sobota, 22 sierpnia 2015

Ścieżki Rozkoszy [2.1/7]; AliEn

Wracamy na trochę do przygód Kouena, z czego ten rozdział jest poświęcony jego relacji z Alibabą i ma aż dwie części. Ten ship ma w sobie za dużo feelsów, by zmieścił się w jednym rozdziale!

~*~

– Dziewięćdziesiąt siedem… osiem… dziewięć i… i sto.
Alibaba, siedząc na zapleczu kawiarni, w której pracował, przez chwilę wpatrywał się w stosiki monet i kupki papierków, jakby nie do końca wierzył, że to, co widzi jest prawdziwe. Otrząsnął się z małego, pełnego niedowierzania szoku i szybko jeszcze raz przeliczył wszystkie stosiki wprawnym okiem sprzedawcy. No… Nie mogło być inaczej. Zgadzało się. Nawet… nawet miał pewną nadwyżkę! U-udało mu się! Naprawdę mu się udało!
Zerwał się ze zgrzewki z napojami, na której siedział, czując, jak rozpiera go ekscytacja, jednak szybko nakazał sobie spokój. Nie. Nie. Musi sprawdzić jeszcze raz, nie może być mowy o żadnej pomyłce, o żadnej! Wziął kilka głębokich wdechów i jeszcze raz przeliczył pieniądze, a jego euforia rosła z chwili na chwilę. Uzbierał! W końcu uzbierał! Szybko zagarnął pieniądze do metalowej puszki, zamykanej na kłódkę w kształcie serduszka. Kłódkę dostał od Kougyoku w ramach wsparcia jego… jego miłosnej inwestycji i najwyraźniej przyniosła mu szczęście, bo uzbierał! Udało mu się! Wyszedł z zaplecza, wciąż mając kilka minut przerwy i, machnąwszy na kolegę na zmianie, pognał jak szalony do lokalu obok.
Ścieżki Rozkoszy były dla Alibaby prawie jak drugie miejsce pracy, jak trzeci dom właściwie, spędzał tam niemal tyle samo czasu, co w dwóch poprzednich. Och, nie jako klient, nie w ten sposób, po prostu pracował tam jego przyjaciel, którego Alibaba często odwiedzał. Właściwie non stop. Cały czas. I praktycznie zaznajomił się z całym personelem, który traktował go jak swojego.
Szybko odnalazł w bufecie Judala i podszedł do niego w pośpiechu, podzwaniając skarbonką.
– A ty co się tak szczerzysz? – przywitał go Judal, sącząc drinka z wysokiej szklanki. – Z datkami to pod kościół, może tam ci coś wrzucą.
– Mam! – zawołał uradowany, siadając na krześle barowym, jednak zaraz się z niego zsunął, nie mogąc zapanować nad ekscytacją.
– Co masz? – westchnął cierpiętniczo Judal, żegnając się ze swoim miłym i spokojnym popołudniem. – Swoją zmianę? Właśnie widzę. – Zmierzył wzrokiem jego służbowe ubranie.
– To też! – Machnął niecierpliwie ręką, nawet nie denerwując się, że Judal jest takim niekumatym idiotą. – Mam! – Potrząsnął skarbonką aż ta znowu zabrzęczała. – Uzbierałem!
Jego przyjaciel uniósł brew, spoglądając to na Alibabę, to na ściskaną w drżących dłoniach puszkę. No tak. W końcu mu się udało. Judal doskonale znał tę puszkę, widział ją nie pierwszy raz. Właściwie widział ją przez wiele ostatnich tygodni, ba, sam nawet wrzucił do niej kilka drobniaków znalezionych na ulicy, na co blondyn niemal odstawił taniec radości, wyglądając jakby chciał mu się uwiesić na szyi. Wciąż nie mógł zrozumieć tej wręcz dziecinnej ekscytacji, więc tylko pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
– Kouha! – krzyknął, oglądając się za siebie, a siedzący nieopodal chłopak podniósł głowę, marszcząc brwi, jakby już chciał go upomnieć za podnoszenie głosu, ale Judal go uprzedził. – Alibaba uzbierał!
Niezrozumienie tylko przez drobną chwilę malowało się na jego twarzy, gdy zaraz Kouha otworzył szeroko oczy, zsuwając się z krzesła i podchodząc do nich.
– Serio?! – zdumiał się, łapiąc puszkę w dłonie i potrząsając nią. Ciężka jak diabli! – Gdy sam do niej wrzucałem jakiś czas temu, była prawie pusta!
– Starałem się! – Blondyn zaczerwienił się nieznacznie, zaraz zabierając swoją puszkę, jakby trzymał w ręku najcenniejszy skarb. – Ciężko pracowałem na te napiwki, więc teraz w końcu… – urwał, wbijając pospiesznie wzrok w swoje buty, gdy minął ich Kouen, spoglądając na nich z mieszaniną dezaprobaty i zniechęcenia, jakby niezadowolony że robią zamieszanie. Judal z Kouhą taktownie stłumili śmiech, gdy Alibaba schował puszkę za sobą, omiatając wzrokiem podłogę.
Mężczyzna przesunął powoli wzrokiem po całej trójce, zatrzymując się dłużej na blondynie. On też znał tę puszkę, wszyscy ją kojarzyli i każdy radośnie się z niej naśmiewał. Sam zresztą nie był w stanie traktować jej inaczej, doskonale zdając sobie sprawę, na co młody Saluja tak zbiera. Uśmiechnął się kącikiem ust na samo wspomnienie, gdy sam wrzucił mu tam kilka monet.
Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewał się zbyt wiele po Alibabie. Był w końcu przyjacielem tej tępej dziwki, która nawet dobrze pisać nie umiała, a zachowywała się co najmniej jak władca wszechświata. Zgadza się, Kouen po prostu nie lubił Judala i nigdy się z tym faktem nie krył, jednak nie spodziewał się, że może mieć jakichś inteligentniejszych znajomych. Albo choćby normalnych.
Z czasem nawet polubił przychodzenie do małej kawiarni, która znajdowała się kilka budynków obok. Taktownie udawał, że nie widzi trzęsących się dłoni Alibaby, gdy ten witał go już w progu i pytał, co ma być, tak jakby wcale nie wiedział, jaką kawę pija Kouen. I choć niespecjalnie przepadał za słodyczami, zawsze dziękował za dodatkowe ciastko położone na jego talerzyku. Blondyn w takich momentach wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, co z początku dosyć go męczyło, ale wkrótce zaczęło i bawić. Dostarczał mu na tyle dobrej rozrywki, że w końcu sam wrzucił garść drobnych do tej nieszczęsnej puszki.
Nigdy nie zapomni tych rozdygotanych dłoni i wzroku pełnego niedowierzenia.
Bonne chance – mruknął mu wtedy tylko, narzucając płaszcz na swoje ramiona.
J’ai hâte, monsieur Ren – odpowiedział mu chłopak drżącym tonem, ale akcentując ładnie każde słowo, co zaskoczyło go na tyle, by zatrzymać na nim dłużej wzrok. Tak, wyglądał dokładnie tak, jakby ewidentnie miał zaraz stracić przytomność, choć wpatrywał się w niego uporczywie, z nadzieją. – Bonne journée!
À la prochaine fois – pożegnał go, kiwając przy tym głową z lekkim uśmiechem na ustach i opuścił lokal, nie czekając na to, aż chłopak się przewróci.
Nie zamierzał być pociągnięty do odpowiedzialności, a już na pewno nie chciał być tym, kto musiałby mu udzielić pierwszej pomocy. Wtedy już na pewno by go zamknęli, gdyby chłopak umarł na jego rękach.
– Hałasujecie – oświadczył, wracając do chwili obecnej, nie spuszczając wzroku z blondyna, który czerwienił się coraz bardziej, nie patrząc na niego i nadal chowając tę swoją skarbonkę za plecami. Dzieci były takie głupiutkie, westchnął w duchu, jednak uśmiechnął się ledwie zauważalnie, gdy ten aż zawiercił się pod jego wzrokiem.
– Tu jest miejsce publiczne – prychnął wyniośle Judal, a Kouen z niechęcią przeniósł na niego wzrok, krzywiąc się z niesmakiem na tę całą wyzywającą, zblazowaną pozę.
– Co nie znaczy, że musisz się zachowywać jak bydło. – Uniósł drwiąco brew, a Judal aż zacisnął zęby. Nie umknęło mu, tak jak i wszystkim, że uwaga była skierowana tylko do niego.
– Nadal się łudzę, że kiedyś skończycie z tym nonsensownym zachowaniem – odezwał się Kouha, przewracając oczami i nie pozwalając Judalowi na to, by się odszczeknął. – Po prostu Alibaba… – Aż syknął, gdy chłopak kopnął go boleśnie w kostkę, posyłając mu spojrzenie… ach, zawstydzonej dziewicy. Z kim on musiał pracować, no z kim? – Mniejsza z tym! – Machnął zirytowany ręką. – Porozmawiamy później.
Kouen obrzucił ich ostatnim spojrzeniem i odszedł, władczy, wyniosły, wspaniały i taki męski… Alibaba aż przysiadł na krześle z głębokim westchnieniem.
– Pieprzony kutafon – warknął przez zęby Judal, odprowadzając mężczyznę nienawistnym spojrzeniem. – A ty nie wzdychaj za nim jak cholerna panienka! – ofuknął przyjaciela, wyrywając go przy okazji z rozmarzenia.
– I czemu do licha ciężkiego nie pozwoliłeś mi załatwić sprawy, skoro masz już uzbierane pieniądze? – Kouha spojrzał na niego jak na głupka.
– Bo nie! – Objął buntowniczym gestem swoją skarbonkę. – Jestem w pracy! To… to nie był dobry moment… – Zarumienił się znowu, przypominając sobie spojrzenie, jakie posłał mu Kouen, takie… takie miłe i obiecujące.
Judal jęknął demonstracyjnie na jego zachowanie i Alibaba pozbierał szybko swoje rozproszone myśli.
– To kiedy ty chcesz to zrobić? Za rok?
– Ja… niedługo! – wymamrotał, zaraz przenosząc wzrok na Kouhę. – Może… nawet… po pracy? – zapytał z nadzieją, jednak tamten pokręcił głową.
– Nonsens, dzisiaj twoje kochanie ma już stukane – powiedział złośliwie, na co Alibaba zacisnął usta. I po co mu to mówił, no po co! – Ale w tygodniu… w czwartek – powiedział, otwierając notes, w którym prowadził wszelkie takie zapiski. – Masz się dobrze ubrać, a przede wszystkim umyć, wyszorować stopy i…
– Dobrze, wiem, wiem! – jęknął blondyn, podnosząc obronnie ręce. – Przyjdę zrobiony jak trzeba, dobra? – zdenerwował się, oblewając się przy tym szkarłatnym rumieńcem.
– Świetnie! – Kouha rzucił mu tylko zadowolone spojrzenie. – Ile godzin ci zarezerwować?
– Całą… całą noc – wymamrotał Alibaba, ściskając puszkę tak, że aż pobielały mu palce. Judal z Kouhą wymienili tylko spojrzenia, co chłopak usilnie starał się ignorować. – N-no co! Stać mnie! – Potrząsnął skarbonką, która zabrzęczała głośno.
– Jasna sprawa – zadrwił brunet, opierając się łokciem o blat baru.
– Jesteście najgorsi – ofuknął ich chłopak, kręcąc głową. – Wracam do kawiarni, czekam na ciebie po pracy – powiedział jeszcze do Judala i obrócił się na pięcie, odchodząc.
– Słodkie, niewinne dziecko. – Judal westchnął, kręcąc z politowaniem głową, gdy jego przyjaciel już wyszedł i nie mógł ich słyszeć.
– Słodki i niewinny przyjaźniąc się z tobą? Nonsens – prychnął niedowierzająco Kouha, przysiadając na jednym ze stołków, przeglądając swój notes. Ktoś w końcu musiał kontrolować grafiki personelu, czy nic z niczym nie kolidowało, czy ktoś nie zapisał czegoś bezsensownego. Szanował swoich ludzi, ale doprawdy, czasami były z nich naprawdę głupiutkie stworzenia.
– No sam na niego popatrz! Czerwieni się jak ostatnia dziewica. – Przewrócił oczami, opierając się wygodnie o kontuar, machając nonszalancko stopą.
Długopis Kouhy zawisł nad kartką i ten spojrzał na Judala.
– Ale on jest doświadczony? I pełnoletni, mam nadzieję? Nie zamierzam odpowiadać za czyjąś zbrukaną niewinność, to jest tyle papierkowej roboty, chodzenia po sądach, naprawdę nie mam o to ochoty – gderał, notując coś pospiesznie w notesie.
– Jest, nie wiem jakim cudem, ale jest! – Judal parsknął, kręcąc głową, jakby nadal nie dowierzał. – Ten Saluja tylko udaje taką cnotkę niewydymkę. Tak przerucha tego kutafona, że będzie piszczał, zobaczysz.
– Nonsens. – Kouha spojrzał na niego jak na kretyna. – Alibaba Kouena? Słyszysz się? Nie ubliżając twojemu koledze, ale szczerze wątpię.
– No tak! – obruszył się chłopak, patrząc na niego sceptycznie. – Ty go jeszcze nie znasz! Zobaczysz, że wstąpi w niego prawdziwy demon! Demon seksu! – Podniósł dramatycznie dłoń, a Kouha tylko spojrzał na niego z politowaniem, notując coś w zeszycie. – Jak nie wierzysz, to się załóżmy!
– Świetnie – Kouha podniósł na niego wzrok. – Jak Saluja zarucha mojego brata, to masz premię pieniężną.
– Co mi po pieniądzach! – Judal uśmiechnął się przebiegle. – Jak go stuknie, to w nagrodę dostaję Kouena na noc. I to za friko, pełen serwis! I ma się mnie słuchać!
– Nonsens. – Kouha machnął ręką. – Czegoś takiego mu nie zrobię.
– Przecież jesteś pewien wygranej? – kusił go brunet, unosząc brew, przyglądając mu się uważnie. – Co, już nie wierzysz w braciszka? A zresztą – uśmiechnął się złośliwie – jak da się wyruchać, to będzie to jego wina, że przegrałeś zakład, czuj się rozgrzeszony.
Chłopak westchnął jak ktoś, kto naprawdę cierpi, ale wyciągnął dłoń do zakładu. Judal od razu chętnie podał mu swoją, po czym krzyknął na Kougyoku, która ledwie weszła do lokalu, by przecięła ich złączone ręce.
Wtedy Kouha jeszcze nie wiedział, w co się właśnie wpakował.


Alibaba jeszcze nigdy się tak nie denerwował. Nigdy w swoim życiu. Nawet przed maturą nie drżał tak jak teraz. Nawet zdając prawo jazdy jego żołądek nie podskakiwał tak jak teraz, nawet… Uch, no dobra, nie będzie się oszukiwał. Owszem, denerwował się, ale dużo bardziej odczuwał zniecierpliwienie i ekscytację. To już dzisiaj! Już dziś! Miał w końcu spełnić swoje marzenia, swoje najskrytsze pragnienia!
Wyszorował się na błysk od stóp do głów i ubrał starannie. Nawet na rozmowę o pracę ani na pierwszą randkę tak się nie szykował jak teraz. Ale i okazja była dużo ważniejsza. W końcu miał spędzić całą noc z Kouenem, całą! Mogli się wszyscy nabijać, żartować sobie z niego, klepać z politowaniem po ramieniu, jednak Alibaba należał do tego rodzaju ludzi, którzy wierzą, że wytrwałością są w stanie osiągnąć wszystko! I jemu właśnie się to udało. Po kilkunastu tygodniach w końcu mu się udało. Uzbierał kwotę wystraczającą, by mógł spędzić całą, calutką noc z Kouenem.
To nie tak, że Alibaba był jakimś durnym romantykiem, że czekał na swojego księcia, zamknięty w wysokiej wieży. O nie, Alibaba miał do życia dużo praktyczniejsze podejście, jeżeli sam na coś nie zapracujesz, to tego nie będziesz miał. I kto powiedział, że musiał zaraz być księżniczką? Równie dobrze mógł być dzielnym rycerzem, który właśnie idzie odwiedzić księżniczkę w jej wieży!
Tak się poniekąd czuł. Kouen był spełnieniem wszystkich jego marzeń, pragnień i fantazji od momentu, gdy tylko zobaczył go pierwszy raz. Pamiętał jak dziś tę mroźną noc, gdy umówił się z Judalem na piwo po pracy, więc czekał na niego przed budynkiem, wsuwając sobie dłonie pod pachy i klnąc na czym świat stoi, że nie wziął cieplejszej kurtki. Mimo późnej pory miasto wciąż żyło, ale czego innego można się było spodziewać po centrum miasta? Pamiętał, że usłyszał ciche miauczenie, więc odruchowo skierował wzrok na źródło owego dźwięku i zamarł, widząc mężczyznę kucającego w ciemnej uliczce, na którą prowadziło tylne wyjście ze Ścieżek Rozkoszy. Ich spojrzenia na krótką chwilę się spotkały, jednak ten zaraz wrócił do głaskania rudego, nieco brudnego kota, który ocierał się o jego nogi. Alibaba dopiero teraz zwrócił uwagę, że pod ścianą znajdowała się niewielka, metalowa miska, do której dopiero co dosypano karmy.
Sam nie wiedział, co wówczas robił, gdy po prostu podszedł do niego, kucając obok, spoglądając niepewnie to na kota, to na mężczyznę.
– Nie ma domu? – zapytał cicho, uśmiechając się jednak, gdy stworzenie z cichym mruczeniem potarło łebkiem jego dłoń, domagając się pieszczoty.
– Chcesz go wziąć? – Tamten podniósł na niego wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Nigdy nie zapomni tej nocy, gdy tak na niego patrzył, gdy uczucia wręcz chwytały go za serce. Nie spodziewał się, że ten przystojny, wyglądający na bogatego mężczyzna może się rozczulać nad bezdomnymi kotami, jednak tak, w jego ręce widział siatkę z wcale nie najtańszą kocią karmą. Nie spodziewał się tego, absolutnie nie. I może dlatego po prostu zgodził się, kiwając krótko głową, niezdolny do wypowiedzenia choćby słowa.
I tak kot wylądował u niego. Potem dowiedział się, że kotów było całe mnóstwo, więcej jeden mniej różnicy nie robił, ale tego rudego obdartusa nazwał Kouen. Spał z nim każdej nocy, wtulając twarz w jego miękkie futerko, marząc o tym, by kiedyś to prawdziwy Kouen znalazł się w łóżku tuż przy nim. Że kiedyś, kiedyś może dane im będzie przeżyć namiętną noc sam na sam. I teraz proszę bardzo, jego sny się spełniły!
Przygładził ostatni raz w lustrze włosy, stwierdzając, że lepiej wyglądać już nie będzie. Zabrał ze sobą swoją skarbonkę, ściskając ją, jakby była jego najcenniejszym skarbem i wyszedł z domu. Poniekąd tak było, ta skarbonka była najcenniejszą rzeczą, jaką aktualnie posiadał i nie chodziło tyle o jej kosztowną zawartość, chociaż i ona nie była bez znaczenia. Chodziło raczej o to, że była ona symbolem jego uczuć i przepustką do spełnienia najskrytszych marzeń. I nieważne, że była tylko głupim żartem. Ten żart zmienił się w coś naprawdę… istotnego! Dostał ją od Judala kilkanaście tygodni temu, gdy ten chyba nie mógł znieść, że Alibaba wciąż i wciąż wodzi oczami za Kouenem, którego Judal nie cierpiał i nie było to żadną tajemnicą. Judal nie znał co to powściągliwość i takt. W każdym razie po długim uświadamianiu, że tak czy tak nie stać go na Kouena, po wpędzeniu Alibaby w głęboką depresję, że nigdy nie zrealizuje swoich marzeń, że są durne, że to nie jego progi i że ogólnie Alibaba jest tylko marnym robaczkiem, który co najwyżej może rozbić się na przedniej szybie samochodu Kouena... Tak, Judal potrafił być niezawodnym przyjacielem. Gdy tak nadal sobie z niego pokpiwał i gdy nawet pracownicy Ścieżek Rozkoszy też sobie z niego i jego fascynacji delikatnie żartowali, Judal w końcu się zreflektował, że chyba przesadził w gnębieniu przyjaciela i sprawił mu właśnie tę metalową puszkę. Żeby nie było, że nie wspiera go w dążeniu do celu i że może za sto lat uda mu się je zrealizować.
Ale udało się! Spojrzał na nią ze swego rodzaju rozczuleniem, pakując się w swoje małe, biedne autko. Cóż, nie tak sobie wyobrażał białego rumaka, którym zajedzie pod upragniony przybytek rozkoszy, by uratować księżniczkę z rąk innych klientów. Ale póki co dobre i to, ważne że miał fundusze i tylko to się w tej chwili liczyło. Włączył więc sobie radio, chcąc trochę uspokoić nerwy, i zgrabnie włączył się do ruchu.


Kouen nie bardzo wiedział, jakie uczucia w nim przeważały, gdy Kouha bez słowa pokazał mu jego czwartkowy plan. Mógł się założyć, że chłopak długie chwile spędzał na głębokich oddechach i próbach powstrzymania śmiechu, bo teraz jego kąciki drżały tylko trochę, gdy stukał stalówką wiecznego pióra w imię klienta zarezerwowanego na ten wieczór.
– Kupił cię na całą noc – powiedział mu brat, siląc się na spokój, a Kouen tylko potarł czoło, przymykając na chwilę oczy. – Zbierał, zbierał i uzbierał!
– Rewelacja. – Spojrzał na niego, kręcąc głową z niedowierzeniem. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że młody naprawdę go wykupi, że uzbiera tę sumę. To nie były małe pieniądze, ale szczeniak się uparł i zbierał całymi tygodniami… Cóż, chyba powinien się przyłożyć do tej nocy. Nie żeby coś czuł do dzieciaka, ale nie był tak tępy jak Judal, ponadto wzbudzał jego sympatię. I litość, zdecydowanie.
Nie on pierwszy wodził za nim wzrokiem, nie tylko on wzdychał, próbował zagadywać, Kouen był do tego przyzwyczajony i nieszczególnie mu to przeszkadzało, jednak nie spodziewał się, że faktycznie mu się powiedzie. Owszem, chodził wszędzie z tą swoją… skarbonką, wszyscy w lokalu o niej wiedzieli i na co ten tak właściwie zbiera. Wrzucali mu tam drobniaki, czasem swoje napiwki, czasem coś więcej, klepiąc ucieszonego chłopaka po plecach… Kouen był tego świadomy. Sam nawet wrzucił mu raz czy dwa razy coś do tej puszki i chłopak mało nie zszedł przy tym na zawał. Niemniej…
– Zapłacił – powiedział wolno Kouha, patrząc w wahaniem na brata. Jeżeli chodziło o klientów, to Kouha podchodził do tej kwestii bardzo stanowczo. Klient płacił, klient żądał i nie pozwalał swoim pracownikom na żadne kapryszenie. Jednemu coś odpuścisz, to zaraz każdy będzie miał swoje pretensje i roszczenia. Nie żeby oczywiście nie dbał o swoich ludzi, nie pozwalał rzecz jasna, by się działa im jakakolwiek krzywda, ale o kaprysach nie było mowy. Chyba że się było Kouenem. Kouen mógł. Chociaż nie robił tego często, a nawet jak zamierzał, Kouha zawsze przypominał mu o pieniądzach. Nieważne, że nie miały dla mężczyzny zbyt wielkiej wagi, jednak za nie można było zapewnić mu wygody, które ten naprawdę lubił.
– Wiem – westchnął krótko.
– W takim razie wspaniale! – Kouha od razu się rozpogodził. Jeszcze tylko tego mu brakowało, żeby Kouen odmówił! Przeszłyby mu pieniądze koło nosa, a ten mały Saluja zapłakałby się na śmierć w jego lokalu. – O dwudziestej będzie czekał w twoich pokojach.
– Świetnie – odpowiedział mu tylko, marszcząc brwi i sięgając po odłożoną wcześniej książkę. Będzie dziwnie, tego był pewien, ale nawet w takich sytuacjach sobie radził.
Wieczorem przygotował się odpowiednio, dbając o ubiór i uczesanie, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nawet w worku na śmieci wyglądałby dla blondyna atrakcyjnie. Tradycyjnie odpiął dwa guziki od swojej koszuli, po namyśle decydując się i na trzeci. Zerknął jeszcze w lustro i udał się w końcu do przygotowanego dla niego pokoju. Był przed czasem, dzięki czemu mógł się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu, choć robił to raczej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, odchylając głowę do tyłu. Czuł, że to będzie ciężki wieczór, mógł jednak się zgodzić, gdy Kougyoku proponowała mu whisky z lodem.
Powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta, gdy usłyszał ciche stukanie do drzwi i ujrzał tę blond czuprynę, gdy chłopak zajrzał niepewnie do sali. Sam podniósł się z kanapy, podchodząc do niego powoli, na co chłopak zamrugał pospiesznie, spłoniony na twarzy.
– Wejdź, proszę – powiedział cicho, patrząc mu w oczy. – Rozgość się.
Alibaba przez chwilę stał niezdecydowany, jednocześnie spłoszony jego uważnym spojrzeniem i chyba ucieszony. Kouen wykonał zapraszający gest, chcąc go zachęcić i chłopak w końcu ruszył w kierunku wskazanej kanapy, popatrując cały czas na niego.
– Napijesz się czego? – rzucił, podchodząc do barku.
– Poproszę – odchrząknął, gdy jego głos nie zabrzmiał tak pewnie, jak najwyraźniej oczekiwał. Bał się? Niewykluczone, zwłaszcza że istniało prawdopodobieństwo, że nikogo przed nim nie miał. Wyglądał zbyt niewinnie jak na kogoś, kto mógłby zaznać w życiu niejednej rozkoszy.
No właśnie.
Kouen aż uśmiechnął się kącikiem ust, nalewając alkohol do kieliszka. Chłopak siedział na kanapie, jakby czekał na jakiś egzamin, w dodatku ze ściśniętymi mocno kolanami… Kouen poczuł rozbawienie, gdy pomyślał, że wygląda jak dziewica czekająca na noc poślubną.
Przysiadł w rogu kanapy, zakładając nogę na nogę i kładąc ręce na oparciach. Przez chwilę przyglądał się chłopakowi, mrużąc leniwie powieki, po czym kiwnął na niego, żeby się przysunął, unosząc kieliszek z winem, który dla niego przygotował. Ten wyglądał, jakby się wahał, ale w końcu przysunął się do niego niepewnie i drgnął, gdy Kouen objął go ramieniem, jednocześnie podając mu szkło.
Uśmiechnął się kącikiem ust. Rozczulające, doprawdy.
Potarł nosem miejsce za jego uchem, które zaraz miękko ucałował, przyznając w duchu, że podobał mu się zapach jego włosów. Nie wyczuwał w nich tego ciężkiego mentolu, jakim zazwyczaj mężczyźni myli włosy, raczej coś lekkiego i cytrusowego. Z niewiadomych przyczyn pasowało mu to, musiał przyznać, gdy z cichym mruczeniem musnął językiem delikatną chrząstkę. Chłopak przy nim zadrżał, podnosząc na niego spłoszone spojrzenie, ściskając w dłoniach szkło tak kurczowo, że zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie pęknie. Albo nie wyleje wina na jego drogocenny dywan. Widział to całe rozemocjonowanie w jego oczach, tę burzę uczuć, jakby Alibaba nie wiedział, co powinien zrobić, jak się zachować. Jego oddech był przyspieszony, muskał teraz skórę Kouena, gdy dzieliły ich ledwie centymetry.
– Mogę… – zaczął powoli blondyn, nieśmiało dotykając jego policzka dłonią. – Mogę cię… pocałować?
Powstrzymał parsknięcie śmiechem. Młody był słodki, naprawdę, był coraz bardziej rozbawiony jego niewinnym zachowaniem.
– Możesz – zamruczał, jednak nie ruszył się z miejsca, z pewnym zainteresowaniem obserwując, co ten teraz zrobi.
Alibaba przesunął palcami po jego policzku, by musnąć zaraz jego wargi. Gdyby to był ktoś inny zapewne wykonałby jakiś zaczepny, prowokujący gest, który poprowadziłby prosto do jednoznacznych konkretów, jednak tym razem tego nie zrobił, wpatrując się w twarz chłopaka, którego opuszki delikatnie podrażniły jego usta. A po chwili…
Przymknął powieki, gdy poczuł miękki dotyk warg na swoich. Alibaba nie był ani nachalny, ani się na niego nie rzucił, ani nie był kimś, kto w ogóle nie wie, co robi. Jego pocałunek spokojny i jakby próbny, jakby sprawdzał, jak Kouen zareaguje. To na swój sposób naprawdę urocze, jakby chłopak w ogóle nie traktował go jak kogoś, kim Kouen przecież był, tylko jakby naprawdę umówili się na jakieś normalnie spotkanie.
Wsunął palce w jego miękkie włosy, napierając na jego wargi mocniej, dając tym do zrozumienia, że wcale nie jest niechętny. Nie pamiętał kiedy ostatni raz trafił mu się taki klient, ale było to dość miła odmiana, po tych wszystkich rządzących się dupkach. Uwielbienie, jakim darzył do chłopak już dawno przestało mu przeszkadzać.
Odsunęli się od siebie nieznacznie i Kouen trzymał nadal jego głowę, gdy Alibaba przesunął językiem po wargach, zaraz je zaciskając. Uchylił powieki, patrząc na niego wyraźnie przejęty i nieco zarumieniony.
– Twoje wino – wymruczał, gładząc leniwie jego kark i wyczuwając dreszcze, jakie przebiegły przez jego ciało. Alibaba spojrzał na kieliszek, jakby zaskoczony, że wciąż go trzyma, po czym upił łyk, przymykając powieki. Kouen bawił się jego włosami, przyglądając się mu z delikatnym uśmiechem wyginającym jego wargi.
– Dobre – stwierdził Alibaba, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
– Nie dałbym ci byle czego – zamruczał niskim, kuszącym głosem, tłumiąc śmiech, gdy chłopak znów zadrżał. To było niesamowite, jak działał na tego chłopaczka, aż jego samego to zadziwiało.
– No tak – wymamrotał, znowu mocząc usta w alkoholu, opróżniając tym samym niemal połowę kieliszka. Kouen wyjął mu szkło z dłoni, uznając że nie będzie zabawnie, jeżeli chłopak się upije w noc, na którą tyle odkładał. Zresztą osobiście uważał, że bardziej pasowała mu kawa niż alkohol, był naprawdę dobrym baristą.
Uniósł się lekko i odłożył jego kieliszek na stolik nieopodal, by zaraz znów znaleźć się przy chłopaku, który wpatrywał się w niego ze zmieszaniem i ekscytacją jednocześnie. Widać, że się wahał, że nie wiedział, czy powinien coś zrobić, że czekał na pozwolenie. Kouen sam więc pochylił się nad nim, łapiąc jego usta w kolejnym pocałunku. Ich wargi ocierały się o siebie dłuższą chwilę w miłej pieszczocie, a chłopak delikatnie ujął jego twarz w dłonie, muskając policzki palcami. Urocze, doprawdy.
Przymknął powieki, czując język nieśmiało napierający na jego wargi. Rozchylił je więc, pozwalając na pogłębienie kontaktu, a chłopak aż zadrżał pod tym dotykiem, ale przysunął się bliżej, biorąc głęboki wdech. Kouen objął go w pasie, przechylając z pomrukiem głowę, a Alibaba ponownie zadrżał. Naprawdę czuł się, jakby był jego pierwszym, czuł pod palcami jak jego mięśnie napinają się, gdy wsunął dłoń pod jego koszulę, muskając dół jego pleców. Jednak jego pocałunki, o dziwo, nie były takie nieporadne jak się spodziewał, najwyraźniej tylko wyglądał na takiego niewinnego i tak bardzo, cóż, chciał jego, mając problem z opanowaniem reakcji. W jakiś sposób Kouenowi to pochlebiało, że młody jest tak przejęty tym wszystkim, że tak mocno, tak otwarcie na niego reaguje.
O ile wcześniej był nieco niechętnie nastawiony na to spotkanie, że będzie musiał użerać się z jakimś głupiutkim dzieciakiem, to teraz uznał, że właściwie dlaczego nie miałby mu zapewnić nocy jego życia? Był słodki, a przy tym nienachalny, więc czemu nie? W końcu jest tutaj po to, by realizować wszelkie fantazje, zaspokajać wszystkiego pragnienia, a skoro chłopak tak bardzo chciał jego…
Odsunęli się od siebie, by złapać kilka wdechów. Alibaba tak jak wcześniej przesuwał wolno językiem po wargach z przymkniętymi oczami, jakby w dalszym ciągu smakował pocałunek. Z jakiegoś powodu chciał pochylić się, złapać zębami tę pełną wargę, którą ten teraz sam zagryzł. Nie poddał się jednak temu impulsowi, zamiast tego przycisnął usta do jasnej, pachnącej świeżością i delikatnymi perfumami szyi chłopaka. Alibaba westchnął urywanie, zaciskając palce na jego nodze, jednak bez słowa poddał się jego pieszczotom.
– Panie Ren...
– Kouen – wyszeptał mu do ucha, które polizał, rozkoszując się dreszczem, jaki przeszedł przez ciało chłopaka. – Wystarczy Kouen.
Chłopak spojrzał na niego roziskrzonym wzrokiem, taki jakiś ujęty w szczęściu, wręcz euforii, gdy tak na siebie spoglądali. Alibaba sięgnął dłońmi do jego koszuli, ale nagle jakby się zawahał, patrząc na niego spod rzęs.
– Mogę cię dotknąć? – Wyszeptał, przygryzając wargę i tym razem Kouen nie powstrzymywał się, gdy pochylił się nad nim, całując jego usta.
– Zrób to – powiedział cichym, kuszącym szeptem, a chłopak zadrżał w jego ramionach, gdy powoli sięgnął dłońmi do guzików jego koszuli.
– To... W porządku? – usłyszał jego nieśmiałe pytanie. – Na pewno chcesz?
Niemal się roześmiał. Jeszcze nigdy nie trafił mu się klient, który pytałby go o zdanie, o jego przyjemność czy chęć na zbliżenia. Wynajmowano go w jednym celu i nikt się nad tym nie rozwodził. A ten dzieciak...
Bez słowa dotknął jego policzka i ucałował usta.
– Zrób to – powtórzył zmysłowo, gładząc palcem zagłębienie jego kręgosłupa. Chłopak zaczerpnął drżąco powietrze, jednak jego ręce teraz bez wahania sięgnęły do koszuli Kouena. Całował go delikatnie i pieszczotliwie po szyi, gdy ten rozpinał małe guziki, aż w końcu rozsunął jej poły. Kouen odchylił się nieco, by chłopak mógł na niego popatrzeć, by widzieć, jak jego oczy lśnią w tym przytłumionym świetle, jak robią się ciemniejsze i wypełniają pragnieniem. Sam drgnął, gdy Alibaba dotknął dłonią jego piersi i łagodnie przesunął nią w dół aż na brzuch, wpatrując się w niego z fascynacją. Podniósł wzrok, napotykając spojrzenie Kouena i zarumienił się lekko. Przytrzymał jego dłoń, gdy ten chciał ją zabrać, najwyraźniej spłoszony własną śmiałością. Zagryzł wargę, kładąc na powrót rękę na jego ciele i Kouen pomyślał po raz kolejny, że sam by chętnie ugryzł tę wargę…
– Nie przeszkadza ci to? – spytał cicho chłopak, przesuwając wolno palcami po jego boku.
– Co takiego? – zamruczał, patrząc na niego spod wpółprzymkniętych powiek.
– Że na ciebie patrzą, dotykają cię… – Spojrzał na niego i zaraz umknął wzrokiem, co tylko jeszcze bardziej rozbawiło Kouena. Naprawdę był słodki.
– Jeżeli komuś podoba się to, co widzi, to czemu miałoby mi przeszkadzać. – Wyciągnął rękę, zakładając mu kosmyki włosów za ucho. Alibabie chyba spodobał się ten gest, bo jego usta drgnęły w uśmiechu. Kiwnął głową, potwierdzając słowa Kouena, po czym sięgnął ostrożnie do jego koszuli, zsuwając ją z jego ramion. Mężczyzna niemal parsknął śmiechem, gdy oczy Alibaby rozszerzyły się momentalnie, podziwiając umięśnione ciało, nad którym pracował nie od dziś. Nie ruszał się, pozwalając mu się napawać tym widokiem, patrząc jak ten przesuwa wzrokiem po linii jego ramion.
– Jesteś… – zaczął nieśmiało i urwał, jakby zażenowany tym, co cisnęło mu się na usta. Kouen jednak zaśmiał się tylko cicho, zaraz pochylając się nad nim, gdy sam sięgnął do jego koszuli.
– Teraz ty mi się pokaż – wymruczał, gdy zaczął rozpinać jej guziki, a Alibaba zwilżył wargi językiem, jakby się denerwując. Pozwolił jednak ściągnąć z siebie koszulę, zaraz znów na niego popatrując.
– Przeniesiemy się na łóżko? – zaproponował cicho, na co Kouen po prostu uśmiechnął się lekko, podnosząc się pierwszy i podając mu rękę. Chłopak jeszcze chwilę przyglądał mu się w tym zmysłowym półmroku, oglądając go całego, nim sam wstał wraz z nim. Choć światło było nikłe, mężczyzna doskonale widział, że trudno jest mu zapanować nad podnieceniem, jak zaciska uda, pragnąc ukryć swe pragnienie. Nie był to pierwszy raz, gdy tak reagowano na jego widok, także w ogóle nie był zaskoczony. Ale fakt, że Alibaba zachowywał się tak, jakby musiał to za wszelką cenę ukryć, jak gdyby wcale nie przyszedł tu tylko po jedno, był niecodzienny.
Poprowadził go w stronę dużego łoża nakrytego satynową, bordową narzutą. Pościel i wszystkie poduszki były bardziej dodatkiem tworzącym zmysłowy klimat, rzadko się zdarzało, żeby ktoś tutaj po prostu spał, w tym pokoju nie było miejsca na takie rzeczy. Niemniej łóżko było jednym z najważniejszych elementów, więc musiało być idealne, wielkie, miękkie, by mogło wspomagać spełnianie wszelkich fantazji.
Zatrzymał się przy łóżku, ściskając delikatnie dłoń chłopaka, który zaraz przeniósł na niego pytające spojrzenie. Kouen nic nie powiedział, po prostu pochylił się, łapiąc jego rozchylone usta w pocałunku i tłumiąc westchnienie zaskoczenia swoimi własnymi. Alibaba odpowiedział od razu, chętnie rozchylając wargi, pozwalając uczynić ten pocałunek bardziej namiętnym i żarliwym niż poprzednie. Kouen zamruczał aprobująco, gdy dłonie chłopaka przesunęły się po jego piersi i spoczęły na karku. Sam objął go w pasie, przyciągając bliżej siebie, gładząc jego plecy wolno i drażniąco. Alibaba drgnął, gdy ich ciała się zetknęły, a Kouen przygryzł w końcu jego dolną wargę, ssąc ją przez chwilę z zadowoleniem przyjmując reakcje chłopaka.
Tak właściwie nie musiał się wysilać, by odczytywać jego pragnienia, nie musiał bawić się z nim w gierki ani rywalizować, Alibaba był jak otwarta księga, jeżeli o to chodziło, łatwo było przewidywać jego reakcje i odgadywać miejsca, w których był najwrażliwszy. Pieszczenie go mogło sprawiać przyjemność, gdy tak reagował na dotyk, na pocałunki, gdy odwzajemniał wszystko uwięziony między potrzebą śmiałości a jakimś wewnętrznym zakłopotaniem. Sprawiało to, że Kouen był rozbawiony, ale nie w sposób złośliwy czy kpiący, musiał przyznać, że chłopak po prostu miał swój urok, gdy tak bardzo chciał, a nie mógł się przemóc. Ale pomoże mu. Pomoże, ośmieli go, pozbawi go zarówno wstydu, jak i wszelkich zahamowań, pokaże mu wszystkie rozkosze, całą przyjemność jaką mógł otrzymać.
– Masz jakieś specjalne życzenia? – spytał, uwodzicielsko mrucząc w jego ucho, które zaraz przygryzł nieco mocniej, niż do tej pory. – Czy może zdajesz się na mnie?
Chłopak zaczerwienił się, otwierając usta, które zaraz zamknął, jakby to, co świtało mu właśnie w głowie, za nic nie chciało mu przejść przez gardło.
– Możesz się rozebrać? – zapytał, przenosząc na niego wzrok i zaraz potrząsnął głową, jakby powiedział coś nieodpowiedniego. – Znaczy… chciałbym zrobić ci masaż… ale… ale nie żeby coś, po prostu… – urwał, nie wiedząc, jak ubrać to w wszystko w słowa, więc Kouen po prostu pocałował z rozbawieniem jego usta, urywając ten potok słów.
– To w porządku – wyszeptał, patrząc mu z bliska w oczy. – Po to tutaj jestem, żeby spełniać twoje zachcianki.
Chłopak spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, ale pokiwał powoli głową, zaraz samemu uśmiechając się niepewnie, jak gdyby chciał sobie dodać otuchy. Musiał mu to przyznać, nie trafił mu się nigdy taki klient. Alibaba zdawał się być szaleńczo wręcz zaabsorbowany odczuciami Kouena zamiast własnymi, jak gdyby wcale nie zapłacił za niego fortuny, którą zbierał przez ostatnie tygodnie.
Spojrzał na niego, popychając go lekko na łóżko, gdy sam po prostu sięgnął do swoich paska i spodni, rozpinając je wprawnym ruchem. Nie zajęło to nawet kilku sekund, gdy stanął przed nim nago, całkowicie nieskrępowany, a Alibaba miał chyba problem z umiejscowieniem swego spojrzenia, bo cały czas patrzył gdzieś na bok.
– Alibaba – zamruczał cicho, pochylając się nad nim, wplatając dłoń w jego włosy. – Możesz na mnie patrzeć.
Chłopak spojrzał na niego, po raz kolejny przygryzając wargę i tym razem Kouen nie wytrzymał. Złapał jego usta w mocnym pocałunku, samemu je gryząc i unosząc jego podbródek palcem. Alibaba tylko chwilę siedział nieruchomo, jakby zaskoczony tą nagłą pieszczotą, nim zamknął oczy, odpowiadając na pocałunek z głośnym westchnieniem, nad wyraz sprawnie posługując się własnymi zębami i językiem. Kouen nie spodziewał się tego po nim, ale było w tym coś rozkosznego, co sprawiało, że w tej chwili nie miał ochoty się od niego odsuwać.
Jednak chłopak sam się od niego oderwał, patrząc mu przez chwilę w oczy, nim uśmiechnął się lekko, muskając jeszcze przelotnie jego wargi.
– Połóż się na brzuchu – polecił cicho, głaszcząc go po policzku.
Kouen spełnił jego życzenie, układając się wygodnie na pościeli, wzdychając cicho, gdy chłodna satyna dotknęła jego skóry. Czuł na sobie spojrzenie Alibaby, jednak nic nie robił, nie przynaglał go ani nie patrzył, chociaż mógł sobie tylko wyobrażać, jaki wyraz ma jego twarz. Mruknął pod nosem, czując delikatny ledwie wyczuwalny dotyk palców na swoich plecach.
– Jesteś taki przystojny…
Kouen uśmiechnął się lekko, słysząc ten cichy, pełen fascynacji szept i czując nieco śmielszy dotyk.
– Wnioskujesz to oglądając moje plecy? – zakpił delikatnie, a milczenie sprawiło, że aż zerknął na niego, czy czasem młody nie wziął do siebie tej kpiny. Ale nie, chłopak spojrzał na niego wcale nie urażony, raczej z lekkim rozbawieniem, z czymś miękkim w oczach i z coraz silniejszym… tak, z pragnieniem.
– Gdyby w taki sposób się to określało… to tak. – Spojrzał znowu na jego plecy, gładząc wolno zagłębienie kręgosłupa. Kouen milczał, ciesząc się tą pieszczotą i zastanawiając się, jak bardzo ten chłopak będzie w stanie go zaskoczyć.
– Masz coś… – zaczął, klękając na łóżku.
– Mam. – Oparł się na łokciu, sięgając pod poduszkę, wyjmując olejek. – Może być?
– Tak. – Wziął olejek z jego rąk i Kouen zdusił uśmiech. Chyba jeszcze nikt nie wykorzystywał tych olejków tutaj w taki sposób. Ułożył się wygodnie, pozwalając mu robić to, co chce. W końcu to on płacił i jego pragnienia miały być spełniane.
Westchnął głęboko, gdy chłopak położył natłuszczone dłonie na jego ramionach, ugniatając je delikatnie, ale pewnie. Dotykał go tak dłuższą chwilę, nim w końcu nie usiadł ostrożnie na jego pośladkach, najwyraźniej mając dość swojej wcześniejszej, mało wygodnej pozycji. Kouen uśmiechnął się kącikiem ust, czując szorstki materiał spodni chłopaka odznaczający się na jego nagiej skórze, ale nie protestował, pozwalając mu się tak masować. Był nawet dość zaskoczony, że Alibaba rzeczywiście wyglądał, jak gdyby znał się na rzeczy, jego dłonie nie błądziły po jego ciele, a zagłębiały się w każdą wklęsłość, obejmowały każdą wypukłość jak gdyby wiedział, co robi.
– Kiedyś, zanim zacząłem pracę w kawiarni – zaczął cicho chłopak, przesuwając ręce niżej, rozmasowując łopatki – pracowałem jako masażysta w pewnym spa. Lubiłem tę robotę, masowanie było przyjemne!
Ton jego głosu brzmiał, jakby chłopak był naprawdę szczęśliwy z tamtej pracy, więc i Kouen mimowolnie się uśmiechnął, przymykając powieki.
– Co się stało, że już tam nie pracujesz? – zapytał, rozluźniając się pod dotykiem. Naprawdę, chłopak miał złote dłonie, coraz bardziej mu się podobał ten pomysł.
– Były problemy z wypłatą – mruknął ciszej, co Kouen doskonale rozumiał. Ktoś, kto oszczędzał na tę noc od wielu tygodni, z całą pewnością nie przepadał za rozmową o pieniądzach. – Ale bycie baristą jest w porządku, lubię parzyć kawę.
– Tego talentu też nie można ci odmówić – skomplementował go i zdusił śmiech, gdy poczuł, jak ręce Alibaby zadrżały. – Parzysz naprawdę dobrą kawę.
– Dziękuję – usłyszał jego cichy, nieśmiały szept.
Chwilę milczeli, gdy Kouen mógł w spokoju rozkoszować się dotykiem, momentami dość bolesnym, ale zaraz zastępowany cudownym uczuciem ulgi. Plecy były wrażliwe, naprawdę doceniał, gdy ktoś potrafił się nimi zajmować, gdy potrafił pieścić je i dotykać tak, by sprawić mu tym przyjemność. Alibaba potrafił, choć nie spodziewał się po niższym, dość szczupłym chłopaku, że może mieć aż tyle siły w rękach.
Drgnął, gdy poczuł jego oddech przy uchu. Nie ruszał się, ciekawy co chłopak zrobi, z pewnym zawodem przyjmując, że dłonie na chwilę przestały go ugniatać. Jednak jego usta na karku też nie były złe, uznał, gdy poczuł tę miękką pieszczotę, która zaraz została zastąpiona zębami. Były nawet więcej niż niezłe, zwłaszcza że po chwili dłonie zaczęły go naciskać w zupełnie inny sposób, już nie rozluźniająco, a jakby szukały w jego ciele tych najwrażliwszych miejsc. Na to już ciężko było nie reagować, zwłaszcza gdy chłopak znalazł punkt pod jego łopatkami, który wyjątkowo lubił, a który teraz wolno masował, pocierając w tym miejscu kciukami. Mimowolnie zamruczał na tę pieszczotę, czując, jak Alibaba drgnął nieznacznie. Po chwili wyczuł jego ciepły oddech, który szybko został zastąpiony miękkimi wargami. Przez moment masował to wrażliwe miejsce, po czym nacisnął je, zaciskając przy okazji zęby na tym samy, po drugiej stronie. Kouen aż się napiął, czując gwałtowny dreszcz przechodzący przez jego ciało na to doznanie. Musiał przyznać, że jeszcze nikt mu tak nie zrobił, jeżeli już mu się zdarzyło, by ktokolwiek pieścił jego. I na pewno sam wykorzysta tę świeżo zdobytą wiedzę. Wydawało mu się, że wyczuwa uśmiech na ustach chłopaka, którymi ten muskał jego skórę. Nacisnął jeszcze raz te punkty i nie było mowy o pomyłce, doskonale wiedział, co robi i jakie reakcje wywołuje.
– Nie wspominałeś, że to będzie erotyczny masaż – wymruczał, zerkając na niego przez ramię. Usta Alibaby drgnęły w uśmiechu, gdy kciukami wolno kręcił kółeczka wzdłuż jego kręgosłupa aż dotarł w okolice krzyża i tam też udało mu się znaleźć wrażliwe punkty.
– Podoba ci się? – spytał i Kouen miał wrażenie, że jego głos jest nieco niższy, najwyraźniej ten masaż działał nie tylko na niego.
– Mhym, niech żałują, że już u nich nie pracujesz – mruknął, przymykając powieki.
Chłopak zsunął się nieco na jego nogi, uciskając skórę tuż nad wzniesieniem pośladków. Kouenowi przebiegło przez myśl, na ile chłopak sobie pozwoli i jak rozległą może mieć wiedzę na temat masowania i co ona obejmuje. Wyczuł, że ten sam się waha, gdy w końcu ponownie natłuścił ręce, zaczynając masować dół jego pleców.
– Mogę zejść niżej? – usłyszał jego pytanie, trochę nerwowe i niepewne.
– Nie krępuj się – odparł, wzdychając cicho, uznając, że co ma być to będzie. Chociaż nie, chwila. Przecież jeżeli Judal się o tym dowie, a dowie się niemal na pewno, to nie da mu żyć. Choć z drugiej strony, czy aby na pewno powinien się przejmować słowami kogoś, kto nawet nie potrafił napisać poprawnie imienia swojego faceta?
Rozmyślania przerwał mu ciepły dotyk na pośladkach, które Alibaba zaraz ścisnął, masując je silnie, ale wciąż zmysłowo, z jakąś wrodzoną delikatnością, która nadawała całemu zbliżeniu swego rodzaju bardzo intymny charakter.
– Masz piękne ciało – odezwał się znów chłopak, naciskając mocniej, by zaraz zjechać ręką niżej, na udo, które też przycisnął. – Cudownie się je masuje. Kiedyś na pewno... – urwał, nagle zawstydzony, a Kouen rozumiał jego zażenowanie. Tutaj nikt nie mówił o tym, co będzie potem, to był przybytek jednej nocy, tu nie snuło się wizji o przyszłości. A przynajmniej nie o wspólnych planach z którąkolwiek z dziwek.
– Powinieneś otworzyć własny biznes – poradził mu, zręcznie zmieniając temat. – Zarobiłbyś fortunę. I miałbyś stałych klientów. – Zerknął na niego przez ramię i chłopak parsknął cicho zażenowany, ale i najwyraźniej szczęśliwy.
– Miło mi to słyszeć – powiedział z uśmiechem. – Czy tu też mogę...? – zapytał powoli, przesuwając palcem pomiędzy pośladkami mężczyzny. – Nie skrzywdzę cię! – dodał pospiesznie. – Znam się na tym! Znaczy... Po prostu pomyślałem... – zaciął się, jednak nie zdejmował z niego rąk, które teraz po prostu muskały jego skórę.
Kouen naprawdę miał ochotę parsknąć śmiechem. On był taki pocieszny. Taki niepewny i ostrożny, a zarazem wcale nie taki znowu niewinny na jakiego wygląda. I te ciągłe pytania, czy może, czy jest mu dobrze… rozczulające.
– Możesz – wymruczał nieco ochryple, a Alibaba aż wbił w niego spojrzenie, jaśniejące pragnieniem i ekscytacją.
Chłopak wylał jeszcze odrobinę olejku, przykładając dłonie do jego ud, które masował spokojnie, zsuwając palce od czasu do czasu na tę wrażliwszą, wewnętrzną część. Metodycznie i powoli sunął dłońmi coraz wyżej, uciskając i pieszcząc łagodnie jego pośladki. Kouen obserwował go, czując zarazem podniecenie jego dotykiem, jak i ciekawość na jego poczynania. Spodziewał się, że ten zaraz… przejdzie do rzeczy, a tymczasem wychodziło na to, że rozpieszczał go, nim zaczął masować delikatną skórę między pośladkami. Nie gwałtownie, nie nachalnie, a drażniąco i kusząco.
Mruknął, czując, że zaczął dość mocno reagować na jego zabiegi i aż musiał się poprawić, czując… niewygodny ucisk. Alibaba nie skomentował tego, gładząc go i pieszcząc, dopiero po chwili wsuwając w niego wolno palec. Kouen drgnął gwałtownie, gdy wraz z tą małą inwazją poczuł ugryzienie tuż nad pośladkiem. To było niesamowite, że chłopak zawsze wiedział, kiedy wykonać taki gest, kiedy nacisnąć, kiedy złapać zębami, kiedy zaledwie musnąć. I serwował tylko kawę? Zaiste, marnotrawstwo. Rozluźnił się, ułatwiając mu sprawę, chociaż sam dawał sobie całkiem nieźle radę.
Westchnął zduszenie w poduszkę, którą w międzyczasie zagarnął sobie pod głowę, gdy Alibaba wsunął w niego drugi palec. Nie robił tego gwałtownie, raczej skupił się na delikatnym masażu i uciskaniu jego wnętrza, co znacznie poprawiało jego komfort. Wciąż nie mógł się nadziwić, że tak niepewny chłopak był naprawdę wprawiony w tego typu dotyku, że nie wahał się, który punkt powinien teraz nacisnąć, by sprawić mu rozkosz. Aż miał ochotę sam unosić biodra, czując te wszystkie pieszczoty, jednocześnie będąc tak doskonale świadomy faktu, że jego oddech przyspiesza i coraz ciężej powstrzymywać mu swoje reakcje.
Znów na niego spojrzał i zmrużył oczy, widząc jak chłopak mu się przygląda. Był wyraźnie zafascynowany, ale nie przesuwał już wzrokiem po jego ciele, patrzył mu prosto w oczy, jak gdyby chcąc się upewnić, że wszystkie reakcje Kouena są właściwe. Chyba powinien się czuć zażenowany, uznał, gdy od tego prostego dotyku niemal drżał na całym ciele, walcząc sam ze sobą, by nie unosić wyżej bioder, by nie prosić niemo o dotyk.
– Zdecydowanie marnujesz swój talent – wydyszał w końcu, znów przymykając oczy i przytulając policzek do poduszki, by zaraz stłumić jęk, gdy Alibaba znalazł to najwrażliwsze miejsce w jego ciele. Znalazł, a co więcej naprawdę potrafił to wykorzystać. Masował delikatnie to miejsce, sprawiając, że przez ten subtelny, ale metodyczny dotyk wszystko wewnątrz Kouena skręcało się z przyjemności. Gdy nacisnął mocniej, kręcąc palcami kółeczka, aż szarpnęło jego biodrami, a głuchy niski jęk uleciał niekontrolowanie z jego gardła. To... to było naprawdę interesujące.
Chłopak zmniejszył ucisk na jego prostacie, wsuwając kolejny palec, poruszając nimi wszystkimi, krzyżując je w jego wnętrzu, rozpychając i drażniąc. Rozsunął nieco nogi, dając mu lepszy dostęp, a druga dłoń Alibaby spokojnie zsunęła się między nie. Zagryzł wargi, oddychając głęboko, gdy ten gładził skórę przy jądrach. Kłamałby, gdyby mówił, że dotyk chłopaka na niego nie działa, bo działał jego cholera, jego spora już erekcja była tego idealnym dowodem i nigdy by nie przypuszczał, że ktoś samym masażem i pieszczotami doprowadzi go do takiego stanu, że najchętniej zaczął by się ocierać o pościel, nabijając przy okazji na te zdolne palce.
Alibaba kciukiem zaczął masować intensywnie jego pachwinę, a coś bezlitośnie zacisnęło się w jego wnętrzu. Aż otworzył szeroko oczy, tłumiąc okrzyk rozkoszy i zaskoczenia, gdy ten powrócił do masowania jego prostaty, a te doznania stały się teraz... jeszcze bardziej intensywne i gwałtowne. Zdecydowanie miał talent, jego dotyk wywoływał u niego tyle niepożądanych, niepokojących reakcji, o które w ogóle by się nie podejrzewał. Zacisnął zęby, ograniczając je do minimum, dając mu się tak rozpieszczać, chociaż czuł jak jego erekcja również domaga się uwagi. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem ktoś go doprowadził do przeżycia takiej rozkoszy, gdy samymi palcami obiecywał przyjemności o jakich mu się nie śniło. To on był tutaj od pieszczenia, do cholery!
Zacisnął się niekontrolowanie na jego palcach, na co chłopak nieco zwolnił pieszczotę, by zaraz niemal zupełnie jej zaprzestać. Zginał tylko delikatnie same paliczki, uciskając do wrażliwe miejsce i Kouen miał ochotę aż zwinąć się na pościeli, tak przejmujące było to doznanie.
– Dobrze ci? – usłyszał jego podniecony szept i niemal zaklął w głos.
– A nie widać? – wydyszał, mając nadzieję że zabrzmiało to kpiąco, ale chyba nic z tego.
– Upewniam się. – Wsunął drugą dłoń nieco dalej, zaledwie muskając opuszkami palców jego męskość. Kouen drgnął, napinając się, gdy dreszcz rozkoszy przebiegł po całym jego ciele.
– Sądziłem, że płacisz, żeby to ciebie pieszczono – mruknął, poruszając biodrami niemal bezwiednie, gdy Alibaba dwoma palcami masował jego pachwiny. Szlag, nie pomyślałaby, że to może być takie dobre i tak intensyfikować doznania.
– Tak też jest dobrze – stwierdził, wysuwając wolno z niego place, ocierając nimi o jego wnętrze. Kouen stłumił jęk, oddychając coraz płycej, zwłaszcza, że zaraz palce znowu wsunęły się w niego naprawdę głęboko. Aż poderwał biodra, poddając się w zmysłowych ruchach tym pieszczotom, a Alibaba westchnął głęboko, z podnieceniem, poruszając palcami coraz szybciej. Kouen mruknął nisko, nieco warkliwie, gdy poczuł, jak chłopak znowu muska jego erekcję, i jeszcze raz, i jeszcze, a jego zęby przygryzają skórę pośladka… Szlag. Kouha powinien go tu zatrudnić. Powinien u nich pracować i dostawać pieniądze za to, co potrafi.
Kouen wypuścił mocno powietrze, współpracując z pieszczącymi go palcami, napinając i rozluźniając swoje wnętrze, wychodząc im coraz mniej subtelnie naprzeciw, coraz bardziej zapamiętując się w tej przyjemności, która zaczynała go ogarniać. Miał gdzieś to, że chłopak nawet nie pieści jego wzwiedzionej męskości, że ledwie dotyka jej opuszkami palców, delikatnie ją muskając, za to już naprawdę mocno pieprzy go palcami, wsuwając i wysuwając je z jego wnętrza, doprowadzając niemal do szaleństwa.
W końcu głośnym westchnieniem oznajmił swoje spełnienie. Mało powiedzieć, że go zaskoczyło, był kompletnie skołowany faktem, że mógł dojść od pieszczących go w środku palców. Szlag, w końcu był doświadczony, każdej nocy kogoś miał, zresztą był jakąś dekadę starszy niż ten dzieciak, nie powinien tak łatwo dojść, nie powinien...
Jego tok myślowy urwał się gdzieś po drodze, gdy poczuł ciepły dotyk jego ciała na plecach, gdy Alibaba po prostu położył się na nim, przyciskając policzek do jego karku.
– To było cudowne – wyjąkał cicho chłopak, na co Kouen parsknął z lekkim zażenowaniem i rozbawieniem jednocześnie, wciąż starając się uspokoić oddech. Do tego cała narzuta pewnie była zapaskudzona jego nasieniem, szlag, szlag, szlag.
– To chyba moja kwestia – mruknął, odgarniając włosy z twarzy.
– Nieprawda – zaprzeczył chłopak, wtulając twarz w jego włosy, co musiał przyznać, było dość urocze. – To cudowne, że mogę cię pieścić... – wymruczał cicho, jakby zawstydzony tym wyznaniem.
Kouen przymknął powieki, kręcąc lekko głową. Ten chłopak był… niemożliwy. Kto ma ochotę tak po prostu pieścić dziwkę? Za którą zapłacił?
– Nie żeby mi to nie pochlebiało, ale może zajmiemy się tobą? – Poruszył się, ocierając o chłopaka i jego własną erekcję, którą czuł teraz bardzo wyraźnie.
– Już… za moment – wymruczał, opierając ręce koło jego głowy, muskając wargami jego ucho, które zaraz przygryzł delikatnie zębami. Kouen z pomrukiem odchylił nieco głowę, dając mu lepszy dostęp, gdy zaczął całować i podgryzać jego szyję. Skoro chciał go dotykać i pieścić, to czemu miałby mu tego zabraniać, jeżeli właśnie to sprawiało mu przyjemność.
Naprężył się, gdy Alibaba ścisnął zębami skórę na niego karku, wsuwając palce w jego włosy, którymi zaczął uciskać wrażliwą skórę. Szlag, on naprawdę miał utalentowane dłonie. Dlaczego płacił, żeby móc komuś robić takie rzeczy? Powinien mieć kolejkę adoratorów.
– Myślę, że jednak powinniśmy zamienić się rolami – zamruczał zmysłowo, unosząc biodra, którymi ponownie się o niego otarł. Alibaba złapał łapczywie powietrze, przez chwilę drażniąc jego skórę gorącym powietrzem. Kouen wykorzystał ten moment, by sprawnym ruchem zsunąć go z siebie na pościel.
Alibaba oddychał ciężko, patrząc na niego rozgorączkowanym, podnieconym spojrzeniem. Jego włosy były w lekkim nieładzie a rozchylone usta kusiły jeszcze bardziej niż wcześniej. Pogładził jego nogę, przesuwając się po pościeli, aż nie znalazł się przy nim. Podrażnił oddechem jego ramię słysząc, że chłopak wstrzymał oddech i zamarł w napięciu. Z trudem powstrzymał uśmiech, by zaraz po prostu sięgnąć jego ust, które ucałował, pieszcząc je już mało spokojnie czy delikatnie, doskonale zdając sobie sprawę, jak spragniony musi być chłopak. Jednocześnie zsunął dłonie w dół, sięgając jego krocza, które wolno pomasował przez materiał spodni, by zaraz lekko je ścisnąć. Alibaba jęknął zduszenie w jego wargi, gdy poruszył nerwowo biodrami, ocierając się o jego rękę, dając mu wyraźnie odczuć swoją stwardniałą męskość.
– Piękny – wymruczał w jego usta, odsuwając się na chwilę, by spojrzeć na jego zarumienione policzki i błyszczące oczy, które teraz wpatrywały się w niego ze zniecierpliwieniem, jak gdyby chłopak już nie mógł się doczekać.
– Proszę, dotknij mnie – jęknął w końcu, na co Kouen uśmiechnął się kącikiem ust, palcami rozpinając jego spodnie.
– Mam cię wziąć w usta? – zaproponował spokojnie, na co chłopak spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, by zaraz potrząsnąć głową, cały spłoniony na twarzy.
– Tak jest dobrze – wyszeptał, dotykając jego policzka palcami, gdy znów go pocałował, a Kouen z cichym mruczeniem wsunął mu dłoń w spodnie. To było takie zaskakujące, że Alibaba był taki speszony wszystkim, co mogło sprawić rozkosz jemu. Tak jakby naprawdę mu zależało, by Kouen się dobrze czuł, by był rozpieszczony, by drżał z rozkoszy. Nie patrzył przy tym na swoją przyjemność, mężczyzna nie mógł tego pojąć. W końcu płacił, powinien korzystać z tego, co Kouen może dla niego zrobić. Ale nic nie ucieknie, wszystko jeszcze przed nimi. Ma czas, żeby mu pokazać jak wspaniale jest przyjmować rozkosz, jak cudowne jest uczycie bycia pieszczonym. Pokaże mu.
Odsunął się od niego lewie kilka centymetrów, tak że ich oddechy mieszały się ze sobą. Spoglądał na Alibabę spod rzęs, pieszcząc wolno i miarowo jego męskość. Chłopak aż rozchylił usta, napinając się, gdy Kouen ujął całą dłonią jego erekcję, wolno przesuwając po niej obręczą palców. Obserwował jego twarz, przez którą jak impuls przebiegła czysta rozkosz, jak jego oczy stały się mniej przytomne, a oddech coraz płytszy.
Pochylił się, dotykając ustami jego szyi, po której zaraz zaczął wytyczać gorącą ścieżkę, ściskając go nieco mocniej, wyrywając tym cichy jęk. Ach, jak dobrze się go słuchało.
Przesunął usta na jego grdykę, pieszcząc ją powolnymi liźnięciami i w górę aż pod brodę, zjeżdżając zaraz w dół na obojczyki. Alibaba zaciskał mocno palce na pościeli, dysząc z każdym jego mocniejszym ruchem na męskości.
Kouen oparł mu drugą dłoń na ramieniu, składając delikatne pocałunki na piersi, na co chłopak osunął się nieco na rękach, pojękując. Mężczyzna przyjął to z pomrukiem zadowolenia, masując palcem czubek jego męskości. Był zaskakująco wrażliwy, do tego patrzył na niego z takim przejęciem, rumieniąc się słodko, Kouen niemal rozczulił się na ten widok. I pomyśleć, że tak delikatny chłopak potrafił robić takie rzeczy rękoma i palcami… Uśmiechnął się lekko, przesuwając ustami po jego klatce piersiowej, by zaraz skubnąć lekko zębami jasny sutek.
– Kouen… – usłyszał jego westchnienie i potarł go mocniej, teraz przesuwając palcami po całej jego długości. Czuł, że chłopak jest bardzo sztywny i niewiele mu potrzeba, by doszedł, ale tym też się zajmie, nie było problemu. Pokaże mu, że może jeszcze długo.
Nadał swym ruchom szybsze tempo, pieszcząc go energicznie, a gdy chłopak zaczął czepiać się rękoma pościeli, nie panując nad swoją rozkoszą, od razu zwalniał, ledwie go muskając. Sprawiało mu przyjemność patrzenie na twarz Alibaby, takiej wykrzywionej w bezbrzeżnej przyjemności, gdy falował łagodnie biodrami, mimowolnie próbując się otrzeć o jego dłoń.
Chłopak znów cicho wyszeptał jego imię, przytulając policzek do pościeli, więc Kouen nachylił się nad nim, dotykając ustami jego ucha.
– Wytrzymasz jeszcze trochę? – zapytał niskim, mrukliwym głosem, na co ten jęknął cicho, ale zaraz pokiwał skwapliwie głową.
– T-tak – wyszeptał drżąco, spoglądając mu w oczy, a Kouen nagrodził go pocałunkiem.
Leniwie splatał z nim język, gładził drażniąco podniebienie, pieszcząc go wolno dłonią. Przygryzł jego dolną wargę, zaciskając palce na nasadzie męskości. Alibaba jęknął gardłowo, mocno zaciskając powieki, lecz zaraz rozchylił je, szukając jego spojrzenia. Tak jakby po prostu chciał na niego patrzeć, żeby nic mu nie umknęło, jakby chciał go cały czas widzieć… Kouenowi to nie przeszkadzało, był przyzwyczajony do spojrzeń, do ich zmysłowej wymiany. Teraz było nieco inaczej, to prawda, ale rola, jaką przypisał mu ten chłopak, nie była mu niemiła. To było całkiem dobre być dla kogoś jedynym i wyjątkowym, mimo że był tylko dziwką, wyszkoloną by spełniać czyjeś fantazje. Każdej nocy kogoś innego.
Oparł się łokciem koło jego głowy, pochylając się cały nad nim i patrzył na niego intensywnie, gorąco, cały czas palcami masując jego nasadę. Alibaba z chwili na chwilę robił się coraz bardziej czerwony na twarzy, a jego spojrzenie coraz bardziej roznamiętnione i pełne pragnienia. Ucałował delikatnie jego policzki, czując, jak są gorące. Przesunął po jednym językiem, wyczuwają dreszcz, jaki go przeszył.
– Kouen… – Alibaba tchnął niewyraźnie w jego szyję, a mężczyzna pocałował teraz jego ucho.
– Słodki… – wyszeptał kusząco, gryząc delikatnie płatek ucha.
Alibaba stłumił jęk zaciśniętymi ustami, a Kouen zerknął na niego z szerokim uśmieszkiem. Chłopak wydawał się równie zawstydzony jak podniecony. Czyżby nikt mu nie mówił takich rzeczy? Wielka szkoda, zasługiwał.
Dotknął jego ust, przesuwając dłonią po całej jego męskości, zaraz łapiąc jego rozchylone wargi w pocałunku. Był taki piękny w swoich reakcjach. Oczywisty, ale w jakiś sposób jedyny w swoim rodzaju. Może to dlatego, że nie przyszedł tutaj, do niego, by cokolwiek udowadniać, jak większość mężczyzn, a po to, że po prostu go chciał? Nie wiedział, co powodowało tę różnicę, ale chciał go pieścić, chciał patrzeć, jak drży w rozkoszy. Nie była to potrzeba związana czysto z jego zawodem, po prostu miał ochotę sprawić chłopakowi przyjemność, a takie myślenie nie zdarzało mu się zbyt często.
Chwycił go mocniej, znowu przesuwając palcami po całej jego długości i Alibaba aż się pod nim wyprężył, ocierając się o niego klatką piersiową, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Kouen sam drgnął lekko, gdy chłopak nie spuszczał z niego spojrzenia, po prostu delikatnie ujmując jego twarz w dłonie i pociągając do długiego, wręcz słodkiego pocałunku. Czuł, jak jego biodra same się poruszają, pragnąc więcej i mocniej, więc już go nie powstrzymywał, pozwalając mu dojść w swej dłoni z tłumionym westchnieniem.
Objął jego drżące ciało, pozwalając mu się uspokoić w swoich ramionach, gdy musnął jego skroń ustami. Widać było, że chłopak mimo wszystko nie miał aż takiego doświadczenia, ale z drugiej strony fakt, że był masażystą nie oznaczał, że robił to z każdym na prawo i lewo. Nie szkodzi, nauczy go.
Alibaba w końcu uchylił powieki, wpatrując się w niego nieśmiało, ale będąc teraz tak zrelaksowanym i najzwyczajniej w świecie szczęśliwym, że Kouen nie był w stanie zapanować nad lekkim uśmiechem.
Joli – wyszeptał, a chłopak otworzył szerzej oczy, zaskoczony komplementem, ale zaraz odwrócił wzrok, najwyraźniej speszony.
Kouen zaśmiał się pod nosem, dotykając wargami jego skroni. Ten chłopak naprawdę był jedyny w swoim rodzaju.
– Może napijesz się czegoś? – zaproponował, trącając go nosem w policzek, by nieco go ośmielić. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do komplementów. A do tego miał dziwne wrażenie, że Alibaba należy do tego rodzaju ludzi, którzy nie traktują zbliżeń jako zwykłego pieprzenia i szukają czułości tuż po, a że byli w takim miejscu w jakim byli, to cóż, mogli się chociaż napić czegoś dobrego.
– Wina? – Zerknął na niego i Kouen zobaczył delikatną ulgę, że wybawił ich z tej drobnej chwili zakłopotania. I dobrze, mieli w końcu przed sobą jeszcze całą noc. Całą noc, by Kouen pozbawił go tego wstydu i zahamowani. Chociaż nie ukrywał, że w jakiś sposób jest to naprawdę urocze.
– Mam całkiem dobre whisky, jeżeli masz ochotę. – Spojrzał na niego leniwie, czując zadowolenie, że chłopak jest taki rozluźniony i nieco rozczochrany. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś taki gościł w jego łóżku, o ile w ogóle.
– Jedyne whisky jakie piłem, to z colą – poinformował z lekkim uśmiechem.
– Profanacja – prychnął, podnosząc się i schodząc zaraz z łóżka.
– Nie twierdzę, że nie – parsknął, siadając na łóżku.
Kouen tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem, nalewając alkoholu do niskich szklanek, kompletnie nieskrępowany swoją nagością. Gdy jednak zerknął na chłopaka, dostrzegł że ten siedzi nieco zakłopotany, jakby nie bardzo wiedział, gdzie powinien podziać swój wzrok. Miał ochotę się zwyczajnie zaśmiać, widząc jego minę, gdy tak bardzo starał się na niego nie spoglądać. Tak jakby to było coś złego.
Zazwyczaj nalewał tylko klientowi, tym razem jednak zrobił wyjątek. Wiedział, że chłopak poczułby się nieswojo, gdyby miał sam pić, a zależało mu na utrzymaniu tak dobrej atmosfery, jaka był między nimi dotychczas. Usiadł więc przy nim, podając mu szklankę i zaciskając palce na swojej. Ułożył kilka poduszek tuż przy oparciu łóżka i objął chłopaka ramieniem, odchylając się z nim delikatnie, pozwalając sobie na tę wygodną pozycję. Alibaba wyglądał, jakby gest go ucieszył, bo oparł się głową o jego ramię, uśmiechając się delikatnie i upijając łyk. Skrzywił się tylko trochę, co nie umknęło uwadze Kouena, ale nie skomentował. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do tej kategorii trunków, ale co się dziwić, to wciąż był dzieciak.
– Smakuje? – zapytał, pozwalając sobie na bycie złośliwym, po prostu nie mógł się powstrzymać, gdy widział jego pełną zmieszania minę. Pochylił się nad nim i pocałował miękko płatek jego ucha, który zaraz potarł nosem.
– Może być – wymamrotał w odpowiedzi, upijając pospiesznie kolejny łyk, a Kouen uniósł palcami jego podbródek, by spojrzeć mu w oczy.
– Nie spiesz się tak – zamruczał. – Mamy dla siebie całą noc.
Usta chłopaka wygięły się w delikatnym uśmiechu.

1 komentarz:

  1. Czy moj komentarz moze byc zgraja radosnych plomczykow, ktore wesolo graja w bierki, krzyczac przy kazdej wygranej;"Alibaba rucha tylek Kouena! Alibaba rucha tylek Kouena!"?
    Chyba nie moga, bo jesli by byly, to ten komentarz konczylby sie wlasnie na tym opisie, a tego przeciez zrobic nie moge.
    Powiem tak - ta skarbonka budzi mnie w nocy. Budze sie w srodku nocy i zaczynam sie chichrac jak pojebana, bo nagle napada mnie mysl, ze ta skarbonka byla taka zabawna. I jak sie wysmieje, to zamykam oczy i ide spac dalej. Ta skarbonka jest taka zabawna, zs az specjalnie trzeba sie obudzic w nocy, zeby sie z niej smiac.
    To, ze kazdy byl zdziwiony, ze Alibaba w koncu uzbieral, bylo mi takie bliskie. Jak ja na cos w koncu uzbieram, to tez wszyscy niedowierzaja, patrza na mnie, jakbym oszalala, bo to takie dziwne, ze poradzilam sobie z tym sama *TO NIE TEN MOMENT, KIRI, NIE W TYM MOMENCIE OPOWIADA SIE HISTORIE SWOJEGO ZYCIA*
    Francuski Kouena mnie kladzie na lopatki, nie wiem, co mam z nim zrobic, nie umiem nawet sobie wyobrazic, ze ta przeczytam, a co dopiero zrozumiem. Dlatego zadowolna z sieie wierze, ze wyznaja tam sobie milosc na wieki i jebac, ze po prostu Alibaba mowi Kouenowi, ze zobacza sie pozniej.
    ALIBABA, JAK MOZESZ ZADAWAC SIE Z TA TEPA DZIWKA, KRZYWDZISZ W TEN SPOSOB KOUENA. XDDDDD Ale ty tez bedziesz dziwka. Kouen wysmaruje Ci taka rekomendacje, ze Cie wszystkie burdele bedo chcialy, zobaczysz. Co tam Ren Kouen! Z Bradem Bitem bedziesz sie parzyl! Z Bradem Pitem, bracie! Jemu bedziesz masowac!
    No wlasnie, co do masowania przechodzac. Chcialabym miec laptopa, moc Wam wklejac odpowiednie fragmenty i do nich feelsowac, ale niestety... Te czasy nie nadeszly, jeszcze nie moge pozwolic mu sie urodzic. D; Dlatego bede Wam pisac jakies feelsowe brednie, wierze ze moj tlumacz tess wszystko ladnie wylozy Hibu, w razie jakis poplatan.
    CO TO BYL KURWA ZA MASAZ. CZY TAK SIE MASUJE LUDZI? CZY TAK POWNNO SIE MASOWAC LUDZI? CZY JA MOGE ZAPISAC SIE NA MASAZ DO ALIBABY? XDDDDDDD
    Ja juz widze, jak Kouen robi lokowanie produktu. On by polecal Alibabe z calych sil. Jeazcze w czasie seksu. Parzy sie z kims i przy okazji pyta; A slyszales o tym nowym masazyscie na dworcowej? Genialny jest. Mowi ci, te rece.... XDDDDD REKLAMA ZYCIA. KAZDY BY CHCIAL, ZEBY GO KOUEN REKLAMOWAL. KOUEN NA REKLAMOWKE
    ...
    e..
    Na menadzera, tak? Nie na reklamowke. Chociaz kupilabym sobie reklamowke z Kouenem.
    On musi te zlote raczki pokazac Kou... SWOJEMU MLDOSSEMU BRATU MUSI. Musi mu pokazac. Alibaba zlota raczka do uslug. Krany i odbyty to moja specjalnosc, ale naprawiam takze piece.
    ALIBABA, ROB MU TAK BARDZIEJ. KURWA. KOUEN, NIE BADZ SLABA DZIWKA, NIE DOCHODZ PRZEZ PALCE. N.N
    Czemu on byl tu taki slodki, xzemu Aljbaba byl takim kjutem? Takim wzorowym Alibejbim? No klebuszkiem takim zdolnym? Kto byl dobrym chlopcem? No kto byl dobrym chlopcem? Kto jest syneczkiem mamusi? <3
    Nie wiem, kiedy mi sie literki skoncza, to takie przykre w uzywaniu telefonu. Nigdy nie wiesz, kiedy Cie limit na feelsy zaskoczy.
    KOUEN, TY GO UCZ. TY MU POKAZ. TY MU DAJ ROZKOSZ, TY MOJA NIEWYZYTA KURWO <3 <3
    No i upic mi Bejbiego chce. Zyc czlowiekowi nie da w spokoju. Raz Cie Alibaba wymasuje, to juz chcesz zawsze, ja wiem. Ale Kouen, ty sie opanuj, suczo. N.N NIE UPIJAC BEJBIEGO.
    Aaaaaaaaa. Oni byli tacy cudowni, jak tak obok siebie, taj blisko, na ramieniu glowka i ten niedkbry alkohol, co na niego Alibejbi kreci noskiem n.n
    CHCE DALEJM GDZIE JEST DALEJ N.M

    OdpowiedzUsuń