodziło, ale jeżeli miał jakiś wybór, wolał  nie oddawać mu kuchni.
- Coś podać? – spytała uprzejmie (zbyt uprzejmie jak na standardy Hanamiyi) sprzedawczyni, uśmiechając się szeroko.
- Nie – burknął, nawet na nią nie patrząc, przeglądając dalej przyprawy. Niewiele go obchodziła reakcja kobiety, chociaż pewnie Kiyoshi miałby coś na ten temat do powiedzenia. On zawsze miał coś do powiedzenia na tematy, na które w ogóle nie powinien się wypowiadać.
Niemniej był to jakiś niewielki plus tego całego wypadu na targowisko, mógł pouzupełniać zapasy przypraw i kupić przy okazji kilka nowych, których w zwykłych supermarketach nie sposób dostać. Nie miał pojęcia w jakie rejony zawędrował Kiyoshi, ale mało go to obchodziło, wcale nie musiał mu towarzyszyć, niech głupek robi co chce.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem!
Podniósł wzrok na Kiyoshiego, zaraz spuszczając go w dół, na liczne siatki jakie ten taszczył. Kiedy on zdążył tyle tego nakupować?! I po co im to wszystko, na pewno tego nie przejedzą, kolejne pieniądze w błoto. Zacisnął jednak zęby, na powrót przyglądając się przyprawom.
- Znalazłeś coś? - Kiyoshi stanął obok niego, zaglądając mu ciekawie przez ramię. - O, to wygląda ciekawie!
- Nasiona guarany, tego ci nie potrzeba - mruknął, bo ostatnie czego potrzebował to jeszcze bardziej energiczny idiota w jego domu.
- Skoro tak mówisz. - Kiyoshi był tak promienny, że miał ochotę podeptać mu stopy.
- Wracamy? - rzucił, będąc niemal pewny, że to już koniec zakupów.
- Nie, nie, jeszcze parę rzeczy, chodź!
Hanamiya uniósł brew i nim zdążył zaprotestować, Kiyoshi ruszył przodem. Szlag by go wziął, czemu musiał się za nim włóczyć jak jakaś mała kaczuszka za swoją mamą?!
To było tak wkurzające, że miał szczerą ochotę po prostu odwrócić się i pójść sobie stąd, jednak Kiyoshi chyba naprawdę myślał, że to on, Hanamiya się zgubił, a nie na odwrót, bo nieustannie oglądał się za nim i poganiał go.
Po blisko pół godziny później i kilku siatkach więcej, Hanamiya miał szczerze dość tego miejsca, tych ludzi, tych paskudnych zapachów i chociaż nie był za robieniem publicznych scen to naprawdę rozważał to, by zacząć głośno krzyczeć ze złości. Teppei chyba w końcu zaskoczył, że ma coraz bardziej skwaszony humor, bo całe szczęście w końcu uznał, że ma już wszystko i właściwie mogą już wracać. Makoto chyba nigdy bardziej się nie cieszył i nawet przedzieranie się przez tłumy ludzi, jakby ci przyszli tutaj na jakieś cholerne zwiedzanie a nie na zakupy, nie było takie wkurzające.
Odetchnął w ulgą, gdy w końcu udało im się wyjść z targu i chociaż Kiyoshiemu rozradowana gęba się nie zamykała, to już wolał słuchać jego niż jeszcze raz zapuścić się w ten straganowy busz. I wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie jedna rzecz…
- Mówiłeś, że można tutaj parkować – wycedził lodowato przez zęby, czując, jak wściekłość gorącem rozlewa mu się w klatce piersiowej.
- Ale… bo tak myślałem! Zawsze tutaj parkuję! – zaprotestował Kiyoshi przepraszającym tonem, który tylko podsycił jego złość i jedyną rzeczą, której teraz pragnął, to zamordowanie własnego partnera.
- W takim razie skąd się wzięła ta blokada na kole? – warknął, mocno zaciskając dłonie, które zaczynały mu drżeć od wstrzymywanej furii.
- Nie mam pojęcia! Makoto…
- Zamknij się, Kiyoshi – warknął na niego, a ten jakby zrobił się mniejszy, wpatrując się w niego z poczuciem winy. Zamorduje tego idiotę!
- Hanamiya, ja…
Bez słowa wyciągnął ręce z siatkami, które Kiyoshi po prostu od niego zabrał z miną co najmniej kopniętego szczeniaka, po czym obrócił się na pięcie, wbijając mocno ręce w kieszenie bluzy, bo aż go ręce świerzbiły, by mu przywalić.
- Ty za to płacisz – powiedział lodowato, nim po prostu odszedł, zostawiając tego cholernego idiotę i jego uziemioną Helenkę samych.

piątek, 1 lipca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń [7/16]; KiyoHana

Mruknął cicho, poruszając się w łóżku i zacieśnił splot ramion, którymi obejmował leżącego obok Hanamiyę. Ten skrzywił się przez sen, wzdychając cicho, jakby niezadowolony, że Kiyoshi mu przeszkadza, ale nie protestował, co już było dobrym znakiem.
Uchylił powieki i przeciągnął się delikatnie, przylegając do jego pleców, a na jego ustach zagościł uśmiech. Rzadko mieli okazję do wspólnego pójścia spać, a tym bardziej do wspólnej pobudki – rano, gdy tylko się budził, jego partner siedział już w salonie z książką. Dlatego teraz ta krótka, poobiednia drzemka była taka przyjemna.
Uśmiechnął się szerzej, całując Hanamiyę w bok szyi, na co ten zareagował cichym burknięciem.
– Daj mi spać – wymamrotał nieco nieprzytomnie, a Kiyoshiemu aż zabiło szybciej serce. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem widział go takiego zaspanego, bez złośliwości, z tak łagodnym wyrazem twarzy, że tym bardziej miał ochotę wziąć go w objęcia i już nie puszczać.
– Robi się już ciemno, nie zaśniesz w nocy – wyszeptał, dotykając delikatnie jego ucha, wargami muskając wrażliwy płatek. Hanamiya tylko mruknął w odpowiedzi, naciągając wyżej koc, jakby w ogóle go nie obchodziło to, co powiedział Kiyoshi.
Nie zapanował nad uśmiechem, jaki rozciągnął jego usta, gdy tak patrzył na owiniętego w koc Hanamiyę. Jego włosy były rozsypane w nieładzie na poduszce, w którą wcisnął się bardziej, a usta rozchylone delikatnie, jakieś takie miękkie i łagodne, nie zaciśnięte gniewnie lub w skupieniu i Teppei miał wielką ochotę je pocałować.
Przysunął się bliżej mężczyzny, co Hanamiya skomentował tylko niewyraźnym pomrukiem, ale jakoś specjalnie nie protestował przeciwko tej bliskości. Kiyoshi skrył kolejny uśmiech dotykając wargami jego karku, po którym zaraz przesunął nosem, wciągając jego zapach. Mieszankę subtelnych, drogich perfum i jego skóry.
Sam był zaskoczony, jak szybko wzbiera się w nim pragnienie i jak bardzo działa na niego to, że Hanamiya jest taki spokojny i rozgrzany snem.
– Kiyoshi… – burknął bardziej przytomnie Hanamiya, gdy wsunął wolno dłoń pod jego koszulkę, gładząc go łagodnie i pieszczotliwie po boku. Niemal wyczuwał, jak na skórze jego partnera pojawia się gęsia skórka. Kiyoshi nigdy tego nie mówił, jakoś miał przeczucie, że Hanamiya nie chciałby słuchać takich rzeczy, ale bardzo lubił wszystkie jego reakcje. Makoto nie należał do osób specjalnie wylewnych czy lubiących jakąkolwiek bliskość. Chociaż on sam bardzo często go pragnął, to mężczyzna chyba nie potrzebował bliskich kontaktów aż tak często. Może to dlatego jego ciało było takie wrażliwe? Przez ten okres czasu, od kiedy są razem, Kiyoshi zdążył odkryć kilka wyjątkowo interesujących miejsc na ciele kochanka i bardzo lubił się nimi zajmować.
– Nie śpij – zamruczał, trącając płatek jego ucha, czując, jak jego samego przechodzą delikatne dreszcze po dole pleców.
– Bo co? – mruknął cicho Hanamiya, próbując naciągnąć koc na głowę, ale Kiyoshi mu na to nie pozwolił.
– Bo mam ochotę cię poprzytulać – zaśmiał się cicho, dotykając wargami jego szyi, zaraz składając na niej pocałunek. Pierwszy, drugi, trzeci, gdy podążał powoli w dół, odsuwając koc, a zaraz potem skraj jego bluzki, by bez przeszkód móc zająć się odsłoniętym karkiem.
Hanamiya westchnął tylko cicho, poruszając się niespokojnie, jakby próbował się odsunąć, na co Kiyoshi tylko objął go mocniej, przyciągając bliżej siebie.
– Nie uciekaj – wymruczał mu do ucha, będąc świadomy, jak niski jest jego głos. – Chodź, tylko troszkę...
Hanamiya bez słowa odgiął sam głowę, co uznał za przyzwolenie, bo z dużo większym zaangażowaniem zabrał się za pieszczenie wyprężonej szyi, dotykając jej ustami i językiem, raz po raz obejmując wybrane miejsca gorącymi wargami.
Lubił go tak dotykać, poznawać smak jego skóry, cieszyć się tym, jak blisko niego jest, wyłapywać wszystkie te skrywane reakcje na jego pieszczoty. Czasami czuł się szalenie dumny, gdy udawało mu się je wywoływać i prowokować, bo zwykle Hanamiya zachowywał się tak, jakby to była jakaś słabość z jego strony. Kiyoshi nie widział w tym żadnej słabości.
Possał przez chwilę niewielki fragment skóry, zaraz przesuwając po zaczerwienionym miejscu językiem. Aż zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco, gdy usłyszał ciche, szeleszczące westchnięcie ulatujące z ust partnera.
– Hanamiya… – wymruczał, unosząc się nieco, całując jego ucho, muskając zaraz skroń. Pragnął go, dawno nie czuł tak silnego pragnienia jak teraz. Jego dłoń szybko przeniosła się na brzuch mężczyzny, muskając go delikatnie i drażniąco pod koszulką.
– Miałeś się tylko przytulać – odezwał się Makoto i chociaż Kiyoshi doskonale wiedział, że miało to być kpiące i uszczypliwe, to jednak nawet jego głos nabrał jakiś głębszych tonów, także to co mówił bynajmniej go nie zniechęciło.
Kiyoshi więc uniósł się na łokciu, pochylając się nad nim i całując jego rozchylone, nieco spierzchnięte od snu usta. To było takie cudowne, że Hanamiya był teraz taki bierny, dający się tak rozpieszczać, całować i dotykać. Musi się nauczyć wstawać przed nim, odnotował w myślach, wtedy z pewnością miałby go takiego na co dzień.
Oparł się rękoma po obu stronach jego głowy, zamykając go pod sobą, gdy językiem naparł na jego usta, wsuwając go do środka i gładząc podniebienie. Czuł, jak jego kochanka przechodzą dreszcze – sam zresztą miał je na całym ciele, gdy tak bardzo rozpalała go myśl że ma go tu dla siebie, takiego rozgrzanego i wciąż odrobinę zaspanego, a także, och, chętnego, zdał sobie sprawę, gdy Hanamiya odpowiedział mu spokojnymi, długimi liźnięciami.
To podnieciło go jeszcze bardziej i nie zapanował nad ręką, która jakby sama wsunęła się we włosy Hanamiyi przytrzymując jego głowę. Cichy pomruk partnera, gdy pogłębił nieco pocałunek, sprawił, że podniosły mu się wszystkie włoski na ciele. Rozdzielił ich usta, patrząc przez chwile na Makoto, którego oczy przyglądały mu się zza wpółprzymkniętych powiek. Był taki piękny, idealny, gdy tak na niego patrzył, gdy leżał pod nim, gdy Kiyoshi miał świadomość, że mimo jego pozycji wystarczy jedno jego słowo i zrobi dla niego wszystko. Chciał mu powtarzać, że jest jego, szeptać te słowa, gdy będzie przesuwał ustami po jego ciele, jednak nie był pewien czy takie zawłaszczenie jego osoby by mu się spodobało. A na pewno nie zamierzał psuć tego, ku czemu zmierzali, nie tym razem.
Pocałował go jeszcze raz, zadowolony jak nigdy, że Hanamiya natychmiast odpowiedział na pieszczotę warg i języków. Pogładził go po twarzy, napierając mocniej na jego usta i ciało, nie panując nad lekkim, kołyszącym ruchem bioder.
– Dotknij mnie – wyszeptał, gdy ich usta ponownie się rozdzieliły, a on niczego bardziej nie chciał jak tych smukłych, ale silnych dłoni na swoim ciele.
– Nie za dużo wymagasz? – spytał tamten z lekką kpiną w głosie, a jego usta tak szalenie podniecająco rozciągnął uśmiech. Mimo tych słów Kiyoshi aż zadrżał gwałtownie, gdy poczuł jak dłonie partnera wsuwają się pod jego bluzkę na plecach, a po jego minie widział, że jest z tego zadowolony.
Wygiął się lekko, czując jego dłoń biegnącą mu po kręgosłupie i przywarł do niego, gdy Hanamiya przekręcił się nieco, układając się wygodniej na poduszkach. Nie krępował się zbytnio, kładąc się między jego nogami, dociskając do niego biodra i westchnął zduszenie, gdy poczuł jak ten również drgnął na ten kontakt.
Poruszył się, czując jak jego dłonie zaciskają się na jego pośladkach, masując je chwilę, nim przyciągnął go bliżej siebie, na co Kiyoshi z ochotą przesunął ustami po jego szyi. Odchylił delikatnie jego głowę, całując go tuż pod brodą, czując jego przyspieszony puls. Uwielbiał gdy on też reagował na pieszczoty, gdy pokazywał, że ma ochotę, co nie zdarzało się zbyt często. A przynajmniej nie tak, jakby Kiyoshi tego pragnął.
Tym razem sam przesunął ręką po jego plecach, wbijając mu lekko kciuk w dole pleców, zmuszając go do zmysłowego wygięcia się i aż jęknął, gdy ich biodra otarły się o siebie.
Hanamiya westchnął urywanie, wbijając mu na moment paznokcie w skórę, co było tak niesamowicie podniecające, że z trudem pohamował kolejny jęk. Przywarł do jego ust w znacznie mocniejszym pocałunku, za co zaraz został potraktowany ugryzieniem w wargę, jakby Hanamiya przypominał mu, że to on tutaj dyktuje warunki, a Kiyoshi na pewno nie będzie robił co chce. W zasadzie nie miał nic przeciwko temu, by podążać za tym, czego pragnął jego kochanek. Z przyjemnością spełniał jego niewypowiedziane zachcianki i dostosowywał się do tego, w jaki sposób ten chciał się kochać. Tylko czasami toczyli małe, niezwykle podniecające boje w tej kwestii i z równą przyjemnością odczuwał satysfakcję, gdy Makoto mu ulegał. Dzisiaj jednak chciał dawać mu jak najwięcej, dlatego z cichym pomrukiem wrócił do pieszczenia jego szyi, zsuwając zaraz wargi na perfekcyjnie zarysowane obojczyki, traktując i je delikatnymi pocałunkami.
Uniósł się nieco, gdy Hanamiya złapał za jego koszulkę, ściągając ją z niego, odrzucając na poduszkę obok. Przez chwilę wpatrywali się w siebie i Kiyoshi czuł coraz bardziej uporczywą ciasnotę w spodniach. Hanamiya, gdy chciał, potrafił uśmiechać się tak zmysłowo, że samym tym wygięciem ust potrafił go rozpalić. Sam uśmiechnął się delikatnie, zsuwając się niżej, podciągając jednocześnie jego koszulkę, zaczynając całować jego wygięte ciało. Lubił chwile jak ta, gdy ich stosunek był taki spokojny, ale wciąż zmysłowy, gdy mógł dotykać go całego, każdym muśnięciem palców czy języka pokazywać mu, co naprawdę czuje. Zazwyczaj w takich momentach Hanamiya przynaglał go, by już przeszedł do rzeczy, jednak widocznie nadal był rozleniwiony snem, bo nie protestował. Co więcej, w Kiyoshim wszystko wręcz zacisnęło się rozkosznie, gdy poczuł jego rękę na głowie. Hanamiya zwykle kontrolował pieszczoty, jakie ten mu dawał, tak jak teraz dociskając go do siebie, nie pozwalając się odsunąć, gdy językiem zaczął pieścić jego skórę. Wodził nim po linii żeber, schodząc wolno na twardy brzuch, muskając go na zmianę z ustami. Palce Hanamiyi zaciskały się i rozwierały na jego włosach w rytm tego, jak delikatnie drżały jego mięśnia i nerwy, co sprawiało mu naprawdę sporą satysfakcję.
Czy Hanamiya mógłby go kiedyś poprosić o pieszczotę? Chciałby tego nie dla tego, by go upokarzać, ale usłyszenie takiej spragnionej prośby byłoby na pewno cudowne. Mimo tych skrytych pragnień był zadowolony z tego co miał, z tego, jak ciało kochanka delikatnie wygina się pod jego pieszczotami, jak momentami zachłystuje się cicho powietrzem, jak otaczające go nogi napinają się i rozluźniają. Złapał delikatnie zębami skórę na jego kości biodrowej, wywołując tym niekontrolowane drgnięcie. Zaraz też chwycił go za nadgarstek ręki, której palce miał wplecione w jego włosy, i odsunął ją, całując jej wnętrze. Wyczuwał delikatnie drżenie dłoni, dlatego z rozkoszą pocałował ją jeszcze raz, językiem przesuwając między palcami i zerkając na Hanamiyę.
– Długo zamierzasz się tak jeszcze bawić? – spytał ten, marszcząc brwi, chociaż jego głos był przyjemnie zduszony.
– Aż mi się nie znudzi – mruknął z uśmiechem, na co Hanamiya prychnął cicho.
– Dotknij mnie.
– Dotykam – odparł, kładąc dłonie na jego biodrach, gdy wsunął mu język w pępek.
– Kiyoshi...
– Nie – odparł mu po prostu, gdy uniósł się wyżej, całując jego usta i nie przejmując się, że ten gryzie boleśnie jego wargę.
– Nie denerwuj mnie – ostrzegł go cicho Hanamiya, podnosząc dłoń, zapewne chcąc znowu wpleść ją w jego włosy, ale Kiyoshi był szybszy. Bez problemu chwycił jego nadgarstki, przybijając je do poduszki tuż nad jego głową. Hanamiya nie był wątły ani drobny, ale nawet jego ręce były małe w porównaniu do niego. Z czego, sądząc po wyrazie jego twarzy, doskonale sobie zdawał sprawę.
– Wcale nie mam takiego zamiaru. – Pochylił się z uśmiechem, chcąc go pocałować, jednak Hanamiya odwrócił twarz, nie pozwalając mu na to.
Zaśmiał się cicho, łapiąc jego dłonie, z którymi splótł palce, w dalszym ciągu przyciskając je do poduszki i dotknął ustami delikatną skórę pod uchem mężczyzny. Przez chwilę całował to miejsce, wsłuchując się w płytki oddech Hanamiyi, który trwał w bezruchu, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że żadne jego pieszczoty na niego nie działają. Kiyoshi czuł coraz mocniejsze napięcie w dole, lecz ku swojemu własnemu zaskoczeniu, wcale nie musiał go rozładowywać jak najszybciej, całkiem przyjemne było trwanie w tej gorączce. Czyżby nauczył się cierpliwości przy swoim kochanku?
Zanim Hanamiya zdążył cokolwiek powiedzieć, ofuknąć go czy może obrazić, pochwycił jego usta w pocałunku, przyciskając go mocno swoim ciałem do łóżka, by ani myślał się uwolnić. O ile kiedyś jego wygląd, a raczej budowa ciała była jego straszliwym kompleksem, tak teraz miał dreszcze na całym ciele, gdy widział jak Hanamiya mu się poddaje, jak nie ma na tyle sił, by mu się oprzeć.
– Jesteś piękny – wydyszał, gdy odsunął się, by spojrzeć mu w oczy. Ten tylko zmarszczył brwi, prychając cicho ni z pogardą ni – ku zaskoczeniu Kiyoshiego – z zażenowaniem.
– Zamknij się i weź mnie w końcu – syknął, na co Kiyoshi zaśmiał się ciepło, nie puszczając jego rąk, gdy wrócił do całowania jego szyi.
– Mmm... nie – powiedział wesoło, na co Hanamiya znowu syknął.
– Więc puść mnie!
– Również odmawiam. – Przesunął wargami po jego obojczyku, zaraz gryząc go na tyle mocno, że z ust chłopaka uszedł pojedynczy jęk.
To był cudowny dźwięk, uwielbiał go słuchać w tych rzadkich momentach, gdy jego kochanek dawał się ponieść emocjom. Chciał, by tak było i tym razem.
Ścisnął mocniej jego place swoimi, patrząc na niego z góry, wolno ocierając się o niego biodrami. Hanamiya nie wydał z siebie żadnego dźwięku, tylko jego oczy rozszerzyły się, a usta mimowolnie rozchyliły aż Kiyoshi walczył przez chwilę ze sobą, czy bardziej chce na niego patrzeć czy jednak całować.
Wygrało to pierwsze. A właściwie nie do końca, bo gdy Hanamiya sam poruszył biodrami, Kiyoshi aż zacisnął powieki, przygryzając wargę. Rozkoszne prądy jakie go ogarnęły, niemal odebrały mu dech.
– Na pewno chcesz się nadal bawić? – wydyszał Makoto, z jakąś przewrotną satysfakcją w głosie, wyprężając się raz jeszcze.
Kiyoshi jęknął cicho, chowając twarz w jego włosach. Fakt, był już naprawdę mocno podniecony.
– Chcę cię kochać – wyszeptał nisko, nie mogąc się powstrzymać, ocierając się wolno o niego.
Powoli puścił jego ręce, patrząc na niego z góry, jeszcze chwilę się wahając. W takich momentach mógł dostrzec w oczach swojego partnera coś niemal miękkiego i ciepłego, co zawsze łapało go wzruszeniem, powodując dziwny uścisk w gardle. I kiedy już myślał, że da radę się opanować, Hanamiya tak po prostu zgiął nogi w kolanach, unosząc jedną z nich i przesuwając po jego boku.
– Na co czekasz? – wyszeptał zmysłowo, patrząc mu w oczy. – Po prostu to zrób.
Nie skupiał się już na jego zaskoczonym westchnieniu, gdy niemal zmiażdżył jego usta w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem tak go całował, ale teraz było coś w jego oczach, co odbierało mu resztki samokontroli, co sprawiało że chciał, nie, że potrzebował mieć go blisko, tak blisko jak nigdy wcześniej.
Objął go mocno, gdy przeturlał się z nim na bok, pozwalając by to Hanammiya był na górze, gdy teraz mógł bez skrępowania wsunąć dłonie w jego luźne spodnie, które założył do spania, gdy mógł ściskać jego pośladki, samemu kierując ruchami jego bioder tak, by ocierali się o siebie jak najmocniej.
Hanamiya złapał za swoją koszulkę, ściągając ją z siebie jednym ruchem. Pochylił się nad nim, wspierając dłoń na poduszce i Kiyoshi miał wrażenie, że ma wypisane pragnienie na twarzy. A Hanamiya chyba to dostrzegł, bo uniósł kącik ust w lekko kpiącym uśmiechu, wsuwając palce w jego włosy. Czekał na pocałunek, chociaż podejrzewał, że ten celowo wszystko opóźnia, dlatego szybko przeniósł dłonie na plecy kochanka, muskając palcami dół jego pleców. Hanamiya zmrużył na moment powieki od pieszczoty. To miejsce miał wyjątkowo wrażliwe i Teppei nie zamierzał tego ignorować. Dotykał go tam, zataczając w tym miejscu małe kółeczka, napawając się wyrazem jego twarzy, nim ten nie uchylił powiek, wpatrując się w niego zmrużonymi oczami.
– Hanamiya...
– Wezmę cię w usta – powiedział cicho, leniwie, jakby rozmawiali o pogodzie. – Chcę cię ssać, Kiyoshi.
Nigdy nie mógł się nadziwić, z jaką łatwością przychodziło mu mówienie takich rzeczy. Że nie czuł się zmieszany czy skrępowany. Że tak po prostu mówił, czego pragnie.
– Zaczekaj – wydyszał, unosząc się na łokciach. Chciał go dzisiaj pieścić i dotykać, chciał go mieć takiego uległego, wręcz biernego dla siebie i tylko dla siebie.
– Dlaczego? – Hanamiya uniósł brwi, co z wygiętymi kącikami ust nadawało mu nie tylko kpiącego wyrazu, ale i czegoś wyzywającego, co prowokowało, by zetrzeć tę minę z jego twarzy. – Ostatnim razem dobrze się bawiłeś, wbijając się w moje gardło.
Kiyoshi poczuł, jak palą go koniuszki uszu na samo wspomnienie, jak niedawno dał się ponieść chwili i sam dociskał jego głowę do swojego krocza. Nie żeby jego kochanek miał coś przeciwko, jednak lubił mu pod tym względem dogryzać.
Hanamiya pchnął go w pierś, zmuszając tym samym, by znowu się położył. Opadł na poduszki, chociaż w dalszym ciągu tlił się w nim opór. Naprawdę miał ochotę dzisiaj go pieścić i dawać mu rozkosz. A tymczasem Hanamiya robił z nim co chciał, bo gdy tylko obciągnął jego spodnie dresowe, dotykając gorącej wypukłości, uleciały z niego wszelkie, konkretne myśli.
Westchnął jękliwe, gdy Hanamiya bez skrępowania pomasował dłonią jego męskość i zaraz zaczerpnął głośno powietrze, gdy uwolnił ją z bielizny.
– Hanamiya... – wydyszał, zatrzymując go dłonią, którą oparł na jego głowie.
– Marzy ci się powtórka? – parsknął, uśmiechając się zaczepnie, wolno poruszając dłonią po jego penisie.
– Nie! Znaczy... – zawahał się, gdy ten zaczął go wolno lizać, cały czas patrząc mu w oczy. – N-nie zrobię tego znowu, w-wtedy... wtedy...
Miał ochotę odsunąć go od siebie, doskonale świadomy jak bardzo się jąka, a równocześnie jak doskonale bawi się teraz Hanamiya.
– Ach, nie zrobisz? – Mężczyzna pocałował czubek jego męskości. – Powinieneś, podobało mi się.
Zagryzł wargę. Miał opory przed wbijaniem się w jego gardło, przed dociskaniem mocniej jego głowy, czuł że powinni to zrobić inaczej, ale skoro Hanamiya tak stawiał sprawę...
Wplótł palce w jego włosy, ściskając je lekko, a ten z cichym pomrukiem pochylił się nad nim, łapiąc jego męskość między wargi. Oddychał ciężko, starając się nie przyciskać go za mocno – wbrew jego słowom nie chciał być brutalny, nie chciał go zmuszać… Ale Hanamiya tak cudownie go pieścił, jego usta były takie wspaniałe, gdy zaciskały się wokół niego, gdy przesuwały raz wolno, raz szybko po całej jego długości…
Mężczyzna wysunął go z ust, pieszcząc przez chwilę dłonią i spoglądając na niego z mieszanką prowokującej zmysłowości i kpiny, jakby jego spojrzenie miało Kiyoshiemu uświadomić, jak bardzo pragnie, by Hanamiya pieścił go jeszcze, mocniej.
Wziął go znowu do ust, rzucając mu jeszcze jedno, przeciągłe spojrzenie i Teppei z jękiem odchylił głowę, zaciskając mocno palce na włosach partnera, dociskając mocniej jego głowę już bez większych wyrzutów sumienia. Hanamiya pozwolił mu się wsunąć głębiej, sprawiając, że aż zadrżał gwałtownie z rozkoszy.
Pragnął go. Rodziła się w nim myśl, by go od siebie odsunąć, przycisnąć go poduszek i kochać jak jeszcze nigdy wcześniej. Chciał czuć, jak Hanamiya mu na to pozwala, tak jak teraz, gdy znowu wsuwał się głęboko w jego gardło.
Sam nie wiedział, kiedy ten zdążył się tego nauczyć – ich pierwsze razy kończyły się niezręcznie, gdy Hanamiya rzucał mu rozzłoszczone spojrzenie ilekroć Kiyoshi szeptał słowa takie jak "głębiej" czy "mocniej". Teraz bez oporów mógł wsuwać się w tę gorącą wilgoć jego gardła, Hanamiya pieścił go tak cudownie, tak chętnie, tak...
Zagubił tok myśli, gdy ten delikatnie go ugryzł, powodując drgnięcie całego ciała.
– Boli! – jęknął, zaciskając mocniej palce na jego włosach.
– Dlatego to robię.
Odetchnął głębiej, zaciskając powieki, gdy Hanamiya znów go ugryzł. Zawsze osłabiał tak jego przyjemność, bólem wstrzymując go przed orgazmem, a robił to tak sprawnie, że mógł wytrzymać naprawdę długo. Zresztą zadawanie bólu było jedną z rzeczy, która szalenie nakręcała jego partnera. Nie żeby nie domyślał się tego wcześniej, ale fakt ten był mocno dostrzegalny podczas ich seksu, gdy Hanamiya momentami był o krok od tego, by się zwyczajnie nad nim pastwić, igrając z jego rozkoszą, a zarazem cierpieniem.
Zacisnął mocno zęby, czując kolejne delikatne ugryzienie, gdy Hanamiya zaraz wysunął go ze swoich ust, liżąc po całej długości. Poruszył biodrami, samemu ocierając się o jego wargi, czując, jak wilgoć na jego męskości owiewana jest oddechem jego partnera, a to sprawiało mu jeszcze większą przyjemność.
– Spieszy ci się gdzieś? – spytał niemal beztrosko Hanamiya, zaciskając na moment palce na nasadzie jego męskości, jakby dawał mu do zrozumienia, kto właśnie kontroluje sytuację. Kiyoshi nawet przez minutę nie sądził, by mogło być inaczej. Ale nie przeszkadzało mu to, nie miał nic przeciwko poddawaniu się mu i jego rozkoszy, jaką mu fundował.
– Bardzo – wysapał, oddychając ciężko, gdy czuł, jak Hanamiya wolno masuje główkę jego penisa. – Chodź tu – wychrypiał, ciągnąc lekko jego włosy. Chciał go przy sobie, chciał się w końcu z nim kochać. Mieć go nad sobą, pod sobą, w każdej możliwej pozycji, ale chciał by już był jego, więcej nie zniesie tego drażnienia.
Hanamiya tylko uśmiechnął się kącikiem ust, jakby doskonale zdając sobie sprawę z myśli, jakie zaprzątały jego głowę, jednak podciągnął się wyżej, muskając jego wargi swoimi. Kiyoshi od razu zainicjował głębszy pocałunek, ściskając mocno jego pośladki, by zaraz oderwać się od niego i sięgnąć do ich szafki nocnej. Pospiesznie wyjął z niej olejek, który rozlał sobie na palcach, zaraz wsuwając dłoń pod bokserki mężczyzny, napierając na niego delikatnie.
– Nie jestem ze szkła – usłyszał przy uchu jego cichy pomruk.
– Wiem – odparł, przygryzając bok jego szyi. – Ale dzisiaj chcę się z tobą kochać.
Tamten mruknął tylko, zaraz wzdychając głęboko, gdy Kiyoshi wsunął w niego głęboko palec, zaraz dokładając drugi. To było tak cholernie podniecające, widzieć jak się na nim pręży, jak wygina w rozkoszy kręgosłup... Nie mógł się na niego napatrzeć, chłonął jego widok całym sobą.
Nie było w nim już nic z poprzedniego rozespania, została w nim jednak jakaś prowokująca zmysłowość, która sprawiała, że Hanamiya ocierał się o niego łagodnie, pomrukując mu do ucha, które od czasu do czasu przygryzał. Chciał go już, jak najszybciej, ale kontrolował się, nie zamierzał przez swój pośpiechu sprawiać mu niepotrzebny dyskomfort.
Hanamiya oparł dłoń na jego policzku, sekundę potem całując jego wargi. Nie pozwolił jednak na głębszy pocałunek, odsuwając się zaraz, muskając palcami jego policzek i szyję, patrząc mu w oczy.
– Weź mnie w końcu – nakazał głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewało podniecenie.
– Hanamiya... – zaczął, chcąc zaprotestować, że wytrzyma, że za wcześnie, lecz mężczyzna wbił lekko paznokcie w jego szyję.
– Powiedziałem, że nie jestem ze szkła.
Wahał się jeszcze tylko przez chwilę, zaraz obejmując go i znów przewracając się z nim na bok, przyciskając go do materaca. Spojrzał mu w oczy, gdy pospiesznie ściągał z niego resztkę ubrań, a widok tych delikatnie wygiętych warg posłał dodatkowe dreszcze w dół jego pleców.
Hanamiya nigdy nie był zawstydzony i skrępowany. Tak było i teraz, gdy bez słowa rozłożył przed nim nogi, wyciągając ręce w górę, jedną z nich przytrzymując się szczebla od ramy ich łóżka. Chciałby go kiedyś wiązać, przemknęło mu przez myśl i było to uczucie tak nowe, że aż przełknął głośno ślinę, zmieszany. Będą musieli tego spróbować.
Póki co napawał się chwilę widokiem jego naprężonego ciała, nim w końcu chwycił jego biodra, unosząc je wyżej. Patrzył, cały czas patrzył, jak mężczyzna wygina się w łuku, gdy wsuwał się w niego powoli, cal po calu, a bezgłośny jęk odbił się na jego ustach, które natychmiast zostały porwane do namiętnego pocałunku. Mimo nieustannych myśli o tym, by kochać go powoli i czule, pchnął mocniej, zagłębiając się w nim cały. Zduszony dźwięk zaskoczenia narodził się między ich wargami. Uwielbiał to uczucie, uwielbiał być w nim i czuć jak mocno się na nim zaciska.
Z cichym pomrukiem przyjemności przesunął dłonie z boków kochanka na jego plecy, naciskając palcami ich dół, co sprawiło, że ten wygiął się jeszcze bardziej, tłumiąc jęk mocno zaciśniętymi wargami.
– Nie powstrzymuj się – wyszeptał gorączkowo, muskając jego wargi swoimi, oddychając urywanie. – Chcę cię słyszeć, Makoto...
Mężczyzna zmarszczył brwi, zapewne mając ochotę rzucić coś obraźliwego za nazywanie go po imieniu, jednak zareagował tylko urywanym westchnieniem gdy Kiyoshi poruszył się w nim mocno, głęboko.
Rozkosz już dawno nie smakowała tak dobrze jak teraz, gdy z całych sił starał się powstrzymać, by nie dojść od razu. Byłby to z pewnością żenująco szybki orgazm, jednak ciężko mu było się opanować, skoro ten wcześniej pieścił go ustami.
– Mocno – wyszeptał mu do ucha Hanamiya i aż się zatrząsł, gdy poczuł ugryzienie na jego płatku. – Zrób to mocno, Kiyoshi...
Kiyoshi nigdy nie wiedział, jak Hanamiya to robił, że potrafił wyzwolić w nim instynkty, o jakie by się nawet nie podejrzewał. Nie żeby specjalnie narzekał, zmysłowy seks podlany gwałtownością jaką inicjował jego kochanek smakował nawet lepiej.
Wbrew jednak jego słowom, wysunął się wolno z jego wnętrza, zaraz też wsuwając ponownie, mocno dociskając się biodrami do jego pośladków. Był więcej niż pewien, że Hanamiya zamierza coś powiedzieć, lecz tylko zachłysnął się powietrzem, gdy wszedł w niego tak głęboko. Sam miał wrażenie, że oszaleje czując jak miarowo się na nim zaciska…
Uniósł się na łokciu, czując, jak Makoto wbija mu paznokcie jednej ręki w bark i przywarł do jego warg w rozkosznie gwałtownym pocałunku, poruszając znowu biodrami.
– Mocniej, Kiyoshi – niemal warknął Hanamiya, ściskając w dłoni jego włosy, a jego głos nabrzmiały podnieceniem posłał nowe dreszcze po ciele mężczyzny.
– Nie dzisiaj – wyszeptał mu do ucha, czując jakoś przewrotną przyjemność z tego, jak ten się napiął.
– Kiyoshi!
– Pozwól mi – wyszeptał. – Dawno się nie kochaliśmy...
Hanamiya bez słowa pociągnął go do kolejnego gwałtownego pocałunku, napierając na niego biodrami tak mocno, że sam aż zachłysnął się własnym jękiem. Jak on to robił, że nawet w chwilach takich jak ta potrafił przejąć kontrolę, że nawet będąc pod nim tak jasno pokazywał, kto tu rządzi.
– Tak dobrze? – spytał go lekko ochrypłym głosem, zmieniając nieco kąt i pchając biodrami, wciąż niespiesznie, ale drażniąco. Zaskoczone sapnięcie uleciało z ust Hanamiyi, sprawiając, że Kiyoshi powtórzył ruch jeszcze raz i kolejny, i kolejny nie dając mu czasu na odpowiedź. Schował twarz w zagłębieniu jego szyi, wydychając zapach rozgrzanego, podnieconego ciała, które napinało się pod nim jak struna. Nieco jękliwe westchnięcie, gdy poruszył biodrami będąc w nim tak głęboko, było takim cudownym dźwiękiem, wspaniałym…
Całował go po szyi, na zmianę z delikatnymi ugryzieniami, cały czas poruszając biodrami, a Hanamiya jakby nieświadomie odsłaniał ją dla niego, mocno zagryzając wargę. Wyglądał na tak skoncentrowanego na tym, by panować nad swoimi reakcjami… Czasami zastanawiał się dlaczego jego kochanek nie ma problemu z lubieżnym, nawet wyuzdanym seksem, nie hamuje się i tego samego żąda od niego, a tak bardzo protestuje przeciwko łagodniejszej wersji. Przecież Kiyoshi znał go już na pamięć, niemal całego, każdą reakcję, każde drgnięcie wywołane rozkoszą…
Uniósł się na rękach, patrząc na niego z góry, czując, jak w piersiach mocno dudni mu serce na widok delikatnych rumieńców jakie wystąpiły na skórze Hanamiyi, na jego rozchylone usta… Makoto także spojrzał na niego i Kiyoshi poczuł jeszcze większe gorąco niż do tej pory, mocniej, gwałtowniej pchając biodrami. Na twarzy Hanamiyi odbiła się satysfakcja, gdy wyprężył kręgosłup w wyrazie przyjemności.
Wiedział, że niewiele zostało mu do końca, ale i tak starał się opanować, skupiając się przede wszystkim na pieszczeniu kochanka. Spełnił nawet jego prośbę, nieco mocniej pchając biodrami, przyspieszając ruchy i choć wciąż nie były one gwałtowne, to z ust mężczyzny uszło przeciągłe westchnienie, jakby to było właśnie tym, czego potrzebował.
– Kiyoshi, jeszcze – wyszeptał tak nabrzmiałym z podniecenia głosem, że Teppei prawie doszedł na sam ten dźwięk.
Uwielbiał te chwile, dla nich mógł w nieskończoność wysłuchiwać kpin o swoim zamiłowaniu do delikatnego seksu, właśnie dla takich chwil, gdy jego partner bez reszty dawał się ponieść czystej rozkoszy, gdy pragnął od niego więcej, wciąż więcej.
Nie sprzeczał się z nim, nie drażnił, po prostu pochylił się, łapiąc jego wargi w pocałunku, na który Hanamiya odpowiedział z gorącym zapałem, obejmując mocno ramionami, pospieszając go między pocałunkami.
Kiyoshi niemal jak przez mgłę czuł mieszankę bólu i przyjemności, gdy ten przesunął paznokciami po jego plecach, ściskając w końcu mocno pośladki. Złapał jego nogę, odchylając ją bardziej i przyspieszył, dysząc ciężko w wargi Makoto, który łapał je raz po raz zębami.
– Szybciej, Teppei – wydyszał, wychodząc biodrami naprzeciw jego pchnięciom. Kiyoshi jęknął głośno opierając wargi na jego policzku i dopasowując się do mocnego tempa. Czuł jak dłonie Hanamiyi błądzą po jego plecach, słyszał przynaglające słowa, które ten mu szeptał w podnieceniu, łapiąc się znowu ramy łóżka, gdy przesunęli się po pościeli.
Sam już nie bardzo pojmował znaczenia jego słów, ale sam fakt że były takie zmysłowe, pełne napięcia, momentami nawet proszące wydawał mu się podniecający jak nigdy wcześniej. Oparł się więc czołem o jego ramię, dysząc ciężko z przyjemności, z trudem wsuwając dłoń między ich splecione ciała i łapiąc jego męskość w dłoń. Zacisnął zęby, gdy jego kochanek drgnął, jęcząc nieskładnie jego imię, mając wrażenie że zaraz zasłabnie z nadmiaru wrażeń.
– Dojdź dla mnie – wyszeptał, przyciskając go mocniej do poduszek. – Makoto, dojdź, chcę na ciebie patrzeć...
Hanamiya wyglądał, jakby chciał podjąć próbę zwyzywania go za takie teksty, ale porzucił tę myśl, przyciskając policzek do pościeli, zaciskając palce na ramie łóżka tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Kiyoshi patrzył na niego i patrzył, na to jak bardzo jest spięty, prawie na granicy, więc sam zaczął ściskać dłonią jego czubek, drażniąc i masując wrażliwą główkę.
Mężczyzna wygiął plecy, zaciskając mocno zęby, ale nawet to nie stłumiło przeciągłego jęku. Kiyoshi sam miał na to ochotę, gdy widział, jak twarz jego kochanka wykrzywia się w rozkoszy, jak łapczywie chwyta powietrze. Jego otwarte nagle oczy były najpiękniejszym co widział, błyszczące i nieco nieprzytomne od ogarniającej go przyjemności. Sam był już blisko, jeszcze chwila i dojdzie, jeszcze tylko… Makoto złapał go gwałtownie za tył głowy, przyciągając do gwałtownego pocałunku, w którym stłumił okrzyk, gdy opanowało go spełnienie. Kiyoshi jęknął, czując, jak kaleczy mu wargę zębami, a zbliżający się orgazm wywołuje ściskanie w lędźwiach. Poruszał pospiesznie biodrami, wciskając go mocno w pościel, a orgazm, jaki nim wstrząsnął, sprawił, że przez chwilę stracił dech.
Był tak opanowany rozkoszą, a także ich wspólnym rytmem, że poruszył się jeszcze parokrotnie, nim opadła na niego, dysząc ciężko. Hanamiya miał równie ciężki oddech, gdy z zamkniętymi oczami leżał pod nim bez sił, spełniony ale wciąż tak piękny, że mimo obezwładniającego zmęczenia Kiyoshi podciągnął się wyżej, całując go w policzek.
– Chcę częściej budzić się obok ciebie – powiedział z delikatnym uśmiechem, na co mężczyzna uchylił powieki, unosząc wyżej brwi.
– O czym ty mówisz? – prychnął, jednak brakowało w tym pogardy, jaką okazywał na co dzień. I chyba on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo zaraz wywrócił malowniczo oczami, naciskając dłońmi na jego barki, chcąc go odsunąć. – I złaź, ciężki jesteś.
Kiyoshi uśmiechnął się szeroko, wpatrując się w niego, przepełniony szczęściem. Złapał jego ręce, przywierając do jego warg i chociaż Hanamiya poruszył się w proteście, to najwyraźniej miał siły, by z nim nadal walczyć.
Jak on go kochał… Nawet wtedy, gdy poczuł w końcu bolesne ugryzienie na wardze, nawet wtedy miał wrażenie, że uczucia aż go rozpierają od środka. Chciał mu to mówić, powiedzieć o tym, podzielić swoją radością, patrząc na tę jego wyniosłą minę i zmrużone powieki, jakby informował Kiyoshiego, że sam się prosił o karę.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wsuwając pod niego ramię i obracając ich na bok, z cierpliwością znosząc niezadowolenie partnera, że się klei i najlepiej Kiyoshi zrobi, jak go w końcu puści.
– Marudny – skomentował z rozbawieniem, za co zaraz zarobił bolesne uderzenie w bok.
– Prysznic. Teraz – powiedział twardo Hanamiya, gdy Kiyoshi objął go mocno, wtulając się w niego, co chyba nie szczególnie mu się podobało, ale odpychanie go nie szło mu za dobrze.
– Tak, tak. Zanieść cię? – Zerknął na niego, tłumiąc uśmiech na widok jego miny.
– Nawet nie próbuj. – Hanamiya rzucił mu sceptyczne spojrzenie.

Kiyoshi nie potrzebował niczego więcej, by podnieść się i ze śmiechem wziąć go na ręce, wynosząc z sypialni.