piątek, 24 czerwca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń. [6/16]; KiyoHana



Hanamiya wbijał spojrzenie w boczną szybę samochodu, jakby ta co najmniej wyrządziła mu jakąś niewybaczalną krzywdę. Nie, to wcale nie było tak, że był zły, był po prostu niemożliwie zirytowany tym, że przyszło mu tutaj siedzieć, podczas gdy mógł robić szereg innych, dużo przyjemniejszych rzeczy. A siedzenie w tym potwornym tworze, który śmiał się nazywać samochodem, było ostatnią, na jaką miał ochotę.
- Hanamiya…
- Przymknij się – warknął, nawet nie patrząc na siedzącego obok Kiyoshiego.
- Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo nie podoba ci się Helenka – westchnął mężczyzna i dodał gazu, gdy zapaliło się dla nich zielone światło, a Hanamiya nie mógł wręcz słuchać tego staroświeckiego wycia, jakie wydobywało się z tego… pojazdu.
- Gdzieś mam to twoje głupie auto – odezwał się ze złością, bo tak właściwie siedzenie w tym samochodzie tylko wzmagało jego zirytowanie. – Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że jedziemy do ciebie, zanim w ogóle tutaj wsiadłem.
- Ale o co ci chodzi, przecież to będzie miła wycieczka, a moi dziadkowie już dawno chcieli cię poznać! – powiedział tym swoim łagodnym, uspokajającym tonem głosu, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że to właśnie on wkurza Hanamiyę najbardziej.
- Świetnie – sarknął, zaciskając zęby, bo ostatnią rzeczą, o której marzył, to poznawanie kogokolwiek z rodziny Kiyoshiego.
- Rozchmurz się! - rzucił radośnie Kiyoshi. - Będzie fajnie, babcia zrobiła rosół na obiad, pogadasz sobie z dziadkiem, zobaczysz, będzie świetnie!
Hanamiya nie miał ochoty z nikim gadać. Ani nawet jeść rosołu. Miał ochotę zabić tego idiotę za to, że tak podstępnie zabiera go do swoich dziadków. W dodatku w tym koszmarnym aucie. Oparł się czołem o szybę, modląc się o cierpliwość, gdy Kiyoshi odpalił muzykę i z głośników poleciał Michael Jackson. Był w stanie to znieść, ale potęgowało to jego irytację, która i tak już sięgała niebezpiecznie wysokich szczebli.
- No i jesteśmy! - oznajmił Kiyoshi kilkanaście minut później, uśmiechając się szeroko. - No chodź, będzie świetnie! Zresztą kiedyś musiałbyś ich poznać, jak sobie wyobrażasz wspólne mieszkanie? Musisz poznać moją rodzinę!
Hanamiya nie wiedział, po co znajomość z jego babcią i dziadkiem była mu potrzebna do wspólnego mieszkania, nie widział w tym żadnego powiązania. Mimo to wysiadł niechętnie z tego nieszczęsnego wozu, rozglądając się dookoła. Cicho i spokojnie. Przynajmniej tyle. Kiyoshi poprowadził go do małego, nieco obskurnego domku, a Hanamiya tylko modlił się, by w środku nie było tak źle jak na zewnątrz. Na szczęście nie. Było skromnie, ale na szczęście czysto, to najważniejsze. Rozejrzał się dyskretnie, zdejmując buty, spoglądając za Kiyoshim, który raźno przeciął przedpokój.
- To ja! Przyprowadziłem Makoto!
Hanamiya bardzo chciał się na niego wydrzeć za nazywanie go po imieniu, jednak stłamsił w ustach w przekleństwo, z nieznanych sobie przyczyn nagle czując się podenerwowany.
A to irytowało go tym bardziej. Nie w jego stylu było denerwowanie się takimi bzdurami, ale  drugiej strony nie w jego stylu było stawianie się w sytuacjach, za którymi, krótko mówiąc, nie przepadał. Tylko ten cholery Kiyoshi nie rozumiał tak prostych spraw.
Hanamiya ponuro rozglądał się wokoło. Na ścianach wisiały liczne obrazy i fotografie, które najwyraźniej przestawiały Kiyoshiego na różnych etapach rozwoju. Że też ten bałwan nie uważał tego za żenujące,  chociaż tak właściwie było to nawet w jego stylu. Próżny, bezsensowny sentymentalizm powinien być jego znakiem rozpoznawczym. Cały ten dom aż zionął Kiyoshim i Hanamiya najchętniej opuściłby go jak najszybciej i nawet był prawie o krok od zrobienia tego, gdy Kiyoshi wychylił się na korytarz, posyłając mu szeroki uśmiech.
Spojrzał na niego ze złością, ale Kiyoshi nic sobie z tego nie robił, gdy podszedł do niego, łapiąc go za rękę i prowadząc do salonu.
Właściwie sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale jego widoku na pewno nie spodziewali się dziadkowie Kiyoshiego, bo patrzyli na niego dłuższą chwilę w tak ogromnym skupieniu, że aż zrobiło mu się niedobrze.
- Dzień dobry - odezwał się w końcu, depcząc Kiyoshiemu po stopie, gdy ten zagarnął go raźno ramieniem, najwyraźniej próbując dodać mu otuchy.
- Babciu, dziadku, to jest właśnie mój Makoto!
W salonie chwilę panowała cisza, aż w końcu staruszek, który przyglądał się mu tak intensywnie, jakby miał zamiar przebić go spojrzeniem na wylot, odchrząknął i spojrzał na nich bez cienia zrozumienia.
- To Makoto nie jest dziewczynką?
Hanamiya poczuł, że mu krew mrozi w żyłach. Tyle razy powtarzał temu debilowi, by nie nazywał go tym paskudnym, babskim imieniem i proszę, oto co narobił. Teraz jego dziadkowie zejdą na zawał i jeszcze trzeba będzie opłacić koszty pogrzebu. Po prostu pięknie.
- Co za uroczy młodzieniec! - zaświergotała pogodnie babcia, podchodząc do niego i łapiąc jego dłoń w swoje ręce. - Co za różnica, to chłopiec naszego Teppeia! Witaj, kochaniutki!
Hanamiya aż zamrugał.
Chłopiec Teppeia.
Co.

sobota, 18 czerwca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń [5/16]; KiyoHana

Jako że nie mamy kiedy jeść, spać, żyć, oddychać, aktualki mogą pojawiać się z lekkim opóźnieniem.

~*~

– Łaa, jaka ładna ta okolica! – Kiyoshi uśmiechnął się szeroko, opuszczając szybę w samochodzie i wpuszczając do środka świeże powietrze.
Wszędzie wokoło były równo przystrzyżone krzewy, kwitnące drzewka i kwiaty, a trawa wydawała się po prostu rosnąć na określoną wysokość kilku centymetrów. Siedzący koło niego Hanamiya tylko prychnął pod nosem lekceważąco, ale Kiyoshi kompletnie się tym nie przejął, bo jego partner robił to nagminnie. Zresztą, gdyby coś mu nie odpowiadało, na pewno jasno by to wyraził. Obrażając przy okazji pół świata, niedzielnych kierowców i Kiyoshiego. Tak dla zasady. Już taki był ten Hanamiya.
– Podoba mi się tutaj – dodał, wychylając się przez otwarte okno, rozglądając się po wysokich budynkach. Jakoś tak czuł, że to miejsce było by naprawdę świetne do zamieszkania. - Który to był blok?
– Dziewiąty – mruknął Hanamiya. – Ten, pod którym zaparkowałem, głupku.
– No to na co czekamy, chodźmy!
Hanamiya westchnął tylko, gasząc silnik i odpinając pasy, ale Kiyoshi nie czekał na niego, wychodząc z auta i rozglądając się wokół. Budynek i okolica były przepiękne, nowoczesne, a przy blokach widział kamery. Mógł czuć się tutaj bezpiecznie, choć z drugiej strony, czy w takiej dzielnicy były jakieś tanie mieszkania? To akurat wybierał jego partner, więc nawet nie zwrócił uwagi na cenę. Ale cóż, nie zaszkodzi go obejrzeć.
Poczekał na niego przy domofonie na klatkę schodową, niezwykle podekscytowany. W końcu to mógł być ich nowy dom! Nie rozumiał więc, czemu Hanamiya wygląda na zupełnie nieprzejętego i znudzonego.
– Zadzwoń pod 59 – mruknął mu tylko, opierając się o ścianę i przymykając oczy.
Kiyoshi przycisnął guzik przy wskazanym numerze i uśmiechnął się, słysząc łagodne, kobiece "Tak?".
– Dzień dobry, przyszliśmy w sprawie mieszkania do wynajęcia.
– Dobrze, zapraszam na dziewiąte piętro.
Hanamiya otworzył gwałtownie oczy, marszcząc brwi.
– Kiyoshi! – syknął niespodziewanie, na co tylko rzucił mu zaskoczone spojrzenie. Miła pani otworzyła im drzwi, które teraz uchylił przed swoim facetem. – Zazwoń jeszcze raz i powiedz, że jednak rezygnujemy.
– Co? – zdumiał się, patrząc na niego ze zdziwieniem. – Przecież jeszcze go nie widziałeś?
– Po prostu to zrób!
W jego głosie było coś, czego Kiyoshi wcześniej nie słyszał. Patrzył więc na niego przez chwilę, aż w końcu uśmiechnął się pokrzepiająco, łapiąc go za rękę.
– O co chodzi? Dalej, zobaczymy to mieszkanie, jak nam się nie spodoba, to pojedziemy dalej!
Hanamiya zacisnął zęby, patrząc gdzieś w bok. Pochylił się więc nad nim, całując go krótko w czoło i zaciskając mocniej palce na jego dłoni.
– Chodź, być może jest to mieszkanie naszych marzeń! Będzie zabawnie!
Hanamiya miał minę, którą Kiyoshi często klasyfikował jako tę, po której zazwyczaj następuje jakiś wybuch, wyrażający niezadowolenie jego partnera, lecz przecież wiedział, że Hanamiya często wybucha, tak o sobie, więc dopóki nie zacznie jeszcze marszczyć swojego czoła, wszystko jest w porządku.
– Mamy szukać mieszkania, a nie bawić się – warknął pod nosem, niechętnie wchodząc za Kiyoshim na klatkę schodową.
– Oj tam, przecież to też może być zabawa. – Teppei zaśmiał się, z przyjemnością rozglądając się po czystym, zadbanym korytarzu. – Zresztą sam znalazłeś to miejsce, więc chociaż je zobaczmy, skoro już przyjechaliśmy.
Hanamiya burknął coś pod nosem, czego nie dosłyszał. Czasem nawet Makoto musiał ulegać pod jego racjonalnymi argumentami!
– Gdzie ty idziesz?!
Aż się zatrzymał, gdy Hanamiya szarpnął go za rękę, gromiąc go przy okazji spojrzeniem.
– Do windy? – Uśmiechnął się z niezrozumieniem.
– Tam są schody. – Hanamiya wskazał je machnięciem ręki, wyglądając coraz bardziej ponuro, a czego Kiyoshi już w ogóle nie rozumiał.
– Chcesz wchodzić na dziewiąte piętro po schodach? – zdziwił się, na co Hanamiya tylko zacisnął zęby.
– Tak.
– No już nie przesadzaj, chodź – pociągnął go w stronę otwierającej się windy, pakując ich do środka i wciskając dziewiątkę. – Szkoda przegapić taką okazję, jak akurat podjechała!
Hanamiya wyglądał, jakby naprawdę chciał go zabić, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo drzwi się zatrzasnęły.
To, co zaskoczyło go najbardziej, gdy winda ruszyła, to że Hanamiya wręcz wbijał mu paznokcie w dłoń, choć w ogóle na niego nie patrzył. Sam pochylił się, by na niego spojrzeć, ale ten tylko odwrócił wzrok, zaciskając usta w jedną, cienką kreskę.
– Hej – zaczepił go ostrożnie. – Wszystko gra?
– Ten raz jeden się zamknij – uzyskał cichą odpowiedź, której ton nijak pasował do zwyczajnego, złośliwego czy pochmurnego głosu jego partnera. Był zły? Smutny? Ale czemu? Przecież...
Sam drgnął, gdy windą gwałtownie szarpnęło i stanęła w miejscu.
Nawet światło zamigało i Kiyoshi przez ułamek sekundy poczuł się jak w tych wszystkich horrorach, które oglądał. Przez moment gapili się na siebie z Hanamiyą, aż ten nie wykrzywił w końcu twarzy ze złością, uderzając go gwałtownie a ramię.
– To twoja wina! – zaatakował go, uderzając jeszcze raz.
– Moja?! – zdziwił się autentycznie Teppei, łapiąc za rękę Makoto, który ponownie chciał go uderzyć. – Przecież ja nic nie zrobiłem!
– Ty istniejesz, Kiyoshi, to wystarczy! – warknął, wyrywając gwałtownie nadgarstek z jego uścisku. Odwrócił się do panelu sterującego naciskając po kolei wszystkie guziki, lecz winda jak stanęła tak najwyraźniej nie zamierzała się ruszyć.
– Niech ta gówniana winda działa! – Hanamiya kopnął drzwi, lecz i to nie przyniosło żadnego rezultatu, jednak Kiyoshi uznał za stosowne zareagować, zanim przyjdzie mu do głowy zdemolować windę. I co wtedy powiedzą ich potencjalni sąsiedzi?
– Makoto, spokojnie – odezwał się uspokajającym tonem głosu, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Nie-do-ty-kaj-mnie – wycedził chłopak, strącając jego dłoń. Kiyoshi znów spróbował go dotknąć, bo wyglądał jakby dostał furii, ale bezskutecznie. – Czy ty rozumiesz, co ja do ciebie mówię?!
– Nie rozumiem – powiedział zgodnie z prawdą, bo naprawdę nie rozumiał tego wybuchu złości.
– To jesteś tępy – usłyszał w odpowiedzi.
No tak. Tego się mógł spodziewać. Że Hanamiya będzie złośliwy. Ale absolutnie nie spodziewał się jego następnych słów:
– Duszę się.
– C-co? – wyjąkał, wytrącony z równowagi, nie wiedząc czy to jakiś żart czy coś.
– Nie słyszałeś?! Duszę się, jest za mało tlenu! – warknął Hanamiya, opierając się o ścianę. – Zadzwoń na alarm.
– Jesteśmy tu dopiero od minuty, jakim cudem...
– DZWOŃ.
Przełknął resztę swoich słów i potulnie nacisnął guzik alarmowy. Bogu dzięki ktoś się zgłosił, więc wyjaśnił krótko sytuację, otrzymując zapewnienie, że już ktoś jedzie i że będą niebawem.
Odwrócił się z uśmiechem, by powiedzieć o tym swojemu partnerowi i zamrugał ze zdziwieniem, gdy zobaczył go przykurczonego na ziemi, z głową między kolanami.
– Co robisz? – zagadnął go ostrożnie, obawiając się wybuchu.
– Gówno. Wyjdź stąd – warknął stłumionym głosem.
– Jak mam stąd wyjść, skoro winda utknęła? – spytał z niezrozumieniem. Hanamiya zachowywał się jakby co najmniej stracił trochę rozumu i to zaczęło niepokoić Kiyoshiego.
– Zamknij się! Zamknij i nic do mnie nie mów! – krzyknął na niego, nieco wyższym, w ogóle niepasującym do Hanamiyi głosem, pochylając głowę jeszcze niżej i oddychając ze świstem. Dopiero ten ciężki oddech sprawił, że w głowie Kiyoshiego coś zaskoczyło.
– Masz klaustrofobie? – spytał, czując lekką panikę, gdy zaczęło do niego docierać, co się może stać, jeżeli winda szybko nie ruszy.
– Nie. Odwal się. – Nawet jego słowa nie brzmiały z taką złością jakiejś się po nim spodziewał, dlatego tym mocniej odczul niepokój. Zwłaszcza gdy jego partner pochylił głowę jeszcze niżej, o ile to możliwe, oddychając jakby hiperwentylował.
– Makoto... – zaczął, kucając przed nim i próbując go dotknąć, lecz ten odsunął jego rękę. Nie uderzył.
– Odsuń się. I nie mów tak do mnie.
– Ale...
– Odsuń się, tu jest za ciasno!
Kiyoshi umilkł, siadając po przeciwnej stronie, próbując pospiesznie zebrać myśli. Jak miał mu pomóc, jak go uspokoić? Przyglądał mu się, czując jak mu niedobrze od bezsilności, jaką teraz czuł.
– Hanamiya – zaczął w końcu cicho, patrząc na niego z uwagą. – Spokojnie. Zaraz stąd wyjdziemy. Już zadzwoniłem, ktoś przyjedzie.
– Za ile? – rzucił chłopak i coś zwinęło się w żołądku Kiyoshiego, gdy widział jak ten wczepia się palcami we własne włosy.
– Za niedługo – powiedział i wziął głęboki wdech, czując że ma pewien pomysł. – Jak wspominasz swój najlepszy mecz koszykówki?
– Co? – Hanamiya podniósł na chwilę głowę, by na niego spojrzeć, co odebrał za dobry znak.
– Z kim graliście? Gdzie? – naciskał dalej, a Hanamiya patrzył na niego przez krótką chwilę, nim przełknął ślinę i ponownie zwiesił głowę.
– Mógłbyś się łaskawie w końcu...
– Odpowiedz mi – nakazał stanowczo, zdeterminowany by podtrzymać dialog, by Hanamiya w końcu zaczął oddychać bardziej naturalnie, by na czymś się skupił, by choć przez chwilę nie myślał o tym, że jest tu zamknięty.
Skłamałby mówiąc, że nie czuje się winny. Już rozumiał to niedorzeczne zachowanie swojego partnera gdy tylko weszli na klatkę schodową. Jak mógł być takim idiotą, by tego nie zauważyć! A przede wszystkim dlaczego w ogóle nie wiedział, że Hanamiya ma klaustrofobię? Powinien wiedzieć takie rzeczy, w końcu Hanamiya był jego partnerem, odpowiadał w jakimś stopniu za niego, czyż nie?
Ten przełknął ślinę, przymykając oczy i marszcząc lekko czoło, ale nie w wyrazie złości, jak to zazwyczaj bywało, a skupienia.
– Druga liceum – odezwał się w końcu, gdy Kiyoshi stracił już nadzieję na to, że ten przemówi do niego chociaż słowo.
– Z kim graliście? – zapytał nieco uspokojony, choć miał nadzieję, że nie był to mecz z nimi. To nie była dobra gra.
– Przyjechali do nas uczniowie z wymiany. Z Ameryki i z Francji. – Hanamiya przełknął jeszcze raz mocno ślinę, pocierając bok głowy. Kiyoshi zacisnął usta, widząc jego twarz zroszoną lekkim potem. – Zrobili nam w szkole mini turniej.
– Kto wygrał? – zapytał, cały czas przyglądając mu się z uwagą.
– Głupie pytanie. – Hanamiya prychnął cicho i Kiyoshi jeszcze nigdy tak się nie cieszył na jego złośliwości. – Oczywiście my. Myślisz, że kto był ich kapitanem i trenerem?
– Nie było ci ciężko? – zagadnął go, będąc w sumie ciekawy, jak Hanamiya radził sobie na obu tych funkcjach jednocześnie. Nigdy go o to nie pytał.
– Nie – odpowiedział mu krótko, biorąc głęboki wdech i opierając głowę o metalową ścianę windy. – Mało komu odpowiadał nasz styl gry, nie miałem zbyt wiele osób pod sobą.
Kiyoshi z ulgą widział, że chociaż jego głos był cichy i dość słaby, to jednak trzymał jaką taką ciągłość, co wskazywało że jego oddech uspokoił się choć trochę. Była szansa, że Hanamiya nie dostanie ataku paniki, nie zemdleje i wyjdą stąd cali i zdrowi.
– To i tak dość sporo jak na gimnazjalistę – stwierdził, uśmiechając się lekko i samemu również opierając głowę o metalowe drzwi windy za sobą.
– Nic wielkiego – burknął, przymykając powieki, przecierając dłonią twarz. Kiyoshi z ulgą pomyślał o tym, że najgorsze mają już chyba za sobą
– Prowadzenie drużyny to nie jest nic wielkiego – zaprotestował, myśląc o tym, że sam wolał nie być nawet kapitanem, a co dopiero jeszcze trenerem. – Byłeś taki mądry już w gimnazjum?
– Ja zawsze byłem mądry, Kiyoshi – warknął, trącając butem jego nogę i patrząc na niego z lekką irytacją w oczach i Kiyoshiemu przeleciało przez myśl, od kiedy ten widok potrafi sprawiać mu tyle radości co teraz.
– A skąd mam wiedzieć – odparł mu już pogodniej, niezrażony jego miną. Hanamiya oddychał już prawie normalnie, dlatego podtrzymywał tę rozmowę jeszcze przez dłuższą chwilę. Sam nie wiedział, ile tam przesiedzieli, nim usłyszał głos zza windy:
– Wszystko w porządku?
Kiyoshi momentalnie się poderwał, a Hanamiya tylko zbladł, jakby na nowo przypomniał sobie, gdzie się znajduje.
– Zaraz otworzę drzwi – usłyszeli ponownie i Kiyoshi kucnął przy swoim partnerze, łapiąc go za rękę.
– Nie bój się – wyszeptał łagodnie.
– Nie boję – prychnął Hanamiya, choć jego oczy i drżąca, spocona dłoń mówiły coś innego.
Kiyoshi uśmiechnął się lekko. Hanamiya chyba nigdy nie okazywał słabości i z jakiś dziwnych powodów fakt, że je dostrzegał, wywoływały w nim rozczulenie.
Po chwili drzwi się rozsunęły i mogli dostrzec, że winda utknęła idealnie w połowie między piętrami.
– W porządku? – spytał pan z serwisu, zaglądając do nich. – Dacie radę przejść?
– Myślę, że bez problemu – odezwał się Kiyoshi, podchodząc do drzwi i oglądając przejście, jakie mieli. Co prawda musieliby się podciągnąć, ale z drugiej strony otwór był na tyle duży, że na pewno obaj się zmieszczą.
– To świetnie, w takim razie możecie wychodzić.
– Hanamiya, idź pierw…
– Nigdzie nie idę – przerwał mu ze złością i napięciem w głosie i Kiyoshi aż zamrugał zdezorientowany, patrząc na swojego zirytowanego partnera.
– Ale jak to? Nie wygłupiaj się, Hanamiya, przecież możemy w końcu stąd wyjść!
– Zdurniałeś? Przecież może spaść i przeciąć nas wpół! – warknął zirytowany i Kiyoshi zawahał się chwilę. Brzmiało to absurdalnie, w końcu gdyby winda miała spaść, to mogłaby już dawno to zrobić, ale przecież tego właśnie Hanamiya się obawiał, prawda? Że coś się stanie, gdy będą w środku.
– Przepraszam bardzo – zagadnął człowieka z serwisu. – Czy dałoby radę podciągnąć trochę windę?
Ten spojrzał na nich i uśmiechnął się lekko. Z pewnością to nie pierwszy raz kiedy spotykał kogoś z klaustrofobią, przemknęło Kiyoshiemu przez myśl, jednak ten nie zadawał już zbędnych pytań.
– Da się zrobić, ale to chwilę potrwa.
Godzinę później byli już w domu. Ostatecznie nie obejrzeli mieszkania, Kiyoshi zadzwonił do właścicielki i wyjaśnił jej sytuację, Hanamiya był zbyt wściekły, zirytowany, a przede wszystkim zmęczony, jeszcze by ją zwyzywał za sam fakt mieszkania na dziewiątym piętrze.
Ledwie wrócili do siebie, a ten po prostu udał się do sypialni, przebierając się w coś luźniejszego i zniknął na balkonie, zakopując się w swoim ulubionym fotelu. Kiyoshi raz jeden nie próbował się z nim integrować, po prostu poszedł do sklepu po jego ulubioną, gorzką czekoladę – drogą jak diabli ale tym razem nad tym nie płakał – i zajrzał do niego tylko na chwilę, kładąc mu ją na stole. Miał ochotę go przeprosić, porozmawiać, a przede wszystkim zapytać, dlaczego nie powiedział mu wcześniej, ale przesunął tylko palcami po jego włosach.
– Uszykuję ci kąpiel, chcesz? – zapytał, uśmiechając się lekko.
– Nic od ciebie nie chcę – prychnął Hanamiya, jednak sięgając po czekoladę, odpakowując ją i łamiąc sobie kawałek. Uśmiechnął się więc tylko szerzej, zadowolony że trafił w dziesiątkę, i wrócił do mieszkania przyszykować mu kąpiel.
A raczej im. Mieli w końcu sporo do wyjaśnienia.

wtorek, 14 czerwca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń [4/16]; KiyoHana

Jako że zaczęła się sesja i pracy mamy mnóstwo, nie było rozdziału w zeszły piątek, za co przepraszamy naszych czytelników, których liczba wzrosła do dwóch. Stąd też rozdział dedykujemy Kiri oraz Alice, dzięki wielkie za komentarze!

~*~

Usiadł wygodniej i odchylił się do tyłu, poprawiając poduszkę pod plecami. Zerknął tylko przelotnie na Kiyoshiego, który siedział z telefonem w ręku, uśmiechając się kącikiem ust. Ten chyba wyczuł jego spojrzenie, bo zaraz podniósł wzrok, na co Hanamiya automatycznie wrócił do swojej książki. Balkon, na którym siedzieli, nie był szczególnie duży, ale pewnie nawet gdyby był ogromną werandą, to Kiyoshi nie miałby nic przeciwko nogom swojego partnera przerzuconymi przez swoje kolana. Ten idiota cieszył się zawsze i ze wszystkiego, mógłby mu usiąść na głowie i ten z pewnością przyjąłby to z uśmiechem.
Zmarszczył brwi, gdy z domu dobiegła go cisza zwiastująca, że któryś z nich musi wstać i przerzucić płytę. W takie leniwe niedziele jak ta nawet doceniał gust muzyczny Kiyoshiego, który puszczał im stare kawałki ze swoich winylów, robiąc przy okazji miejsce na balkonie i wynoszą tam dwa fotele.
– Pójdziesz czy mam wstać? – zapytał, wręcz zaskoczony swoją łaskawością, że dawał mu jakikolwiek wybór. Kiyoshi chyba też o tym pomyślał, bo spojrzał na niego, unosząc brwi, na co Hanamiya prychnął cicho. – I tak muszę wstać do łazienki.
– W porządku, idź – mruknął Kiyoshi, znów spoglądając w telefon z tym lekkim uśmieszkiem błąkającym się na ustach. I z czego się kretyn śmiał! Pewnie znowu gadał z jednym ze swoich głupawych znajomych. A czasami już miał tę szaloną myśl, że udało mu się wyprowadzić Kiyoshiego na ludzi, ale wtedy zaczynał kontaktować się ze swoimi kolegami i wszystko przepadało.
Przewrócił więc tylko oczami, wchodząc do mieszkania. Podszedł do nieco już wysłużonego gramofonu, który chyba był jedyną tak nieelegancką i nie pasującą rzeczą w wystroju tego mieszkania, a którą tak jak i jej właściciela z niezrozumiałych powodów akceptował. Przyjrzał się płytom leżącym tuż obok, nadal nie będąc w stanie wyjść z podziwu, że taki głupek jak Kiyoshi może być fanem tego typu muzyki. Rzecz jasna sam nie przepadał za wszystkimi płytami w jego kolekcji, niemniej sam fakt, że jego gust wyrastał poza współczesny pop, którym z zapamiętaniem katował Hanamiyę na co dzień podczas gotowania obiadu, zasługiwał na jakieś tam uznanie.
Wybrał losową płytę i już po chwili energiczna muzyka popłynęła z głośników. Udał się do łazienki, słysząc jeszcze jak Kiyoshi wesoło zaczyna nucić razem z wokalistą. Nie, dla niego chyba już nie było ratunku, choćby Hanamiya nie wiadomo jak bardzo się starał.
Gdy wrócił na balkon, Kiyoshi uśmiechnął się do niego promiennie, najwyraźniej rozentuzjazmowany muzyką.
I've got my mind set on you! I've got my mind set on you! – zaśpiewał do piosenki, na co Hanamiya wywrócił tylko oczami, sadowiąc się z powrotem w fotelu i przerzucając nogi na drugi fotel. Sięgnął po odłożoną wcześniej książkę i ponownie zatopił się w lekturze, ignorując głupawe uśmiechy i nucenie jego partnera. Nie wytrzymał dopiero kiedy ten zaczął śmiać się do telefonu, w ogóle się z tym nie kryjąc, a tym samym przeszkadzając mu w czytaniu.
– Co znowu? –  zapytał z dezaprobatą.
– No bo... Hahaha... Kochanie, musisz to zobaczyć! Patrz co ten kot robi!
Hanamiya spojrzał na niego jakby był tępy. Cóż, w zasadzie był.
Raz, że nienawidził oglądać śmiesznych kotów w internecie, dwa, że nienawidził, gdy Kiyoshi to robił, a trzy, że właśnie nazwał go kochaniem, co było drugą najbardziej irytującą rzeczą zaraz po wołaniu do niego po imieniu.
– Kiyoshi, daj mi spo...
– Ale on wygląda zupełnie jak ty!
– Słucham? – powiedział z niechęcią, patrząc na tego podekscytowanego idiotę, jakby te cholerne koty naprawdę były czymś, czego człowiek najbardziej potrzebuje do szczęścia. Chociaż może dla takich prostych i pospolitych ludzi jak Teppei tak właśnie było? Nic tylko winszować.
– No sam zobacz! Nawet minę ma taką jak ty! – Roześmiał się szczerze ubawiony, obejmując dłonią jego nogi w kostkach i przesuwając je nieco, by mógł się pochylić w jego stronę. Policzek Hanamiyi zadrżał w nerwowym tiku i to nawet nie z powodu tego, że Kiyoshi podsuwa mu pod nos telefon chichocząc jak skończony idiota, a bardziej dlatego, że ta jego wielka łapa potrafiła bez problemu złapać za jego obie nogi i trzymać je tak pewnie, że nawet gdyby chciał go za to kopnąć nie bardzo miałby jak. Zwykle nie poświęcał zbyt wiele czasu na rozmyślania o tym, niemniej w takich rzadkich chwilach z nie do końca określonego powodu deprymowało go to, że Kiyoshi jest taki rosły.
– Widzisz? Widzisz?
Zerknął najpierw na ucieszoną twarz swojego partnera i ignorując rękę na swoich nogach spojrzał na wyświetlacz telefonu. Skąd patrzył na niego brzydki, naburmuszony kot.
– Pękam ze śmiechu – odezwał się sarkastycznie, z cierpką miną przyglądając się, jak Kiyoshi zaśmiewa się do łez, klepiąc go po nogach, które ponownie ułożył na swoich udach.
– Właśnie to robisz! To jest dokładnie ta mina! – roześmiał się ponownie, kręcąc głową z rozbawieniem. – Ludzie robią memy z tym kotem, to wszystko brzmi jak twoje teksty!
– Kiyoshi, zabij się dla dobra ogółu – rzucił zniecierpliwiony i zacisnął zęby, gdy ten roześmiał się jeszcze głośniej.
– Tak, jest mem, gdzie ten kot mówi "zabij się" hahahaha! To naprawdę ty!
Hanamiya podjął decyzję, że po prostu wstanie, zostawi tu tego idiotę i wyjdzie, pójdzie gdzieś daleko, gdzie będzie mógł odpocząć. Kawiarnia brzmiała dobrze, ze spokojem poczyta tam książkę.
– Puść mnie – wycedził, mrużąc oczy, ale Kiyoshi tylko wzmocnił uścisk na jego nogach.
– Nie złość się tak – rzucił, wciąż chichocząc, gładząc dłonią jego łydkę. – Ale może adoptujemy kota?
– Oszalałeś? – Rzucił mu rozzłoszczone spojrzenie. – Sobą się nie umiesz zająć, a co dopiero kotem!
– Hanamiya, przecież nie jestem dzieckiem – odpowiedział Kiyoshi, marszcząc z powagą brwi, jakby Hanamiya mówił do niego jakieś głupoty. Ten typ był skończonym idiotą! Skomentował to tylko szyderczym prychnięciem, wracając do czytania książki. – Hanamiya, no weź, fajnie by było, jakbyśmy mieli ko…
– Zapomnij – przerwał mu twardo. Jeszcze tego mu tutaj brakowało, żeby Kiyoshi wpuścił do jego mieszkania jakiegoś cholernego sierściucha, który będzie śmierdział, bałaganił i niszczył jego meble.
– Ale…
– Jeżeli przyprowadzisz tutaj kota, ty i on wylądujecie na ulicy – powiedział lodowato, mierząc Kiyoshiego wściekłym spojrzeniem zza książki. Kiyoshi znowu zmarszczył brwi, patrząc na niego bez słowa. I co się ten debil tak patrzył, to jasne, że nie miałby tutaj wstępu razem z tym swoim…
– Hanamiya. Wyrzuciłbyś kota na ulicę? – spytał ze śmiertelną powagą człowieka, do którego najwyraźniej w ogóle nie docierało to, co powinno.
– Jakbyś go przyniósł? Jasne – powiedział niewzruszony. Za to Kiyoshi wyglądał, jakby właśnie toczył bitwę z własnymi myślami, gdy tak patrzył na niego i patrzył, aż Hanamiya zaczynał tracić cierpliwość.
– Ale przecież to nie jest wina kota, nie mógłbyś go wyrzucić – zaprotestował w końcu, na co Hanamiya tylko uniósł wyżej brwi.
– Mógłbym. I zrobię to, jeżeli jakiegoś przyprowadzisz.
Kiyoshi wyglądał teraz jakby Hanamiya go po prostu skrzywdził. Może i tak było, nie wiedział, nie dbał o to, zirytowany po prostu sięgnął znów do swojej książki, ignorując jego obecność.
– No dobrze – mruknął w końcu Kiyoshi. I kiedy już chciał się cieszyć swoim drobnym zwycięstwem, ten idiota znów się odezwał. – Ale chociaż pójdziesz ze mną do mojego znajomego, który ma małe kotki do oddania, zobaczysz, spodobają ci się, na pewno wtedy...
Hanamiya wykorzystał jego chwilę nieuwagi, by po prostu kopnąć go w żebra.

piątek, 3 czerwca 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń [3/16]; KiyoHana

Wchodził po schodach czując, jakby z każdym krokiem ból głowy, kumulujący się gdzieś na tyłach czaszki, wzmagał się coraz bardziej. Nie wiedział czy to z jakiegoś durnego zmęczenia, pieprzonych frontów atmosferycznych, czy może ktoś po prostu odprawiał czary nad laleczką voodoo z jego wizerunkiem i zsyłał mu te cholerne migreny – faktem jednak było, że irytowało go to coraz bardziej.
W swoich niezbyt radosnych myślach skupiał się tylko na tym, by w końcu wrócić do domu, usiąść ze szklanką dobrej whisky i już na zawsze siedzieć z zamkniętymi oczami. Taki też miał plan, dlatego gdy tylko przekręcił klucz w zamku i uchylił drzwi mieszkania, miał wrażenie, że ciśnienie podniosło mu się co najmniej trzykrotnie.
Kiyoshi Teppei.
No oczywiście. No przecież, że zapomniał, że ten skończony dureń miał dzisiaj wrócić po jakimś beznadziejnym wyjeździe z przyjaciółmi. A jego osoba była na pewno pierwszą, która mogła sprawić, że ból jego głowy sięgnie apogeum.
I am a champion and you’re gonna hear me roooar!
Wycie Kiyoshiego, połączone z zawodzeniem jakiejś pseudopiosenkarki sprawiło, że nawet nie miał siły przewrócić oczami, gdy zatrzymał się w korytarzu kompletnie zniesmaczony, a właściwie to chyba nawet zdruzgotany tym, co słyszy… Przez chwilę nawet rozważał, czy nie wyjść z powrotem, skoro w domu i tak święty spokój był poza zasięgiem. Zwłaszcza, że Kiyoshi chyba coś gotował, a to już w ogóle było ponad jego nerwy.
Wahał się przez chwilę, ostatecznie uznając, że tak, lepiej będzie jak wyjdzie, gdy wtem usłyszał jego głos z kuchni.
– Makoto? To ty?
Aż zazgrzytał zębami. Nie sądził, że da radę jeszcze bardziej się zirytować, ale tak, Kiyoshi wołający do niego po imieniu, po tym koszmarnym, babskim imieniu, przekroczył wszelkie progi.
– A kto inny, do cholery?! – warknął, choć jego słowa zdawały się być dość skutecznie zagłuszone przez ten idiotyczny pop. Był w stanie znieść gust muzyczny Kiyoshiego, pod tym względem nawet nie krytykował go tak bardzo, ale to brzmiało jak jakaś chrzaniona Katy Perry. – I ścisz to gówno! Albo wyłącz najlepiej!
– Kochanie, nie słyszę, możesz podejść do kuchni?
Zabije go, on go po prostu zabije.
Z cichym warknięciem ściągnął buty i poszedł prosto do salonu, uznając, że na Kiyoshiego w kuchni, słuchającego jakiegoś badziewia, najlepsza będzie whisky. Albo i dwie. Gdy wypił pierwszą szklaneczkę jednym haustem, z irytacją pomyślał o tym, że przez tego głupka zaczął nawet profanować takie dobre trunki, pijąc je jak jakiś pijaczyna tanie wino.
Naprawdę, coraz częściej myślał o tym, co takiego mogło go opętać, że zgodził się na życie z nim. Może ktoś naprawdę uprawia na nim jakieś czary, mając z tego ubaw absolutnie po pachy, myślał ponuro, siadając w fotelu. Z westchnieniem oparł głowę na ręce, przymykając powieki, obracając wolno szklaneczkę w drugiej dłoni.
Przez chwilę pocierał palcami skroń, nie myśląc o niczym konkretnym i nawet z powodzeniem udawało mu się ignorować muzykę płynącą z kuchni. A może ten głupek po prostu w końcu ją wyłączył?
– Ciężki dzień?
Mruknął, nie uważając za stosowne w ogóle odpowiadać, zwłaszcza, gdy Teppei brzmiał jakoś wyjątkowo radośnie.
– Będziesz jadł obiad? – zadał kolejne pytanie, na które Hanamiya również nie odpowiedział.
Ta, Kiyoshi zdecydowanie brzmiał na ucieszonego i Makoto z dreszczem myślał o tym, by nie było to czasem spowodowane tym, że wrócił po kilku dniach do domu. Teppei wykazywał się często właśnie takimi żenującymi sentymentami.
– Będziesz jadł? – powtórzył pytanie, a Hanamiya ze zniecierpliwieniem pokręcił głową.
– Nic od ciebie nie chcę, zostaw mnie – warknął, na co Kiyoshi tylko uśmiechnął się delikatnie, siadając obok niego i zagarniając go ramieniem. – A weź się, zabieraj tę łapę!
– Nie – odpowiedział mu tak po prostu i Hanamiya wręcz się zjeżył, gdy ten objął go ciaśniej, całując w bok szyi. – Tęskniłem, wiesz?
– To świetnie, a teraz mnie zostaw – mruknął, próbując się od niego odsunąć, co ten skutecznie mu uniemożliwiał, przyciągając go bliżej siebie.
– Kochanie, ale przecież...
– Nie kochaniuj mi tutaj tylko wyłącz to gówno – warknął, patrząc na niego ze złością.
– Przeszkadza ci Katy? Dobrze się jej słucha do gotowania – oznajmił szczerze zdumiony Kiyoshi, na co po raz kolejny poczuł ochotę, by kopnąć go w chore kolano.
– Nie. Jest gówniana. Idź ją wyłącz.
Naprawdę nie zamierzał teraz dawać Kiyoshiemu żadnych wykładów na temat tego, co można uznać za dobrą muzykę, po prostu chciał mieć ciszę. Ten westchnął cicho, ale wcale nie jakoś ze zniecierpliwieniem, tylko z taką akceptacją, która potrafiła go nieraz zdenerwować, bo miał wrażenie, że w takich chwilach Kiyoshi nie traktuje go poważnie, a jak jakiegoś dzieciaka. Nie zdążył warknąć na niego, gdy ten tak po prostu wycisnął mu pocałunek na szyi i podniósł się, idąc do kuchni. Hanamiya doprowadził go ponurym, zniechęconym spojrzeniem, dopijając swoją whisky i także wstając. Wszedł do sypialni, rozpinając mankiety koszuli, wcale nie czując się znacznie lepiej, gdy ta cholerna szyszymora Kiyoshiego w końcu ucichła.
Sięgnął do wiązania krawata, rozwiązując go wolno i ściągając z szyi.
– Rozbierasz się dla mnie? – spytał żartobliwie Kiyoshi, obejmując go ramionami w pasie.
– Nie bądź śmieszny – prychnął, spoglądając na niego przez ramię.
– Jesteś dzisiaj bardziej marudny niż zazwyczaj – zauważył mężczyzna, chociaż nie mówił tego ze złością, a tak o, po prostu. – Coś się stało?
– Tak, wróciłeś – mruknął i tym razem poczuł, jak ramiona Kiyoshiego zesztywniały. Nie musiał na niego patrzeć, by wiedzieć, że ten marszczy brwi, milknąc, jakby rozważając jego słowa. I kiedy już zaczynał mieć wątpliwości, czy aby na pewno powinien mu mówić takie rzeczy, Kiyoshi odcisnął pocałunek na jego ramieniu.
– Boli cię głowa? – zapytał cicho, spokojnie, bez żadnej urazy, co Hanamiya skwitował prychnięciem. – Znowu migrena?
– Skoro w końcu to do ciebie dotarło, to zostawisz mnie w spokoju? – burknął nie tylko z irytacją, ale i ze zmęczeniem. Chciał się po prostu położyć i leżeć tak bezczynnie aż do samego rana.
– Chodź. – Kiyoshi odsunął się od niego, łapiąc go za rękę i sadzając na łóżku. Hanamiya milczał, gdy ten sięgnął guzików jego koszuli, odpinając je, co jakiś czas muskając ciepłymi palcami jego skórę.
– Co ty robisz? – zapytał w końcu, gdy Kiyoshi zsunął powoli koszulę z jego ramion.
– Zajmuję się tobą. – Kiyoshi spojrzał mu w oczy z uśmiechem. – Połóż się, to cię pomasuję.
– Słucham? – spytał, patrząc na niego z uniesiona sceptycznie brwią. Czy ten baran w ogóle słuchał, co się do niego mówi?
– Pomasuje cię – powtórzył, zerkając na niego, gdy wieszał koszulę do szafy, jakby w końcu nauczył się tego, jak Hanamiya nie cierpi walających się po meblach ubrań, a już zwłaszcza koszul, które potem wyglądały jak gówno.
– Potrafię takie rzeczy – dodał z rozbawieniem, jakby było coś zabawnego w wyrazie twarzy Makoto. – Kładź się! – polecił, popychając go lekko w tył.
– Czy ty w ogóle...
– No już, już! Kładź się, bo od tego gadania na pewno ci się nie poprawi – przerwał mu bezceremonialnie.
Normalnie Hanamiya co najmniej odbiłby mu stopę na tej uśmiechniętej głupio twarzy, ale nieprzyjemne pulsowanie w głowie zwiększyło się na tyle, że po prostu przemilczał to wyniośle, kładąc się na łóżku. Aż westchnął cicho, gdy jego głowa opadła na chłodną poduszkę i zdał sobie sprawę, że to powinien był zrobić od początku, a nie irytować się jakimś ucieszonym idiotą.
Przewrócił się na brzuch, przytulając policzek do pościeli i mruknął cicho, gdy Kiyoshi usadowił się na jego biodrach, znajdując się tuż nad nim.
– Na pewno wiesz, co robisz? – mruknął bez większej złośliwości, zadowolony, że w końcu może leżeć.
– No jasne – usłyszał za sobą i spiął się lekko, gdy poczuł dotyk jego rąk na swoich ramionach. Zaraz jednak się rozluźnił, gdy dotyk nie okazał się na tyle krzywdzący, by potęgować ból. Mógł nawet stwierdzić, że jest dosyć przyjemny.
Kiyoshi rzeczywiście miał wprawę. Jego dłonie były duże i ciepłe, długie palce ostrożnie obejmowały i ugniatały każdy mięsień, robiąc to w taki cudownie relaksujący sposób. Pozwolił sobie na westchnienie pełne ulgi, gdy mógł się na tym skupić i nawet migrena nie dawała o sobie znać już tak bardzo.
– Przyjemnie ci? – usłyszał jego niski szept, gdy Kiyoshi pochylił się, delikatnie, całując jego kark.
– Powiedzmy – mruknął, nie otwierając oczu, czując kilka kolejnych muśnięć jego ust.
Niski, stłumiony śmiech rozbrzmiał niebezpiecznie blisko jego ucha, jednak Kiyoshi uniósł się, na powrót uciskając jego ramiona nim Hanamiya w ogóle zdążył się zastanowić jakie reakcje to wywołuje. W dodatku mimo swojego dzisiejszego zirytowania nie mógł Kiyoshiemu odmówić, że ten wiedział, co robi. Oddychał głęboko przez rozchylone nieco usta, gdy czubki palców mężczyzny zataczały kółka wzdłuż jego kręgosłupa, gdy wytrwale uciskały okolice krzyży, by koniec końców i tak skończyć znów na karku, na którym nieustannie pojawiała się gęsia skórka, gdy palce dotkały jego skóry nawet nie po to, by przynieść mu jakakolwiek ulgę w napięciu, a po prostu dostarczając przyjemniej pieszczoty.
Wstrzymał nawet oddech, gdy ponownie poczuł delikatny dotyk warg na ramieniu. Były ciepłe i miękkie, wywoływały u niego przyjemne dreszcze, co Kiyoshi najwyraźniej zauważył, bo poczuł na skórze jego uśmiech. Za jednym pocałunkiem poszły następne, gdy Kiyoshi powoli całował każdy fragment jego barku, nie spiesząc się ze swoją pieszczotą. I dobrze, Hanamiya jak nic miał ochotę leżeć i po prostu poddawać się tym wszystkim zabiegom.
Drgnął i pozwolił sobie na ciche westchnienie, gdy poczuł jak czubek jego języka przesuwa się mu po karku, zostawiając za sobą chłodny, łaskoczący ślad, który zaraz ogrzał swoim oddechem. Coś było w sposobie, w jaki Kiyoshi go pieścił. Sam nie był świadomy swoich wrażliwych miejsc, dopóki to on ich nie odkrył, a każdy taki punkt traktował z niezrównaną uwagą, nabierając doświadczenia w pieszczeniu go.
– Tak dobrze? – usłyszał jego niski, nieco zduszony szept.
– Postaraj się bardziej – mruknął, co w jego ustach brzmiało wręcz jak zachęta, porównując to do jego zwyczajowych tekstów.
Przez chwilę czuł tylko ciepły oddech, omiatający jego skórę. Uchylił powiekę patrząc na rękę, którą Kiyoshi oparł na poduszce koło jego głowy, pochylając się nad nim bardziej. Hanamiya nie do końca był zadowolony z dreszczu, jaki przebiegł po jego kręgosłupie akurat wtedy, gdy Teppei tak jednoznacznie nad nim górował. Nawet miał ochotę powiedzieć coś na temat tego, by się od niego odsunął i pewnie by to zrobił, gdyby Kiyoshi nie wsunął wolno palców między jego włosy, wywierając nacisk na jego głowę i odsłaniając tym bardziej jego kark, na którym chwilę potem spadł kolejny pocałunek.
Zamknął znowu powieki, gdy palce mężczyzny przesuwały się i naciskały jego skórę głowy, a co było, cholera, naprawdę przyjemne. W dodatku usta Kiyoshiego muskały wolno jego skórę.
– Naprawdę tęskniłem – usłyszał jego cichy szept przy uchu, które zaraz trącił nosem, gładząc nim skórę wokół.
– Najwyraźniej jesteś beznadziejnym przypadkiem – stwierdził niewyraźnym, stłumionym przez poduszkę głosem, a na tyłach jego świadomości kłębiła się myśl, że powinien wbić mu łokieć w żołądek z chwilą, gdy poczuł, jak przyciska biodra do jego pośladków, ale jakoś nie miał na to siły. Zwłaszcza gdy czuł, jak zaczyna to na niego działać, a ból głowy nie był aż tak dotkliwy jak wcześniej.
– Ty nie tęskniłeś? – Zamknął oczy, gdy poczuł, jak Kiyoshi przesuwa językiem po płatku jego ucha. – Hej, kochanie...
– W żadnym wypadku – odezwał się nieco zduszonym głosem, na co Kiyoshi zamruczał cicho, wolno się o niego ocierając.
– A ja bardzo – wyszeptał, delikatnie skubiąc i gryząc jego chrząstkę. – Czego chcemy dziś posłuchać?
Odetchnął, starając się nie zgrzytać zębami. Nie bardzo to pojmował, ale w kwestiach seksu Kiyoshi rzadko kiedy potrafił obyć się bez muzyki. Początkowo kpił z tego, uważając, że ten zapewne wstydzi się wszystkich westchnień i jęków, ale to jednak nie było to. Zawsze gadał coś o budowaniu klimatu, czego tym bardziej nie potrafił zrozumieć.
– Cokolwiek – wymamrotał w poduszkę. – Tylko pospiesz się z wybieraniem.
– A więc jednak tęskniłeś? – spytał żartobliwym tonem, w którym Hanamiya potrafił też wyczuć te dziwne miękkie nuty, na które nigdy nie wiedział jak zareagować. Kiyoshi był czasem takim denerwującym typem…
– Idź lepiej, zanim się rozmyślę – prychnął w poduszkę, na co Kiyoshi zaśmiał się cicho, przesuwając palcami po jego plecach, zaraz też składając pocałunek dokładnie między jego łopatkami.
Westchnął krótko, gdy Kiyoshi uwolnił jego biodra spod swojego ciężaru, podchodząc do laptopa. Nie żeby jakoś często dawał się łapać na te mało subtelne podchody Kiyoshiego, jednak tym razem nie miał nic przeciwko, by czuć jego dłonie na sobie, by…
Unconditional, unconditionally I will love you unconditionally… There is no fear now!
Otworzył gwałtownie oczy, podnosząc się i obracając dokładnie w tym samym czasie, w którym Teppei przysiadł znowu na łóżku.
– Czy to żart? – warknął, patrząc na niego ze złością.
Kiyoshi najpierw popatrzył na niego z niezrozumieniem, by zaraz jego twarz przybrała stropiony wyraz, gdy dostrzegł minę Hanamiyi.
– No co? Bardzo lubię tę piosenkę Katy…
– Wynoś się! – warknął, kopiąc go w żebra, gdy ten przysunął się do niego bliżej.
– Ale Makoto, o co ci…
– Nie mów tak do mnie! I wynoś się stąd! Natychmiast! I zabierz ją ze sobą! – W momencie, gdy Kiyoshi prawie zsunął się z łóżka pod naporem jego kopniaków, Hanamiya owinął się wściekle kocem.

Ten… ten totalny idiota! Kiyoshi Największy Dureń Teppei potrafił zepsuć absolutnie wszystko! Wszystko!