niedziela, 30 sierpnia 2015

Kawy smak. [2/?]; EnAli



*tu powinna być przedmowa, ale tess pisze licencjat, a Hibu jest nieśmiała* 
~*~

Zagryzał mocno wargi, patrząc błędnym spojrzeniem na zawartość swej szafy, zaraz jednak biorąc głęboki wdech, pragnąc się uspokoić. Miał się spotkać z Kouenem, tak? Miał iść z nim na randkę. Na normalną randkę, pewnie pójdą gdzieś posiedzieć. Porozmawiać. Poznać się trochę bliżej. Ewentualnie prześpią się ze sobą. Więc w co ma się ubrać? Żeby nie było mu zimno, wyglądało kusząco i najlepiej łatwo się ściągało? Na pewno ma coś takiego w szafie, musi mieć!
Gdyby to tylko było takie proste! Przebierał się i przebierał, chcąc wyglądać naprawdę dobrze, a nie jak jakiś dzieciak. Kouen był naprawdę dobrą partią, taką z wyższej półki, nie może iść w sweterku i rozwleczonych dżinsach! Sam nie wiedział, ile przerzucał swoje nieszczęsne szmaty, zanim znalazł coś dobrego. Przy okazji udało mu się podpierniczyć ojcu jego perfumy tuż przed wyjściem, tak że ten nawet tego nie zauważył. Zerknął po raz ostatni do lustra i uśmiechnął się z dumą; sam by siebie chętnie przeleciał, gdyby była taka możliwość, na pewno się Kouenowi spodoba. Bo wyglądał naprawdę dobrze! Nie był jakimś totalnym szczylem, trenował od kilku lat, więc chyba był pod tym względem niczego sobie, chociaż do postury Kouena jeszcze mu daleko. Niemniej chyba ten miał na niego ochotę? Jakby było inaczej to nie zapraszałby go na randkę. Są prostsze sposoby, by kogoś przelecieć, zwłaszcza jak ten ktoś nie jest niechętny.
Mimo wszystko jego matka nie uwierzyła w ściemę z Judalem, tak właściwie nawet nie pozwoliła mu na nią, tylko kazała być przed północą w domu. Co on, kopciuszek jakiś? Czemu ta kobieta nie rozumiała, że jej syna czeka najlepsze pieprzenie świata? Może dlatego, że jej nie powiedział i nie miał takiego zamiaru, jednak nie miał pięciu lat, był prawie dorosły! Może i mógł sprawiać mniej problemów, ale czasami sobie zasługiwali! A co! Postanowił, że choćby się waliło i paliło, nie wróci wcześniej do domu.
Jednak gdy jechał na spotkanie, przeszło mu przez myśl, że może jednak nie, nie powinien dać się puknąć tak od razu? Judal nieraz męczył tak facetów i właściwie było to całkiem zabawne. I chyba ekscytujące, skoro lubił to robić. Może powinien zrobić tak z Kouenem? W stylu posmakować, a nie zjeść? Jeżeli Kouen by na to poszedł, to byłaby okazja, żeby się jeszcze spotkali. A ten kręcił Alibabę na tyle, że nawet chciałby nie być przygodą na jedną noc.
Wypatrzył go już z daleka i aż mu się słabo zrobiło na jego widok. Wyglądał naprawdę perfekcyjnie w czarnej, skórzanej kurtce i szarej bluzce pod spodem. Do tego dość wąskie, a na pewno węższe niż miał na uczelni, ciemne spodnie. Aż zwątpił, czy aby na pewno chce go tak zwodzić. Wyglądał na tyle dobrze, że mogliby to zrobić od razu!
Mężczyzna uśmiechnął się na jego widok i kiwnął mu lekko ręką, by Alibaba go zauważył, ale niepotrzebnie, doskonale widział go i bez tego. Podszedł do niego i uśmiechnął się niepewnie, po raz ostatni lustrując go wzrokiem.
– Jednak przyszedłeś – odezwał się Kouen nieco kpiącym tonem, ale nadal przyglądał mu się z zainteresowaniem, więc Alibaba postanowił się za bardzo nie obrażać na tę drwinę. – Dobrze wyglądasz – mruknął już przyjemniejszym tonem, wyciągając dłoń i poprawiając mu nieco kołnierz kurtki. Niby niewinny gest, ale chłopak poczuł, że robi mu się absolutnie gorąco.
– Dzięki – powiedział, uśmiechając się do niego lekko, mając nadzieję, że się nie zaczerwienił. – Ty też – dodał, z przyjemnością popatrując na to, jak szerokie wydawały się być jego ramiona w tej kurtce. – Dokąd idziemy? – zagadnął, siląc się na swobodny ton, chociaż ściskało go w środku z nerwów.
– A na co masz ochotę? – zapytał Kouen, cały czas na niego patrząc. Stał tak blisko, że Alibaba czuł zapach jego perfum i aż zakręciło mu się od tego w głowie.
– Kino? – zaproponował w końcu, na co mężczyzna uniósł lekko brwi, ale nie skomentował tego w żaden sposób.
W końcu chyba lepsze kino niż jakaś impreza, zwłaszcza że Sinbad mówił, że Kouen nie jest z tych specjalnie imprezujących. A siedzenie razem nad kawą już zaliczyli. Zresztą wolał nie ryzykować, że przy rozmowie wyspie się z czymś albo, co gorsza, wyjdzie na idiotę. A do tego kino miało swoje plusy, było ciemno i zawsze można było zrobić to i owo.
– Nie spóźniłeś się na zajęcia? – zagadnął, mając nadzieję, że brzmi spokojnie, a nie tak jak się czuł, jakby miał zaraz odlecieć czy coś. Aż wsunął ręce do kieszeni, żeby czasem nie było po nim widać nerwowości. Randki z chłopakami w swoim wieku jednak były totalnie inne, nie wprawiały go w takie dziwne zakłopotanie, a zarazem nigdy nie czuł takiej ekscytacji na myśli o spotkaniu z kimś!
– Nie, zdążyłem nawet przed czasem – odpowiedział, również wsuwając ręce do kieszeni kurtki. – Chociaż to była tylko strata czasu. – westchnął krótko.
– Czemu? – zerknął na niego kątem oka.
– Ta grupa lubi mi działać na nerwy, byli kompletnie nieprzygotowani. – Zmarszczył brwi z wyraźną irytacja i Alibaba pomyślał sobie, że jak jest zły to na pewno wygląda bardziej groźnie.
– Nastawiałeś im jedynek? – zapytał z lekkim rozbawieniem.
– Ta, mają pełno dwójek – poprawił go Kouen, rzucając mu długie spojrzenie, pod którym Alibaba się zmieszał. No tak, to były studia, tam nie było już jedynek, ciągle zapominał! Jednak tamten nic na to nie powiedział, nie komentując jego drobnej wpadki. – Mieli chodzić przygotowani, to ominęłoby ich kolokwium a tak… no cóż – westchnął, kręcąc głową, a Alibaba przysłuchiwał mu się z zainteresowaniem. Lubił ton jego głosu, poza tym to, o czym mówił, było takie inne od tych durnych opowiastek, jakimi raczyli go znajomi. Naprawdę miła odmiana.
Mimo wszystko udało mu się trochę rozluźnić, zwłaszcza gdy Kouen zapytał go o ulubione filmy. Lubił kino, chętnie tam chodził i miał naprawdę wiele lubianych, dobrze mu się o tym mówiło i nie musiał się bać, że wpadnie na czymś głupim. Kouen słuchał go z zainteresowaniem, często dzieląc się swoimi uwagami dotyczącymi jakiejś produkcji. Alibaba cieszył się, że nawet przy wyborze filmu do obejrzenia byli zgodni, że żaden z nich nie musiał iść na ustępstwo. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Rozmawiali w kolejce i Alibaba był coraz bardziej ucieszony tym, że tak dobrze im szło i generalnie Kouen był całkiem fajnym facetem, nie tylko z wyglądu.
Jednak w pewnym momencie serce w nim zmarło.
– Legitymację studenckie macie? – Kobieta w kasie biletowej spojrzała na nich i Alibaba miał wrażenie że zrobił się blady. Oczywiście, że miał legitymację. Tyle że szkolną! Której za nic nie mógł pokazać Kouenowi. Odnosił wrażenie, że ich znajomość dość szybko by się urwała, a on chciał seksu właśnie z nim.
Sięgnął po portfel i zaklął cicho, trochę udawanie, a trochę z własnej głupoty.
– Ja... zapomniałem swojej.
– To będzie pięć złotych drożej – poinformowała go kasjerka.
– W porządku – westchnął, wyciągając pieniądze z portfela, jednak Kouen złapał go delikatnie za rękę, uśmiechając się do niego lekko.
– Ja zapraszam, ja stawiam – powiedział, sięgając po swój portfel i płacąc za ich bilety.
Zrobiło mu się autentycznie głupio, że tak go oszukiwał i nie dość, że mężczyzna za niego płacił, to jeszcze drożej niż powinien.
– Dzięki – wymamrotał, mając wrażenie, że poczerwieniał aż po koniuszki uszu. Jednak Kouen tylko pokręcił głową, zerkając na ich bilety i prowadząc ich do wskazanej sali.
– Daj spokój, to nic takiego – powiedział, a Alibaba odetchnął z ulgą, gdy weszli na ciemną salę. Przynajmniej nie było tutaj widać jego zażenowania.
Usiadł koło niego, spoglądając na wyświetlone logo jakiejś firmy, która była reklamowana na tej sali. Mieli jeszcze trochę czasu, dopiero zaraz zaczną się reklamy, więc rozsiadł się wygodnie w fotelu, rzucając swoją kurtkę gdzieś na bok, by mu nie przeszkadzała. Oparł się rękoma po bokach i niemal podskoczył, gdy Kouen zrobił dokładnie to samo i ich dłonie się spotkały. Poderwał gwałtownie głowę, spoglądając na niego i aż zaschło mu w ustach, gdy widział w tej ciemności, że ten mu się przygląda.
Chyba drżał, gdy Kouen powoli zacisnął palce na jego ręce, gładząc ją kciukiem. To tak się dało? Od samego dotyku palców być już tak rozemocjonowanym, tak bardzo przejętym, że nie wiedział, co zrobić z drugą ręką? Odwrócił wzrok, nieco zmieszany, znowu wbijając go w ekran. Kouen nic nie robił oprócz tego subtelnego dotyku na dłoni. Zupełnie jakby… jakby naprawdę byli na randce, o ludzie. Czuł się taki szczęśliwy, że aż nie wiedział, jak się zachować.
Odetchnął nieco, gdy zaczęły się reklamy i mógł się na nich skupić, a nie na tym, co się między nimi działo. Szlag, zawstydzać się przez drugiego faceta. Zerknął na niego kątem oka, gdy ten rozsiadł się wygodnie, patrząc na ekran, gładząc delikatnie jego dłoń. Alibaba wziął więc kilka wdechów, przywołując się do porządku i też zagapiając się na ekran, splatając przy okazji palce z palcami Kouena. Nie spojrzał na niego, lecz ten też nic nie powiedział, gdy sam zaczął muskać jego skórę. Nawet nie wiedział, że taki zwykły, delikatny dotyk może być taki przyjemny. Judal pewnie by go wyśmiał za romantyczna tandetę, ale tak właściwie to kino nie było takie złe, można się było bezkarnie podotykać i zdecydowanie nakręcić. Alibaba mało co się skupiał na filmie, bardziej zastanawiając się czy... zrobić to z Kouenem czy jednak przeciągnąć to na następne spotkanie. Jasne, był na niego tak napalony, że najchętniej zrobiłby to tu i teraz, ale może nie byłoby to takie złe, gdyby to przeciągali? Gorzej jak Kouen okaże się typem, który rezygnuje przy małych wyzwaniach, ale odnosił wrażenie, że jest zupełnie inaczej. A skoro chyba mu się podobał... chciał go nieco podrażnić tą świadomością i upewnić się, że ma rację.
Poruszył się lekko, wspierając nieco bardziej na jego ramieniu tak, by czuć jego ciepło i ziewnął, jakby cały ten zabieg niczemu nie służył. Ich kolana dziwnym trafem już dawno się dotykały. To napięcie było całkiem dobre i miał wrażenie, że Kouen na niego patrzy. Sam jednak wpatrywał się w ekran i dopiero po dłuższej chwili na niego zerknął, a gdy mężczyzna również to zrobił, szybko odwrócił wzrok, hamując uśmiech cisnący mu się na usta. Ach, a może by tak...
Aż drgnął, gdy Kouen pochylił się nad jego uchem.
– Nie podoba ci się film? – zamruczał i Alibaba odniósł wrażenie, że zrobił to trochę bardziej niż trzeba było. W każdym razie gwałtowny dreszcz przeszył jego ciało.
– Ależ skąd – powiedział – jest bardzo... pasjonujący.
– Następnym razem możemy zmienić repertuar – powiedział cicho Kouen, przyglądając mu się w tych ciemnościach. Alibaba szybko analizował sytuację; kino było niemal puste, nikt za nimi nie siedział... chyba mogli się trochę zabawić?
– Następnym razem? – powtórzył leniwie, samemu spoglądając na niego z tego cholernego bliska. – Możemy już teraz włączyć dodatkowe punkty programu.
Usta Kouena rozciągnęły się w uśmiechu i Alibaba nie zdążył nawet mrugnąć, gdy poczuł je na swoich. Nie odpowiedział od razu, nie chcąc wyglądać jakby na nic innego nie czekał. Sam musnął jego wargi dopiero po chwili i aż stłumił westchnienie, gdy Kouen położył mu rękę na głowie, przyciągając go bliżej siebie. Całowali się tak powoli, tak cholernie leniwie i pobudzająco, że chyba zadrżał, gdy Kouen delikatnie polizał jego usta. Uchylił je, pozwalając na pogłębienie pieszczoty, samemu opierając się dłonią o jego udo. O rany, jeżeli ten facet nie przestanie, to naprawdę ciężko będzie mu się powstrzymać, by nie zrobić tego tu i teraz.
Zamruczał, czując palce gładzące jego kark i spojrzał mu w oczy, gdy na chwilę ich usta się rozdzieliły. W oczach mężczyzny widać było wyraźne pożądanie i Alibaba poczuł zadowolenie z tego powodu. To było całkiem niezłe uczucie, tak na kogoś działać, a już zwłaszcza na kogoś takiego jak Kouen. Aż poczuł się o wiele śmielej, w końcu nie tylko on tutaj był napalony, czemu miałby się z tym kryć? Sięgnął ręka do jego włosów, wplatając w nie palce, drugą przesuwając po twardym udzie. Musnął zaczepnie jego wargi i patrząc mu w oczy przygryzł własne, jakby się zastanawiał czy ma kontynuować.
Kouen rozwiał jego nieistniejące wątpliwości, uwalniają jego wargę spod nacisku zębów, wysuwając zaraz język do jego ust. Z cichym pomrukiem odpowiedział na pieszczotę, czując jak ogarnia go gorąco. Najchętniej znalazłby się jeszcze bliżej niego, na jego kolanach, żeby móc go pieścić, żeby ten pieścił jego. Albo jeszcze lepiej, może powinien zrobić coś więcej, skoro planował przeciągnąć nieco ich spotkania? Fakt, że są w miejscu publicznym tylko go nakręcał. Zrobić to czy nie robić?
Gładził Kouena po udzie, sunąc coraz wyżej, głaskając wewnętrzną stronę, spód... cholera, aż sam się nakręcił i już w ogóle przestawał myśleć, gdy usta Kouena przesuwały się po jego szyi, gdy czuł mokry, gorący język na skórze. Westchnął, nie kryjąc się wcale z tym, jak mu przyjemnie.
Zrobić. Zdecydowanie zrobić.
Bezszelestnie wsunął się na jego kolana, całując się z nim mocno, głęboko, wplatając palce w jego włosy. O ludzie, jak on go pragnął... Jak Judal mógł w ogóle wytrzymywać, żeby pozwalać na seks dopiero po którejś randce? Miał wrażenie, że zaraz oszaleje od tego gorąca, od tego ciśnienia, gdy z cichym pomrukiem odsunął się od niego, pozwalając mężczyźnie gryźć i lizać swoją szyję. Odchylił głowę, oddychając głęboko, czując, jak to wszystko zaczyna na niego działać, jak robi się sztywny. Nie, nie, musi się opamiętać, nie powinien mu się tak łatwo oddać.
Drgnął gwałtownie, gdy poczuł jego dłonie przesuwające się po udach, pocierające je stanowczo przez materiał spodni. Więc Kouen też miał ochotę? Kręciły go miejsca publiczne? Zaraz mu pokaże, co to znaczy seks w miejscu publicznym.
Zdjął jego ręce ze swoich bioder i gdy mężczyzna odsunął się lekko, by spojrzeć na niego pytająco, po prostu pocałował go mocno w usta, gryząc jego wargę, nim spojrzał mu w oczy. Nie ma mowy, nie pozwoli mu się dzisiaj przemacać, na to trzeba było sobie... zasłużyć, jak mawiał Judal.
Ale za to sam bez żadnych oporów sięgnął do paska jego spodni, nie spuszczając z niego wzroku. Kouen patrzył na niego nieruchomo i Alibaba uśmiechnął się pod nosem, wolno rozpinając jego pasek.
– Co robisz? – zamruczał Kouen, gładząc wolno jego nogę.
– A jak myślisz? – wyszeptał, pochylając się i muskając jego usta, rozpinając przy okazji zamek spodni. O ile się nie mylił, Kouen był już w stanie gotowości. – Przechodzę do punktu kulminacyjnego. – Musnął delikatnie jego wargi, kładąc dłoń na jego kroczu. Rany, był taki gorący, aż jego własne podniecenie dało o sobie znać. Najchętniej by się zaczął po prostu o niego ocierać, ale nie. Nie może.
Kouen przygryzł jego wargę, ssąc ją przez chwilę.
– Chyba że nie chcesz, żebym kontynuował? – wymruczał, patrząc na niego spod rzęs. Miał obawy czy nie wychodzi na debila, tak się do niego mizdrząc, ale chyba nie, Kouen nie wyglądał na zniechęconego. Nawet wręcz przeciwnie.
Zadrżał, gdy mężczyzna sam sięgnął do paska jego spodni. Nie, nie wolno. Znowu delikatnie chwycił jego ręce, a gdy Kouen spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, delikatnie ucałował jego dłoń. Przesunął wargami po jego palcach, które zaraz wsunął sobie do ust. Och, podobał mu się ten wzrok Kouena, gdy patrzył na niego tak intensywnie... Przejechał językiem po jego opuszkach, zaraz ssąc je delikatnie. Trochę łapał go stres, bo nie licząc drobnych macanek z Judalem, nigdy tego nikomu nie robił. Jednak nie da po sobie tego poznać, nie ma mowy. Wypieści go tak, jak jeszcze nikt nigdy wcześniej.
Pochylił się nad nim, muskając lekko jego usta, po czym po prostu wsunął mu dłoń w spodnie. Aż zadrżał; był taki duży i twardy... aż zrobiło mu się słabo z podniecenia, więc tylko nabrał głęboko powietrza, łapiąc jego usta w pocałunku, gdy powoli przesunął ręką po całej jego długości. Kouen drgnął pod jego dotykiem i to mu się bardzo podobało, więc zaczął go powoli masować, pieszcząc językiem wnętrze jego ust. Chciał, by mężczyzna pragnął go tak bardzo, że nie będzie w stanie mu się oprzeć.
Zdecydowanie podobało mu się to kuszenie i zwodzenie go. To było takie podniecające, a zarazem tak dobrze się czuł, będąc pożądanym. Nawet jeżeli nigdy więcej nie spotka Kouena, to chciał go bardzo dobrze zapamiętać, a także żeby i on nie zapomniał o nim szybko. Całowali się coraz namiętniej i Alibaba teraz już śmiało pieścił go ręką, zwłaszcza że Kouen tak podniecająco mruczał z każdym mocniejszym dotykiem. Nie panował nad swoimi biodrami, które i tak poruszały się bezwiednie w rytm ruchów jego dłoni, ściskane przez ręce Kouena. Cholera, ależ chciał, żeby ten go wziął i walić że wyjdzie na uległego, naprawdę chciał być przez niego pieprzony. Ale nie. Nie dziś. Dziś się nieco zabawi, sprawdzi co i jak, jak działa na Kouena. Sprawdzi jak ten smakuje pod jego wargami. Tak. Właśnie tego chciał. Wziąć go w usta i pieścić.
Odsunął się nieco, lecz usta Kouena podążyły za nim, łapiąc jego wargi w pocałunku. To prawda, że mógłby się tak z nim całować wieczność, ale chciał czegoś innego.
– Chodź tu – wymruczał Kouen, łapiąc go za koszule i przyciągając bliżej, jednak Alibaba tylko ugryzł go w wargę, uśmiechając się z zadowoleniem. Ścisnął go naprawdę mocno aż ten jęknął zduszonym głosem. Alibaba wykorzystał to, zsuwając się z jego kolan i klękając miedzy jego nogami.
Zamruczał cicho z zadowoleniem, gdy Kouen spiął się, jakby był naprawdę zaskoczony jego zachowaniem, mimo wszystko nie protestował. I dobrze, bardzo dobrze, bo Alibaba o niczym innym nie marzył, jak wziąć go teraz w usta.
Obsunął jego spodnie i bieliznę i mimo wszystko się zaczerwienił, czego na szczęście nie było widać w ciemnościach. Kouen był naprawdę hojnie obdarzony i jak pomyślał, że ten facet będzie go pieprzył, że wsunie się w niego i będzie go brał naprawdę mocno...
Przesunął językiem po imponującej długości jego męskości, spoglądając w górę na jego twarz. Uśmiechnął się lekko, widząc jak Kouen mruży oczy i zamruczał cicho, gdy poczuł jego dłoń wplatającą się we włosy.
– Alibaba...
O tak, to mu się zdecydowanie podobało.
Polizał go tak jeszcze parę razy i w końcu zamknął usta na czubku jego męskości, ssąc go delikatnie. Zadrżał, gdy poczuł palce zaciskające się na jego włosach. O rany, nie sądził, że może być aż tak podniecony od samego pieszczenia kogoś, od brania go w usta i ssania jego gorącego ciała. Potarł dłonią nasadę jego męskości i wsunął go sobie głębiej do ust, by zaraz wyciągnąć zupełnie i tylko leniwie drażnić go krótkimi liźnięciami. Podobało mu się to jak Kouen reagował, jak zaciskał dłoń na jego włosach, jak momentami napinał nadgarstek tak, jakby chciał go przyciągnąć bliżej siebie. Szczerze mówiąc, nie miałby nic przeciwko, gdyby mężczyzna sam zaczął poruszać jego głową, pieprząc go w usta. Nie chciał myśleć o tym, co takie odczucia o nim świadczyły, ale naprawdę, wobec takiego faceta mógł być uległy.
Z cichym pomrukiem wziął go znowu w usta, poruszając głową w górę i w dół, aż poczuł jak ciało Kouena się napina, jak jego palce zaciskają się na jego włosach. Ugryzł go lekko, gdy ten pociągnął go mocniej. Zerknął na niego, ssąc jego czubek męskości nieco prowokująco i chyba działało, bo Kouen patrzył na niego tak intensywnie, tak... gorąco, że najchętniej sam by się zaczął dotykać po jego czujnym spojrzeniem.
Wziął go głęboko w usta i usłyszał ciche westchnienie Kouena. Och tak, może tak wzdychać, niech wzdycha, mógłby nawet jęczeć! O szlag, ale chciał to usłyszeć. Ale byli w miejscu publicznym, nie mogli. Pogładził jego brzuch, wyczuwając twarde mięśnie i aż zamruczał, czując pod rękami, jak jego ciało się spina. Podciągnął się, pieszcząc go wolno dłonią i składając pocałunki na jego brzuchu, kościach biodrowych...
– Przestań... – wydyszał cicho Kouen i Alibaba spojrzał na niego, uśmiechając się pod nosem, widząc wyraz jego twarzy.
– Co mam przestać? Nie dotykać cię? – zamruczał, przesuwając wargami po jego podbrzuszu, masując go w dłoni tak delikatnie i drażniąco. Był świadomy, że jeszcze trochę i mężczyzna by doszedł, dlatego miał ochotę jeszcze trochę to przeciągnąć.
Zadrżał, widząc jak Kouen przygryza dolną wargę, patrząc na niego pociemniałymi z pożądania oczami. Był taki twardy w jego dłoni, taki napięty, jakby na nic innego nie czekał, tylko żeby dojść. Uśmiechnął się więc do niego prowokująco. Chciał, by ten stracił nad sobą kontrolę, by pokazał, jak mu dobrze, kiedy Alibaba go bierze w usta. By jego ciała o to prosiło, żeby chłopak go ssał.
Powoli schylił głowę do jego męskości, obejmując jej czubek ustami, po czym nakrył dłoń znajdującą się na jego głowie swoją ręką i delikatnie przycisnął, dając mu tym samym znak, że pozwala, by Kouen sam dobrał sobie tempo. Tamten drgnął najwyraźniej zaskoczony, ale już chwilę później znów zacisnął palce na jego włosach i poruszył jego głową. Alibaba przymknął powieki, słuchając jak Kouen wzdycha przeciągle. Poddawał się jego naciskowi, pomrukując i pieszcząc językiem. Dlaczego tak bardzo mu się to podobało? Że Kouen tak go trzymał, poruszał jego głową, pieprzył jego usta coraz szybciej? Był aż takim pasywem? Szlag, ale to było dobre, naprawdę dobre. Złapał w palce nasadę jego penisa, pieszcząc ją spokojnie a biodra Kouena aż się uniosły. Otarł się o jego gardło, a potem zrobił to drugi raz, naciskając mocniej jego głowę i Alibaba wysunął go z ust, mając obawy przed taką inwazja na siebie. Póki co w każdym razie. Patrzył na niego masując go i liżąc językiem, aż Kouen chyba nie wytrzymał, bo złapał go mocniej za włosy, nakierowując na własną męskość. Alibaba wziął go znów w usta, a tempo, które nadal teraz Kouen, było znacznie szybsze niż wcześniejsze.
Aż sam jęknął, czując szarpiące go podniecenie. Tak strasznie miał ochotę się dotknąć, miał ochotę się pieścić, gdy czuł, jak Kouenowi jest dobrze, gdy słyszał jego przyspieszony z podniecenia oddech. Ale nie, nie teraz. Następnym razem, jeszcze nie dzisiaj.
Wzdrygnął się w lekkiej panice, gdy mężczyzna docisnął go mocno do swojego krocza, dochodząc mu w usta. Jednak nie szarpał się, po prostu zaciskając powieki, gdy ten rozlał mu się na języku. Choć miał lekkie opory, przełknął wszystko i polizał go jeszcze kilkukrotnie, zanim na nieco drżących nogach uniósł się, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnął się lekko, widząc jak mężczyzna oddycha ciężko, patrząc na niego błyszczącymi z podniecenia oczami, taki cudownie rozgrzany... Nachylił się nad nim, opierając się dłońmi o jego uda.
Sam nie wiedział, co go podkusiło, gdy musnął lekko jego ucho wargami, przygryzając miękko jego płatek.
– Do zobaczenia następnym razem.
I nim Kouen zdążył jakkolwiek zareagować, po prostu chwycił swoją kurtkę i umknął z sali kinowej, nie zwracając uwagi na film wciąż lecący na ekranie.
Powietrze na zewnątrz było przyjemnie chłodne, omiatało teraz jego zaczerwienioną twarz, pozwalając choć na drobną chwilę zapomnieć o podnieceniu. Szlag, tak go chciał, naprawdę miał ochotę, by Kouen go pieścił... Ale był też świadomy faktu, że tamten również tego pragnął. Dlatego wstrzyma się jeszcze i zobaczy, jak będzie następnym razem. Bo był przekonany, że do następnego razu dojdzie.
Podziwiał sam siebie, że mu się to udało odejść, gdy tak bardzo pragnął czegoś więcej. Powinni mu dać za to nagrodę. Niemniej nie mógł przestać się uśmiechać sam do siebie. Na samo wspomnienie miał dreszcze, a do tego, gdy pomyślał o ich następnym spotkaniu... Chyba zaczynało mu się podobać kręcenie z tym facetem.
Wyciągnął telefon, wykręcając numer do Judala, który odebrał po dłuższej chwili.
– Co robisz? – spytał, nie siląc się na powitania, oglądając się za sobie i poprawiając spodnie. Okropnie go uwierały, najchętniej by sobie ulżył.
– A jak myślisz? – parsknął Judal. – A ty nie miałeś przypadkiem romantycznej randki ze swoim prykiem?
– Miałem – uśmiechnął się szerzej. – Już się skończyła.
– Tak szybko cię puknął?
– Nie puknął mnie! Jeszcze w każdym razie – zamruczał, czując rozpierającą go dumę. To jednak był dobry pomysł!
– To co wy robiliście? Patrzyliście sobie w oczy, kurwa?! – usłyszał, jak Judal wykonuje pojedyncze mlaśnięcie języka, co robił zawsze w wyrazie dezaprobaty. Alibaba doskonale umiał sobie wyobrazić jego minę, z uniesionymi wysoko brwiami, sugerująca że jego rozmówca jest autentycznym idiotą. Znał ją idealnie, mógłby ją rysować z pamięci.
– Byliśmy w kinie – odezwał się po dłuższej chwili.
– W kinie?! Ocipiałeś?!
– Nie drzyj się tak! – Odsunął na chwilę telefon od ucha. – I czy ja mówię, że siedzieliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy?! Nie, kurwa!
– To co robiliście? – Judal brzmiał na tak niezainteresowanego, że Alibaba miał ochotę mu nakopać. Powinien go chwalić, chwalić!
– Pieściliśmy się! – powiedział z dumą do słuchawki, jednak zaraz zniżył głos, gdy napotkał zdziwione spojrzenie mijanego przechodnia. – A raczej ja jego – sprostował, a po drugiej stronie zapadła cisza. Aż poczuł, że duma puchnie w nim, łechtając jego bądź co bądź spragnione uwagi ego. – Judal?
– I co, nie dałeś się puknąć? – zapytał Judal z niedowierzeniem w głosie. Zdecydowanie nakopie mu następnym razem.
– Nie dałem! – parsknął, rozglądając się na przejściu dla pieszych.
– Ani nawet na ręcznym?
– Nie! – powtórzył z uporem, mając ochotę wznieść oczy ku ciemnemu już niebu.
– To ja już nic nie rozumiem.
Alibaba odczekał chwilę, próbując uspokoić potok przekleństw cisnący mu się na usta, że tym razem Judal jest tak ograniczony, że nie był w stanie rozumować między wierszami. Ale to Judal, z nim czasem trzeba było prosto, zwłaszcza jeżeli chodziło o seks.
– Wypieściłem go i wyszedłem w połowie filmu – powiedział w końcu i parsknął niekontrolowanym śmiechem na samo wspomnienie.
Tym razem to Judal umilkł, a Alibaba skwapliwie czekał na to, co ten mu powie. Był pewien, że go zaskoczył, doskonale znał zdanie Judala na własny temat.  
– Nie wierzę – usłyszał w końcu w słuchawce. – I co, miał zgachę życia?  
– No tak trochę – powiedział w dużo lepszym humorze, teraz naprawdę zadowolony ze swojego pomysłu. Nauki Judala jednak zrobiły swoje, cholera, był naprawdę dumny! – Jak myślisz, powinienem do niego napisać w nocy? Czy poczekać, aż sam napisze?
– Poczekaj – poradził Judal tonem znawcy. – Po czymś takim na bank napisze.
I nie mylił się. Ledwie godzinę później odebrał smsa, gdy siedział z Judalem na dworze, na murku za szkołą, w stałym miejscu ich spotkań. Policja jakoś nigdy tędy nie przejeżdżała, naprzeciwko nich znajdowały się jedynie garaże, więc raczej nie miał kto na nich donieść za picie w plenerze.
Zerknął na wyświetlacz i uśmiechnął się, gdy odczytał wiadomość: "Ucieczki to twoja specjalność?". Naprawdę, aż sobie pogratulował sukcesu.
Uśmiechnął się szerzej i odpisał: "Nie daję się tak łatwo złapać. Podobał ci się film?". Ciekawe czy jego małe pieszczoty mu się spodobały, bo przecież filmu żaden z nich raczej nie pamiętał. Gryzł wargę, nie mogąc pozbyć się tego zadowolenia z siebie. Zwłaszcza że zadziałało tak jak powinno.
– Masz. – Judal podał mu butelkę  z piwem, siadając obok na murku. – Masz minę jak niedojebany, szczęśliwy pies.
– Bo Kouen napisał – roześmiał się, otwierając butelkę i upijając porządny łyk. Szlag, nadal mu się czegoś chciało, mimo że jego erekcja już dawno opadła. Miał nadzieję, że Judal nie wpadnie na pomysł, żeby iść na kluby, bo miał obawy jak to się skończy. A on chciał, żeby to był Kouen. Teraz to musiał być Kouen i nikt inny.
– Mówiłem, że tak zrobi – parsknął, pijąc własne piwo. – No Saluja, chociaż raz ci coś wyszło, hahaha! – Poklepał go po plecach.
Alibaba roześmiał się radośnie, nawet nie odczuwając specjalnej potrzeby, by obrazić się na tę jawną kpinę. Sięgnął za to po telefon, czując że przyszła mu nowa wiadomość: "Był zaskakujący, takiego obrotu akcji się nie spodziewałem. Jednak możemy to powtórzyć...".
Aż się roześmiał, odpychając Judala, który próbował zajrzeć mu przez ramię, by sprawdzić, o czym tam piszą. Odpowiedział w wiadomości, że zapewne znajdzie dla niego trochę czasu, chociaż prawda była taka, że miał go całe mnóstwo. Nie chciał jednak wychodzić na takiego, który całe swoje życie dostosuje do nowego faceta.
– A jemu nie przeszkadza twój wiek? – zapytał nagle Judal i Alibaba wzdrygnął się, zaraz wzdychając głęboko.
– Nie powiedziałem mu – mruknął i tamten aż się zadławił piwem. – Myśli, że jestem studentem zarządzania.
– Że co?! – warknął tamten. – Czyli on nie wie, że stuka się z nieletnim? – Potarł czoło dłonią. – Ludzie, Saluja, co ty masz we łbie.
– Odwal się, dobra? – mruknął nadąsany. – Inaczej w życiu by na mnie nie spojrzał!
– Nie da się ukryć – westchnął Judal, znowu upijając łyk piwa. – Teraz tylko tego nie spierdol, bo jak się dowie, to masz przesrane.
– Myślisz, że zamierzam mu cokolwiek mówić? – prychnął z lekką irytacją. Nie był kretynem, wiedział, że jego mała przygoda z Kouenem może się skończyć równo z chwilą, gdy ten dowie się, ile ma tak naprawdę lat. A on wcale nie chciał kończyć tej znajomości. Przynajmniej nie tak szybko. Kouen go kręcił i to bez dwóch zdań. Będąc szczerym ze samym sobą, to miał nadzieję, że może przez jakiś czas… mogliby…
– Ty nie musisz nic mówić, może samo się wydać. – Judal wzruszył ramionami, pijąc swoje piwo.
– Z kilka miesięcy kończę osiemnastkę, więc już nie będzie żadnego problemu – burknął. Czemu musiał psuć mu humor, no czemu?! Szło już tak dobrze!
– Zamierzasz za kilka miesięcy nadal bujać się z tym prykiem? – Judal parsknął śmiechem, najwyraźniej bardzo ubawiony. – A może ty się zakochałeś, hahaha!
– Pojebało cię?! – zbulwersował się, uderzając go w ramię, czując jak na twarz wypływają mu rumieńce.
– Hahahahaha! Saluja, ty to umiesz dojebać do pieca! – Judal śmiał się jak opętany, na co Alibaba tylko warknął pod nosem. Nie było sensu się z nim wygadywać, Judal zawsze umiał stawiać na swoim, a Alibaba nie miał ochoty na tę rozmowę. Zamiast tego wyjął telefon i spojrzał na krótkie zapytanie: „Kiedy?”
– To musiało być naprawdę dobre ssanie, nie poznaję cię Saluja! – Judal zamruczał mu do ucha rozbawiony, zaglądając mu do telefonu.
– Spadaj! – Alibaba odepchnął go, mimo wszystko parskając śmiechem.
– Czemu mnie nigdy tak nie ssałeś? – Objął go ramionami, uśmiechając się szeroko, tak po judalowemu. Gdyby nie był jego kumplem, pewnie sam by na niego poleciał.
– Nigdy ci nie ssałem – uśmiechnął się ironicznie, bezskutecznie jednak próbując skopiować jego wyraz twarzy.
– Choć raz było blisko – zamruczał mu do ucha chłopak. – Gdyby twoja mama nie zawołała nas wtedy na obiad…
– Weź, skończ – jęknął Alibaba, przejeżdżając sobie ręką po twarzy. – Nie chcę tego pamiętać.
– Czemu? Było całkiem nieźle!
– Jak na czternastolatków. – Chłopak spojrzał na niego, unosząc brew, a Judal tylko parsknął śmiechem.
– Gdyby nie ja, to by do twojej durnej makówki nie dotarło, żeś pedał! – oznajmił dumnie brunet, patrząc na niego z zadowoleniem. – Pewnie teraz umawiałbyś się z Kougyoku czy coś!
– A weź się. – Przewrócił tylko oczami, zerkając w kalendarz. Skoro zaraz mieli weekend… Nie, nie powinien tak szybko spotykać się z Kouenem. Powinien zaczekać. Powinien mieć trochę czasu, by się napalić, by wyczekiwać tego spotkania. Nie może mu napisać, że najlepiej teraz.
Pomyślał chwilę, zastanawiając się, ile może mieć zadane na wtorek i czy przypadkiem nie ma jakiegoś sprawdzianu, po czym odpisał mężczyźnie, że poniedziałek brzmi dobrze. Ciekawe gdzie teraz pójdą, mimo wszystko mógł się chyba z nim jeszcze trochę pobawić?
Niemal się zakrztusił piwem, gdy niemal natychmiast otrzymał od niego smsa.
„Zadzwonię wieczorem.”
Co to znaczy „zadzwonię wieczorem”? O który wieczór chodzi? O której wieczorem? Wieczorem, czyli kiedy?
– Szykuje się seks-telefon? – Judal zamruczał wprost do jego ucha, muskając je ustami.
– Spadaj – jęknął, uderzając go łokciem w brzuch. O czym ten Kouen chciał z nim rozmawiać? Miał nadzieję, że nie o historii, bo Alibaba czuł się przy nim jeszcze większym debilem, niż za jakiego uważał go Judal. Jak można być zarazem tak seksownym i mądrym? Czy to się nie powinno wykluczać jakoś? Co za dużo to nie zdrowo? Jak życie może być takie niesprawiedliwe, że jedni mają wszystko a inni nic? W każdym razie matka natura była dla Kouena bardzo łaskawa, nie dość że hojnie go obdarzyła tym i owym, to jeszcze miał i wygląd, i inteligencję!
„A jak już będę spał?”, wystukał na klawiszach i wysłał, wsuwając telefon do kieszeni.
– I co, to będzie ten seks-telefon czy nie? – Judal uśmiechał się do niego bezczelnie.
– Nawet jak będzie, to bez ciebie. – Puknął go lekko z główki w czoło.
– No wiesz co, Saluja, tak się odwracać od swojego mentora, spotka cię za to kara, zobaczysz!
Poczuł wibracje telefonu i odczytał smsa, czerwieniąc się lekko na widok tekstu.
„To myślę, że skutecznie cię… rozbudzę.”
Odepchnął Judala, nie dając mu przeczytać tego, co mu Kouen napisał. O rany… czyli naprawdę szykował mu się seks-telefon? Nie spodziewał się tego, ale skłamałby mówiąc, że miał coś przeciwko. I chociaż Judal marudził na przemian z wyśmiewaniem go, to pożegnał się z nim dość szybko, wracając do domu. Nie, jeżeli Kouen miał dzisiaj zadzwonić, to wolał odebrać, leżąc już w łóżku, gdzie w końcu mógłby dać sobie ulżyć po tym namiętnym kinie. Od razu zrobiło mu się cieplej, gdy tylko przypomniał sobie, jak Kouen zaciskał palce na jego włosach, jak poruszał jego głowa i sam chętnie wbijał się między jego wargi… Chciałby się z nim spotykać, naprawdę chciał, jeszcze nigdy żaden mężczyzna go tak nie pociągał.
Jego mama zdawała się być zadowolona, że nawet nie było dwudziestej trzeciej, gdy wrócił do domu. I dobrze, im więcej takich plusów u niej nazbiera, tym na więcej będzie mu pozwalała. Musi załatwić pozwolenie na całonocny wypad, musi! Dlaczego pozwalała mu na takie wyjścia, gdy miał dwanaście lat, a teraz to już nagle nie? To niesprawiedliwe! Fakt, może wcześniej nie chodził szukać okazji na dobry seks, ale i tak to była rażąca niesprawiedliwość. Nawet nie chciał myśleć, co by jego matka powiedziała, gdyby się dowiedziała o Kouenie. Owszem, wiedziała, że jej syn gra w innej lidze, ona jako jedyna w domu o tym wiedziała, ale i tak mogłaby mieć problem z zaakceptowaniem starszego faceta. Chociaż Kouen był na tyle inteligentny i tak dobrze wyglądał, że może jego matka nie miałaby nic przeciwko? O czym on w ogóle myślał, przecież nie będzie poznawał matki ze swoim seks-partnerem. Przyszłym, w każdym razie.
Wykąpał się, czując się nienormalnie wręcz podekscytowany. Z jednej strony obawiał się tego telefonu, a z drugiej nie mógł się go doczekać. A do tego ciągle czuł, że wystarczy tylko chwila, żeby się podniecił, naprawdę chciał to zrobić i sobie ulżyć, słuchając Kouena, a nie tylko go sobie wyobrażając. Zastanawiał się, która godzina dla Kouena jest wieczorem i ile przyjdzie mu czekać. Na pewno i tak nie uśnie, ale i tak mógłby już zadzwonić!
Chodził po pokoju, przerzucając swoje rzeczy z kąta w kąt i chociaż udając, że w nim sprząta. Było już koło północy, gdy rzucił się na łóżko, nieco sfrustrowany. Powinien przestać czekać na niego już dawno, tylko zrobić co ma zrobić i pójść spać! To już dawno przestał być wieczór, była noc! I właśnie gdy już postanowił pójść spać, jego telefon zaczął dzwonić. Aż mu serce zadudniło, gdy zobaczył, że to Kouen, lecz zaraz uśmiechnął się szeroko, odbierając.
– Abonent poszedł właśnie spać, prosimy spróbować później – odezwał się zamiast przywitania i z trudem zdusił śmiech, gdy po drugiej stronie panowała cisza.
– Proszę zatem obudzić abonenta – zamruczał mu wprost do ucha i Alibaba aż drgnął, czując przeszywające go dreszcze. – To sprawa niecierpiąca zwłoki.
– O tej porze? – spytał, kładąc się wygodnie na łóżko. – Co można mieć ważnego o tej porze?
– Jest parę spraw. – Przymknął oczy, słysząc jego niski pomruk przy uchu. – Ktoś chyba obiecał zostać dzisiaj na dłużej?
– A jednak zatrzymały go inne pilne sprawy – powiedział spokojnie, leniwie, siląc się na spokój, jednocześnie uśmiechając się sam do siebie, gdy przycisnął policzek do poduszki.
– Doprawdy? – Och, Kouen tak wspaniale mruczał, mając taki ochrypły, przeszywający głos… – Zdawało mi się, że ta w kinie była… wystarczająco pilna.
– Dokładnie, zdawało ci się – powiedział nonszalancko, kopiując ton Judala, przeciągając się i czując, jak od samego tonu jego głosu ma ochotę się pieścić. – Musiałbyś się bardziej postarać. – Sam wymruczał mu to do słuchawki, uśmiechając się szeroko. Cholera, tak strasznie chciałby się z nim pieprzyć, mogli jednak skończyć dzisiaj u Kouena na dzikim seksie… Ciekawe, jakie to jest uczucie. Gdy ktoś cię bierze.
Zadrżał, delikatnie pocierając się przez materiał luźnych spodenek, w które przebrał się do snu. Gdyby to tylko była dłoń Kouena… Aż przygryzł wargę, zamykając oczy.
– Mógłbym, gdybyś mi wtedy pozwolił – wymruczał wolno mężczyzna i Alibaba powstrzymał westchnienie, gdy usłyszał ten gorący szept. Mógłby dojść od samego słuchania, gdy ten do niego mówił.
– Wtedy przyćmiłoby to moje starania – zauważył, próbując przestać się dotykać, ale nie mógł, było mu tak dobrze, ten supeł podniecenia w podbrzuszu był taki przejmujący... – A ten film miał być wyjątkowy!
Kouen zaśmiał się cicho i mrucząco i Alibaba z trudem pohamował jęk. Jak on ma z nim rozmawiać, no jak, gdy tak bardzo chciał się pieścić, tylko go słuchając.
– Był całkiem przyjemny – mruknął takim seksownym i kuszącym głosem, że Alibaba ścisnął się mocniej, zagryzając wargi.
– Całkiem? – udał oburzenie. – To było najlepsze, co cię w życiu spotkało!
– Och, już nie przesadzajmy.
– Już nie dostaniesz żadnego prezentu, bądź pewien, że w kinie zawsze będzie ci nudno – wyburczał, oblizując wargi, gdy wsunął dłoń za spodenki. O tak, niewiele mu było trzeba...
– To byłaby wielka strata.
– I czyja to wina, no czyja?
– Więc może pozwolisz mi się zrekompensować? – zaproponował cicho mężczyzna i Alibaba aż zadrżał, gdy tylko pomyślał, co ten mógłby mu robić.
– Może – wyszeptał zdawkowo. – Jeżeli się postarasz… – dodał i ponownie przymknął oczy, biorąc się w rękę. Och, szlag, nie powinien tego robić, rozmawiając z nim przez telefon, aż tak nie mógł się opanować? Ale naprawdę był na niego napalony, miał ochotę mu powiedzieć, że mogą się spotkać już, teraz, najpóźniej jutro, ale nie, nie mógł tego zrobić, jeszcze nie. Nie mógł być na każde zawołanie.
– Do poniedziałku wciąż jeszcze mnóstwo czasu – zauważył Kouen takim tonem, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Alibaba również wyczekuje tego spotkania. – Na pewno zdążę coś wymyślić do naszego spotkania... Jakieś życzenia?
– Zdam się na ciebie – wyszeptał i westchnął niekontrolowanie, gdy ścisnął się trochę mocniej w dłoni. Przygryzł mocno wargę, zaciskając powieki i przekręcając się na bok, starając się uspokoić oddech. Nie powinien…
– Alibaba… – zadrżał, słysząc swoje imię wyszeptane tym niskim, kuszącym głosem. – Co robisz?
– Próbuję spać, ale ktoś mi nie daje – powiedział na wydechu, poruszając dłonią po całej swojej długości. O szlag, nigdy nie robił tego przy kimś, nie w taki sposób, to było takie podniecające...
– Alibaba... – zamruczał aż chłopak musiał stłumić jęk przyjemności. – Jakoś ci nie wierzę.
– To nie wierz – westchnął,  poruszając szybciej dłonią – chciałem spać i co?
– I pieścisz się beze mnie – wymruczał niskim głosem.
– No to gdzie jesteś?
– Gdybyś został, może znalazłby się ktoś, kto by ci pomógł?
– Ahaaaa... głupi ja – wydyszał, tłumiąc przeciągły jęk.
– Powiedz mi… – usłyszał ten niski pomruk i westchnął, prężąc się rozkosznie pod własną dłonią. – Jak bardzo chciałeś, żebym cię wziął?
Teraz już nie mógł powstrzymać cichego, podnieconego jęku, gdy obsunął niżej spodenki, pieszcząc się już naprawdę mocno, bez skrępowania.
– Ale kiedy? Wczoraj w klubie czy dzisiaj w kinie? – wydyszał, zaciskając zęby, mając ochotę już dojść, ale nie, pobawi się ze sobą jeszcze trochę, chciał się porządnie rozpieścić, potrzebował mocnego orgazmu.
– W obydwu mogłem brać cię równie mocno, a ty uciekłeś… – wymruczał Kouen, a on aż westchnął, gdy to sobie wyobraził. Gdyby mógł pod nim jęczeć, gdy ten go pieprzył… Poruszył biodrami, wbijając się w obręcz swoich palców, by zaraz rozchylić uda, masując skraj swojego wejścia. Dopuściłby go do siebie, jasne że tak, dlaczego był takim idiotą i mu nie pozwolił, dlaczego…
Nie, musi się uspokoić, przecież to nie tak, przecież Kouen powinien go pragnąć jeszcze bardziej, jeszcze mocniej!
– A zasłużyłeś na mnie? – jęknął mu cicho do słuchawki. – Kouen…
Czy jemu się zdawało czy Kouen właśnie sapnął? Właściwie... chyba nie zwrócił się jeszcze do niego po imieniu. A już na pewno nie w takich warunkach. Uśmiechnął się sam do siebie, ogarnięty tą cudowną przyjemnością.
– Koueeeeen – wszeptał jękliwie, zaraz śliniąc palce, po chwili wsuwając w siebie jeden. Ile by dał, żeby robił to ten facet... ale sam fakt, że właśnie z nim rozmawia, był już całkiem niezły. Zresztą nic jeszcze nie uciekło.
– Już jęczysz moje imię? – zakpił, ale jakimś takim niższym głosem.
– Żebyś wiedział na co zasłużyć – odparł. Było mu tak dobrze, żeby jeszcze Kouen nie przestawał do niego mówić, żeby tu był...
– Najpierw spotka cię kara – poinformował – za to, że zostawiłeś mnie już drugi raz.
– I zostawię kolejny – zaśmiał się na wydechu, wijąc się rozkosznie w pościeli. – Nie wiesz, że gonienie króliczka jest najlepsze w całej zabawie?
– Rozwieję twój tok myślenia – zapewnił gorącym głosem. – Króliczkowi najlepiej jest, jak jest już złapany.
Alibaba jęknął, prężąc się pod własnym dotykiem. Cholera, co ten facet z nim robił.
– Już cię nie wypuszczę – dodał Kouen. – Następnym razem mi nie uciekniesz…
– Nie bądź tego taki pewny – jęknął, dosuwając drugi palec. Chciałby, żeby to był Kouen, żeby teraz mężczyzna rozsunął mu nogi i wypieprzył go palcami, a potem po prostu złapał za biodra i porządnie wziął. Jak mógł pragnąć czegoś takiego? Ani razu nawet nie pomyślał, że mógłby być na górze! Aż tak strasznie chciał być mu uległy, chciał tych pieszczot w sobie? Przecież nie był żadną ciotą, więc dlaczego tak pragnął tego, by to Kouen go zdominował, dlaczego go prowokował, by ten był jeszcze bardziej stanowczy?
– Ja to wiem – zamruczał Kouen uwodzicielskim tonem i Alibaba niemal uwierzył mu na słowo. – A twoja kara będzie długa i męcząca…
– Przekonamy się – wydyszał, przyciskając policzkiem telefon do poduszki, gdy drugą ręką sięgnął do swojej męskości, którą zaczął mocno pocierać. Już nie mógł się powstrzymywać, chciał dojść, chciał słyszeć jego szept i mieć orgazm, jęcząc jego imię. – Mmm, Kouen, tak mi dobrze… – wyszeptał, zaciskając powieki, gdy bezwiednie poruszał biodrami w rytm swoich dłoni. – Szkoda, że pozwoliłeś mi dzisiaj uciec, pozwoliłbym ci na wszystko…
– I tak pozwolisz – zapewnił tonem, w którym nie było nawet nuty zawahania, Kouen... on po prostu wiedział, że tak będzie i właśnie mu to mówił. Alibaba zadrżał gwałtownie czując, jak napina się całe jego ciało.
– Nie – zaprzeczył, wzdychając.
– Tak – wymruczał leniwie, jakby chciał kusić go samym tonem głosu. – Będziesz mnie błagał, żebym zrobił to wszystko, co sobie właśnie wyobrażasz.
Alibaba aż jęknął stłumionym głosem, zagryzając mocno wargi.
– A jak nie ciebie sobie wyobrażam?
– Oczywiście że mnie – powiedział kpiącym tonem. – Pragniesz mnie tak, że żałujesz, że mnie tam nie ma, prawda?
– Ani trochę... – wydyszał poruszając mocno dłonią na swojej męskości nie potrafiąc się skupić, by pieścić się jeszcze gdzieś indziej.
Kouen zaśmiał się cicho niskim wibrującym głosem.
– Dojdź dla mnie – wymruczał i Alibaba aż jęknął głośno – bądź grzecznym chłopcem.
Zagryzł mocno wargi tłumiąc jęk rozkoszy, gdy jego ciałem szarpnął gwałtowny orgazm, że przez chwilę nie wiedział, co się z nim dzieje, gdy tak dochodził. Dopiero po chwili otworzył oczy, dysząc ciężko i nawet nie mając siły ogarnąć spoconych kosmyków włosów z twarzy. O rany… właśnie miał orgazm, pieścił się, rozmawiając z kimś przez telefon. To było takie… takie dziwne, ale jednocześnie przejmujące uczucie. Zupełnie inaczej, niż jak kiedy robił to sam. I w dodatku to, co mówił mu Kouen, gdy był taki stanowczy, pewny siebie, po prostu perfekcyjny!
– Grzeczny chłopiec – wymruczał mu to słuchawki Kouen i Alibaba mimo wszystko oblał się rumieńcem. Naprawdę, ten facet wiedział, jak go traktować, co powiedzieć, by było mu dobrze od samego słuchania go. Jak dobrze, że nie było go przy nim, że nie widział, jak się czerwieni.
– Kouen – wyszeptał znowu jego imię, przymykając powieki. – Może rzeczywiście następnym razem pozwolę ci na coś więcej…
– Pozwolisz – zapewnił go leniwie tamten. – Pytanie, czy ja pozwolę, żebyś obył się bez kary za swoje zachowanie.
Mimo zmęczenia orgazmem rozkoszny dreszcz przeszedł mu po ciele. Tak, spotkanie z nim to zdecydowanie dobry pomysł.
– A nie powinienem mieć możliwości obrony? – spytał, wyciągając kolczyki z ucha. Tak mu się teraz chciało spać, ale przecież nie może pozostać takim uległym pedałem, już wystarczy, że Kouen dostał jego orgazm na zawołanie.
– Obrony?
– Myślę, że miałbym kilka pomysłów jak przekupić sędziego. A nawet całą ławę przysięgłych – stwierdził, przykrywając się kołdrą. Och, kara z rąk Kouena brzmiała aż za bardzo kusząco. Ale przecież mu tego nie powie, nie musi o tym wiedzieć, że Alibaba o niczym innym nie marzy, jak dostać się w jego ręce.
– Musiałbyś być bardzo przekonywujący.
– Będę – zapewnił gorąco. – A potem znowu ci ucieknę. Słodkich snów, Kouen – zaśmiał się cicho i rozłączył. Nie wiedział, co mu się tak podoba w drażnieniu tego faceta, ale to było takie... zabawne i podniecające. Złości się? Irytuje? A może jest równie rozbawiony i podniecony jak Alibaba? Nie obraziłby się gdyby wszystkiego po trochu.
Uśmiechnął się sam do siebie, przytulając głowę do poduszki. Już nie mógł się doczekać poniedziałku.