Sama nie wiem, kiedy naszła nas myśl, by
z naszego rpga zrobić ff, ale uznałyśmy, że świat musi poznać ten cud natury,
jakim jest Kouen-sensei.
~*~
Alibaba oparł się o automat do kawy,
sięgając po portfel. Widział wyraźnie napis, że płatność kartą nie działa i za
problemy przepraszają, ale to nie szkodzi, zawsze miał przy sobie pełno
drobnych. Otworzył więc kieszonkę pełną srebra i miedzi, decydując się pozbyć
się tych najdrobniejszych. Nie było kolejki, mógł sobie na to pozwolić.
– Naprawdę? – jęknął Judal, zaglądając mu
przez ramię i krzywiąc się demonstracyjnie. – Człowieku, to potrwa wieki,
chodźmy już stąd.
– Nie – odpowiedział mu twardo, mrużąc
oczy. – Jest zimno, mam ochotę na herbatę.
– Na herbatę, na herbatę – przedrzeźniał
go Judal, kręcąc głową. – Daj sobie siana, bo tylko wstydu mi robisz, kupując
herbatę w automacie do kawy.
– Oj, przymknij się – mruknął, wciskając
w końcu odpowiedni guzik. A może on lubił herbatę? Nie rozumiał, jak można pić
kawę, przecież to było paskudne. Wszyscy wokół niego twierdzili, że jak pójdzie
na studia, to w końcu to zrozumie. Ale póki co nie potrzebował, mógł się
zadowolić zwykłą, słodką herbatą z cytrynką i więcej mu do szczęścia nie było
potrzebne.
Usłyszał za sobą zduszone przekleństwo i
zerknął przez ramię. Jakiś mężczyzna, stojąc z kartą w ręku, wpatrywał się ze
złością w ten niewinny automat, najwyraźniej niezmiernie wkurzony, że płatność
bezgotówkowa jest popsuta. Pogrzebał w swoim portfelu – Alibabie nie umknął
fakt, że portfel był skórzany i naprawdę porządnej firmy, pewnie kosztował małą
fortunę – i westchnął, marszcząc brwi.
– Masz rozmienić stówę? – rzucił do niego
i chłopak zamrugał, zaskoczony.
– Na drobne? Nie – powiedział, mając
ochotę kopnąć Judala, który uniósł brwi i już otwierał usta, najwyraźniej chcąc
coś powiedzieć. Szlag, nawet na pół nie miał, a co dopiero na drobne, ale
tamten nie musiał o tym wiedzieć, Alibaba mógł trochę pocwaniaczyć.
Mężczyzna chyba jednak spodziewał się
takiej odpowiedzi, bo tylko kiwnął głową, potrząsając portfelem. Wyglądał na
kogoś, kto miał naprawdę zły dzień. A do tego był przystojny, Alibaba zawsze
miał słabość do wysokich, umięśnionych mężczyzn, więc może...
– Jaka ma być? – zapytał tylko, sięgając
znowu do swojego portfela, wyjmując drobne, tym razem w nieco większych
nominałach. – Czarna bez cukru? – rzucił, lustrując tamtego spojrzeniem.
Naprawdę nieźle wyglądał, ciekawe czy studiował tutaj? Podobała mu się czarna
koszula, jaką ten miał na sobie.
Mężczyzna patrzył na niego chwilę, w
końcu kiwając powoli głową, jakby się namyślił.
– Zaraz rozmienię i ci oddam –
powiedział, a Alibaba tylko się uśmiechnął, ignorując Judala, który w milczeniu
posyłał mu spojrzenia pełne irytującego rozbawienia.
– Nie trzeba – zapewnił, choć szlag,
ostatnio był tak spłukany, że każdy grosz go bolał. Ale cóż, czego się nie robi
dla przystojniaków? Kawa na pewno nie była zbyt wygórowaną ceną. Sięgnął po
parujący kubek i podał go mężczyźnie, uśmiechając się lekko. Och, rany, może
powinien ją wylać i kupić mu jeszcze jedną? Albo wylać na niego? Żeby musiał
ściągnąć tę swoją koszulę? Nie, nie, uspokój się, Saluja, nie możesz rzucać się
na każdego faceta, który wyda ci się przystojny, to tak nie działa.
– Dzięki – mruknął mężczyzna, patrząc na
niego aż Alibaba poczuł, że miękną mu kolana. Ach, chyba pomysł Judala, żeby
tutaj przyjść nie był taki kompletnie beznadziejny.
– Nie ma sprawy – zapewnił, starając się
nie wyglądać na zbyt podekscytowanego. Mężczyzna mruknął coś na pożegnanie i
odszedł, a Alibaba przechylił głowę, gapiąc się na jego tyłek.
– Jest gejem.
Alibaba zerknął na stojącego obok Judala,
który tak jak on z przechyloną głową gapił się na tego faceta.
– Dla ciebie każdy jest gejem, a już
zwłaszcza ten przystojny – prychnął, upijając swojej herbaty. Tego mu było
trzeba! Dobrej herbaty i przystojniaka, na którego mógłby się pogapić.
– Bo każdy jest, tylko jeszcze o tym nie
wiedzą. – Judal uśmiechnął się szeroko, poruszając sugestywnie brwiami. Ta, coś
w tym było, Judal miał wyjątkowego nosa jeżeli chodzi o ten typ facetów.
– On jakoś niekoniecznie… – mruknął,
wzdychając, gdy facet zniknął im z oczu. Jakoś nie wyglądał na geja, chociaż
trąciło od niego testosteronem na kilometr. Czemu miał takiego pecha i nigdy
nie mógł trafić na takiego zajebistego gościa? Męskiego, nadzianego i w ogóle
takiego całkiem… spoko. Te wszystkie szczyle z jego wieku były takie dziecinne
i durne. Jak już miałby z kimś spróbować to o, właśnie z kimś takim! Założyłby
by się, że seks z nim byłby spełnieniem marzeń.
– Saluja, kurwa! – Aż podskoczył, gdy
Judal wydarł mu się do ucha.
– I co wrzeszczysz?! – warknął do niego,
gdy wylał sobie na palce gorącą herbatę. – Odbiło ci?
– Mówię do ciebie, że idziemy coś zjeść!
– huknął Judal, machając mu ręką przed twarzą. – Więc zabieraj dupę i idziemy!
Mimo wszystko Alibaba wcale nie był
głodny. Gapił się w swój talerz i gapił, nie mając ochoty na jedzenie, będąc
myślami gdzieś daleko. Chętnie by spotkał jeszcze raz tego faceta i sobie na
niego trochę popatrzył. Chociaż trochę! Gdy podawał mu kawę, musnął palcem jego
dłoń... Zagapił się na opuszek, unosząc go przed twarz, postanawiając okleić go
plasterkiem, by mu się przypadkiem nie starł ślad po jego dotyku. I nic sobie
nie robił z westchnień Judala, gdy ten ubolewał nad ciasnym jak lateks umysłem
Alibaby, po prostu przeniósł wzrok za okno.
– Możemy iść do klubu – mruknął w końcu Judal.
– Może go tam spotkamy.
– Do jakiego klubu? – Spojrzał na niego,
marszcząc brwi.
– Do gejowskiego klubu, a kurwa jakiego?
– A wpuszczą nas? – Uniósł brwi, patrząc
na niego ze zdumieniem. – Poza tym nie wygląda na takiego, co łazi w takie
miejsca.
– Ze mną cię wpuszczą. – Judal wydął
wargi w zadowolonym uśmiechu. – A jak nie ten, to następny, idziemy się
rozerwać!
Alibaba jakoś nie był specjalnym fanem
wspomnianych rozrywek, nigdy nie był w takim miejscu. Nie znaczyło to, że
siedział całymi dniami przy książkach jak jakaś skończona ciota, ale nie
potrzebował balować co weekend. Judal za to na okrągło chodził na jakieś
imprezy, pijąc, paląc i nierzadko też ćpając. Chociaż dopiero co skończył
osiemnastkę, miał na swoim koncie tyle zakrapianych incydentów, że Alibaba
czasem się zastanawiał, jak jego kolega jest jeszcze w stanie wychodzić bez
wstydu na ulicę. Gorzej, Judal wcale a wcale się tego wszystkiego nie wstydził!
A lista osób, z którymi poszedł do łóżka, była powodem dumy, skrupulatnie
aktualizował ją przynajmniej raz w tygodniu. Jego więc może i wpuszczą, ale
Alibabę? Miał do tego wątpliwości, zresztą sam nie wiedział, czy potrafi się w
takich miejscach bawić. Nigdy jakoś nie wracał do domu na czworakach, co u
Judala było niemal normą. Inna sprawa, że na niego w domu czekali rodzice,
surowi i zawsze gotowi sprawdzić, czy ich syn nie przeholował. Albo nie zrobił
czegokolwiek, co z przyjemnością ukoronowaliby szlabanem.
– Nie bądź pizda – westchnął Judal, jakby
odczytując jego myśli. – Nie porwą cię tam ani nie wytną ci nerki, to tylko
klub. – Uśmiechnął się nagle szeroko. – Tam mogą cię co najwyżej zgwałcić.
– Podziękuję – mruknął, sięgając w końcu
niechętnie po swoje zimne już frytki.
Judal i jego pomysły, jak nie dni otwarte
na uczelni, żeby wyhaczać studentów, to kluby gejowskie i dziwnym trafem on
wiecznie kogoś miał. Może jednak powinien dać się zgwałcić? Gdyby to był tamten
facet z uczelni, to chyba nawet nie miałby nic przeciwko. Szlag, o czym on w
ogóle myślał?
– Zobaczysz! – Judal zarzucił mu ramię na
szyje, niemal go dusząc. – Znajdziemy ci takiego alfonsa, że będziesz piszczał!
– Bardzo śmieszne, no bardzo – prychnął,
uwalniając się od jego ręki. – Sam sobie, kurwa, szukaj alfonsa!
– To ja będę alfonsem, wszystkie dziwki
moje! – roześmiał się, bez zażenowania całując go prosto w usta.
– Ty alfons, no już to widzę – parsknął
ironicznie, próbując sobie otrzeć wargi.
– Bo będziesz, kurwa, siedział w domu –
zirytował się, łapiąc go za szczękę i ściskając policzki. – I nikt nie
przerucha twojego dziewiczego tyłka. – Uśmiechnął się wrednie.
– Spierdalaj! – warknął, odtrącając jego
ręce. No co, no co, nie każdy musiał się puszczać, tak? Niektórzy nie chcieli
byle jak, byle gdzie i z byle kim! Jak już Judal ma go wyzywać w przyszłości od
dziwek, to przynajmniej będzie mu odwrzaskiwał, że dziwka, ale ekskluzywna! Z
klasą!
– Świetnie, więc idziemy dzisiaj! –
zawyrokował Judal, uśmiechając się szeroko.
– Ale tak od razu? – jęknął, patrząc na
niego w osłupieniu.
– Trzeba korzystać, pókiś nagrzany! –
oznajmił kpiąco, a Alibaba tylko rzucił mu wkurzone spojrzenie.
Czemu on się w ogóle na to zgodził? Judal
prawie zabił go śmiechem, gdy mu oznajmił, że o północy powinien być w domu. I
ani minuty dłużej. Przecież wtedy zaczynało się prawdziwe życie, powtarzał mu
zawsze, wtedy była najlepsza impreza!
Ochroniarz przy bramce wyglądał, jakby
naprawdę miał ochotę zatrzymać Alibabę, ale Judal pochylił się w jego stronę i wymruczał
mu coś na ucho, uśmiechnął się tak po judalowemu, a ten przymknął oko na całą
sprawę. Naprawdę, chciałby być kiedyś taki jak jego kumpel, to się przydawało w
życiu!
Mimo wszystko zgodził się na drinka. Miał
mieszane uczucia, widząc wokół tłumy facetów, wielu porozbieranych lub w
jakichś obcisłych ciuchach, chcący zwrócić na siebie uwagę. Naprawdę, jak ma
kogoś wyrwać, to chyba lepiej, żeby był pijany, na trzeźwo sobie nie poradzi.
Usiadł przy barze z Judalem, sącząc swój
kolorowy napój, nie mogąc za bardzo wychwycić głównej nuty smakowej, ale był
przyjemny. Słodki i orzeźwiający, w ogóle nie czuł, jakby pił alkohol, procenty
wyjątkowo łatwo mu podchodziły. Nawet nie wiedział kiedy wypił kolejnego i
jeszcze następnego, a dodając do tego jeszcze papierosy nawet zaszumiało mu w
głowie! Może to dlatego nie protestował, gdy Judal wyciągnął go na parkiet w
ten dziwaczny, roztańczony tłum. Czuł procenty, które radośnie hasały w jego
głowie i nagle wszystko było takie cudowne i zabawne, nawet macający go Judal.
– Tak! Mówiłem kurwa! – roześmiał się w
pewnym momencie Judal, a Alibaba uniósł z niezrozumieniem brwi. Judal złapał go
i obrócił. – Patrz kto tam jest? – zamruczał mu radośnie do ucha i Alibaba
rozglądał się, zastanawiając, o co mu chodziło aż w końcu… O cholera. To był
ten facet! Ten od kawy! Więc jednak był gejem?! – Idź go zagadaj! – Klepnął go
w tyłek, poruszając się w rytm skocznej muzyki.
– Zwariowałeś?! – jęknął. I co, miał tam
iść i zrobić z siebie idiotę? Zresztą do licha, on chyba z kimś był, gadał z
jakimś długowłosym facetem… A jak byli parą? Co ten Judal mu radził?
– To chcesz w końcu zaruchać czy nie? –
cmoknął zniecierpliwiony. – Masz teraz idealną okazję!
– Ja… Ja…
– Ty, kurwa!
– To… za chwilę – jęknął, popychając
Judala głębiej w parkiet. To wcale nie było takie łatwe! No oczywiście, ten
facet zdecydowanie go kręcił, nie mógł oderwać od niego wzroku, ale cholera…
Judal uśmiechał się do niego kpiąco, tańcząc w tym tłumie, nawet gdy jakiś
facet objął go w pasie. I co, teraz go zostawi, tak? Będzie się macał z jakimś
obcym facetem? Przeklęty Judal!
Okrążył parkiet i zerknął na tę dwójkę z
drugiej strony. Ten rudowłosy mężczyzna nie wyglądał na zainteresowanego
tańcem, raczej wyglądał na kogoś, kto w ogóle nie jest zainteresowany byciem w
takim miejscu. Opierał się po prostu o barierkę od niewielkiego podwyższenia,
lustrując mijających go ludzi i przytakując tylko na entuzjastyczne gadanie
tego długowłosego. Może jednak nie byli parą? Chociaż wyglądaliby razem całkiem
nieźle… Ale co dalej? Ma tak po prostu podejść i zagadać? Nie, nie ma mowy.
Musi mieć jakiś pretekst. Cokolwiek.
Odetchnął głęboko. Gdzieś tu w pobliżu
jest toaleta. Pójdzie poszukać. Przeszedł obok nich, nieśmiało podnosząc wzrok,
gdy ich mijał. Mężczyzna spojrzał na niego początkowo bez żadnego
zainteresowania, ale nagle w jego oczach błysnęło zrozumienie. Pamiętał go? To
możliwe? Odwrócił wzrok, speszony, idąc do tej nieszczęsnej łazienki, gdzie
ochlapał twarz wodą. Spokojnie. Tylko spokojnie. To nie mogło być takie trudne.
Mógł nawiązać z nim miłą relację. Pogawędzić trochę. Może coś wypiją? Tak, to
brzmiało dobrze. Porozmawiają, ewentualnie zatańczą. Nie musi się ruchać w
męskim kiblu. Nie musi. Da radę. Będzie dzielny. Uda mu się.
Wyszedł, biorąc głęboki wdech i
uśmiechając się lekko do tamtego mężczyzny. Poczuł, że robi mu się gorąco, gdy
ten od razu pochwycił jego spojrzenie i nie spuszczał z niego oka. To… to co?
Powinien podejść? Nie wiedział za bardzo, jak się zachować, więc zwolnił, ale
ostatecznie przeszedł obok, niby przypadkiem, zerkając na niego kątem oka.
Absolutnie się nie spodziewał, że
mężczyzna po prostu chwyci go za ramię, przyciągając do siebie, by przebić się
jakoś przez hałas i muzykę.
– Drinka w rewanżu? – zaproponował i pod
Alibabą niemal ugięły się nogi z wrażenia. On… on jednak pamiętał! Podniósł na
niego wzrok, otwierając szeroko oczy i zdając sobie sprawę, że musi wyglądać
jak jakieś cielę, gdy tak się w niego wpatrywał, więc pokiwał szybko głową.
– D-dzięki – wyjąkał, a mężczyzna tylko
uniósł lekko kąciki ust. On nawet uśmiech miał perfekcyjny, jak te usta się
cudownie wyginały, jakby chciał go teraz pocałować… Stłumił potrzebę zdzielenia
się w twarz ręką. Musi się opamiętać! Nie może się na niego tak od razu rzucić,
facet sobie jeszcze pomyśli o nim nie wiadomo co! Chociaż miał wrażenie, że
alkoholu mu już wystarczy, to przyjął kolorowego drinka i szybko upił spory
łyk, byle tylko coś zrobić i nie patrzeć się na niego jak idiota. Aż się
wzdrygnął, gdy facet pochylił się i poczuł jego oddech na szyi. O rany….
– Nie myślałem, że cię tu spotkam –
powiedział wprost do jego ucha. I chociaż Alibaba doskonale wiedział, że robi
to tylko dlatego, żeby go słyszał, bo muzyka łomotała w najlepsze, to i tak te
mrukliwe nuty w jego głosie sprawiły, że przeszły mu dreszcze po plecach.
– Ja też nie – zaśmiał się nieco nerwowo.
– Kumpel mnie wyciągnął.
– Jesteś tu z kimś?
Alibaba zerknął na niego, przyglądając
się jego uniesionej brwi. Cholera, ten gość miał takie spojrzenie, że aż
wszystko w nim zamierało. I tak cudowne usta, które miał ochotę pocałować…
– Z kolegą – powiedział z naciskiem i ten
chyba zrozumiał, bo te nieziemskie wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu. O
szlag, o szlag… Napił się, a zimna mieszanka soku i alkoholu nieco go
otrzeźwiła. – A ty? Jesteś z kimś? – spytał, siląc się na niemal beztroski ton,
mimo że po raz kolejny przeszły go ciarki, gdy poczuł jak tamten pachnie.
Ścisnął mocno szklankę z drinkiem, byle tylko nie zrobić czegoś, czego będzie
potem żałował.
– Z kolegą – odpowiedział, a jego usta
rozciągnęły się w nieco mniej dyskretnym uśmiechu. Ale w sensie z jakim kolegą?
Zwykłym kolegą, przyjacielem-kolegą, przypadkowym kolegą, seks-kolegą? Mógłby
bardziej sprecyzować!
– Och – mruknął, dopijając drinka i
myśląc gorączkowo, czy nie powinien zamówić czasem kolejnego. Jak nie będzie
miał co zrobić z rękami… Aż się zakrztusił, gdy ten znowu się pochylił,
właściwie dotykając go nosem.
– Chcesz zatańczyć?
– Ja… co? – wyjąkał, patrząc na niego
szeroko otwartymi oczami, mając wrażenie, że się przesłyszał. Jednak mężczyzna
uśmiechnął się tylko kącikiem ust i zrobił krok w stronę parkietu, oglądając
się na niego przez ramię, więc chcąc nie chcąc dopił swojego drinka i poszedł w
jego ślady.
I co? To było takie łatwe? Tak łatwo
można było kogoś znaleźć, wypić drinka, praktycznie słowa ze sobą nie zamienić,
iść na parkiet i skończyć w męskim kiblu? Ale… nie, to nie było ważne, uznał,
gdy ten facet przysunął się do niego, pochylając się lekko nad nim, ale
jednocześnie nie będąc napastliwym. Tak właściwie to w ogóle go nie dotykał i
Alibaba nie wiedział, czemu pomyślał, że to z jego strony bardzo nie w
porządku. Mógłby… się z nim pościskać. Trochę. Odrobinkę. Zwłaszcza że tamten miał
na sobie obłędną koszulkę opinającą szerokie ramiona, o cholera, jak on
świetnie wyglądał!
I całkiem nieźle tańczył, to mu musiał
przyznać, gdy w końcu udało mu się wyrwać z tego przerażającego odrętwienia,
gdy w końcu zaczął poruszać się do muzyki, zerkając na niego nieśmiało spod
grzywki. Mężczyzna rzucił mu długie spojrzenie, mrużąc oczy i uśmiechając się
kącikiem ust, a Alibaba poczuł, że robi mu się absolutnie gorąco. Wcześniej nie
był nawet w połowie tak przystojny jak teraz, uznał z jakimś dziwnym
podekscytowaniem, jak on to właściwie robił? Drgnął, gdy jego ręka musnęła go w
ramię, ale nie poczynił żadnego dalszego kroku, po prostu go drażniąc. Ile on
by dał, by ten facet go objął, zamknął w tych silnych ramionach i przycisnął do
siebie mocno… Podniósł na niego wzrok i w tym samym momencie tamten się
pochylił, muskając ustami jego ucho.
– Dobrze tańczysz – wymruczał i Alibaba
spłonął rumieńcem, czując się nagle taki zawstydzony. Cholera, to było jak sen,
ten facet był spełnieniem jego marzeń, a teraz był tu, na wyciągnięcie ręki…
– Ty też – powiedział, starając się
zapanować nad drżeniem rąk, zwłaszcza gdy usłyszał jego zadowolony pomruk.
Rany, miał ochotę go dotknąć. Chciał to
zrobić, poczuć jego ciepło, jego… jego ciało przyciśnięte do niego, jeszcze
nigdy tego nie pragnął tak jak teraz, jak z tym facetem. Mógł to zrobić? Po
prostu go dotknąć? A właściwie to czemu nie? Przecież po to tu przyszli, tak?
Żeby się zabawić, żeby chociaż przez chwilę być z kimś… Że niekoniecznie chciał
skończyć na pieprzeniu w brudnym kiblu, to inna sprawa, ale w sumie z tym
gościem to nawet nie była taka najgorsza wizja. Aż zrobiło mu się cholernie
gorąco, gdy pomyślał o nim. W łóżku. O szlag.
Wpatrywał się jak zaczarowany w te
niesamowite oczy mężczyzny i przysunął się bliżej, po prostu tego pragnąc.
Dłonie na jego biodrach były takie ciepłe, takie, cudowne, że aż przywarł do
niego bardziej, poruszając się z nim w rytm muzyki. Mężczyzna pochylił się nad
nim zaglądając mu w oczy i Alibaba zagryzł wargę, czując ciepło na policzkach.
Jego dłoń, jakby bez udziału jego woli, spoczęła na karku tamtego, który zaraz
pogładził, wsuwając palce w jego włosy.
Mężczyzna zamruczał, opierając czoło o
jego czoło i Alibaba czuł, jak żołądek fika mu koziołki, jak dreszcze co i rusz
przebiegają go po plecach. Aż westchnął, gdy ten przycisnął go do siebie, tak,
że poczuł ciepło jego całego ciała… Objął go ramionami, dłońmi przesuwając po
jego plecach. Czuł, że wszystko mu wiruje, że upojenie alkoholowe miesza się w
nim z podnieceniem tą bliskością. To było takie niesamowite uczucie, takie… Aż
stanął na palcach, gdy ten jeszcze mocniej do niego przywarł, a jego oddech
muskał mu usta. Chciał go pocałować. Tak bardzo chciał go pocałować! A ten go
tak kusił. Wplótł mu palce we włosy, gdy mężczyzna nieco odchylił głowę patrząc
mu prosto w oczy, by za chwilę pochwycić jego wargi w pocałunku.
Miał wrażenie, że gdyby ten nie trzymał
go w pasie, to na pewno by się osunął na kolana z wrażenia. I jak się nad tym
zastanowić, to właściwie bardzo chętnie by klęknął przed tym facetem. Póki co wręcz
przylgnął do niego, zamykając oczy i rozkoszując się smakiem jego ust,
zwłaszcza gdy ten przekręcił głowę i zaczął pieścić jego wargi językiem. To
było takie… takie… całowanie się z Judalem to jedno, czasem cmokali się po
prostu, po przyjacielsku, czasem ponosiło ich trochę po pijaku, ale to nigdy
nie było takie podniecające, jak teraz całowanie się z tym facetem. Czuł, że
drży w jego ramionach, gdy czuł tę stanowczość, te władzę, gdy jego dłonie
zacisnęły się mocno na jego biodrach, a Alibaba miał wrażenie, że zaraz po
prostu zejdzie z nadmiaru bodźców. Miał ochotę go dotykać, wręcz obmacywać się
z nim, czuć jego twarde, gorące ciało pod dłońmi… Z westchnieniem przesunął
rękoma po jego plecach, odpowiadając żarliwie na jego pocałunek.
Sam nie wiedział, kiedy się skończył i
czemu tak właściwie przestali. Przecież to było tak doskonałe, powinni się tak
całować cały czas! A potem aż zadrżał, gdy mężczyzna obrócił go do siebie
tyłem, obejmując go w pasie i opierając usta na jego szyi, gdy zaczął powoli,
do rytmu muzyki, wodzić dłońmi po jego ciele. Aż ciężko było mu powstrzymać jęk
cisnący się na usta, gdy tak kołysał się z nim w tym zmysłowym tańcu,
wymieniając muśnięcia dłoni. Jego ciało rozpalało się pod jego rękami, czuł,
jak napina je podniecenie i nie mógł zapanować nad tym, by nie ocierać się o
niego. Nawet nie przypuszczał, że zwykły taniec może być tak… tak erotyczny.
Westchnął przeciągle, gdy poczuł te wspaniałe usta na boku swojej szyi, gdy
pieściły go tak subtelnie, tak delikatnie. Cholera…
Oddychał ciężko, doskonale zdając sobie
sprawę z tego, że zaczynał reagować na te wszystkie zabiegi. Ale było mu zbyt
dobrze, zbyt lekko po wypitym alkoholu, żeby mógł zaprotestować, żeby przerwać…
Zresztą on wcale nie chciał tego przerywać! Absolutnie tego nie chciał. Aż
zagryzł wargę, gdy gorąca dłoń musnęła skórę na jego brzuchu. Obrócił się,
obejmując go w pasie, patrząc na niego spod rzęs. Jemu chyba też się podobało,
jego oczy tak błyszczały i były takie pociemniałe. Alibaba aż sapnął, gdy
mężczyzna przycisnął go mocno do siebie, tak władczo, tak że poczuł się przy
nim rozkosznie mały i bezbronny. Zacisnął palce na jego bluzce, oddychając
coraz płyciej, gdy ich biodra tak się ocierały o siebie. Czuł dłonie
przesuwające się po jego ciele, wprawiające go w drżenie oraz ten wzrok na
sobie, taki łapczywy, że sam nie wiedział, czy jest bardziej speszony, czy też podniecony
z tego powodu. Może jednak seks po raz pierwszy w kiblu nie jest taki zły?
Uniósł się na palcach, nie mogąc już
znieść tego gorąca i napięcia między ich spojrzeniami i po prostu sam go
pocałował. Aż jęknął, odchylając się, gdy ten zaraz pocałował go tak mocno, tak
wspaniale odbierając mu zmysły. Gdyby mógł, nie robiłby nic innego, tylko
całował się z tym facetem.
Zadrżał w jego ramionach, gdy poczuł jego
dłoń przesuwającą się po pośladku, na którym zaraz zacisnęły się palce. Och,
cholera, jeszcze chwila i sam go wepchnie do kibla czy do dark roomu, sam
sięgnie mu do spodni, by go pieścić, tak… tak strasznie go chciał, jak jeszcze
nigdy nikogo i trochę go to przerażało. Co o nim świadczyło, że tak strasznie
chciał seksu z tym nieznajomym, że tak bardzo go pożądał, chciał, by ten
wsadził mu rękę w spodnie i pocierał go aż nie dojdzie z jękiem?
Ugryzł lekko jego wargę i aż sapnął, gdy
w odpowiedzi poczuł jego zęby, które nie siliły się na przesadną delikatność,
ale mężczyzna nie był przy tym agresywny czy brutalny. Tylko taki… taki… Przesunął
rękoma po jego klatce piersiowej, wyczuwając pod opuszkami twarde mięśnie.
Cholera, no idealny, perfekcyjny, mieć takiego w swoim łóżku to coś
wspaniałego, chciałby tego teraz, już! A póki co musiał zadowalać się tylko tym
dotykiem rąk i ust, chociaż naprawdę, był już tak podpity, że mógłby to z nim
zrobić i na parkiecie, jakoś nie miał z tym problemów.
Jęknął cicho, gdy poczuł dłoń tamtego
wsuwającą się w tylną kieszeń jego dżinsów. Spojrzał na niego z bliska, dysząc
ciężko z podniecenia, a tamten uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na
niego z góry, nim nie przysunął się do jego ucha.
– Masz ochotę? – pociągnął go lekko za
rękę.
– Na co? – wyszeptał, przymykając oczy i
opierając się czołem o jego ramię.
– Na dark room. – Usta mężczyzny zadrżały,
a Alibaba spłonił się na jego słowa. Czy miał ochotę? Pewnie, że miał ochotę,
chciał seksu z nim jak niczego na świecie! Pytanie tylko, czy miał na to
odwagę. I czas, jeszcze czas się liczył, przecież obiecał, że…
– Cholera… – jęknął, patrząc na zegarek
na ręce. Piętnaście minut temu powinien być w domu. Szlag by to! Co powinien
zrobić?
– Coś nie tak? – spytał mężczyzna,
dotykając ustami jego ucha.
Myśl, Saluja, myśl, ciężko ci od
alkoholu, ale myśl, seks na pewno nie potrwa minuty, kurwa jego mać, czemu
trafił mu się taki facet, a on musiał wracać i to jak najszybciej?!
– Zabiją mnie – zajęczał niewyraźnie pod
nosem, już sobie wyobrażając, co będzie, jak wróci do domu.
– Co? – Mężczyzna spojrzał na niego,
unosząc brew i Alibaba z tej całej wewnętrznej desperacji przylgnął go jego
warg w mocnym pocałunku.
– Muszę wracać – wydyszał, całując go raz
po raz. Jak ma się obejść smakiem i już nigdy go nie spotkać, to chociaż może
go pocałować, żeby mu starczyło do końca życia.
– Już? Dlaczego? – Zmarszczył brwi,
jednak odpowiedział namiętnie na kolejny pocałunek.
– Po prostu muszę… – wydyszał w jego
wargi. Cholera, seks życia czy szlaban do grobowej deski? – Obiecałem… muszę iść… – Mężczyzna pocałował
go tak… tak mocno, tak głęboko, przyciskając mocno do siebie, że przez chwilę
myślał, że autentycznie zemdleje. Nie chciał iść, nie chciał go zostawiać,
chciał wpić się w jego wargi i całować z nim do utraty tchu, ale… ale nie mógł!
Dlaczego, cholera jasna, dlaczego nie mógł tutaj z nim zostać, przetańczyć z
nim całej tej nocy, by potem skończyć z nim przy ścianie? No dlaczego?!
Przygryzł jego wargę, patrząc na niego z
bliska, obejmując jego twarz dłońmi, by zaraz… po prostu się odsunąć i uciec,
nie oglądając się za siebie. Wiedział, że gdyby się obejrzał, gdyby zerknął na
niego przez ramię, to już by został i nic by go wtedy nie powstrzymało.
Wybiegł z klubu, pisząc jeszcze szybko do
Judala, że już wrócił i żeby się dobrze bawił. Dopiero po chwili sobie
uświadomił, że przecież nawet nie zapytał tego faceta o imię! Ani numer
telefonu, nic, cholera… Chociaż pewnie i tak był tylko dla niego takim
chłopaczkiem na raz, na jedną noc, to może jednak… może by się jeszcze kiedyś
spotkali czy coś…
Przejechał sobie ręką po twarzy, idąc na
przystanek, skąd odjeżdżały nocne autobusy. Powinien się zastrzelić, naprawdę,
ale w sumie nie, zaraz zrobi to jego rodzina, nie powinien się więc przejmować.
Alkohol szumiał w jego głowie, ale nie
tylko to. Miał wrażenie, że w tym mężczyźnie było coś odurzającego, czuł się
jak na prochach. Wciąż czuł jego zapach na sobie, jego wargi na swoich, dłonie
błądzące po ciele... poruszył się niespokojnie na siedzeniu w autobusie, czując
jak ma wyjątkowo mało miejsca w spodniach. To przez Judala, on mu kazał włożyć
takie obcisłe!
Gdy dojechał do domu, światła paliły się
tylko w pokoju jego rodziców, co dało mu przeczucie, że idzie prosto na ścięcie.
Jednak nie zamierzał poddać się bez walki. Wirowało mu przed oczami, gdy złapał
za klamkę i otworzył cicho drzwi, wślizgując się do środka. Właściwie na
palcach ruszył do schodów, słysząc dźwięki włączonego, choć przyciszonego
telewizora. Czyżby miało mu to ujść na sucho? Może wcale nie musiał wracać tak
wcześnie, może mógł z nim...
– Alibaba.
Aż zamarł z ręką na poręczy, klnąc pod
nosem. Szlag by to trafił, było już tak blisko.
– Tak? – Spojrzał niewinnie na swoją
matkę, która patrzyła na niego gniewnie, opierając się o framugę drzwi.
– Spóźniłeś się – syknęła, mrużąc oczy.
– Ja... – Myśl Saluja, wymyśl coś, nie powiesz
jej, że spotkałeś faceta swojego życia i mało się nie pieprzyliście w dark
roomie. – Ja... gadałem jeszcze Judalem!
– zapewnił. - Wiecznie truje mi głupotami, hahaha...
Matka patrzyła na niego przez chwilę, po
czym westchnęła krótko.
– Masz szczęście, że ojciec usnął –
rzuciła, wracając do sypiali. Alibaba odetchnął głęboko, trzymając się za
serce. Było tak blisko! Miał cholerne szczęście. Zwłaszcza że matka chyba nie
zauważyła, jak radośnie jest pijany. Udał się pospiesznie do swojego pokoju i
rzucił się na łóżko, jęcząc gdy poczuł helikopter, jak wszystko mu się kręci
wokół głowy. Jak mógł tak skończyć, siedzi tutaj podjarany a mógł spędzać
cudowne chwile z tym facetem! Mogli iść na całość, iść do dark roomu i pieprzyć
się całą noc, Alibaba chętnie by przed nim klęknął i wziął go w usta... ludzie,
co się z nim działo?! Jeszcze nigdy nie marzył o czymś takim, by ssać innego
faceta, a teraz...
Jęknął, odpinając spodnie i wsuwając w
nie dłoń. Było mu trochę głupio, dotykać się i myśleć o tym jednym, konkretnym
mężczyźnie, ale i tak go pewnie już nie spotka, prawda? Więc wziął się w dłoń i
oparł policzek na poduszce, zamykając oczy. Mmm, ten nieznajomy też mógłby mu
zrobić dobrze, mógłby go przycisnąć do ściany i wziąć od tyłu, Alibaba był już
niemal pewien, że by mu na to pozwolił. Dlaczego musiał wracać, no dlaczego?
Czuł mocny ucisk w podbrzuszu jak tylko sobie pomyślał, jak gorący był tamten
facet, gdy przypomniał sobie, że on również był sztywny podczas ich tańca... i
szlag, wszystko spieprzył!
Potarł się mocno po czubku, czując że
jest już blisko. To chyba najszybszy orgazm jego życia, ale nie dbał o to,
chciał po prostu dojść, myśląc o tamtym. Jęknął więc stłumionym głosem, dochodząc
we własną dłoń, czując ulgę od tego pulsującego napięcia jakie go trzymało.
Dyszał w poduszkę, czując te przeklęte zawroty głowy. Cholera, chyba przesadził
z tym drinkami, ale z drugiej strony nie był pewien czy mniej pijany byłby w
stanie ot tak próbować zainteresować sobą tamtego mężczyznę. I czemu nie wziął
od niego żadnego numeru, czemu nie zapytał nawet o imię?! Skopał z siebie
spodnie i wkręcił się w pościel. Mieć taką okazję i ją zmarnować mógł tylko on.
Rano obudził go telefon od Judala, który
domagał się wszystkich szczegółów, bo oczywiście widział ich na parkiecie.
Alibaba musiał chwilę pomyśleć, próbując dojść do tego, o czym ten w ogóle
wygaduje, a gdy sobie wszystko przypomniał, zalała go fala gorąca. Zwłaszcza że
Judal nie umiał inaczej, niż prostymi złośliwościami. A gdy się dowiedział, że
do niczego nie doszło, bo Alibaba musiał wracać do domu, wyśmiał go tak, że ze
złością się rozłączył. Myślałby kto, że Judal taki dobry w wyrywaniu. Alibaba
założyłby się o wszystko, że połowa opowieści chłopaka to ściema. Musiałby go
nie znać! Nie mniej w tej kwestii zgadzał się z Judalem, miał taką okazję na
dobry seks i jej nie wykorzystał. Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie zarucha
albo skończy z jakimś byle jakim pedałem! Już wolał się pieprzyć z jakimś
naprawdę gorącym facetem. A tamten stanowczo taki był. I do tego wyraźnie
zainteresowany, przecież nawet mu zaproponował dark room! Mogli tam iść i się
bawić, mógłby się założyć, że to byłby seks jego życia! A tak wszystko
zmarnował. Bo bał się szlabanu, też problem! Jak teraz o tym pomyślał, całkowicie
na trzeźwo, to seks z tamtym gościem był wart wszystkiego.
Z westchnieniem zapatrzył się w sufit,
rozpamiętując każdą chwilę z tego wieczoru. Każdy dotyk i pocałunek, każde
muśnięcie... Zagryzł wargę. Pewnie tamten znalazł sobie kogoś innego na szybki
seks. Pewnie tak. I tylko on leżał i masturbował się w swoim wyrze jak ostatnia
pizda, Judal słusznie go wyśmiał. Czy spotka go jeszcze kiedyś? A nawet jeśli,
to co mu powie? Że rodzice kazali mu wracać do domu? Prędzej się pod ziemię
zapadnie. Ile tamten mógł mieć lat, tak w ogóle? Na pewno był starszy od niego,
był bardziej mężczyzną, niż chłopakiem z liceum i chyba to go tak w nim
kręciło, że był taki... męski. Aż zadrżał na wspomnienie jego twardego ciała,
szerokich ramion... Pod kimś takim mógłby leżeć i nie miałby z tym żadnego problemu.
Znowu zezłościł się sam na siebie, że
przegapił taką okazję, no ale teraz już nic z tym nie zrobi. Odebrał telefon od
Judala, który kazał mu ruszyć dziewiczy tyłek, bo on się musiał napić na klina.
Alibaba więc w nieco pochmurnym nastroju zwlekł się z łóżka, żeby w końcu się
ogarnąć i zacząć jakoś dzień.
Judal zdecydowanie nie odbiegał wyglądem
od człowieka z kacem i Alibaba był zaskoczony, że jemu samemu nic nie jest, za
to cholernie chciało mu się jeść. Poszli z Judalem do jakiegoś baru przy
miasteczku studenckim, bo tam zawsze można było się najeść i napić w
nienajgorszej cenie, a portfel Alibaby zaczynał piszczeć. Fakt, że był
wypchany, ale drobniakami, co wcale nie pocieszało go tak bardzo.
– Jak mogłeś przepuścić taką okazję. –
Judal wywrócił oczami, sącząc swoje piwo. Alibaba aż jęknął, jedząc frytki. No
ile jeszcze razy o to zapyta i mu to wytknie?
– Nie ten, to następny – burknął takim
tonem, jakby nie mógł się opędzić od facetów, więc Judal słusznie się
roześmiał, kręcąc głową.
– Och, Saluja, Saluja – wymamrotał Judal,
dławiąc się ze śmiechu. – Kto by cię tam chciał.
– On mnie chciał! – krzyknął oburzony i
zaraz się zreflektował, gdy kilka głów obróciło się w ich stronę. – Chciał
mnie, tak? – warknął już ciszej do Judala. – Skoro on mnie pragnął, to równie
dobrze ktoś inny też może!
– Może tak naprawdę jest zakompleksionym
molem książkowym? – podsunął Judal, nadal sącząc piwo, a Alibaba spojrzał na
niego, jakby był po prostu głupi. – No wiesz, może miał wypchane te poślady i w
ogóle i tylko udawał takiego gorącego? Są takie poduszki, co je wkładasz w
spodnie i dupa okrągła jak u noworodka! Sam się kiedyś na to nabrałem! A on
jeszcze był rudy i stary, więc wiesz...
Przerwał mu głośny śmiech ze stolika obok
i Alibaba zamarł, widząc znajomego tamtego mężczyzny, tego z długimi włosami.
Najwyraźniej słyszał ich rozmowę i to ona go tak rozbawiła, bo wyglądał, jakby
miał problemy z opanowaniem śmiechu. Alibaba aż się spłonił; czemu Judal musiał
być takim idiotą?! Mężczyzna najwyraźniej go pamiętał, a gdyby przekazał
wszystko swojemu koledze, na którym tak Alibabie zależało, to chyba by tego nie
przeżył.
– A ten co podsłuchuje i się śmieje? –
burknął Judal, chociaż jego brew uniesiona była w geście wyraźnego
zainteresowania. Czemu tak się działo, że jak Judal się kimś zainteresował, to
go miał? Że to zawsze on rozdawał karty? Alibaba nie był nieśmiałą sierotką,
ale jakoś nie potrafił tak... emanować tym wszystkim, czym emanował Judal, a co
tak dobrze działało na jego potencjalnych partnerów.
– Możesz mi wierzyć, że nie wypycha
pośladków – zapewnił mężczyzna, nie panując nad śmiechem, gdy tak popatrywał na
nich wesoło, pochylając się nieco w ich stronę. – Ale co do drugiego się nie
pomyliłeś, całe życie z nosem w książkach
– Widzisz? Widzisz? – zwrócił się Judal
do Alibaby. – Mówiłem ci, że to stary ramol!
Mężczyzna ze stolika obok roześmiał się
na całe gardło, a Alibaba ze złością kopnął Judala pod stolikiem. Mógłby się
zachowywać!
– Mogę się dosiąść? – spytał mężczyzna, a
Judal już przy słowie "mogę" zaczął się przesuwać. Skąd wiedział i
jak on to robił, do diaska! Alibaba strasznie mu tego zazdrościł, że nawet na
kacu był taki pewny siebie.
– Jasne – odezwał się z pozorną
obojętnością i Alibaba nie wiedział, jak ma zareagować, gdy mężczyzna usiadł
naprzeciw niego.
– Nieźle go wczoraj zaskoczyłeś –
powiedział z rozbawieniem tamten, mając takie łobuzerskie i pogodne błyski w oku,
że Alibaba mimo wszystko uśmiechnął się lekko. – Narobiłeś mu ochoty i zostawiłeś
pośrodku parkietu, pierwsza klasa!
– Niespecjalnie przecież – wymamrotał,
spuszczając wzrok, zagapiony w swoje frytki.
– Sinbad – przedstawił się nagle
nieznajomy, uśmiechając się szeroko, na co Judal podparł się łokciem na stole,
przyglądając mu się z boku.
– Judal – odpowiedział leniwie, mrużąc
oczy. – A ten kretyn, co nie potrafi dostrzec okazji, nawet gdy ta ociera się o
niego swym kroczem, to Alibaba.
Blondyn spiorunował go spojrzeniem, mając
ochotę go po prostu zabić.
– Ale fakt, niezła okazja to była –
przyznał Sinbad – Kouen nigdy nie chodzi do klubów, raczej spędza wieczory przy
książkach.
Podniósł na niego wzrok, czując się nagle
podekscytowany. Kouen. Więc to tak miał na imię. I w dodatku nie był takim
typowym, klubowym ruchaczem... sam nie wiedział, co ta informacja w nim
wywołała.
Patrzył z zainteresowaniem na Sinbada,
myśląc o tym, czy dowie się jeszcze czegoś ciekawego. Ten też na niego
popatrzył, uśmiechając się od ucha do ucha, jakby coś niewiarygodnie go
cieszyło.
– A tu taka piękna okazja i nic z tego!
Hahahaha! – parsknął i poklepał się po nodze, wyraźnie ubawiony.
– No, zawsze mógł znaleźć kogoś innego? –
zasugerował, uśmiechając się nieco niepewnie. Nie chciał, żeby Kouen tak robił,
ale miał nadzieję, że się tego dowie.
– Kouen? Nie żartuj! – parsknął
rozbawiony. – On z tych, co polują raz a dobrze – mrugnął do Alibaby, na co ten
od razu odwrócił wzrok. – Dlatego wkurwił się i zostawił mnie samego!
– I jak zwykle wszystko wina Saluji –
odezwał się złośliwie Judal, ale Alibaba nieszczególnie się tym przejął.
Zawiesił się na tym, że Kouen… Kouen nie szukał nikogo innego. Nie poszedł
wyrywać kogoś chętnego, tylko wrócił do domu. Zły, fakt, ale… no… w jakiś
sposób połechtało to ego Alibaby, zwłaszcza iż doskonale sobie zdawał sprawę z tego,
że mężczyzna w tamtej chwili chciał go równie mocno jak on. Gdyby tylko nie był
takim idiotą, to tamten wieczór mógł się skończyć zupełnie inaczej, może jeszcze
by się spotkali? Może… małe after party, dobry seks na przypomnienie czy na
pewno było tak zajebiście? Bo Alibaba był więcej niż pewien, że byłoby.
Sinbad przyglądał mu się dłuższą chwilę,
w końcu zerkając na zegarek.
– Jeżeli ci tak zależy – zaczął powoli,
jakby odgadując, jaki potok myśli kłębił się w jego głowie – to za piętnaście
minut Kouen kończy zajęcia w A.
Więc Kouen był studentem? W A, świetnie,
gdzie to było? Nieważne, zaczepi kogoś po drodze. Ale może jednak nie powinien
iść? Może tylko niepotrzebnie się wygłupi? Zagryzł wargę.
– Idioto, kolejną okazję też chcesz
przegapić? – zapytał Judal, unosząc brew. Alibaba odwrócił wzrok, jakoś nie
mogąc znieść tych dwóch wyczekujących, wbitych w niego spojrzeń.
– Och, zamknij się – warknął,
przeglądając się w oknie, upewniając się, że wygląda dobrze i może iść się z
nim tak spotkać.
Nagle zmarkotniał. O czym oni będą
rozmawiać? O czym się rozmawia z gościem, który prawie cię przeleciał na
parkiecie, a ty go zostawiłeś?
– To nie jest takie proste – burknął,
osuwając się na krześle i biorąc do ręki kolejną frytkę. Co on sobie w ogóle
wyobraża, przecież to jasne, że normalnie taki facet by się nim nie
zainteresował. Znaczy, Saluja nie był jakąś maszkarą, nie miał nic ani do
swojego wyglądu czy ciała, ale tak obiektywnie patrząc tacy… tacy mężczyźni chyba
nie oglądali się za smarkaczami takimi jak on? A jak ten go wyśmieje, że niby
co sobie wyobraża? Albo będzie wkurwiony, że tak go wystawił, skoro ten mógł
mieć tak dobry wieczór?
– Wszystko jest proste, tylko ty jesteś
pizda. – Judal przewrócił oczami i wyrazie kompletniej irytacji. – Już cię tu,
kurwa, nie ma. – Kopnął w jego stołek, gromiąc go spojrzeniem.
– Ale…
– Wynocha! – Znów go kopnął, tym razem w
piszczel, aż Alibaba zasyczał przez zęby.
– A ty?
– Ja? – Uniósł brwi. – O mnie, to ty się
nie martw. – Usta Judala rozciągnęły się w szerokim uśmieszku i właściwie
dopiero teraz Alibaba zauważył, jak blisko Sinbada ten siedzi. Jak on to, do
diabła, robił?! Jak to się działo, że Judal mógł mieć każdego, no po prostu
każdego, a on się tak cykał? No trudno, jak nie wyjdzie, to nie szkodzi, po
prostu zapomni o sprawie, więcej tego faceta nie spotka i tyle.
Z westchnieniem podniósł się, zostawiając
im niedojedzone frytki, po czym po krótkim pożegnaniu wyszedł z baru. Zaczepił
jeszcze grupkę studentów, która wskazała mu budynek A – akurat był to ten sam,
w którym postawił mu kawę. Zbieg okoliczności? Jednak postanowił to
wykorzystać. Chociaż nogi mu drżały, to stanął przy tym samym automacie co
wtedy, dziękując w duchu, że jest przy drzwiach, więc na pewno nie przeoczy
Kouena. Zerkał nerwowo na zegarek. A jak wypuścili ich wcześniej? A jak już
poszedł? Było mu niedobrze z nerwów.
Jednak kiedy wypatrzył go w tłumie, znowu
w koszuli, gdy rozmawiał z jakimś młodym mężczyzną w czerwonych włosach... Och,
cholera, poczuł że miękną mu nogi. Gapił się na niego tak intensywnie, że
tamten chyba to wyczuł, bo również na niego spojrzał.
Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, gdy
tak patrzyli na siebie w bezruchu. A potem Kouen szepnął coś do kolegi, kiwając
mu głową, i wolno podszedł do Alibaby.
– Postawić ci kawę? – odezwał się
blondyn, siląc się na swobodny ton, gdy oparł się leniwie o automat do kawy,
chociaż miał wrażenie, że zaraz się po nim osunie. Miał obawy co do tego, jak
Kouen na niego zareaguje, czy nie będzie wściekły czy coś w tym stylu. Albo nie
pomyśli sobie bóg wie czego, skoro mogło to wyglądać na to, że no... Alibaba go
szuka.
Jednak gdy usta mężczyzny wygięły się
nieco, aż mu ulżyło.
– Chyba ja powinienem tobie – stwierdził,
sięgając po portfel, omiatając go jakimś takim leniwym spojrzeniem, że Alibaba
aż poczuł delikatne dreszcze.
– Już mi postawiłeś drinka – palnął i aż
zaklął w myślach, gdy uświadomił sobie, co właśnie zrobił. No tak nie ma to jak
na wstępie przypominać fatalny wieczór, Saluja ty mistrzu podrywu...
– W takim razie następnym razem ty się
zrewanżujesz – stwierdził, wsuwając kartę do czytnika i wybierając kawę.
Następnym razem? Powiedział to ot tak czy
naprawdę sugerował jakiś następny raz? Alibaba aż przestąpił z nogi na nogę,
nagle podekscytowany. Może nie będzie tak źle i nie wszystko jeszcze stracone?
– Proszę. – Wręczył mu kawę i Alibaba nie
zapanował nad uśmiechem, gdy ją odbierał. Usta Kouena też delikatnie się wygięły.
– To... skończyłeś już zajęcia? –
zagadnął, upijając i prawie się nie skrzywił. Przecież nie powie Kouenowi że
wolałby herbatę, już bez przesady!
– Jeszcze mam jedne ćwiczenia za godzinę –
odpowiedział, samemu też kupując sobie kawę. Czarna bez cukru, to do Kouena
tak... pasowało.
– Coś się stanie, jak nie pójdziesz? – zapytał,
naprawdę mając ochotę spędzić z nim trochę czasu.
– Moi studenci na pewno się ucieszą.
Jego... co? Prawie upuścił tę nieszczęsną
kawę, gdy poderwał głowę, patrząc na niego w szoku. Czyli... czyli co? On nie
był studentem? O szlag, to ile on miał lat?
Usta Kouena zadrżały, gdy na niego
spojrzał i Alibaba uświadomił sobie, jak głupią minę musiał mieć.
– Jestem na doktoranckich – wyjaśnił mu,
choć Alibaba nie pytał, przez co zrobiło mu się tylko głupio, że aż tak oczywisty.
– Zaraz bronię doktorat. A ty?
– Pierwsza... – zaczął i miał ochotę
uderzyć się w głowę. Nie może mu powiedzieć prawdy, że pierwsza liceum, no nie
może. – ...y. Pierwszy rok – dodał pospiesznie, patrząc Kouenowi w oczy i mając
nadzieję, że ten to łyknie.
– A co studiujesz? – Kouen poprowadził
ich na piętro, gdzie mogli usiąść w spokoju na krzesłach przy małych stolikach.
– Zarządzanie. – Pokiwał z przekonaniem
głową. Ojciec ciągle mu mówił, że powinien iść na zarządzanie, spełni jego
oczekiwania! Nawet jeśli tylko w kłamstwach.
– Naprawdę? – Zerknął na niego, odsuwając
krzesło. A co, co? Nie wyglądał? Nie mógł studiować zarządzania?
– Tak, ojciec ma firmę, potrzebuje
współpracowników – mruknął, wzruszając ramionami.
– A tobie się to nie podoba? – Uniósł
brew i Alibaba przez chwilę patrzył na niego. Skąd to wiedział? Na serio aż tak
to było widać? Bo Kouen nie pomylił się ani trochę. Nie miał ochoty na takie
studia, a już zwłaszcza na pracę w firmie ojca. I w szczególności z ojcem.
– Nie bardzo. – Znowu wzruszył ramionami
popijając kawę. – A ty co studiujesz... wykładasz? – odchrząknął, zerkając na
niego spod grzywki. Jak się dowie, ile Alibaba ma lat, to jak nic go oleje.
– Historię – odpowiedział, a Alibaba aż
otworzył szeroko w zdumieniu oczy.
– Naprawdę? – Niby Sinbad mówił, że Kouen
lubi siedzieć nad książkami no ale... historia?
– Tak, a właściwie to nie wykładam, tylko
prowadzę ćwiczenia póki co.
– Uau... to znaczy, hm, historia to niełatwy
kierunek – zaśmiał się nieco nerwowo. Ćwiczenia z historii? Co się w ogóle na
tym robiło? Ćwiczyło się pisanie dat czy co? Nie mógł sobie tego wyobrazić, ale
nie pytał, bo na pewno wyszedłby na idiotę.
– Ale nie jest też trudny – Kouen
uśmiechnął się lekko. – Zwłaszcza gdy coś cię zainteresuje. Miałeś już jakiś
przedmiot historyczny na uczelni?
A powinien w ogóle? Mówił o zarządzaniu,
co tam robiła historia? Ale może Kouen wiedział lepiej, skoro pytał go o to tak
pewnie, może rzeczywiście tam była historia! Co powinien odpowiedzieć?
– Powiedzmy – odparł w końcu zdawkowo.
– Jaki? – drążył dalej Kouen i Alibaba
poczuł, że zaczyna panikować.
– No taki ogólny, o gospodarce... nie
pamiętam, to dawno było – wyjąkał, machając ręką, starając się zbyć temat.
– Historia gospodarcza? – podsunął Kouen
i Alibaba zgodził się ochoczo. – Piszę doktorat z wpływu odkryć Keynesa i postkeynesistów
na współczesną gospodarkę, a zwłaszcza na sektor MŚP – ciągnął dalej i chłopak
poczuł się jeszcze gorzej, gdy jedyne słowo, jakie zrozumiał, to chyba
"wpływ". – Wiesz, kwestia finansowania w przeszłości, poczynając od
samego źródła i tak dalej.
– No jasne – odpowiedział, chociaż
absolutnie nie miał pojęcia, o co mu chodzi. – To rzeczywiście ciekawe. Chyba
naprawdę cię to interesuje? – Uśmiechnął się delikatnie, starając się nie
brzmieć zbyt nerwowo, bo naprawdę nie miał pojęcia, o czym ten mówił, a nie
chciał wyjść na kompletnego idiotę. Mimo że Kouen był taki mądry i czuł się
przy nim po prostu naiwnie, to jakoś tak... dobrze mu się na niego patrzyło i
go słuchało.
– Hej? – Kouen uniósł brew, przechylając
głowę i patrząc na niego uważnie. Dopiero wtedy Alibaba zreflektował się, że
się zagapił i...
– Przepraszam ja tylko, no... – Poprawił
się na krześle, klnąc na siebie w myślach.
Kouen uśmiechnął się pod nosem, jakby
doskonale wiedział, co się właśnie stało.
– To przeze mnie? – Upił łyk kawy.
– Co? – spytał z napięciem.
– Nudzę cię? – spytał, spoglądając na
niego tak otwarcie, tak uważnie, tak że zrobiło mu się autentycznie gorąco.
– N-nie! – powiedział pospiesznie, mimo
wszystko lekko się czerwieniąc. – W żadnym wypadku! – zapewnił, sięgając po
swoją kawę, chociaż wcale nie miał na nią ochoty. – Po prostu się nie wyspałem –
skłamał, upijając łyk.
– Ciężka noc po wyjściu z klubu? – Kouen
uniósł lekko brwi i Alibabie aż zaschło w gardle pomimo wypitej dopiero co
kawy. I co, co miał mu teraz powiedzieć, jak się wytłumaczyć?
– Raczej pobudka wcześnie rano –
powiedział, starając się nie mrugać, nie dając jakiegokolwiek powodu, by ten
zwątpił w jego słowa.
– Zajęcia? – zapytał mężczyzna, jednak
nadal miał taki lekko kpiący głos, jak gdyby mu nie wierzył.
– Praca – palnął, zanim zdążył się ugryźć
w język. Jaka praca, był biedny jak mysz kościelna, nigdzie nie pracował!
Zresztą kto zatrudni nieletniego? – W piekarni – dodał, kiwając z przekonaniem
głową, choć miał ochotę po prostu wstać i wyskoczyć przez okno. Jaka
piekarnia?! Już mógł wymyślić coś lepszego! – To dlatego tak wcześnie.
– W piekarni – powtórzył Kouen, ale już
nie drążył tematu. Całe szczęście. – A czym ty się interesujesz? – zagadnął go,
przechylając głowę i podpierając ją na dłoni.
Alibaba wahał się chwilę, zastanawiając
się pospiesznie nad swoimi wszystkimi pasjami. Większość z nich była za głupia,
by mówić o nich Kouenowi, co miał na to odpowiedzieć?
– Rysuję – powiedział w końcu, co zresztą
było zgodne z prawdą. Chociaż tego nie musiał się wstydzić, o tym mógł
powiedzieć.
– Portrety? Pejzaże? – zapytał Kouen,
wyglądając na naprawdę zainteresowanego.
– Abstrakcje – mruknął, nieco zbity z tropu,
nie będąc pewnym, czy go zrozumie. – I... no, czasem martwą naturę. Ale głównie
wzory, loga, projekty... takie tam – machnął niedbale ręką.
– To może powinieneś pomyśleć o studiach
graficznych? – Uniósł brew. – Zarządzanie to chyba nie najszczęśliwszy wybór.
– Żeby to było takie proste – mruknął,
bawiąc się kubkiem. Z jego ojcem nie wyglądało to tak pięknie, ten
niespecjalnie rozumiał to, czego Alibaba chciał. Podejrzewał, że nawet nie
przywiązywał wagi do tego, co do niego mówił. Nie, do ojca nie docierało, miał
swoje własne plany, w których nie uwzględniał zdania swego syna.
– Może czasem – Kouen pochylił się w jego
stronę nad stolikiem, patrząc na niego jakimś takim uważnym i dziwnie łagodnym
spojrzeniem – trzeba po prostu zrobić to, czego się naprawdę pragnie?
Alibaba patrzył się w jego oczy jak
zahipnotyzowany i aż ciężej mu się oddychało, gdy pomyślał, że jeżeli czegoś
pragnie, to pocałować go właśnie teraz. Niewiele myśląc, po prostu pochylił się,
przyciskając wargi do jego ust. Zaskoczone westchnienie opuściło wargi Kouena i
Alibabie coś dziwnego zacisnęło się w brzuchu. Zaraz też odsunął się gwałtownie,
patrząc na Kouena ze strachem, przyciskając dłoń do ust. Miał ochotę zapaść się
pod ziemię. Jak mógł coś takiego zrobić?! Przecież ktoś ich mógł zobaczyć! Przecież
to był obcy facet, a on go tak bezczelnie...
– Szlag, przepraszam – wymamrotał z
dreszczem przerażenia.
– Nic się nie stało. – Kouen wyglądał na
trochę zdezorientowanego, ale w gruncie rzeczy chyba nie był zły? Umknął
spojrzeniem w bok, nie potrafiąc teraz patrzeć mu w oczy, nie po czymś takim. –
Nie żebym miał coś przeciwko – dodał po chwili, a Alibaba od razu podniósł na
niego wzrok, przygryzając wargę. – Ale może nie na uczelni, gdzie pracuję?
– Przepraszam – wyjąkał jeszcze raz,
czując jak palą go czubki uszu. Tak się ośmieszyć, naprawdę, jakby już nie mógł
się opanować! Rozejrzał się dyskretnie i mimo wszystko odetchnął z ulgą, że
nikt chyba nie zwrócił na nich uwagi.
– W porządku. – Kouen uśmiechnął się
lekko, kącikiem ust. – Robisz coś wieczorem? – zapytał nagle i Alibaba zamrugał
szybko. Czy on... czy on mimo wszystko proponował mu randkę? Naprawdę nie miał
nic przeciwko, że go tak teraz pocałował, tak po prostu?
– Nie – wydusił z siebie, patrząc na
niego szeroko otwartymi oczami, czując, jak narasta w nim euforia. To...
naprawdę, po tym wszystkim, jak się zbłaźnił, jak Kouen zobaczył, że jest taki
najzwyklejszy w świecie, taki szary i w ogóle, chciał się z nim jeszcze spotkać?
– Więc masz ochotę gdzieś wyjść? –
Naprawdę, Alibaba miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
– Jasne, jeżeli tylko chcesz. – Uśmiechnął
się z lekkim wahaniem, modląc się, by nie wyglądać na szczęśliwego idiotę.
– Gdybym nie chciał, nie proponowałbym.
Uśmiechnął się kącikiem ust. Jeny, jak
ten facet to robił, że potrafił patrzeć na niego w sposób, który sprawiał, że
było mu tak gorąco i czuł się taki... cholera, podrywany.
– Dziewiętnasta? Może być?
– Co? – ocknął się, przenosząc na niego
wzrok. – Och, tak, jasne, może. Gdzie?
– Możemy się spotkać koło pubu w pobliżu,
kojarzysz? – Przytaknął, na co mężczyzna uśmiechnął się lekko. – Przyjdziesz?
Nie uciekniesz znowu? – Teraz usta wyraźnie mu zadrgały i Alibaba znów zaklął w
myślach. A już miał nadzieję, że do tego nie wrócą!
– Przyjdę. Na pewno – zapewnił, nerwowo
przeczesując włosy. – Przepraszam, nie uciekłem, po prostu... musiałem wracać,
straciłem poczucie czasu i to dlatego, naprawdę... ja naprawdę...
...chciałem żebyś mnie pieprzył. Kurwa.
– A więc mam nadzieję, że dzisiaj
zostaniesz na dłużej – powiedział spokojnie Kouen, patrząc mu w oczy tak, że
Alibaba na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Och, więc on… on właśnie
proponował…
– Jasne – wydusił tylko z siebie, na co
tamten uśmiechnął się kącikiem ust, podnosząc się z miejsca. Alibaba również
się podniósł, chociaż miał wrażenie, że nogi ma jak z waty. Musi porozmawiać z
rodzicami, skłamie im, że nocuje u Judala czy coś, muszą go puścić! Zaczął się
gorączkowo zastanawiać, czy nie przyniósł ostatnio jakichś jedynek do domu, ale
nie, wszystko grało, zadanie domowe też odrobił, nie mogą mieć nic przeciwko! Aż
miał ochotę roześmiać się w głos, gdy zdał sobie sprawę ze swoich problemów i
tego, jak bardzo dziecinne są.
– Podaj mi jeszcze swój numer. – Kouen
wyciągnął swój telefon, patrząc na niego wyczekująco, więc Alibaba od razu
podyktował mu rząd cyfr. – I jesteś…?
– Alibaba – wymamrotał, nagle czując się
tak potwornie głupio, że w ogóle mu się nie przedstawił, ale już marzył o tym,
by uprawiać z nim seks. Co tam marzenia, macał się z nim przecież i pocałował
go przy stole! A nawet imienia nie podał, co to o nim świadczyło? Zdecydowanie
mniej czasu powinien spędzać z Judalem, jeszcze trochę i będzie bardziej
puszczalski od niego.
– Alibaba – powtórzył Kouen, wstukując
jego numer do komórki. – Muszę iść na zajęcia, wyślę ci tylko sygnał. – Przyłożył
telefon do ucha i uśmiechnął się lekko, gdy komórka Alibaby odpowiedziała. – W
takim razie widzimy się o dziewiętnastej, do zobaczenia.
Pożegnał się z nim z uśmiechem i stał
jeszcze dłuższą chwilę, patrząc się za nim jak ostatni cielak, ale cholera, nie
mógł się opanować. Więc już dzisiaj… dzisiaj, jeżeli dobrze pójdzie, to ten
boski facet go przeleci. Skończą u niego w łóżku i będą uprawiać dziki seks całą
noc. Och, cholera… Odetchnął głębiej, walcząc z potrzebą poprawienia spodni i po
prostu obrócił się na pięcie, schodząc po schodach i wychodząc z uczelni.
Musi wrócić do domu i zrobić się na
bóstwo, zdecydowanie.
Zaklepuje az nastana lepsze czasy dla zycia mojego komputera.
OdpowiedzUsuńPS
CO CI LUDZIE ROBIA
TAKIE GORACE ENALI
A ONI PRZECHODZA OBOJETNIE
...ludzie to jednak takie glupie stworzenia. Trzeba im palcem pokazac, ze swiezy chlebek juz stoi na polkach.
Lepsze czasy dla mojego lapka nie chca nadejsc, a tak nie moge tego zostawic. To opowiadanie bez komentarza to ja pomior z d.
UsuńZatem!
JUDAL, TY BOSKI CUDZIE. TY WIESZ, KIEDY ZABRAC ALIBABE NA UCZELNIE, BY ON MOGL POZNAC KOCHANKA SWOJEGO ZYCIA.
...jak oni sie tak patrzyli na tylek Kouena to chcialam krzyknac; NIE PROBUJCIE POLOWAC NA TE MIEKKIE POSLADKI. ONE NIE SA STWORZONE BY ZACISKAC SIE NA WAS.
Alibaba, ty moj slodki bogaczu, przypominasz mi mojego tate. On tez zawsze ma portfel wypchany drobniakami typu dwa grosze i chce nimi placic w samotnych kasach. D;
KTO NORMALNY PIJE KAWE. HERBATA TO DOBRO ZESLANE NA LUDZKOSC BY BYLA DOBRA.
ja wiedzialam, ze oni sie znowu spotkaja. Bo Judal wie, gdzie isc. Bo on ma ten wech na Kouena. On wyczuwa samcow alfa na dwa i pol kilomtera, przyczepia im chipy jak zagrozonym wyginieciem niedziedzia, a potem idzie z kamera nagrywac dla BBC ich sposob rozmnazania sie.
CO TO BYL ZA PODRYW.
CO TO BYL ZA KROL PODRYWU
KTO JEST CESARZEM PARKIETU
*dlaczego umie wyobrazic sobie Kouena, ktory tanczy mechaniczny taniec robota, a nie umie seksownie*
TO ON, BOG SEKSU, JEST NAPALONY
CO TO ZA OPIS
CZEMU NOS KRWAWI
GDZIE JEST MOJE SERCE
DLACZEGO KTOS JE ROZSADZIL
Kouen, ty dzika zwierzyno, ktora chce upolowac Jamil, DLACZEGO CHCESZ TYLKO SEKSU
ALIBABA
MOJA SLODKA KSIEZNICZKO
MOJ KOPCIUUSZKU
JEB SZLABAN, IDZ ODEBRAC KUPON NA DOBRE RUCHANIE
.... .... .... i.... Uciekl? Poszedl? Zostawil sztywnego Kouena i jego taniec robota na parkiecie?
A TERAZ MUSI SAMORECZNIE N.N
*Tutat wstaw dzikie krzyki Sinbad, Sinbad tak, Sinbad moj boze, Sinbad rob tak bardziej, kurwa z Sinbad*
* a tutaj wstaw tak, tak, wlasnie tak Judal. Judal podrywaj Sinbada. Pokaz wsxystkim, ze jesteecir kanonem*
TE WYLCHANE POSLADY NADAL SA POSLADAMI BISHA
KTORY JEST CWICZENIOWCEM
NIE ZYJE XDDDDDDDD
Co sie robi na cwiczeniach z historii? Cwiczy sie pisanie dat? XDDDDDD
I KOLEJNY DZIKI PODRYW
KTO JEST KROLEM PODRYWU
KTO WYRYWA WSZYSTKIE LASKI
KTO JEST PANEM GIMNY
....Kouen, jestes zajebisty. Daj sie calowac, moze to wlasnie cwiczysz ze studentami. Historie pocalunkow swiata.
ALIBABA ZNOWU CIR WYCHUJA. A TY SIR WKURIWSZ I SSM UCIEKNIESZ. ALE W LONCU ZAMOCZYSZ
NIE MARTW SIE, UDA CI SIE. POLOWNIE ZAKKNCZY SIE PELNYM SUKCEM.
PS
UsuńZ feelsow az mi telefon zajeczal, ze potrzebuje energii, bo zostalo mu 15% i bylo mu goraco w etui i musialam go rozebrac. D;
( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuńJak ja to kocham, jezu to jest najlepsze co czytałam. Znaczy Alibaba = Ciota, ale postaram się to przełknąć, o jezu, aż mnie zatkało.
OdpowiedzUsuńCzytam i turlam się po łóżku, jak głupia, a to nie jest normalne!
-Studiuję Zarządzanie. - Alibabo ty idioto, jak mogłeś to powiedzieć, prędzej bym ci uwierzyła, że zawodowo szyjesz szaliki i masz trzy koty.
Ogólnie na pewno nie jestem jedyna, by opisać, dzikie, przyjacielskie seksy Alibaby i Judala, który pokazałby blondi jak wygląda życie od podszewki. O tak. Byłby w tym mistrzem. Jego guru. Także polecam ten pomysł i rekomenduję. Ogólnie Judal mógłby wyszkolić pół świata, samego prezydenta!
Wg nie wiedziałam, że z blondyny taki napaleniec! Znaczy, przy takiej duperze to nawet próchno by się rozpaliło ale oki <3
RLY, PRÓCHNO? xd
Czekam na kolejne gorące, podrywy alibaby w następnym rozdziale. Weny dużo weny! *+*