Wracamy na trochę do przygód Kouena, z czego ten
rozdział jest poświęcony jego relacji z Alibabą i ma aż dwie części. Ten ship
ma w sobie za dużo feelsów, by zmieścił się w jednym rozdziale!
~*~
–
Dziewięćdziesiąt siedem… osiem… dziewięć i… i sto.
Alibaba,
siedząc na zapleczu kawiarni, w której pracował, przez chwilę wpatrywał się w
stosiki monet i kupki papierków, jakby nie do końca wierzył, że to, co widzi
jest prawdziwe. Otrząsnął się z małego, pełnego niedowierzania szoku i szybko
jeszcze raz przeliczył wszystkie stosiki wprawnym okiem sprzedawcy. No… Nie
mogło być inaczej. Zgadzało się. Nawet… nawet miał pewną nadwyżkę! U-udało mu
się! Naprawdę mu się udało!
Zerwał
się ze zgrzewki z napojami, na której siedział, czując, jak rozpiera go
ekscytacja, jednak szybko nakazał sobie spokój. Nie. Nie. Musi sprawdzić
jeszcze raz, nie może być mowy o żadnej pomyłce, o żadnej! Wziął kilka
głębokich wdechów i jeszcze raz przeliczył pieniądze, a jego euforia rosła z chwili
na chwilę. Uzbierał! W końcu uzbierał! Szybko zagarnął pieniądze do metalowej
puszki, zamykanej na kłódkę w kształcie serduszka. Kłódkę dostał od Kougyoku w
ramach wsparcia jego… jego miłosnej inwestycji i najwyraźniej przyniosła mu szczęście,
bo uzbierał! Udało mu się! Wyszedł z zaplecza, wciąż mając kilka minut przerwy
i, machnąwszy na kolegę na zmianie, pognał jak szalony do lokalu obok.
Ścieżki
Rozkoszy były dla Alibaby prawie jak drugie miejsce pracy, jak trzeci dom
właściwie, spędzał tam niemal tyle samo czasu, co w dwóch poprzednich. Och, nie
jako klient, nie w ten sposób, po prostu pracował tam jego przyjaciel, którego
Alibaba często odwiedzał. Właściwie non stop. Cały czas. I praktycznie
zaznajomił się z całym personelem, który traktował go jak swojego.
Szybko
odnalazł w bufecie Judala i podszedł do niego w pośpiechu, podzwaniając
skarbonką.
–
A ty co się tak szczerzysz? – przywitał go Judal, sącząc drinka z wysokiej
szklanki. – Z datkami to pod kościół, może tam ci coś wrzucą.
–
Mam! – zawołał uradowany, siadając na krześle barowym, jednak zaraz się z niego
zsunął, nie mogąc zapanować nad ekscytacją.
–
Co masz? – westchnął cierpiętniczo Judal, żegnając się ze swoim miłym i
spokojnym popołudniem. – Swoją zmianę? Właśnie widzę. – Zmierzył wzrokiem jego
służbowe ubranie.
–
To też! – Machnął niecierpliwie ręką, nawet nie denerwując się, że Judal jest
takim niekumatym idiotą. – Mam! – Potrząsnął skarbonką aż ta znowu zabrzęczała.
– Uzbierałem!
Jego
przyjaciel uniósł brew, spoglądając to na Alibabę, to na ściskaną w drżących
dłoniach puszkę. No tak. W końcu mu się udało. Judal doskonale znał tę puszkę,
widział ją nie pierwszy raz. Właściwie widział ją przez wiele ostatnich
tygodni, ba, sam nawet wrzucił do niej kilka drobniaków znalezionych na ulicy,
na co blondyn niemal odstawił taniec radości, wyglądając jakby chciał mu się
uwiesić na szyi. Wciąż nie mógł zrozumieć tej wręcz dziecinnej ekscytacji, więc
tylko pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
–
Kouha! – krzyknął, oglądając się za siebie, a siedzący nieopodal chłopak
podniósł głowę, marszcząc brwi, jakby już chciał go upomnieć za podnoszenie
głosu, ale Judal go uprzedził. – Alibaba uzbierał!
Niezrozumienie
tylko przez drobną chwilę malowało się na jego twarzy, gdy zaraz Kouha otworzył
szeroko oczy, zsuwając się z krzesła i podchodząc do nich.
–
Serio?! – zdumiał się, łapiąc puszkę w dłonie i potrząsając nią. Ciężka jak
diabli! – Gdy sam do niej wrzucałem jakiś czas temu, była prawie pusta!
–
Starałem się! – Blondyn zaczerwienił się nieznacznie, zaraz zabierając swoją
puszkę, jakby trzymał w ręku najcenniejszy skarb. – Ciężko pracowałem na te
napiwki, więc teraz w końcu… – urwał, wbijając pospiesznie wzrok w swoje buty,
gdy minął ich Kouen, spoglądając na nich z mieszaniną dezaprobaty i zniechęcenia,
jakby niezadowolony że robią zamieszanie. Judal z Kouhą taktownie stłumili
śmiech, gdy Alibaba schował puszkę za sobą, omiatając wzrokiem podłogę.
Mężczyzna
przesunął powoli wzrokiem po całej trójce, zatrzymując się dłużej na blondynie.
On też znał tę puszkę, wszyscy ją kojarzyli i każdy radośnie się z niej
naśmiewał. Sam zresztą nie był w stanie traktować jej inaczej, doskonale zdając
sobie sprawę, na co młody Saluja tak zbiera. Uśmiechnął się kącikiem ust na
samo wspomnienie, gdy sam wrzucił mu tam kilka monet.
Szczerze
mówiąc, nigdy nie spodziewał się zbyt wiele po Alibabie. Był w końcu
przyjacielem tej tępej dziwki, która nawet dobrze pisać nie umiała, a
zachowywała się co najmniej jak władca wszechświata. Zgadza się, Kouen po
prostu nie lubił Judala i nigdy się z tym faktem nie krył, jednak nie
spodziewał się, że może mieć jakichś inteligentniejszych znajomych. Albo choćby
normalnych.
Z
czasem nawet polubił przychodzenie do małej kawiarni, która znajdowała się
kilka budynków obok. Taktownie udawał, że nie widzi trzęsących się dłoni
Alibaby, gdy ten witał go już w progu i pytał, co ma być, tak jakby wcale nie
wiedział, jaką kawę pija Kouen. I choć niespecjalnie przepadał za słodyczami,
zawsze dziękował za dodatkowe ciastko położone na jego talerzyku. Blondyn w
takich momentach wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, co z początku dosyć go
męczyło, ale wkrótce zaczęło i bawić. Dostarczał mu na tyle dobrej rozrywki, że
w końcu sam wrzucił garść drobnych do tej nieszczęsnej puszki.
Nigdy
nie zapomni tych rozdygotanych dłoni i wzroku pełnego niedowierzenia.
–
Bonne chance – mruknął mu wtedy
tylko, narzucając płaszcz na swoje ramiona.
–
J’ai hâte, monsieur Ren –
odpowiedział mu chłopak drżącym tonem, ale akcentując ładnie każde słowo, co
zaskoczyło go na tyle, by zatrzymać na nim dłużej wzrok. Tak, wyglądał
dokładnie tak, jakby ewidentnie miał zaraz stracić przytomność, choć wpatrywał
się w niego uporczywie, z nadzieją. – Bonne
journée!
–
À la prochaine fois – pożegnał go,
kiwając przy tym głową z lekkim uśmiechem na ustach i opuścił lokal, nie
czekając na to, aż chłopak się przewróci.
Nie
zamierzał być pociągnięty do odpowiedzialności, a już na pewno nie chciał być
tym, kto musiałby mu udzielić pierwszej pomocy. Wtedy już na pewno by go
zamknęli, gdyby chłopak umarł na jego rękach.
–
Hałasujecie – oświadczył, wracając do chwili obecnej, nie spuszczając wzroku z
blondyna, który czerwienił się coraz bardziej, nie patrząc na niego i nadal
chowając tę swoją skarbonkę za plecami. Dzieci były takie głupiutkie, westchnął
w duchu, jednak uśmiechnął się ledwie zauważalnie, gdy ten aż zawiercił się pod
jego wzrokiem.
–
Tu jest miejsce publiczne – prychnął wyniośle Judal, a Kouen z niechęcią
przeniósł na niego wzrok, krzywiąc się z niesmakiem na tę całą wyzywającą,
zblazowaną pozę.
–
Co nie znaczy, że musisz się zachowywać jak bydło. – Uniósł drwiąco brew, a
Judal aż zacisnął zęby. Nie umknęło mu, tak jak i wszystkim, że uwaga była
skierowana tylko do niego.
–
Nadal się łudzę, że kiedyś skończycie z tym nonsensownym zachowaniem – odezwał
się Kouha, przewracając oczami i nie pozwalając Judalowi na to, by się odszczeknął.
– Po prostu Alibaba… – Aż syknął, gdy chłopak kopnął go boleśnie w kostkę,
posyłając mu spojrzenie… ach, zawstydzonej dziewicy. Z kim on musiał pracować,
no z kim? – Mniejsza z tym! – Machnął zirytowany ręką. – Porozmawiamy później.
Kouen
obrzucił ich ostatnim spojrzeniem i odszedł, władczy, wyniosły, wspaniały i
taki męski… Alibaba aż przysiadł na krześle z głębokim westchnieniem.
–
Pieprzony kutafon – warknął przez zęby Judal, odprowadzając mężczyznę
nienawistnym spojrzeniem. – A ty nie wzdychaj za nim jak cholerna panienka! –
ofuknął przyjaciela, wyrywając go przy okazji z rozmarzenia.
–
I czemu do licha ciężkiego nie pozwoliłeś mi załatwić sprawy, skoro masz już
uzbierane pieniądze? – Kouha spojrzał na niego jak na głupka.
–
Bo nie! – Objął buntowniczym gestem swoją skarbonkę. – Jestem w pracy! To… to
nie był dobry moment… – Zarumienił się znowu, przypominając sobie spojrzenie,
jakie posłał mu Kouen, takie… takie miłe i obiecujące.
Judal
jęknął demonstracyjnie na jego zachowanie i Alibaba pozbierał szybko swoje
rozproszone myśli.
–
To kiedy ty chcesz to zrobić? Za rok?
–
Ja… niedługo! – wymamrotał, zaraz przenosząc wzrok na Kouhę. – Może… nawet… po
pracy? – zapytał z nadzieją, jednak tamten pokręcił głową.
–
Nonsens, dzisiaj twoje kochanie ma już stukane – powiedział złośliwie, na co
Alibaba zacisnął usta. I po co mu to mówił, no po co! – Ale w tygodniu… w
czwartek – powiedział, otwierając notes, w którym prowadził wszelkie takie
zapiski. – Masz się dobrze ubrać, a przede wszystkim umyć, wyszorować stopy i…
–
Dobrze, wiem, wiem! – jęknął blondyn, podnosząc obronnie ręce. – Przyjdę
zrobiony jak trzeba, dobra? – zdenerwował się, oblewając się przy tym
szkarłatnym rumieńcem.
–
Świetnie! – Kouha rzucił mu tylko zadowolone spojrzenie. – Ile godzin ci
zarezerwować?
–
Całą… całą noc – wymamrotał Alibaba, ściskając puszkę tak, że aż pobielały mu palce.
Judal z Kouhą wymienili tylko spojrzenia, co chłopak usilnie starał się ignorować.
– N-no co! Stać mnie! – Potrząsnął skarbonką, która zabrzęczała głośno.
–
Jasna sprawa – zadrwił brunet, opierając się łokciem o blat baru.
–
Jesteście najgorsi – ofuknął ich chłopak, kręcąc głową. – Wracam do kawiarni,
czekam na ciebie po pracy – powiedział jeszcze do Judala i obrócił się na
pięcie, odchodząc.
–
Słodkie, niewinne dziecko. – Judal westchnął, kręcąc z politowaniem głową, gdy
jego przyjaciel już wyszedł i nie mógł ich słyszeć.
–
Słodki i niewinny przyjaźniąc się z tobą? Nonsens – prychnął niedowierzająco
Kouha, przysiadając na jednym ze stołków, przeglądając swój notes. Ktoś w końcu
musiał kontrolować grafiki personelu, czy nic z niczym nie kolidowało, czy ktoś
nie zapisał czegoś bezsensownego. Szanował swoich ludzi, ale doprawdy, czasami
były z nich naprawdę głupiutkie stworzenia.
–
No sam na niego popatrz! Czerwieni się jak ostatnia dziewica. – Przewrócił
oczami, opierając się wygodnie o kontuar, machając nonszalancko stopą.
Długopis
Kouhy zawisł nad kartką i ten spojrzał na Judala.
–
Ale on jest doświadczony? I pełnoletni, mam nadzieję? Nie zamierzam odpowiadać
za czyjąś zbrukaną niewinność, to jest tyle papierkowej roboty, chodzenia po
sądach, naprawdę nie mam o to ochoty – gderał, notując coś pospiesznie w
notesie.
–
Jest, nie wiem jakim cudem, ale jest! – Judal parsknął, kręcąc głową, jakby
nadal nie dowierzał. – Ten Saluja tylko udaje taką cnotkę niewydymkę. Tak
przerucha tego kutafona, że będzie piszczał, zobaczysz.
–
Nonsens. – Kouha spojrzał na niego jak na kretyna. – Alibaba Kouena? Słyszysz
się? Nie ubliżając twojemu koledze, ale szczerze wątpię.
–
No tak! – obruszył się chłopak, patrząc na niego sceptycznie. – Ty go jeszcze
nie znasz! Zobaczysz, że wstąpi w niego prawdziwy demon! Demon seksu! – Podniósł
dramatycznie dłoń, a Kouha tylko spojrzał na niego z politowaniem, notując coś
w zeszycie. – Jak nie wierzysz, to się załóżmy!
–
Świetnie – Kouha podniósł na niego wzrok. – Jak Saluja zarucha mojego brata, to
masz premię pieniężną.
–
Co mi po pieniądzach! – Judal uśmiechnął się przebiegle. – Jak go stuknie, to w
nagrodę dostaję Kouena na noc. I to za friko, pełen serwis! I ma się mnie
słuchać!
–
Nonsens. – Kouha machnął ręką. – Czegoś takiego mu nie zrobię.
–
Przecież jesteś pewien wygranej? – kusił go brunet, unosząc brew, przyglądając
mu się uważnie. – Co, już nie wierzysz w braciszka? A zresztą – uśmiechnął się
złośliwie – jak da się wyruchać, to będzie to jego wina, że przegrałeś zakład,
czuj się rozgrzeszony.
Chłopak
westchnął jak ktoś, kto naprawdę cierpi, ale wyciągnął dłoń do zakładu. Judal
od razu chętnie podał mu swoją, po czym krzyknął na Kougyoku, która ledwie
weszła do lokalu, by przecięła ich złączone ręce.
Wtedy
Kouha jeszcze nie wiedział, w co się właśnie wpakował.
Alibaba
jeszcze nigdy się tak nie denerwował. Nigdy w swoim życiu. Nawet przed maturą
nie drżał tak jak teraz. Nawet zdając prawo jazdy jego żołądek nie podskakiwał
tak jak teraz, nawet… Uch, no dobra, nie będzie się oszukiwał. Owszem,
denerwował się, ale dużo bardziej odczuwał zniecierpliwienie i ekscytację. To
już dzisiaj! Już dziś! Miał w końcu spełnić swoje marzenia, swoje najskrytsze
pragnienia!
Wyszorował
się na błysk od stóp do głów i ubrał starannie. Nawet na rozmowę o pracę ani na
pierwszą randkę tak się nie szykował jak teraz. Ale i okazja była dużo
ważniejsza. W końcu miał spędzić całą noc z Kouenem, całą! Mogli się wszyscy
nabijać, żartować sobie z niego, klepać z politowaniem po ramieniu, jednak
Alibaba należał do tego rodzaju ludzi, którzy wierzą, że wytrwałością są w
stanie osiągnąć wszystko! I jemu właśnie się to udało. Po kilkunastu tygodniach
w końcu mu się udało. Uzbierał kwotę wystraczającą, by mógł spędzić całą,
calutką noc z Kouenem.
To
nie tak, że Alibaba był jakimś durnym romantykiem, że czekał na swojego
księcia, zamknięty w wysokiej wieży. O nie, Alibaba miał do życia dużo
praktyczniejsze podejście, jeżeli sam na coś nie zapracujesz, to tego nie
będziesz miał. I kto powiedział, że musiał zaraz być księżniczką? Równie dobrze
mógł być dzielnym rycerzem, który właśnie idzie odwiedzić księżniczkę w jej
wieży!
Tak
się poniekąd czuł. Kouen był spełnieniem wszystkich jego marzeń, pragnień i
fantazji od momentu, gdy tylko zobaczył go pierwszy raz. Pamiętał jak dziś tę
mroźną noc, gdy umówił się z Judalem na piwo po pracy, więc czekał na niego
przed budynkiem, wsuwając sobie dłonie pod pachy i klnąc na czym świat stoi, że
nie wziął cieplejszej kurtki. Mimo późnej pory miasto wciąż żyło, ale czego
innego można się było spodziewać po centrum miasta? Pamiętał, że usłyszał ciche
miauczenie, więc odruchowo skierował wzrok na źródło owego dźwięku i zamarł,
widząc mężczyznę kucającego w ciemnej uliczce, na którą prowadziło tylne
wyjście ze Ścieżek Rozkoszy. Ich spojrzenia na krótką chwilę się spotkały,
jednak ten zaraz wrócił do głaskania rudego, nieco brudnego kota, który ocierał
się o jego nogi. Alibaba dopiero teraz zwrócił uwagę, że pod ścianą znajdowała
się niewielka, metalowa miska, do której dopiero co dosypano karmy.
Sam
nie wiedział, co wówczas robił, gdy po prostu podszedł do niego, kucając obok,
spoglądając niepewnie to na kota, to na mężczyznę.
–
Nie ma domu? – zapytał cicho, uśmiechając się jednak, gdy stworzenie z cichym
mruczeniem potarło łebkiem jego dłoń, domagając się pieszczoty.
–
Chcesz go wziąć? – Tamten podniósł na niego wzrok i ich spojrzenia się spotkały.
Nigdy nie zapomni tej nocy, gdy tak na niego patrzył, gdy uczucia wręcz
chwytały go za serce. Nie spodziewał się, że ten przystojny, wyglądający na
bogatego mężczyzna może się rozczulać nad bezdomnymi kotami, jednak tak, w jego
ręce widział siatkę z wcale nie najtańszą kocią karmą. Nie spodziewał się tego,
absolutnie nie. I może dlatego po prostu zgodził się, kiwając krótko głową,
niezdolny do wypowiedzenia choćby słowa.
I
tak kot wylądował u niego. Potem dowiedział się, że kotów było całe mnóstwo,
więcej jeden mniej różnicy nie robił, ale tego rudego obdartusa nazwał Kouen.
Spał z nim każdej nocy, wtulając twarz w jego miękkie futerko, marząc o tym, by
kiedyś to prawdziwy Kouen znalazł się w łóżku tuż przy nim. Że kiedyś, kiedyś
może dane im będzie przeżyć namiętną noc sam na sam. I teraz proszę bardzo,
jego sny się spełniły!
Przygładził
ostatni raz w lustrze włosy, stwierdzając, że lepiej wyglądać już nie będzie.
Zabrał ze sobą swoją skarbonkę, ściskając ją, jakby była jego najcenniejszym
skarbem i wyszedł z domu. Poniekąd tak było, ta skarbonka była najcenniejszą
rzeczą, jaką aktualnie posiadał i nie chodziło tyle o jej kosztowną zawartość,
chociaż i ona nie była bez znaczenia. Chodziło raczej o to, że była ona
symbolem jego uczuć i przepustką do spełnienia najskrytszych marzeń. I
nieważne, że była tylko głupim żartem. Ten żart zmienił się w coś naprawdę…
istotnego! Dostał ją od Judala kilkanaście tygodni temu, gdy ten chyba nie mógł
znieść, że Alibaba wciąż i wciąż wodzi oczami za Kouenem, którego Judal nie
cierpiał i nie było to żadną tajemnicą. Judal nie znał co to powściągliwość i
takt. W każdym razie po długim uświadamianiu, że tak czy tak nie stać go na
Kouena, po wpędzeniu Alibaby w głęboką depresję, że nigdy nie zrealizuje swoich
marzeń, że są durne, że to nie jego progi i że ogólnie Alibaba jest tylko
marnym robaczkiem, który co najwyżej może rozbić się na przedniej szybie
samochodu Kouena... Tak, Judal potrafił być niezawodnym przyjacielem. Gdy tak
nadal sobie z niego pokpiwał i gdy nawet pracownicy Ścieżek Rozkoszy też sobie
z niego i jego fascynacji delikatnie żartowali, Judal w końcu się zreflektował,
że chyba przesadził w gnębieniu przyjaciela i sprawił mu właśnie tę metalową
puszkę. Żeby nie było, że nie wspiera go w dążeniu do celu i że może za sto lat
uda mu się je zrealizować.
Ale
udało się! Spojrzał na nią ze swego rodzaju rozczuleniem, pakując się w swoje
małe, biedne autko. Cóż, nie tak sobie wyobrażał białego rumaka, którym
zajedzie pod upragniony przybytek rozkoszy, by uratować księżniczkę z rąk
innych klientów. Ale póki co dobre i to, ważne że miał fundusze i tylko to się
w tej chwili liczyło. Włączył więc sobie radio, chcąc trochę uspokoić nerwy, i
zgrabnie włączył się do ruchu.
Kouen
nie bardzo wiedział, jakie uczucia w nim przeważały, gdy Kouha bez słowa
pokazał mu jego czwartkowy plan. Mógł się założyć, że chłopak długie chwile
spędzał na głębokich oddechach i próbach powstrzymania śmiechu, bo teraz jego
kąciki drżały tylko trochę, gdy stukał stalówką wiecznego pióra w imię klienta
zarezerwowanego na ten wieczór.
–
Kupił cię na całą noc – powiedział mu brat, siląc się na spokój, a Kouen tylko
potarł czoło, przymykając na chwilę oczy. – Zbierał, zbierał i uzbierał!
–
Rewelacja. – Spojrzał na niego, kręcąc głową z niedowierzeniem. Szczerze
mówiąc, nie spodziewał się, że młody naprawdę go wykupi, że uzbiera tę sumę. To
nie były małe pieniądze, ale szczeniak się uparł i zbierał całymi tygodniami…
Cóż, chyba powinien się przyłożyć do tej nocy. Nie żeby coś czuł do dzieciaka,
ale nie był tak tępy jak Judal, ponadto wzbudzał jego sympatię. I litość,
zdecydowanie.
Nie
on pierwszy wodził za nim wzrokiem, nie tylko on wzdychał, próbował zagadywać,
Kouen był do tego przyzwyczajony i nieszczególnie mu to przeszkadzało, jednak
nie spodziewał się, że faktycznie mu się powiedzie. Owszem, chodził wszędzie z
tą swoją… skarbonką, wszyscy w lokalu o niej wiedzieli i na co ten tak
właściwie zbiera. Wrzucali mu tam drobniaki, czasem swoje napiwki, czasem coś
więcej, klepiąc ucieszonego chłopaka po plecach… Kouen był tego świadomy. Sam
nawet wrzucił mu raz czy dwa razy coś do tej puszki i chłopak mało nie zszedł
przy tym na zawał. Niemniej…
–
Zapłacił – powiedział wolno Kouha, patrząc w wahaniem na brata. Jeżeli chodziło
o klientów, to Kouha podchodził do tej kwestii bardzo stanowczo. Klient płacił,
klient żądał i nie pozwalał swoim pracownikom na żadne kapryszenie. Jednemu coś
odpuścisz, to zaraz każdy będzie miał swoje pretensje i roszczenia. Nie żeby
oczywiście nie dbał o swoich ludzi, nie pozwalał rzecz jasna, by się działa im
jakakolwiek krzywda, ale o kaprysach nie było mowy. Chyba że się było Kouenem.
Kouen mógł. Chociaż nie robił tego często, a nawet jak zamierzał, Kouha zawsze
przypominał mu o pieniądzach. Nieważne, że nie miały dla mężczyzny zbyt
wielkiej wagi, jednak za nie można było zapewnić mu wygody, które ten naprawdę
lubił.
–
Wiem – westchnął krótko.
–
W takim razie wspaniale! – Kouha od razu się rozpogodził. Jeszcze tylko tego mu
brakowało, żeby Kouen odmówił! Przeszłyby mu pieniądze koło nosa, a ten mały
Saluja zapłakałby się na śmierć w jego lokalu. – O dwudziestej będzie czekał w
twoich pokojach.
–
Świetnie – odpowiedział mu tylko, marszcząc brwi i sięgając po odłożoną
wcześniej książkę. Będzie dziwnie, tego był pewien, ale nawet w takich
sytuacjach sobie radził.
Wieczorem
przygotował się odpowiednio, dbając o ubiór i uczesanie, choć doskonale zdawał
sobie sprawę, że nawet w worku na śmieci wyglądałby dla blondyna atrakcyjnie.
Tradycyjnie odpiął dwa guziki od swojej koszuli, po namyśle decydując się i na
trzeci. Zerknął jeszcze w lustro i udał się w końcu do przygotowanego dla niego
pokoju. Był przed czasem, dzięki czemu mógł się upewnić, że wszystko jest na
swoim miejscu, choć robił to raczej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby.
Rozsiadł się wygodnie na kanapie, odchylając głowę do tyłu. Czuł, że to będzie
ciężki wieczór, mógł jednak się zgodzić, gdy Kougyoku proponowała mu whisky z
lodem.
Powstrzymał
uśmiech cisnący mu się na usta, gdy usłyszał ciche stukanie do drzwi i ujrzał
tę blond czuprynę, gdy chłopak zajrzał niepewnie do sali. Sam podniósł się z
kanapy, podchodząc do niego powoli, na co chłopak zamrugał pospiesznie,
spłoniony na twarzy.
–
Wejdź, proszę – powiedział cicho, patrząc mu w oczy. – Rozgość się.
Alibaba
przez chwilę stał niezdecydowany, jednocześnie spłoszony jego uważnym
spojrzeniem i chyba ucieszony. Kouen wykonał zapraszający gest, chcąc go
zachęcić i chłopak w końcu ruszył w kierunku wskazanej kanapy, popatrując cały
czas na niego.
–
Napijesz się czego? – rzucił, podchodząc do barku.
–
Poproszę – odchrząknął, gdy jego głos nie zabrzmiał tak pewnie, jak
najwyraźniej oczekiwał. Bał się? Niewykluczone, zwłaszcza że istniało
prawdopodobieństwo, że nikogo przed nim nie miał. Wyglądał zbyt niewinnie jak
na kogoś, kto mógłby zaznać w życiu niejednej rozkoszy.
No
właśnie.
Kouen
aż uśmiechnął się kącikiem ust, nalewając alkohol do kieliszka. Chłopak
siedział na kanapie, jakby czekał na jakiś egzamin, w dodatku ze ściśniętymi
mocno kolanami… Kouen poczuł rozbawienie, gdy pomyślał, że wygląda jak dziewica
czekająca na noc poślubną.
Przysiadł
w rogu kanapy, zakładając nogę na nogę i kładąc ręce na oparciach. Przez chwilę
przyglądał się chłopakowi, mrużąc leniwie powieki, po czym kiwnął na niego,
żeby się przysunął, unosząc kieliszek z winem, który dla niego przygotował. Ten
wyglądał, jakby się wahał, ale w końcu przysunął się do niego niepewnie i
drgnął, gdy Kouen objął go ramieniem, jednocześnie podając mu szkło.
Uśmiechnął
się kącikiem ust. Rozczulające, doprawdy.
Potarł
nosem miejsce za jego uchem, które zaraz miękko ucałował, przyznając w duchu,
że podobał mu się zapach jego włosów. Nie wyczuwał w nich tego ciężkiego
mentolu, jakim zazwyczaj mężczyźni myli włosy, raczej coś lekkiego i
cytrusowego. Z niewiadomych przyczyn pasowało mu to, musiał przyznać, gdy z
cichym mruczeniem musnął językiem delikatną chrząstkę. Chłopak przy nim
zadrżał, podnosząc na niego spłoszone spojrzenie, ściskając w dłoniach szkło
tak kurczowo, że zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie pęknie. Albo nie
wyleje wina na jego drogocenny dywan. Widział to całe rozemocjonowanie w jego
oczach, tę burzę uczuć, jakby Alibaba nie wiedział, co powinien zrobić, jak się
zachować. Jego oddech był przyspieszony, muskał teraz skórę Kouena, gdy
dzieliły ich ledwie centymetry.
–
Mogę… – zaczął powoli blondyn, nieśmiało dotykając jego policzka dłonią. – Mogę
cię… pocałować?
Powstrzymał
parsknięcie śmiechem. Młody był słodki, naprawdę, był coraz bardziej rozbawiony
jego niewinnym zachowaniem.
–
Możesz – zamruczał, jednak nie ruszył się z miejsca, z pewnym zainteresowaniem
obserwując, co ten teraz zrobi.
Alibaba
przesunął palcami po jego policzku, by musnąć zaraz jego wargi. Gdyby to był
ktoś inny zapewne wykonałby jakiś zaczepny, prowokujący gest, który
poprowadziłby prosto do jednoznacznych konkretów, jednak tym razem tego nie
zrobił, wpatrując się w twarz chłopaka, którego opuszki delikatnie podrażniły
jego usta. A po chwili…
Przymknął
powieki, gdy poczuł miękki dotyk warg na swoich. Alibaba nie był ani nachalny,
ani się na niego nie rzucił, ani nie był kimś, kto w ogóle nie wie, co robi.
Jego pocałunek spokojny i jakby próbny, jakby sprawdzał, jak Kouen zareaguje.
To na swój sposób naprawdę urocze, jakby chłopak w ogóle nie traktował go jak
kogoś, kim Kouen przecież był, tylko jakby naprawdę umówili się na jakieś
normalnie spotkanie.
Wsunął
palce w jego miękkie włosy, napierając na jego wargi mocniej, dając tym do
zrozumienia, że wcale nie jest niechętny. Nie pamiętał kiedy ostatni raz trafił
mu się taki klient, ale było to dość miła odmiana, po tych wszystkich
rządzących się dupkach. Uwielbienie, jakim darzył do chłopak już dawno
przestało mu przeszkadzać.
Odsunęli
się od siebie nieznacznie i Kouen trzymał nadal jego głowę, gdy Alibaba
przesunął językiem po wargach, zaraz je zaciskając. Uchylił powieki, patrząc na
niego wyraźnie przejęty i nieco zarumieniony.
–
Twoje wino – wymruczał, gładząc leniwie jego kark i wyczuwając dreszcze, jakie
przebiegły przez jego ciało. Alibaba spojrzał na kieliszek, jakby zaskoczony,
że wciąż go trzyma, po czym upił łyk, przymykając powieki. Kouen bawił się jego
włosami, przyglądając się mu z delikatnym uśmiechem wyginającym jego wargi.
–
Dobre – stwierdził Alibaba, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
–
Nie dałbym ci byle czego – zamruczał niskim, kuszącym głosem, tłumiąc śmiech,
gdy chłopak znów zadrżał. To było niesamowite, jak działał na tego chłopaczka,
aż jego samego to zadziwiało.
–
No tak – wymamrotał, znowu mocząc usta w alkoholu, opróżniając tym samym niemal
połowę kieliszka. Kouen wyjął mu szkło z dłoni, uznając że nie będzie zabawnie,
jeżeli chłopak się upije w noc, na którą tyle odkładał. Zresztą osobiście
uważał, że bardziej pasowała mu kawa niż alkohol, był naprawdę dobrym baristą.
Uniósł
się lekko i odłożył jego kieliszek na stolik nieopodal, by zaraz znów znaleźć
się przy chłopaku, który wpatrywał się w niego ze zmieszaniem i ekscytacją
jednocześnie. Widać, że się wahał, że nie wiedział, czy powinien coś zrobić, że
czekał na pozwolenie. Kouen sam więc pochylił się nad nim, łapiąc jego usta w
kolejnym pocałunku. Ich wargi ocierały się o siebie dłuższą chwilę w miłej
pieszczocie, a chłopak delikatnie ujął jego twarz w dłonie, muskając policzki
palcami. Urocze, doprawdy.
Przymknął
powieki, czując język nieśmiało napierający na jego wargi. Rozchylił je więc,
pozwalając na pogłębienie kontaktu, a chłopak aż zadrżał pod tym dotykiem, ale przysunął
się bliżej, biorąc głęboki wdech. Kouen objął go w pasie, przechylając z
pomrukiem głowę, a Alibaba ponownie zadrżał. Naprawdę czuł się, jakby był jego
pierwszym, czuł pod palcami jak jego mięśnie napinają się, gdy wsunął dłoń pod
jego koszulę, muskając dół jego pleców. Jednak jego pocałunki, o dziwo, nie
były takie nieporadne jak się spodziewał, najwyraźniej tylko wyglądał na
takiego niewinnego i tak bardzo, cóż, chciał jego, mając problem z opanowaniem
reakcji. W jakiś sposób Kouenowi to pochlebiało, że młody jest tak przejęty tym
wszystkim, że tak mocno, tak otwarcie na niego reaguje.
O
ile wcześniej był nieco niechętnie nastawiony na to spotkanie, że będzie musiał
użerać się z jakimś głupiutkim dzieciakiem, to teraz uznał, że właściwie
dlaczego nie miałby mu zapewnić nocy jego życia? Był słodki, a przy tym
nienachalny, więc czemu nie? W końcu jest tutaj po to, by realizować wszelkie
fantazje, zaspokajać wszystkiego pragnienia, a skoro chłopak tak bardzo chciał
jego…
Odsunęli
się od siebie, by złapać kilka wdechów. Alibaba tak jak wcześniej przesuwał
wolno językiem po wargach z przymkniętymi oczami, jakby w dalszym ciągu
smakował pocałunek. Z jakiegoś powodu chciał pochylić się, złapać zębami tę
pełną wargę, którą ten teraz sam zagryzł. Nie poddał się jednak temu impulsowi,
zamiast tego przycisnął usta do jasnej, pachnącej świeżością i delikatnymi
perfumami szyi chłopaka. Alibaba westchnął urywanie, zaciskając palce na jego
nodze, jednak bez słowa poddał się jego pieszczotom.
–
Panie Ren...
–
Kouen – wyszeptał mu do ucha, które polizał, rozkoszując się dreszczem, jaki przeszedł
przez ciało chłopaka. – Wystarczy Kouen.
Chłopak
spojrzał na niego roziskrzonym wzrokiem, taki jakiś ujęty w szczęściu, wręcz
euforii, gdy tak na siebie spoglądali. Alibaba sięgnął dłońmi do jego koszuli,
ale nagle jakby się zawahał, patrząc na niego spod rzęs.
–
Mogę cię dotknąć? – Wyszeptał, przygryzając wargę i tym razem Kouen nie
powstrzymywał się, gdy pochylił się nad nim, całując jego usta.
–
Zrób to – powiedział cichym, kuszącym szeptem, a chłopak zadrżał w jego
ramionach, gdy powoli sięgnął dłońmi do guzików jego koszuli.
–
To... W porządku? – usłyszał jego nieśmiałe pytanie. – Na pewno chcesz?
Niemal
się roześmiał. Jeszcze nigdy nie trafił mu się klient, który pytałby go o
zdanie, o jego przyjemność czy chęć na zbliżenia. Wynajmowano go w jednym celu
i nikt się nad tym nie rozwodził. A ten dzieciak...
Bez
słowa dotknął jego policzka i ucałował usta.
–
Zrób to – powtórzył zmysłowo, gładząc palcem zagłębienie jego kręgosłupa.
Chłopak zaczerpnął drżąco powietrze, jednak jego ręce teraz bez wahania
sięgnęły do koszuli Kouena. Całował go delikatnie i pieszczotliwie po szyi, gdy
ten rozpinał małe guziki, aż w końcu rozsunął jej poły. Kouen odchylił się
nieco, by chłopak mógł na niego popatrzeć, by widzieć, jak jego oczy lśnią w
tym przytłumionym świetle, jak robią się ciemniejsze i wypełniają pragnieniem.
Sam drgnął, gdy Alibaba dotknął dłonią jego piersi i łagodnie przesunął nią w
dół aż na brzuch, wpatrując się w niego z fascynacją. Podniósł wzrok,
napotykając spojrzenie Kouena i zarumienił się lekko. Przytrzymał jego dłoń,
gdy ten chciał ją zabrać, najwyraźniej spłoszony własną śmiałością. Zagryzł
wargę, kładąc na powrót rękę na jego ciele i Kouen pomyślał po raz kolejny, że
sam by chętnie ugryzł tę wargę…
–
Nie przeszkadza ci to? – spytał cicho chłopak, przesuwając wolno palcami po
jego boku.
–
Co takiego? – zamruczał, patrząc na niego spod wpółprzymkniętych powiek.
–
Że na ciebie patrzą, dotykają cię… – Spojrzał na niego i zaraz umknął wzrokiem,
co tylko jeszcze bardziej rozbawiło Kouena. Naprawdę był słodki.
–
Jeżeli komuś podoba się to, co widzi, to czemu miałoby mi przeszkadzać. –
Wyciągnął rękę, zakładając mu kosmyki włosów za ucho. Alibabie chyba spodobał
się ten gest, bo jego usta drgnęły w uśmiechu. Kiwnął głową, potwierdzając
słowa Kouena, po czym sięgnął ostrożnie do jego koszuli, zsuwając ją z jego
ramion. Mężczyzna niemal parsknął śmiechem, gdy oczy Alibaby rozszerzyły się
momentalnie, podziwiając umięśnione ciało, nad którym pracował nie od dziś. Nie
ruszał się, pozwalając mu się napawać tym widokiem, patrząc jak ten przesuwa
wzrokiem po linii jego ramion.
–
Jesteś… – zaczął nieśmiało i urwał, jakby zażenowany tym, co cisnęło mu się na
usta. Kouen jednak zaśmiał się tylko cicho, zaraz pochylając się nad nim, gdy
sam sięgnął do jego koszuli.
–
Teraz ty mi się pokaż – wymruczał, gdy zaczął rozpinać jej guziki, a Alibaba
zwilżył wargi językiem, jakby się denerwując. Pozwolił jednak ściągnąć z siebie
koszulę, zaraz znów na niego popatrując.
–
Przeniesiemy się na łóżko? – zaproponował cicho, na co Kouen po prostu
uśmiechnął się lekko, podnosząc się pierwszy i podając mu rękę. Chłopak jeszcze
chwilę przyglądał mu się w tym zmysłowym półmroku, oglądając go całego, nim sam
wstał wraz z nim. Choć światło było nikłe, mężczyzna doskonale widział, że
trudno jest mu zapanować nad podnieceniem, jak zaciska uda, pragnąc ukryć swe
pragnienie. Nie był to pierwszy raz, gdy tak reagowano na jego widok, także w
ogóle nie był zaskoczony. Ale fakt, że Alibaba zachowywał się tak, jakby musiał
to za wszelką cenę ukryć, jak gdyby wcale nie przyszedł tu tylko po jedno, był
niecodzienny.
Poprowadził
go w stronę dużego łoża nakrytego satynową, bordową narzutą. Pościel i
wszystkie poduszki były bardziej dodatkiem tworzącym zmysłowy klimat, rzadko
się zdarzało, żeby ktoś tutaj po prostu spał, w tym pokoju nie było miejsca na
takie rzeczy. Niemniej łóżko było jednym z najważniejszych elementów, więc
musiało być idealne, wielkie, miękkie, by mogło wspomagać spełnianie wszelkich
fantazji.
Zatrzymał
się przy łóżku, ściskając delikatnie dłoń chłopaka, który zaraz przeniósł na
niego pytające spojrzenie. Kouen nic nie powiedział, po prostu pochylił się,
łapiąc jego rozchylone usta w pocałunku i tłumiąc westchnienie zaskoczenia
swoimi własnymi. Alibaba odpowiedział od razu, chętnie rozchylając wargi,
pozwalając uczynić ten pocałunek bardziej namiętnym i żarliwym niż poprzednie.
Kouen zamruczał aprobująco, gdy dłonie chłopaka przesunęły się po jego piersi i
spoczęły na karku. Sam objął go w pasie, przyciągając bliżej siebie, gładząc
jego plecy wolno i drażniąco. Alibaba drgnął, gdy ich ciała się zetknęły, a
Kouen przygryzł w końcu jego dolną wargę, ssąc ją przez chwilę z zadowoleniem
przyjmując reakcje chłopaka.
Tak
właściwie nie musiał się wysilać, by odczytywać jego pragnienia, nie musiał
bawić się z nim w gierki ani rywalizować, Alibaba był jak otwarta księga,
jeżeli o to chodziło, łatwo było przewidywać jego reakcje i odgadywać miejsca,
w których był najwrażliwszy. Pieszczenie go mogło sprawiać przyjemność, gdy tak
reagował na dotyk, na pocałunki, gdy odwzajemniał wszystko uwięziony między
potrzebą śmiałości a jakimś wewnętrznym zakłopotaniem. Sprawiało to, że Kouen
był rozbawiony, ale nie w sposób złośliwy czy kpiący, musiał przyznać, że
chłopak po prostu miał swój urok, gdy tak bardzo chciał, a nie mógł się
przemóc. Ale pomoże mu. Pomoże, ośmieli go, pozbawi go zarówno wstydu, jak i
wszelkich zahamowań, pokaże mu wszystkie rozkosze, całą przyjemność jaką mógł
otrzymać.
–
Masz jakieś specjalne życzenia? – spytał, uwodzicielsko mrucząc w jego ucho,
które zaraz przygryzł nieco mocniej, niż do tej pory. – Czy może zdajesz się na
mnie?
Chłopak
zaczerwienił się, otwierając usta, które zaraz zamknął, jakby to, co świtało mu
właśnie w głowie, za nic nie chciało mu przejść przez gardło.
–
Możesz się rozebrać? – zapytał, przenosząc na niego wzrok i zaraz potrząsnął
głową, jakby powiedział coś nieodpowiedniego. – Znaczy… chciałbym zrobić ci
masaż… ale… ale nie żeby coś, po prostu… – urwał, nie wiedząc, jak ubrać to w
wszystko w słowa, więc Kouen po prostu pocałował z rozbawieniem jego usta,
urywając ten potok słów.
–
To w porządku – wyszeptał, patrząc mu z bliska w oczy. – Po to tutaj jestem,
żeby spełniać twoje zachcianki.
Chłopak
spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, ale pokiwał powoli głową, zaraz
samemu uśmiechając się niepewnie, jak gdyby chciał sobie dodać otuchy. Musiał
mu to przyznać, nie trafił mu się nigdy taki klient. Alibaba zdawał się być
szaleńczo wręcz zaabsorbowany odczuciami Kouena zamiast własnymi, jak gdyby
wcale nie zapłacił za niego fortuny, którą zbierał przez ostatnie tygodnie.
Spojrzał
na niego, popychając go lekko na łóżko, gdy sam po prostu sięgnął do swoich
paska i spodni, rozpinając je wprawnym ruchem. Nie zajęło to nawet kilku
sekund, gdy stanął przed nim nago, całkowicie nieskrępowany, a Alibaba miał
chyba problem z umiejscowieniem swego spojrzenia, bo cały czas patrzył gdzieś
na bok.
–
Alibaba – zamruczał cicho, pochylając się nad nim, wplatając dłoń w jego włosy.
– Możesz na mnie patrzeć.
Chłopak
spojrzał na niego, po raz kolejny przygryzając wargę i tym razem Kouen nie
wytrzymał. Złapał jego usta w mocnym pocałunku, samemu je gryząc i unosząc jego
podbródek palcem. Alibaba tylko chwilę siedział nieruchomo, jakby zaskoczony tą
nagłą pieszczotą, nim zamknął oczy, odpowiadając na pocałunek z głośnym
westchnieniem, nad wyraz sprawnie posługując się własnymi zębami i językiem.
Kouen nie spodziewał się tego po nim, ale było w tym coś rozkosznego, co sprawiało,
że w tej chwili nie miał ochoty się od niego odsuwać.
Jednak
chłopak sam się od niego oderwał, patrząc mu przez chwilę w oczy, nim
uśmiechnął się lekko, muskając jeszcze przelotnie jego wargi.
–
Połóż się na brzuchu – polecił cicho, głaszcząc go po policzku.
Kouen
spełnił jego życzenie, układając się wygodnie na pościeli, wzdychając cicho,
gdy chłodna satyna dotknęła jego skóry. Czuł na sobie spojrzenie Alibaby,
jednak nic nie robił, nie przynaglał go ani nie patrzył, chociaż mógł sobie
tylko wyobrażać, jaki wyraz ma jego twarz. Mruknął pod nosem, czując delikatny
ledwie wyczuwalny dotyk palców na swoich plecach.
–
Jesteś taki przystojny…
Kouen
uśmiechnął się lekko, słysząc ten cichy, pełen fascynacji szept i czując nieco
śmielszy dotyk.
–
Wnioskujesz to oglądając moje plecy? – zakpił delikatnie, a milczenie sprawiło,
że aż zerknął na niego, czy czasem młody nie wziął do siebie tej kpiny. Ale
nie, chłopak spojrzał na niego wcale nie urażony, raczej z lekkim rozbawieniem,
z czymś miękkim w oczach i z coraz silniejszym… tak, z pragnieniem.
–
Gdyby w taki sposób się to określało… to tak. – Spojrzał znowu na jego plecy,
gładząc wolno zagłębienie kręgosłupa. Kouen milczał, ciesząc się tą pieszczotą
i zastanawiając się, jak bardzo ten chłopak będzie w stanie go zaskoczyć.
–
Masz coś… – zaczął, klękając na łóżku.
–
Mam. – Oparł się na łokciu, sięgając pod poduszkę, wyjmując olejek. – Może być?
–
Tak. – Wziął olejek z jego rąk i Kouen zdusił uśmiech. Chyba jeszcze nikt nie
wykorzystywał tych olejków tutaj w taki sposób. Ułożył się wygodnie, pozwalając
mu robić to, co chce. W końcu to on płacił i jego pragnienia miały być
spełniane.
Westchnął
głęboko, gdy chłopak położył natłuszczone dłonie na jego ramionach, ugniatając
je delikatnie, ale pewnie. Dotykał go tak dłuższą chwilę,
nim w końcu nie usiadł ostrożnie na jego pośladkach, najwyraźniej mając dość
swojej wcześniejszej, mało wygodnej pozycji. Kouen uśmiechnął się kącikiem ust,
czując szorstki materiał spodni chłopaka odznaczający się na jego nagiej
skórze, ale nie protestował, pozwalając mu się tak masować. Był nawet dość
zaskoczony, że Alibaba rzeczywiście wyglądał, jak gdyby znał się na rzeczy,
jego dłonie nie błądziły po jego ciele, a zagłębiały się w każdą wklęsłość,
obejmowały każdą wypukłość jak gdyby wiedział, co robi.
– Kiedyś, zanim zacząłem pracę w kawiarni
– zaczął cicho chłopak, przesuwając ręce niżej, rozmasowując łopatki –
pracowałem jako masażysta w pewnym spa. Lubiłem tę robotę, masowanie było
przyjemne!
Ton jego głosu brzmiał, jakby chłopak był
naprawdę szczęśliwy z tamtej pracy, więc i Kouen mimowolnie się uśmiechnął,
przymykając powieki.
– Co się stało, że już tam nie pracujesz?
– zapytał, rozluźniając się pod dotykiem. Naprawdę, chłopak miał złote dłonie,
coraz bardziej mu się podobał ten pomysł.
– Były problemy z wypłatą – mruknął
ciszej, co Kouen doskonale rozumiał. Ktoś, kto oszczędzał na tę noc od wielu
tygodni, z całą pewnością nie przepadał za rozmową o pieniądzach. – Ale bycie
baristą jest w porządku, lubię parzyć kawę.
– Tego talentu też nie można ci odmówić –
skomplementował go i zdusił śmiech, gdy poczuł, jak ręce Alibaby zadrżały. –
Parzysz naprawdę dobrą kawę.
– Dziękuję – usłyszał jego cichy,
nieśmiały szept.
Chwilę milczeli, gdy Kouen mógł w spokoju
rozkoszować się dotykiem, momentami dość bolesnym, ale zaraz zastępowany
cudownym uczuciem ulgi. Plecy były wrażliwe, naprawdę doceniał, gdy ktoś
potrafił się nimi zajmować, gdy potrafił pieścić je i dotykać tak, by sprawić
mu tym przyjemność. Alibaba potrafił, choć nie spodziewał się po niższym, dość
szczupłym chłopaku, że może mieć aż tyle siły w rękach.
Drgnął, gdy poczuł jego oddech przy uchu.
Nie ruszał się, ciekawy co chłopak zrobi, z pewnym zawodem przyjmując, że
dłonie na chwilę przestały go ugniatać. Jednak jego usta na karku też nie były
złe, uznał, gdy poczuł tę miękką pieszczotę, która zaraz została zastąpiona
zębami. Były nawet więcej niż niezłe, zwłaszcza że po chwili dłonie zaczęły go
naciskać w zupełnie inny sposób, już nie rozluźniająco, a jakby szukały w jego
ciele tych najwrażliwszych miejsc. Na to już ciężko było nie reagować,
zwłaszcza gdy chłopak znalazł punkt pod jego łopatkami, który wyjątkowo lubił,
a który teraz wolno masował, pocierając w tym miejscu kciukami. Mimowolnie zamruczał na tę pieszczotę,
czując, jak Alibaba drgnął nieznacznie. Po chwili wyczuł jego ciepły oddech,
który szybko został zastąpiony miękkimi wargami. Przez moment masował to
wrażliwe miejsce, po czym nacisnął je, zaciskając przy okazji zęby na tym samy,
po drugiej stronie. Kouen aż się napiął, czując gwałtowny dreszcz przechodzący
przez jego ciało na to doznanie. Musiał przyznać, że jeszcze nikt mu tak nie
zrobił, jeżeli już mu się zdarzyło, by ktokolwiek pieścił jego. I na pewno sam
wykorzysta tę świeżo zdobytą wiedzę. Wydawało mu się, że wyczuwa uśmiech na
ustach chłopaka, którymi ten muskał jego skórę. Nacisnął jeszcze raz te punkty
i nie było mowy o pomyłce, doskonale wiedział, co robi i jakie reakcje
wywołuje.
–
Nie wspominałeś, że to będzie erotyczny masaż – wymruczał, zerkając na niego
przez ramię. Usta Alibaby drgnęły w uśmiechu, gdy kciukami wolno kręcił
kółeczka wzdłuż jego kręgosłupa aż dotarł w okolice krzyża i tam też udało mu
się znaleźć wrażliwe punkty.
–
Podoba ci się? – spytał i Kouen miał wrażenie, że jego głos jest nieco niższy,
najwyraźniej ten masaż działał nie tylko na niego.
–
Mhym, niech żałują, że już u nich nie pracujesz – mruknął, przymykając powieki.
Chłopak
zsunął się nieco na jego nogi, uciskając skórę tuż nad wzniesieniem pośladków.
Kouenowi przebiegło przez myśl, na ile chłopak sobie pozwoli i jak rozległą
może mieć wiedzę na temat masowania i co ona obejmuje. Wyczuł, że ten sam się
waha, gdy w końcu ponownie natłuścił ręce, zaczynając masować dół jego pleców.
–
Mogę zejść niżej? – usłyszał jego pytanie, trochę nerwowe i niepewne.
–
Nie krępuj się – odparł, wzdychając cicho, uznając, że co ma być to będzie.
Chociaż nie, chwila. Przecież jeżeli Judal się o tym dowie, a dowie się niemal
na pewno, to nie da mu żyć. Choć z drugiej strony, czy aby na pewno powinien
się przejmować słowami kogoś, kto nawet nie potrafił napisać poprawnie imienia
swojego faceta?
Rozmyślania
przerwał mu ciepły dotyk na pośladkach, które Alibaba zaraz ścisnął, masując je
silnie, ale wciąż zmysłowo, z jakąś wrodzoną delikatnością, która nadawała
całemu zbliżeniu swego rodzaju bardzo intymny charakter.
–
Masz piękne ciało – odezwał się znów chłopak, naciskając mocniej, by zaraz
zjechać ręką niżej, na udo, które też przycisnął. – Cudownie się je masuje.
Kiedyś na pewno... – urwał, nagle zawstydzony, a Kouen rozumiał jego
zażenowanie. Tutaj nikt nie mówił o tym, co będzie potem, to był przybytek
jednej nocy, tu nie snuło się wizji o przyszłości. A przynajmniej nie o
wspólnych planach z którąkolwiek z dziwek.
–
Powinieneś otworzyć własny biznes – poradził mu, zręcznie zmieniając temat. –
Zarobiłbyś fortunę. I miałbyś stałych klientów. – Zerknął na niego przez ramię
i chłopak parsknął cicho zażenowany, ale i najwyraźniej szczęśliwy.
–
Miło mi to słyszeć – powiedział z uśmiechem. – Czy tu też mogę...? – zapytał
powoli, przesuwając palcem pomiędzy pośladkami mężczyzny. – Nie skrzywdzę cię!
– dodał pospiesznie. – Znam się na tym! Znaczy... Po prostu pomyślałem... –
zaciął się, jednak nie zdejmował z niego rąk, które teraz po prostu muskały
jego skórę.
Kouen
naprawdę miał ochotę parsknąć śmiechem. On był taki pocieszny. Taki niepewny i
ostrożny, a zarazem wcale nie taki znowu niewinny na jakiego wygląda. I te
ciągłe pytania, czy może, czy jest mu dobrze… rozczulające.
–
Możesz – wymruczał nieco ochryple, a Alibaba aż wbił w niego spojrzenie,
jaśniejące pragnieniem i ekscytacją.
Chłopak
wylał jeszcze odrobinę olejku, przykładając dłonie do jego ud, które masował
spokojnie, zsuwając palce od czasu do czasu na tę wrażliwszą, wewnętrzną część.
Metodycznie i powoli sunął dłońmi coraz wyżej, uciskając i pieszcząc łagodnie
jego pośladki. Kouen obserwował go, czując zarazem podniecenie jego dotykiem,
jak i ciekawość na jego poczynania. Spodziewał się, że ten zaraz… przejdzie do
rzeczy, a tymczasem wychodziło na to, że rozpieszczał go, nim zaczął masować
delikatną skórę między pośladkami. Nie gwałtownie, nie nachalnie, a drażniąco i
kusząco.
Mruknął,
czując, że zaczął dość mocno reagować na jego zabiegi i aż musiał się poprawić,
czując… niewygodny ucisk. Alibaba nie skomentował tego, gładząc go i pieszcząc,
dopiero po chwili wsuwając w niego wolno palec. Kouen drgnął gwałtownie, gdy
wraz z tą małą inwazją poczuł ugryzienie tuż nad pośladkiem. To było niesamowite,
że chłopak zawsze wiedział, kiedy wykonać taki gest, kiedy nacisnąć, kiedy
złapać zębami, kiedy zaledwie musnąć. I serwował tylko kawę? Zaiste,
marnotrawstwo. Rozluźnił się, ułatwiając mu sprawę, chociaż sam dawał sobie
całkiem nieźle radę.
Westchnął
zduszenie w poduszkę, którą w międzyczasie zagarnął sobie pod głowę, gdy
Alibaba wsunął w niego drugi palec. Nie robił tego gwałtownie, raczej skupił
się na delikatnym masażu i uciskaniu jego wnętrza, co znacznie poprawiało jego
komfort. Wciąż nie mógł się nadziwić, że tak niepewny chłopak był naprawdę
wprawiony w tego typu dotyku, że nie wahał się, który punkt powinien teraz
nacisnąć, by sprawić mu rozkosz. Aż miał ochotę sam unosić biodra, czując te
wszystkie pieszczoty, jednocześnie będąc tak doskonale świadomy faktu, że jego
oddech przyspiesza i coraz ciężej powstrzymywać mu swoje reakcje.
Znów
na niego spojrzał i zmrużył oczy, widząc jak chłopak mu się przygląda. Był
wyraźnie zafascynowany, ale nie przesuwał już wzrokiem po jego ciele, patrzył
mu prosto w oczy, jak gdyby chcąc się upewnić, że wszystkie reakcje Kouena są
właściwe. Chyba powinien się czuć zażenowany, uznał, gdy od tego prostego
dotyku niemal drżał na całym ciele, walcząc sam ze sobą, by nie unosić wyżej
bioder, by nie prosić niemo o dotyk.
–
Zdecydowanie marnujesz swój talent – wydyszał w końcu, znów przymykając oczy i
przytulając policzek do poduszki, by zaraz stłumić jęk, gdy Alibaba znalazł to
najwrażliwsze miejsce w jego ciele. Znalazł, a co więcej naprawdę potrafił to
wykorzystać. Masował delikatnie to miejsce, sprawiając, że przez ten subtelny,
ale metodyczny dotyk wszystko wewnątrz Kouena skręcało się z przyjemności. Gdy
nacisnął mocniej, kręcąc palcami kółeczka, aż szarpnęło jego biodrami, a głuchy
niski jęk uleciał niekontrolowanie z jego gardła. To... to było naprawdę
interesujące.
Chłopak
zmniejszył ucisk na jego prostacie, wsuwając kolejny palec, poruszając nimi
wszystkimi, krzyżując je w jego wnętrzu, rozpychając i drażniąc. Rozsunął nieco
nogi, dając mu lepszy dostęp, a druga dłoń Alibaby spokojnie zsunęła się między
nie. Zagryzł wargi, oddychając głęboko, gdy ten gładził skórę przy jądrach.
Kłamałby, gdyby mówił, że dotyk chłopaka na niego nie działa, bo działał jego
cholera, jego spora już erekcja była tego idealnym dowodem i nigdy by nie
przypuszczał, że ktoś samym masażem i pieszczotami doprowadzi go do takiego
stanu, że najchętniej zaczął by się ocierać o pościel, nabijając przy okazji na
te zdolne palce.
Alibaba
kciukiem zaczął masować intensywnie jego pachwinę, a coś bezlitośnie zacisnęło
się w jego wnętrzu. Aż otworzył szeroko oczy, tłumiąc okrzyk rozkoszy i
zaskoczenia, gdy ten powrócił do masowania jego prostaty, a te doznania stały
się teraz... jeszcze bardziej intensywne i gwałtowne. Zdecydowanie miał talent,
jego dotyk wywoływał u niego tyle niepożądanych, niepokojących reakcji, o które
w ogóle by się nie podejrzewał. Zacisnął zęby, ograniczając je do minimum,
dając mu się tak rozpieszczać, chociaż czuł jak jego erekcja również domaga się
uwagi. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem ktoś go doprowadził do przeżycia
takiej rozkoszy, gdy samymi palcami obiecywał przyjemności o jakich mu się nie
śniło. To on był tutaj od pieszczenia, do cholery!
Zacisnął
się niekontrolowanie na jego palcach, na co chłopak nieco zwolnił pieszczotę,
by zaraz niemal zupełnie jej zaprzestać. Zginał tylko delikatnie same paliczki,
uciskając do wrażliwe miejsce i Kouen miał ochotę aż zwinąć się na pościeli,
tak przejmujące było to doznanie.
–
Dobrze ci? – usłyszał jego podniecony szept i niemal zaklął w głos.
–
A nie widać? – wydyszał, mając nadzieję że zabrzmiało to kpiąco, ale chyba nic
z tego.
–
Upewniam się. – Wsunął drugą dłoń nieco dalej, zaledwie muskając opuszkami
palców jego męskość. Kouen drgnął, napinając się, gdy dreszcz rozkoszy
przebiegł po całym jego ciele.
–
Sądziłem, że płacisz, żeby to ciebie pieszczono – mruknął, poruszając biodrami
niemal bezwiednie, gdy Alibaba dwoma palcami masował jego pachwiny. Szlag, nie
pomyślałaby, że to może być takie dobre i tak intensyfikować doznania.
–
Tak też jest dobrze – stwierdził, wysuwając wolno z niego place, ocierając nimi
o jego wnętrze. Kouen stłumił jęk, oddychając coraz płycej, zwłaszcza, że zaraz
palce znowu wsunęły się w niego naprawdę głęboko. Aż poderwał biodra, poddając
się w zmysłowych ruchach tym pieszczotom, a Alibaba westchnął głęboko, z
podnieceniem, poruszając palcami coraz szybciej. Kouen mruknął nisko, nieco
warkliwie, gdy poczuł, jak chłopak znowu muska jego erekcję, i jeszcze raz, i
jeszcze, a jego zęby przygryzają skórę pośladka… Szlag. Kouha powinien go tu
zatrudnić. Powinien u nich pracować i dostawać pieniądze za to, co potrafi.
Kouen
wypuścił mocno powietrze, współpracując z pieszczącymi go palcami, napinając i
rozluźniając swoje wnętrze, wychodząc im coraz mniej subtelnie naprzeciw, coraz
bardziej zapamiętując się w tej przyjemności, która zaczynała go ogarniać. Miał
gdzieś to, że chłopak nawet nie pieści jego wzwiedzionej męskości, że ledwie
dotyka jej opuszkami palców, delikatnie ją muskając, za to już naprawdę mocno
pieprzy go palcami, wsuwając i wysuwając je z jego wnętrza, doprowadzając
niemal do szaleństwa.
W
końcu głośnym westchnieniem oznajmił swoje spełnienie. Mało powiedzieć, że go zaskoczyło,
był kompletnie skołowany faktem, że mógł dojść od pieszczących go w środku
palców. Szlag, w końcu był doświadczony, każdej nocy kogoś miał, zresztą był
jakąś dekadę starszy niż ten dzieciak, nie powinien tak łatwo dojść, nie
powinien...
Jego
tok myślowy urwał się gdzieś po drodze, gdy poczuł ciepły dotyk jego ciała na
plecach, gdy Alibaba po prostu położył się na nim, przyciskając policzek do
jego karku.
–
To było cudowne – wyjąkał cicho chłopak, na co Kouen parsknął z lekkim
zażenowaniem i rozbawieniem jednocześnie, wciąż starając się uspokoić oddech.
Do tego cała narzuta pewnie była zapaskudzona jego nasieniem, szlag, szlag,
szlag.
–
To chyba moja kwestia – mruknął, odgarniając włosy z twarzy.
–
Nieprawda – zaprzeczył chłopak, wtulając twarz w jego włosy, co musiał
przyznać, było dość urocze. – To cudowne, że mogę cię pieścić... – wymruczał
cicho, jakby zawstydzony tym wyznaniem.
Kouen
przymknął powieki, kręcąc lekko głową. Ten chłopak był… niemożliwy. Kto ma
ochotę tak po prostu pieścić dziwkę? Za którą zapłacił?
–
Nie żeby mi to nie pochlebiało, ale może zajmiemy się tobą? – Poruszył się,
ocierając o chłopaka i jego własną erekcję, którą czuł teraz bardzo wyraźnie.
–
Już… za moment – wymruczał, opierając ręce koło jego głowy, muskając wargami
jego ucho, które zaraz przygryzł delikatnie zębami. Kouen z pomrukiem odchylił
nieco głowę, dając mu lepszy dostęp, gdy zaczął całować i podgryzać jego szyję.
Skoro chciał go dotykać i pieścić, to czemu miałby mu tego zabraniać, jeżeli
właśnie to sprawiało mu przyjemność.
Naprężył
się, gdy Alibaba ścisnął zębami skórę na niego karku, wsuwając palce w jego
włosy, którymi zaczął uciskać wrażliwą skórę. Szlag, on naprawdę miał
utalentowane dłonie. Dlaczego płacił, żeby móc komuś robić takie rzeczy? Powinien
mieć kolejkę adoratorów.
–
Myślę, że jednak powinniśmy zamienić się rolami – zamruczał zmysłowo, unosząc
biodra, którymi ponownie się o niego otarł. Alibaba złapał łapczywie powietrze,
przez chwilę drażniąc jego skórę gorącym powietrzem. Kouen wykorzystał ten
moment, by sprawnym ruchem zsunąć go z siebie na pościel.
Alibaba
oddychał ciężko, patrząc na niego rozgorączkowanym, podnieconym spojrzeniem.
Jego włosy były w lekkim nieładzie a rozchylone usta kusiły jeszcze bardziej
niż wcześniej. Pogładził jego nogę, przesuwając się po pościeli, aż nie znalazł
się przy nim. Podrażnił oddechem jego ramię słysząc, że chłopak wstrzymał
oddech i zamarł w napięciu. Z trudem powstrzymał uśmiech, by zaraz po prostu
sięgnąć jego ust, które ucałował, pieszcząc je już mało spokojnie czy
delikatnie, doskonale zdając sobie sprawę, jak spragniony musi być chłopak. Jednocześnie
zsunął dłonie w dół, sięgając jego krocza, które wolno pomasował przez materiał
spodni, by zaraz lekko je ścisnąć. Alibaba jęknął zduszenie w jego wargi, gdy
poruszył nerwowo biodrami, ocierając się o jego rękę, dając mu wyraźnie odczuć
swoją stwardniałą męskość.
–
Piękny – wymruczał w jego usta, odsuwając się na chwilę, by spojrzeć na jego
zarumienione policzki i błyszczące oczy, które teraz wpatrywały się w niego ze
zniecierpliwieniem, jak gdyby chłopak już nie mógł się doczekać.
–
Proszę, dotknij mnie – jęknął w końcu, na co Kouen uśmiechnął się kącikiem ust,
palcami rozpinając jego spodnie.
–
Mam cię wziąć w usta? – zaproponował spokojnie, na co chłopak spojrzał na niego
szeroko otwartymi oczami, by zaraz potrząsnąć głową, cały spłoniony na twarzy.
–
Tak jest dobrze – wyszeptał, dotykając jego policzka palcami, gdy znów go
pocałował, a Kouen z cichym mruczeniem wsunął mu dłoń w spodnie. To było takie
zaskakujące, że Alibaba był taki speszony wszystkim, co mogło sprawić rozkosz
jemu. Tak jakby naprawdę mu zależało, by Kouen się dobrze czuł, by był
rozpieszczony, by drżał z rozkoszy. Nie patrzył przy tym na swoją przyjemność,
mężczyzna nie mógł tego pojąć. W końcu płacił, powinien korzystać z tego, co
Kouen może dla niego zrobić. Ale nic nie ucieknie, wszystko jeszcze przed nimi.
Ma czas, żeby mu pokazać jak wspaniale jest przyjmować rozkosz, jak cudowne
jest uczycie bycia pieszczonym. Pokaże mu.
Odsunął
się od niego lewie kilka
centymetrów, tak że ich oddechy mieszały się ze sobą. Spoglądał na Alibabę spod rzęs,
pieszcząc wolno i miarowo jego męskość. Chłopak aż rozchylił usta, napinając
się, gdy Kouen ujął całą dłonią jego erekcję, wolno przesuwając po niej obręczą
palców. Obserwował jego twarz, przez którą jak impuls przebiegła czysta
rozkosz, jak jego oczy stały się mniej przytomne, a oddech coraz płytszy.
Pochylił
się, dotykając ustami jego szyi, po której zaraz zaczął wytyczać gorącą
ścieżkę, ściskając go nieco mocniej, wyrywając tym cichy jęk. Ach, jak dobrze
się go słuchało.
Przesunął
usta na jego grdykę, pieszcząc ją powolnymi liźnięciami i w górę aż pod brodę, zjeżdżając
zaraz w dół na obojczyki. Alibaba zaciskał mocno palce na pościeli, dysząc z
każdym jego mocniejszym ruchem na męskości.
Kouen
oparł mu drugą dłoń na ramieniu, składając delikatne pocałunki na piersi, na co
chłopak osunął się nieco na rękach, pojękując. Mężczyzna przyjął to z pomrukiem
zadowolenia, masując palcem czubek jego męskości. Był zaskakująco wrażliwy, do
tego patrzył na niego z takim przejęciem, rumieniąc się słodko, Kouen niemal
rozczulił się na ten widok. I pomyśleć, że tak delikatny chłopak potrafił robić
takie rzeczy rękoma i palcami… Uśmiechnął się lekko, przesuwając ustami po jego
klatce piersiowej, by zaraz skubnąć lekko zębami jasny sutek.
–
Kouen… – usłyszał jego westchnienie i potarł go mocniej, teraz przesuwając
palcami po całej jego długości. Czuł, że chłopak jest bardzo sztywny i niewiele
mu potrzeba, by doszedł, ale tym też się zajmie, nie było problemu. Pokaże mu,
że może jeszcze długo.
Nadał
swym ruchom szybsze tempo, pieszcząc go energicznie, a gdy chłopak zaczął
czepiać się rękoma pościeli, nie panując nad swoją rozkoszą, od razu zwalniał,
ledwie go muskając. Sprawiało mu przyjemność patrzenie na twarz Alibaby, takiej
wykrzywionej w bezbrzeżnej przyjemności, gdy falował łagodnie biodrami,
mimowolnie próbując się otrzeć o jego dłoń.
Chłopak
znów cicho wyszeptał jego imię, przytulając policzek do pościeli, więc Kouen
nachylił się nad nim, dotykając ustami jego ucha.
–
Wytrzymasz jeszcze trochę? – zapytał niskim, mrukliwym głosem, na co ten jęknął
cicho, ale zaraz pokiwał skwapliwie głową.
–
T-tak – wyszeptał drżąco, spoglądając mu w oczy, a Kouen nagrodził go
pocałunkiem.
Leniwie splatał z nim język, gładził drażniąco
podniebienie, pieszcząc go wolno dłonią. Przygryzł jego dolną wargę, zaciskając
palce na nasadzie męskości. Alibaba jęknął gardłowo, mocno zaciskając powieki,
lecz zaraz rozchylił je, szukając jego spojrzenia. Tak jakby po prostu chciał
na niego patrzeć, żeby nic mu nie umknęło, jakby chciał go cały czas widzieć…
Kouenowi to nie przeszkadzało, był przyzwyczajony do spojrzeń, do ich zmysłowej
wymiany. Teraz było nieco inaczej, to prawda, ale rola, jaką przypisał mu ten
chłopak, nie była mu niemiła. To było całkiem dobre być dla kogoś jedynym i
wyjątkowym, mimo że był tylko dziwką, wyszkoloną by spełniać czyjeś fantazje.
Każdej nocy kogoś innego.
Oparł się łokciem koło jego głowy, pochylając się cały
nad nim i patrzył na niego intensywnie, gorąco, cały czas palcami masując jego
nasadę. Alibaba z chwili na chwilę robił się coraz bardziej czerwony na twarzy,
a jego spojrzenie coraz bardziej roznamiętnione i pełne pragnienia. Ucałował
delikatnie jego policzki, czując, jak są gorące. Przesunął po jednym językiem,
wyczuwają dreszcz, jaki go przeszył.
– Kouen… – Alibaba tchnął niewyraźnie w jego szyję, a
mężczyzna pocałował teraz jego ucho.
– Słodki… – wyszeptał kusząco, gryząc delikatnie płatek
ucha.
Alibaba stłumił jęk zaciśniętymi ustami, a Kouen
zerknął na niego z szerokim uśmieszkiem. Chłopak wydawał się równie zawstydzony
jak podniecony. Czyżby nikt mu nie mówił takich rzeczy? Wielka szkoda,
zasługiwał.
Dotknął jego ust, przesuwając dłonią po całej jego
męskości, zaraz łapiąc jego rozchylone wargi w pocałunku. Był taki piękny w
swoich reakcjach. Oczywisty, ale w jakiś sposób jedyny w swoim rodzaju. Może to
dlatego, że nie przyszedł tutaj, do niego, by cokolwiek udowadniać, jak
większość mężczyzn, a po to, że po prostu go chciał? Nie wiedział, co
powodowało tę różnicę, ale chciał go pieścić, chciał patrzeć, jak drży w
rozkoszy. Nie była to potrzeba związana czysto z jego zawodem, po prostu miał
ochotę sprawić chłopakowi przyjemność, a takie myślenie nie zdarzało mu się
zbyt często.
Chwycił go mocniej, znowu przesuwając palcami po całej
jego długości i Alibaba aż się pod nim wyprężył, ocierając się o niego klatką
piersiową, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Kouen sam drgnął
lekko, gdy chłopak nie spuszczał z niego spojrzenia, po prostu delikatnie
ujmując jego twarz w dłonie i pociągając do długiego, wręcz słodkiego
pocałunku. Czuł, jak jego biodra same się poruszają, pragnąc więcej i mocniej,
więc już go nie powstrzymywał, pozwalając mu dojść w swej dłoni z tłumionym
westchnieniem.
Objął jego drżące ciało, pozwalając mu się uspokoić w
swoich ramionach, gdy musnął jego skroń ustami. Widać było, że chłopak mimo
wszystko nie miał aż takiego doświadczenia, ale z drugiej strony fakt, że był
masażystą nie oznaczał, że robił to z każdym na prawo i lewo. Nie szkodzi,
nauczy go.
Alibaba w końcu uchylił powieki, wpatrując się w niego
nieśmiało, ale będąc teraz tak zrelaksowanym i najzwyczajniej w świecie
szczęśliwym, że Kouen nie był w stanie zapanować nad lekkim uśmiechem.
– Joli –
wyszeptał, a chłopak otworzył szerzej oczy, zaskoczony komplementem, ale zaraz
odwrócił wzrok, najwyraźniej speszony.
Kouen zaśmiał się pod nosem, dotykając wargami jego
skroni. Ten chłopak naprawdę był jedyny w swoim rodzaju.
– Może napijesz się czegoś? – zaproponował, trącając
go nosem w policzek, by nieco go ośmielić. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony
do komplementów. A do tego miał dziwne wrażenie, że Alibaba należy do tego
rodzaju ludzi, którzy nie traktują zbliżeń jako zwykłego pieprzenia i szukają
czułości tuż po, a że byli w takim miejscu w jakim byli, to cóż, mogli się
chociaż napić czegoś dobrego.
– Wina? – Zerknął na niego i Kouen zobaczył delikatną
ulgę, że wybawił ich z tej drobnej chwili zakłopotania. I dobrze, mieli w końcu
przed sobą jeszcze całą noc. Całą noc, by Kouen pozbawił go tego wstydu i
zahamowani. Chociaż nie ukrywał, że w jakiś sposób jest to naprawdę urocze.
– Mam całkiem dobre whisky, jeżeli masz ochotę. –
Spojrzał na niego leniwie, czując zadowolenie, że chłopak jest taki rozluźniony
i nieco rozczochrany. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś taki gościł w jego
łóżku, o ile w ogóle.
– Jedyne whisky jakie piłem, to z colą – poinformował
z lekkim uśmiechem.
– Profanacja – prychnął, podnosząc się i schodząc
zaraz z łóżka.
– Nie twierdzę, że nie – parsknął, siadając na łóżku.
Kouen tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem, nalewając
alkoholu do niskich szklanek, kompletnie nieskrępowany swoją nagością. Gdy
jednak zerknął na chłopaka, dostrzegł że ten siedzi nieco zakłopotany, jakby
nie bardzo wiedział, gdzie powinien podziać swój wzrok. Miał ochotę się
zwyczajnie zaśmiać, widząc jego minę, gdy tak bardzo starał się na niego nie
spoglądać. Tak jakby to było coś złego.
Zazwyczaj nalewał tylko klientowi, tym razem jednak
zrobił wyjątek. Wiedział, że chłopak poczułby się nieswojo, gdyby miał sam pić,
a zależało mu na utrzymaniu tak dobrej atmosfery, jaka był między nimi
dotychczas. Usiadł więc przy nim, podając mu szklankę i zaciskając palce na
swojej. Ułożył kilka poduszek tuż przy oparciu łóżka i objął chłopaka
ramieniem, odchylając się z nim delikatnie, pozwalając sobie na tę wygodną
pozycję. Alibaba wyglądał, jakby gest go ucieszył, bo oparł się głową o jego
ramię, uśmiechając się delikatnie i upijając łyk. Skrzywił się tylko trochę, co
nie umknęło uwadze Kouena, ale nie skomentował. Najwyraźniej nie był
przyzwyczajony do tej kategorii trunków, ale co się dziwić, to wciąż był
dzieciak.
– Smakuje? – zapytał, pozwalając sobie na bycie
złośliwym, po prostu nie mógł się powstrzymać, gdy widział jego pełną
zmieszania minę. Pochylił się nad nim i pocałował miękko płatek jego ucha,
który zaraz potarł nosem.
– Może być – wymamrotał w odpowiedzi, upijając
pospiesznie kolejny łyk, a Kouen uniósł palcami jego podbródek, by spojrzeć mu
w oczy.
– Nie spiesz się tak – zamruczał. – Mamy dla siebie
całą noc.
Usta chłopaka wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Czy moj komentarz moze byc zgraja radosnych plomczykow, ktore wesolo graja w bierki, krzyczac przy kazdej wygranej;"Alibaba rucha tylek Kouena! Alibaba rucha tylek Kouena!"?
OdpowiedzUsuńChyba nie moga, bo jesli by byly, to ten komentarz konczylby sie wlasnie na tym opisie, a tego przeciez zrobic nie moge.
Powiem tak - ta skarbonka budzi mnie w nocy. Budze sie w srodku nocy i zaczynam sie chichrac jak pojebana, bo nagle napada mnie mysl, ze ta skarbonka byla taka zabawna. I jak sie wysmieje, to zamykam oczy i ide spac dalej. Ta skarbonka jest taka zabawna, zs az specjalnie trzeba sie obudzic w nocy, zeby sie z niej smiac.
To, ze kazdy byl zdziwiony, ze Alibaba w koncu uzbieral, bylo mi takie bliskie. Jak ja na cos w koncu uzbieram, to tez wszyscy niedowierzaja, patrza na mnie, jakbym oszalala, bo to takie dziwne, ze poradzilam sobie z tym sama *TO NIE TEN MOMENT, KIRI, NIE W TYM MOMENCIE OPOWIADA SIE HISTORIE SWOJEGO ZYCIA*
Francuski Kouena mnie kladzie na lopatki, nie wiem, co mam z nim zrobic, nie umiem nawet sobie wyobrazic, ze ta przeczytam, a co dopiero zrozumiem. Dlatego zadowolna z sieie wierze, ze wyznaja tam sobie milosc na wieki i jebac, ze po prostu Alibaba mowi Kouenowi, ze zobacza sie pozniej.
ALIBABA, JAK MOZESZ ZADAWAC SIE Z TA TEPA DZIWKA, KRZYWDZISZ W TEN SPOSOB KOUENA. XDDDDD Ale ty tez bedziesz dziwka. Kouen wysmaruje Ci taka rekomendacje, ze Cie wszystkie burdele bedo chcialy, zobaczysz. Co tam Ren Kouen! Z Bradem Bitem bedziesz sie parzyl! Z Bradem Pitem, bracie! Jemu bedziesz masowac!
No wlasnie, co do masowania przechodzac. Chcialabym miec laptopa, moc Wam wklejac odpowiednie fragmenty i do nich feelsowac, ale niestety... Te czasy nie nadeszly, jeszcze nie moge pozwolic mu sie urodzic. D; Dlatego bede Wam pisac jakies feelsowe brednie, wierze ze moj tlumacz tess wszystko ladnie wylozy Hibu, w razie jakis poplatan.
CO TO BYL KURWA ZA MASAZ. CZY TAK SIE MASUJE LUDZI? CZY TAK POWNNO SIE MASOWAC LUDZI? CZY JA MOGE ZAPISAC SIE NA MASAZ DO ALIBABY? XDDDDDDD
Ja juz widze, jak Kouen robi lokowanie produktu. On by polecal Alibabe z calych sil. Jeazcze w czasie seksu. Parzy sie z kims i przy okazji pyta; A slyszales o tym nowym masazyscie na dworcowej? Genialny jest. Mowi ci, te rece.... XDDDDD REKLAMA ZYCIA. KAZDY BY CHCIAL, ZEBY GO KOUEN REKLAMOWAL. KOUEN NA REKLAMOWKE
...
e..
Na menadzera, tak? Nie na reklamowke. Chociaz kupilabym sobie reklamowke z Kouenem.
On musi te zlote raczki pokazac Kou... SWOJEMU MLDOSSEMU BRATU MUSI. Musi mu pokazac. Alibaba zlota raczka do uslug. Krany i odbyty to moja specjalnosc, ale naprawiam takze piece.
ALIBABA, ROB MU TAK BARDZIEJ. KURWA. KOUEN, NIE BADZ SLABA DZIWKA, NIE DOCHODZ PRZEZ PALCE. N.N
Czemu on byl tu taki slodki, xzemu Aljbaba byl takim kjutem? Takim wzorowym Alibejbim? No klebuszkiem takim zdolnym? Kto byl dobrym chlopcem? No kto byl dobrym chlopcem? Kto jest syneczkiem mamusi? <3
Nie wiem, kiedy mi sie literki skoncza, to takie przykre w uzywaniu telefonu. Nigdy nie wiesz, kiedy Cie limit na feelsy zaskoczy.
KOUEN, TY GO UCZ. TY MU POKAZ. TY MU DAJ ROZKOSZ, TY MOJA NIEWYZYTA KURWO <3 <3
No i upic mi Bejbiego chce. Zyc czlowiekowi nie da w spokoju. Raz Cie Alibaba wymasuje, to juz chcesz zawsze, ja wiem. Ale Kouen, ty sie opanuj, suczo. N.N NIE UPIJAC BEJBIEGO.
Aaaaaaaaa. Oni byli tacy cudowni, jak tak obok siebie, taj blisko, na ramieniu glowka i ten niedkbry alkohol, co na niego Alibejbi kreci noskiem n.n
CHCE DALEJM GDZIE JEST DALEJ N.M