niedziela, 16 sierpnia 2015

Kawy smak [1/?]; EnAli

Sama nie wiem, kiedy naszła nas myśl, by z naszego rpga zrobić ff, ale uznałyśmy, że świat musi poznać ten cud natury, jakim jest Kouen-sensei.

~*~

Alibaba oparł się o automat do kawy, sięgając po portfel. Widział wyraźnie napis, że płatność kartą nie działa i za problemy przepraszają, ale to nie szkodzi, zawsze miał przy sobie pełno drobnych. Otworzył więc kieszonkę pełną srebra i miedzi, decydując się pozbyć się tych najdrobniejszych. Nie było kolejki, mógł sobie na to pozwolić.
– Naprawdę? – jęknął Judal, zaglądając mu przez ramię i krzywiąc się demonstracyjnie. – Człowieku, to potrwa wieki, chodźmy już stąd.
– Nie – odpowiedział mu twardo, mrużąc oczy. – Jest zimno, mam ochotę na herbatę.
– Na herbatę, na herbatę – przedrzeźniał go Judal, kręcąc głową. – Daj sobie siana, bo tylko wstydu mi robisz, kupując herbatę w automacie do kawy.
– Oj, przymknij się – mruknął, wciskając w końcu odpowiedni guzik. A może on lubił herbatę? Nie rozumiał, jak można pić kawę, przecież to było paskudne. Wszyscy wokół niego twierdzili, że jak pójdzie na studia, to w końcu to zrozumie. Ale póki co nie potrzebował, mógł się zadowolić zwykłą, słodką herbatą z cytrynką i więcej mu do szczęścia nie było potrzebne.
Usłyszał za sobą zduszone przekleństwo i zerknął przez ramię. Jakiś mężczyzna, stojąc z kartą w ręku, wpatrywał się ze złością w ten niewinny automat, najwyraźniej niezmiernie wkurzony, że płatność bezgotówkowa jest popsuta. Pogrzebał w swoim portfelu – Alibabie nie umknął fakt, że portfel był skórzany i naprawdę porządnej firmy, pewnie kosztował małą fortunę – i westchnął, marszcząc brwi.
– Masz rozmienić stówę? – rzucił do niego i chłopak zamrugał, zaskoczony.
– Na drobne? Nie – powiedział, mając ochotę kopnąć Judala, który uniósł brwi i już otwierał usta, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć. Szlag, nawet na pół nie miał, a co dopiero na drobne, ale tamten nie musiał o tym wiedzieć, Alibaba mógł trochę pocwaniaczyć.
Mężczyzna chyba jednak spodziewał się takiej odpowiedzi, bo tylko kiwnął głową, potrząsając portfelem. Wyglądał na kogoś, kto miał naprawdę zły dzień. A do tego był przystojny, Alibaba zawsze miał słabość do wysokich, umięśnionych mężczyzn, więc może...
– Jaka ma być? – zapytał tylko, sięgając znowu do swojego portfela, wyjmując drobne, tym razem w nieco większych nominałach. – Czarna bez cukru? – rzucił, lustrując tamtego spojrzeniem. Naprawdę nieźle wyglądał, ciekawe czy studiował tutaj? Podobała mu się czarna koszula, jaką ten miał na sobie.
Mężczyzna patrzył na niego chwilę, w końcu kiwając powoli głową, jakby się namyślił.
– Zaraz rozmienię i ci oddam – powiedział, a Alibaba tylko się uśmiechnął, ignorując Judala, który w milczeniu posyłał mu spojrzenia pełne irytującego rozbawienia.
– Nie trzeba – zapewnił, choć szlag, ostatnio był tak spłukany, że każdy grosz go bolał. Ale cóż, czego się nie robi dla przystojniaków? Kawa na pewno nie była zbyt wygórowaną ceną. Sięgnął po parujący kubek i podał go mężczyźnie, uśmiechając się lekko. Och, rany, może powinien ją wylać i kupić mu jeszcze jedną? Albo wylać na niego? Żeby musiał ściągnąć tę swoją koszulę? Nie, nie, uspokój się, Saluja, nie możesz rzucać się na każdego faceta, który wyda ci się przystojny, to tak nie działa.
– Dzięki – mruknął mężczyzna, patrząc na niego aż Alibaba poczuł, że miękną mu kolana. Ach, chyba pomysł Judala, żeby tutaj przyjść nie był taki kompletnie beznadziejny.
– Nie ma sprawy – zapewnił, starając się nie wyglądać na zbyt podekscytowanego. Mężczyzna mruknął coś na pożegnanie i odszedł, a Alibaba przechylił głowę, gapiąc się na jego tyłek.
– Jest gejem.
Alibaba zerknął na stojącego obok Judala, który tak jak on z przechyloną głową gapił się na tego faceta.
– Dla ciebie każdy jest gejem, a już zwłaszcza ten przystojny – prychnął, upijając swojej herbaty. Tego mu było trzeba! Dobrej herbaty i przystojniaka, na którego mógłby się pogapić.
– Bo każdy jest, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. – Judal uśmiechnął się szeroko, poruszając sugestywnie brwiami. Ta, coś w tym było, Judal miał wyjątkowego nosa jeżeli chodzi o ten typ facetów.
– On jakoś niekoniecznie… – mruknął, wzdychając, gdy facet zniknął im z oczu. Jakoś nie wyglądał na geja, chociaż trąciło od niego testosteronem na kilometr. Czemu miał takiego pecha i nigdy nie mógł trafić na takiego zajebistego gościa? Męskiego, nadzianego i w ogóle takiego całkiem… spoko. Te wszystkie szczyle z jego wieku były takie dziecinne i durne. Jak już miałby z kimś spróbować to o, właśnie z kimś takim! Założyłby by się, że seks z nim byłby spełnieniem marzeń.
– Saluja, kurwa! – Aż podskoczył, gdy Judal wydarł mu się do ucha.
– I co wrzeszczysz?! – warknął do niego, gdy wylał sobie na palce gorącą herbatę. – Odbiło ci?
– Mówię do ciebie, że idziemy coś zjeść! – huknął Judal, machając mu ręką przed twarzą. – Więc zabieraj dupę i idziemy!
Mimo wszystko Alibaba wcale nie był głodny. Gapił się w swój talerz i gapił, nie mając ochoty na jedzenie, będąc myślami gdzieś daleko. Chętnie by spotkał jeszcze raz tego faceta i sobie na niego trochę popatrzył. Chociaż trochę! Gdy podawał mu kawę, musnął palcem jego dłoń... Zagapił się na opuszek, unosząc go przed twarz, postanawiając okleić go plasterkiem, by mu się przypadkiem nie starł ślad po jego dotyku. I nic sobie nie robił z westchnień Judala, gdy ten ubolewał nad ciasnym jak lateks umysłem Alibaby, po prostu przeniósł wzrok za okno.
– Możemy iść do klubu – mruknął w końcu Judal. – Może go tam spotkamy.
– Do jakiego klubu? – Spojrzał na niego, marszcząc brwi.
– Do gejowskiego klubu, a kurwa jakiego?
– A wpuszczą nas? – Uniósł brwi, patrząc na niego ze zdumieniem. – Poza tym nie wygląda na takiego, co łazi w takie miejsca.
– Ze mną cię wpuszczą. – Judal wydął wargi w zadowolonym uśmiechu. – A jak nie ten, to następny, idziemy się rozerwać!
Alibaba jakoś nie był specjalnym fanem wspomnianych rozrywek, nigdy nie był w takim miejscu. Nie znaczyło to, że siedział całymi dniami przy książkach jak jakaś skończona ciota, ale nie potrzebował balować co weekend. Judal za to na okrągło chodził na jakieś imprezy, pijąc, paląc i nierzadko też ćpając. Chociaż dopiero co skończył osiemnastkę, miał na swoim koncie tyle zakrapianych incydentów, że Alibaba czasem się zastanawiał, jak jego kolega jest jeszcze w stanie wychodzić bez wstydu na ulicę. Gorzej, Judal wcale a wcale się tego wszystkiego nie wstydził! A lista osób, z którymi poszedł do łóżka, była powodem dumy, skrupulatnie aktualizował ją przynajmniej raz w tygodniu. Jego więc może i wpuszczą, ale Alibabę? Miał do tego wątpliwości, zresztą sam nie wiedział, czy potrafi się w takich miejscach bawić. Nigdy jakoś nie wracał do domu na czworakach, co u Judala było niemal normą. Inna sprawa, że na niego w domu czekali rodzice, surowi i zawsze gotowi sprawdzić, czy ich syn nie przeholował. Albo nie zrobił czegokolwiek, co z przyjemnością ukoronowaliby szlabanem.
– Nie bądź pizda – westchnął Judal, jakby odczytując jego myśli. – Nie porwą cię tam ani nie wytną ci nerki, to tylko klub. – Uśmiechnął się nagle szeroko. – Tam mogą cię co najwyżej zgwałcić.
– Podziękuję – mruknął, sięgając w końcu niechętnie po swoje zimne już frytki.
Judal i jego pomysły, jak nie dni otwarte na uczelni, żeby wyhaczać studentów, to kluby gejowskie i dziwnym trafem on wiecznie kogoś miał. Może jednak powinien dać się zgwałcić? Gdyby to był tamten facet z uczelni, to chyba nawet nie miałby nic przeciwko. Szlag, o czym on w ogóle myślał?
– Zobaczysz! – Judal zarzucił mu ramię na szyje, niemal go dusząc. – Znajdziemy ci takiego alfonsa, że będziesz piszczał!
– Bardzo śmieszne, no bardzo – prychnął, uwalniając się od jego ręki. – Sam sobie, kurwa, szukaj alfonsa!
– To ja będę alfonsem, wszystkie dziwki moje! – roześmiał się, bez zażenowania całując go prosto w usta.
– Ty alfons, no już to widzę – parsknął ironicznie, próbując sobie otrzeć wargi.
– Bo będziesz, kurwa, siedział w domu – zirytował się, łapiąc go za szczękę i ściskając policzki. – I nikt nie przerucha twojego dziewiczego tyłka. – Uśmiechnął się wrednie.
– Spierdalaj! – warknął, odtrącając jego ręce. No co, no co, nie każdy musiał się puszczać, tak? Niektórzy nie chcieli byle jak, byle gdzie i z byle kim! Jak już Judal ma go wyzywać w przyszłości od dziwek, to przynajmniej będzie mu odwrzaskiwał, że dziwka, ale ekskluzywna! Z klasą!
– Świetnie, więc idziemy dzisiaj! – zawyrokował Judal, uśmiechając się szeroko.
– Ale tak od razu? – jęknął, patrząc na niego w osłupieniu.
– Trzeba korzystać, pókiś nagrzany! – oznajmił kpiąco, a Alibaba tylko rzucił mu wkurzone spojrzenie.
Czemu on się w ogóle na to zgodził? Judal prawie zabił go śmiechem, gdy mu oznajmił, że o północy powinien być w domu. I ani minuty dłużej. Przecież wtedy zaczynało się prawdziwe życie, powtarzał mu zawsze, wtedy była najlepsza impreza!
Ochroniarz przy bramce wyglądał, jakby naprawdę miał ochotę zatrzymać Alibabę, ale Judal pochylił się w jego stronę i wymruczał mu coś na ucho, uśmiechnął się tak po judalowemu, a ten przymknął oko na całą sprawę. Naprawdę, chciałby być kiedyś taki jak jego kumpel, to się przydawało w życiu!
Mimo wszystko zgodził się na drinka. Miał mieszane uczucia, widząc wokół tłumy facetów, wielu porozbieranych lub w jakichś obcisłych ciuchach, chcący zwrócić na siebie uwagę. Naprawdę, jak ma kogoś wyrwać, to chyba lepiej, żeby był pijany, na trzeźwo sobie nie poradzi.
Usiadł przy barze z Judalem, sącząc swój kolorowy napój, nie mogąc za bardzo wychwycić głównej nuty smakowej, ale był przyjemny. Słodki i orzeźwiający, w ogóle nie czuł, jakby pił alkohol, procenty wyjątkowo łatwo mu podchodziły. Nawet nie wiedział kiedy wypił kolejnego i jeszcze następnego, a dodając do tego jeszcze papierosy nawet zaszumiało mu w głowie! Może to dlatego nie protestował, gdy Judal wyciągnął go na parkiet w ten dziwaczny, roztańczony tłum. Czuł procenty, które radośnie hasały w jego głowie i nagle wszystko było takie cudowne i zabawne, nawet macający go Judal.
– Tak! Mówiłem kurwa! – roześmiał się w pewnym momencie Judal, a Alibaba uniósł z niezrozumieniem brwi. Judal złapał go i obrócił. – Patrz kto tam jest? – zamruczał mu radośnie do ucha i Alibaba rozglądał się, zastanawiając, o co mu chodziło aż w końcu… O cholera. To był ten facet! Ten od kawy! Więc jednak był gejem?! – Idź go zagadaj! – Klepnął go w tyłek, poruszając się w rytm skocznej muzyki.
– Zwariowałeś?! – jęknął. I co, miał tam iść i zrobić z siebie idiotę? Zresztą do licha, on chyba z kimś był, gadał z jakimś długowłosym facetem… A jak byli parą? Co ten Judal mu radził?
– To chcesz w końcu zaruchać czy nie? – cmoknął zniecierpliwiony. – Masz teraz idealną okazję!
– Ja… Ja…
– Ty, kurwa!
– To… za chwilę – jęknął, popychając Judala głębiej w parkiet. To wcale nie było takie łatwe! No oczywiście, ten facet zdecydowanie go kręcił, nie mógł oderwać od niego wzroku, ale cholera… Judal uśmiechał się do niego kpiąco, tańcząc w tym tłumie, nawet gdy jakiś facet objął go w pasie. I co, teraz go zostawi, tak? Będzie się macał z jakimś obcym facetem? Przeklęty Judal!
Okrążył parkiet i zerknął na tę dwójkę z drugiej strony. Ten rudowłosy mężczyzna nie wyglądał na zainteresowanego tańcem, raczej wyglądał na kogoś, kto w ogóle nie jest zainteresowany byciem w takim miejscu. Opierał się po prostu o barierkę od niewielkiego podwyższenia, lustrując mijających go ludzi i przytakując tylko na entuzjastyczne gadanie tego długowłosego. Może jednak nie byli parą? Chociaż wyglądaliby razem całkiem nieźle… Ale co dalej? Ma tak po prostu podejść i zagadać? Nie, nie ma mowy. Musi mieć jakiś pretekst. Cokolwiek.
Odetchnął głęboko. Gdzieś tu w pobliżu jest toaleta. Pójdzie poszukać. Przeszedł obok nich, nieśmiało podnosząc wzrok, gdy ich mijał. Mężczyzna spojrzał na niego początkowo bez żadnego zainteresowania, ale nagle w jego oczach błysnęło zrozumienie. Pamiętał go? To możliwe? Odwrócił wzrok, speszony, idąc do tej nieszczęsnej łazienki, gdzie ochlapał twarz wodą. Spokojnie. Tylko spokojnie. To nie mogło być takie trudne. Mógł nawiązać z nim miłą relację. Pogawędzić trochę. Może coś wypiją? Tak, to brzmiało dobrze. Porozmawiają, ewentualnie zatańczą. Nie musi się ruchać w męskim kiblu. Nie musi. Da radę. Będzie dzielny. Uda mu się.
Wyszedł, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się lekko do tamtego mężczyzny. Poczuł, że robi mu się gorąco, gdy ten od razu pochwycił jego spojrzenie i nie spuszczał z niego oka. To… to co? Powinien podejść? Nie wiedział za bardzo, jak się zachować, więc zwolnił, ale ostatecznie przeszedł obok, niby przypadkiem, zerkając na niego kątem oka.
Absolutnie się nie spodziewał, że mężczyzna po prostu chwyci go za ramię, przyciągając do siebie, by przebić się jakoś przez hałas i muzykę.
– Drinka w rewanżu? – zaproponował i pod Alibabą niemal ugięły się nogi z wrażenia. On… on jednak pamiętał! Podniósł na niego wzrok, otwierając szeroko oczy i zdając sobie sprawę, że musi wyglądać jak jakieś cielę, gdy tak się w niego wpatrywał, więc pokiwał szybko głową.
– D-dzięki – wyjąkał, a mężczyzna tylko uniósł lekko kąciki ust. On nawet uśmiech miał perfekcyjny, jak te usta się cudownie wyginały, jakby chciał go teraz pocałować… Stłumił potrzebę zdzielenia się w twarz ręką. Musi się opamiętać! Nie może się na niego tak od razu rzucić, facet sobie jeszcze pomyśli o nim nie wiadomo co! Chociaż miał wrażenie, że alkoholu mu już wystarczy, to przyjął kolorowego drinka i szybko upił spory łyk, byle tylko coś zrobić i nie patrzeć się na niego jak idiota. Aż się wzdrygnął, gdy facet pochylił się i poczuł jego oddech na szyi. O rany….
– Nie myślałem, że cię tu spotkam – powiedział wprost do jego ucha. I chociaż Alibaba doskonale wiedział, że robi to tylko dlatego, żeby go słyszał, bo muzyka łomotała w najlepsze, to i tak te mrukliwe nuty w jego głosie sprawiły, że przeszły mu dreszcze po plecach.
– Ja też nie – zaśmiał się nieco nerwowo. – Kumpel mnie wyciągnął.
– Jesteś tu z kimś?
Alibaba zerknął na niego, przyglądając się jego uniesionej brwi. Cholera, ten gość miał takie spojrzenie, że aż wszystko w nim zamierało. I tak cudowne usta, które miał ochotę pocałować…
– Z kolegą – powiedział z naciskiem i ten chyba zrozumiał, bo te nieziemskie wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu. O szlag, o szlag… Napił się, a zimna mieszanka soku i alkoholu nieco go otrzeźwiła. – A ty? Jesteś z kimś? – spytał, siląc się na niemal beztroski ton, mimo że po raz kolejny przeszły go ciarki, gdy poczuł jak tamten pachnie. Ścisnął mocno szklankę z drinkiem, byle tylko nie zrobić czegoś, czego będzie potem żałował.
– Z kolegą – odpowiedział, a jego usta rozciągnęły się w nieco mniej dyskretnym uśmiechu. Ale w sensie z jakim kolegą? Zwykłym kolegą, przyjacielem-kolegą, przypadkowym kolegą, seks-kolegą? Mógłby bardziej sprecyzować!
– Och – mruknął, dopijając drinka i myśląc gorączkowo, czy nie powinien zamówić czasem kolejnego. Jak nie będzie miał co zrobić z rękami… Aż się zakrztusił, gdy ten znowu się pochylił, właściwie dotykając go nosem.
– Chcesz zatańczyć?
– Ja… co? – wyjąkał, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, mając wrażenie, że się przesłyszał. Jednak mężczyzna uśmiechnął się tylko kącikiem ust i zrobił krok w stronę parkietu, oglądając się na niego przez ramię, więc chcąc nie chcąc dopił swojego drinka i poszedł w jego ślady.
I co? To było takie łatwe? Tak łatwo można było kogoś znaleźć, wypić drinka, praktycznie słowa ze sobą nie zamienić, iść na parkiet i skończyć w męskim kiblu? Ale… nie, to nie było ważne, uznał, gdy ten facet przysunął się do niego, pochylając się lekko nad nim, ale jednocześnie nie będąc napastliwym. Tak właściwie to w ogóle go nie dotykał i Alibaba nie wiedział, czemu pomyślał, że to z jego strony bardzo nie w porządku. Mógłby… się z nim pościskać. Trochę. Odrobinkę. Zwłaszcza że tamten miał na sobie obłędną koszulkę opinającą szerokie ramiona, o cholera, jak on świetnie wyglądał!
I całkiem nieźle tańczył, to mu musiał przyznać, gdy w końcu udało mu się wyrwać z tego przerażającego odrętwienia, gdy w końcu zaczął poruszać się do muzyki, zerkając na niego nieśmiało spod grzywki. Mężczyzna rzucił mu długie spojrzenie, mrużąc oczy i uśmiechając się kącikiem ust, a Alibaba poczuł, że robi mu się absolutnie gorąco. Wcześniej nie był nawet w połowie tak przystojny jak teraz, uznał z jakimś dziwnym podekscytowaniem, jak on to właściwie robił? Drgnął, gdy jego ręka musnęła go w ramię, ale nie poczynił żadnego dalszego kroku, po prostu go drażniąc. Ile on by dał, by ten facet go objął, zamknął w tych silnych ramionach i przycisnął do siebie mocno… Podniósł na niego wzrok i w tym samym momencie tamten się pochylił, muskając ustami jego ucho.
– Dobrze tańczysz – wymruczał i Alibaba spłonął rumieńcem, czując się nagle taki zawstydzony. Cholera, to było jak sen, ten facet był spełnieniem jego marzeń, a teraz był tu, na wyciągnięcie ręki…
– Ty też – powiedział, starając się zapanować nad drżeniem rąk, zwłaszcza gdy usłyszał jego zadowolony pomruk.
Rany, miał ochotę go dotknąć. Chciał to zrobić, poczuć jego ciepło, jego… jego ciało przyciśnięte do niego, jeszcze nigdy tego nie pragnął tak jak teraz, jak z tym facetem. Mógł to zrobić? Po prostu go dotknąć? A właściwie to czemu nie? Przecież po to tu przyszli, tak? Żeby się zabawić, żeby chociaż przez chwilę być z kimś… Że niekoniecznie chciał skończyć na pieprzeniu w brudnym kiblu, to inna sprawa, ale w sumie z tym gościem to nawet nie była taka najgorsza wizja. Aż zrobiło mu się cholernie gorąco, gdy pomyślał o nim. W łóżku. O szlag.
Wpatrywał się jak zaczarowany w te niesamowite oczy mężczyzny i przysunął się bliżej, po prostu tego pragnąc. Dłonie na jego biodrach były takie ciepłe, takie, cudowne, że aż przywarł do niego bardziej, poruszając się z nim w rytm muzyki. Mężczyzna pochylił się nad nim zaglądając mu w oczy i Alibaba zagryzł wargę, czując ciepło na policzkach. Jego dłoń, jakby bez udziału jego woli, spoczęła na karku tamtego, który zaraz pogładził, wsuwając palce w jego włosy.
Mężczyzna zamruczał, opierając czoło o jego czoło i Alibaba czuł, jak żołądek fika mu koziołki, jak dreszcze co i rusz przebiegają go po plecach. Aż westchnął, gdy ten przycisnął go do siebie, tak, że poczuł ciepło jego całego ciała… Objął go ramionami, dłońmi przesuwając po jego plecach. Czuł, że wszystko mu wiruje, że upojenie alkoholowe miesza się w nim z podnieceniem tą bliskością. To było takie niesamowite uczucie, takie… Aż stanął na palcach, gdy ten jeszcze mocniej do niego przywarł, a jego oddech muskał mu usta. Chciał go pocałować. Tak bardzo chciał go pocałować! A ten go tak kusił. Wplótł mu palce we włosy, gdy mężczyzna nieco odchylił głowę patrząc mu prosto w oczy, by za chwilę pochwycić jego wargi w pocałunku.
Miał wrażenie, że gdyby ten nie trzymał go w pasie, to na pewno by się osunął na kolana z wrażenia. I jak się nad tym zastanowić, to właściwie bardzo chętnie by klęknął przed tym facetem. Póki co wręcz przylgnął do niego, zamykając oczy i rozkoszując się smakiem jego ust, zwłaszcza gdy ten przekręcił głowę i zaczął pieścić jego wargi językiem. To było takie… takie… całowanie się z Judalem to jedno, czasem cmokali się po prostu, po przyjacielsku, czasem ponosiło ich trochę po pijaku, ale to nigdy nie było takie podniecające, jak teraz całowanie się z tym facetem. Czuł, że drży w jego ramionach, gdy czuł tę stanowczość, te władzę, gdy jego dłonie zacisnęły się mocno na jego biodrach, a Alibaba miał wrażenie, że zaraz po prostu zejdzie z nadmiaru bodźców. Miał ochotę go dotykać, wręcz obmacywać się z nim, czuć jego twarde, gorące ciało pod dłońmi… Z westchnieniem przesunął rękoma po jego plecach, odpowiadając żarliwie na jego pocałunek.
Sam nie wiedział, kiedy się skończył i czemu tak właściwie przestali. Przecież to było tak doskonałe, powinni się tak całować cały czas! A potem aż zadrżał, gdy mężczyzna obrócił go do siebie tyłem, obejmując go w pasie i opierając usta na jego szyi, gdy zaczął powoli, do rytmu muzyki, wodzić dłońmi po jego ciele. Aż ciężko było mu powstrzymać jęk cisnący się na usta, gdy tak kołysał się z nim w tym zmysłowym tańcu, wymieniając muśnięcia dłoni. Jego ciało rozpalało się pod jego rękami, czuł, jak napina je podniecenie i nie mógł zapanować nad tym, by nie ocierać się o niego. Nawet nie przypuszczał, że zwykły taniec może być tak… tak erotyczny. Westchnął przeciągle, gdy poczuł te wspaniałe usta na boku swojej szyi, gdy pieściły go tak subtelnie, tak delikatnie. Cholera…
Oddychał ciężko, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zaczynał reagować na te wszystkie zabiegi. Ale było mu zbyt dobrze, zbyt lekko po wypitym alkoholu, żeby mógł zaprotestować, żeby przerwać… Zresztą on wcale nie chciał tego przerywać! Absolutnie tego nie chciał. Aż zagryzł wargę, gdy gorąca dłoń musnęła skórę na jego brzuchu. Obrócił się, obejmując go w pasie, patrząc na niego spod rzęs. Jemu chyba też się podobało, jego oczy tak błyszczały i były takie pociemniałe. Alibaba aż sapnął, gdy mężczyzna przycisnął go mocno do siebie, tak władczo, tak że poczuł się przy nim rozkosznie mały i bezbronny. Zacisnął palce na jego bluzce, oddychając coraz płyciej, gdy ich biodra tak się ocierały o siebie. Czuł dłonie przesuwające się po jego ciele, wprawiające go w drżenie oraz ten wzrok na sobie, taki łapczywy, że sam nie wiedział, czy jest bardziej speszony, czy też podniecony z tego powodu. Może jednak seks po raz pierwszy w kiblu nie jest taki zły?
Uniósł się na palcach, nie mogąc już znieść tego gorąca i napięcia między ich spojrzeniami i po prostu sam go pocałował. Aż jęknął, odchylając się, gdy ten zaraz pocałował go tak mocno, tak wspaniale odbierając mu zmysły. Gdyby mógł, nie robiłby nic innego, tylko całował się z tym facetem.
Zadrżał w jego ramionach, gdy poczuł jego dłoń przesuwającą się po pośladku, na którym zaraz zacisnęły się palce. Och, cholera, jeszcze chwila i sam go wepchnie do kibla czy do dark roomu, sam sięgnie mu do spodni, by go pieścić, tak… tak strasznie go chciał, jak jeszcze nigdy nikogo i trochę go to przerażało. Co o nim świadczyło, że tak strasznie chciał seksu z tym nieznajomym, że tak bardzo go pożądał, chciał, by ten wsadził mu rękę w spodnie i pocierał go aż nie dojdzie z jękiem?
Ugryzł lekko jego wargę i aż sapnął, gdy w odpowiedzi poczuł jego zęby, które nie siliły się na przesadną delikatność, ale mężczyzna nie był przy tym agresywny czy brutalny. Tylko taki… taki… Przesunął rękoma po jego klatce piersiowej, wyczuwając pod opuszkami twarde mięśnie. Cholera, no idealny, perfekcyjny, mieć takiego w swoim łóżku to coś wspaniałego, chciałby tego teraz, już! A póki co musiał zadowalać się tylko tym dotykiem rąk i ust, chociaż naprawdę, był już tak podpity, że mógłby to z nim zrobić i na parkiecie, jakoś nie miał z tym problemów.
Jęknął cicho, gdy poczuł dłoń tamtego wsuwającą się w tylną kieszeń jego dżinsów. Spojrzał na niego z bliska, dysząc ciężko z podniecenia, a tamten uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na niego z góry, nim nie przysunął się do jego ucha.
– Masz ochotę? – pociągnął go lekko za rękę.
– Na co? – wyszeptał, przymykając oczy i opierając się czołem o jego ramię.
– Na dark room. – Usta mężczyzny zadrżały, a Alibaba spłonił się na jego słowa. Czy miał ochotę? Pewnie, że miał ochotę, chciał seksu z nim jak niczego na świecie! Pytanie tylko, czy miał na to odwagę. I czas, jeszcze czas się liczył, przecież obiecał, że…
– Cholera… – jęknął, patrząc na zegarek na ręce. Piętnaście minut temu powinien być w domu. Szlag by to! Co powinien zrobić?
– Coś nie tak? – spytał mężczyzna, dotykając ustami jego ucha.
Myśl, Saluja, myśl, ciężko ci od alkoholu, ale myśl, seks na pewno nie potrwa minuty, kurwa jego mać, czemu trafił mu się taki facet, a on musiał wracać i to jak najszybciej?!
– Zabiją mnie – zajęczał niewyraźnie pod nosem, już sobie wyobrażając, co będzie, jak wróci do domu.
– Co? – Mężczyzna spojrzał na niego, unosząc brew i Alibaba z tej całej wewnętrznej desperacji przylgnął go jego warg w mocnym pocałunku.
– Muszę wracać – wydyszał, całując go raz po raz. Jak ma się obejść smakiem i już nigdy go nie spotkać, to chociaż może go pocałować, żeby mu starczyło do końca życia.
– Już? Dlaczego? – Zmarszczył brwi, jednak odpowiedział namiętnie na kolejny pocałunek.
– Po prostu muszę… – wydyszał w jego wargi. Cholera, seks życia czy szlaban do grobowej deski?  – Obiecałem… muszę iść… – Mężczyzna pocałował go tak… tak mocno, tak głęboko, przyciskając mocno do siebie, że przez chwilę myślał, że autentycznie zemdleje. Nie chciał iść, nie chciał go zostawiać, chciał wpić się w jego wargi i całować z nim do utraty tchu, ale… ale nie mógł! Dlaczego, cholera jasna, dlaczego nie mógł tutaj z nim zostać, przetańczyć z nim całej tej nocy, by potem skończyć z nim przy ścianie? No dlaczego?!
Przygryzł jego wargę, patrząc na niego z bliska, obejmując jego twarz dłońmi, by zaraz… po prostu się odsunąć i uciec, nie oglądając się za siebie. Wiedział, że gdyby się obejrzał, gdyby zerknął na niego przez ramię, to już by został i nic by go wtedy nie powstrzymało.
Wybiegł z klubu, pisząc jeszcze szybko do Judala, że już wrócił i żeby się dobrze bawił. Dopiero po chwili sobie uświadomił, że przecież nawet nie zapytał tego faceta o imię! Ani numer telefonu, nic, cholera… Chociaż pewnie i tak był tylko dla niego takim chłopaczkiem na raz, na jedną noc, to może jednak… może by się jeszcze kiedyś spotkali czy coś…
Przejechał sobie ręką po twarzy, idąc na przystanek, skąd odjeżdżały nocne autobusy. Powinien się zastrzelić, naprawdę, ale w sumie nie, zaraz zrobi to jego rodzina, nie powinien się więc przejmować.
Alkohol szumiał w jego głowie, ale nie tylko to. Miał wrażenie, że w tym mężczyźnie było coś odurzającego, czuł się jak na prochach. Wciąż czuł jego zapach na sobie, jego wargi na swoich, dłonie błądzące po ciele... poruszył się niespokojnie na siedzeniu w autobusie, czując jak ma wyjątkowo mało miejsca w spodniach. To przez Judala, on mu kazał włożyć takie obcisłe!
Gdy dojechał do domu, światła paliły się tylko w pokoju jego rodziców, co dało mu przeczucie, że idzie prosto na ścięcie. Jednak nie zamierzał poddać się bez walki. Wirowało mu przed oczami, gdy złapał za klamkę i otworzył cicho drzwi, wślizgując się do środka. Właściwie na palcach ruszył do schodów, słysząc dźwięki włączonego, choć przyciszonego telewizora. Czyżby miało mu to ujść na sucho? Może wcale nie musiał wracać tak wcześnie, może mógł z nim...
– Alibaba.
Aż zamarł z ręką na poręczy, klnąc pod nosem. Szlag by to trafił, było już tak blisko.
– Tak? – Spojrzał niewinnie na swoją matkę, która patrzyła na niego gniewnie, opierając się o framugę drzwi.
– Spóźniłeś się – syknęła, mrużąc oczy.
– Ja... – Myśl Saluja, wymyśl coś, nie powiesz jej, że spotkałeś faceta swojego życia i mało się nie pieprzyliście w dark roomie. – Ja... gadałem jeszcze  Judalem! – zapewnił. - Wiecznie truje mi głupotami, hahaha...
Matka patrzyła na niego przez chwilę, po czym westchnęła krótko.
– Masz szczęście, że ojciec usnął – rzuciła, wracając do sypiali. Alibaba odetchnął głęboko, trzymając się za serce. Było tak blisko! Miał cholerne szczęście. Zwłaszcza że matka chyba nie zauważyła, jak radośnie jest pijany. Udał się pospiesznie do swojego pokoju i rzucił się na łóżko, jęcząc gdy poczuł helikopter, jak wszystko mu się kręci wokół głowy. Jak mógł tak skończyć, siedzi tutaj podjarany a mógł spędzać cudowne chwile z tym facetem! Mogli iść na całość, iść do dark roomu i pieprzyć się całą noc, Alibaba chętnie by przed nim klęknął i wziął go w usta... ludzie, co się z nim działo?! Jeszcze nigdy nie marzył o czymś takim, by ssać innego faceta, a teraz...
Jęknął, odpinając spodnie i wsuwając w nie dłoń. Było mu trochę głupio, dotykać się i myśleć o tym jednym, konkretnym mężczyźnie, ale i tak go pewnie już nie spotka, prawda? Więc wziął się w dłoń i oparł policzek na poduszce, zamykając oczy. Mmm, ten nieznajomy też mógłby mu zrobić dobrze, mógłby go przycisnąć do ściany i wziąć od tyłu, Alibaba był już niemal pewien, że by mu na to pozwolił. Dlaczego musiał wracać, no dlaczego? Czuł mocny ucisk w podbrzuszu jak tylko sobie pomyślał, jak gorący był tamten facet, gdy przypomniał sobie, że on również był sztywny podczas ich tańca... i szlag, wszystko spieprzył!
Potarł się mocno po czubku, czując że jest już blisko. To chyba najszybszy orgazm jego życia, ale nie dbał o to, chciał po prostu dojść, myśląc o tamtym. Jęknął więc stłumionym głosem, dochodząc we własną dłoń, czując ulgę od tego pulsującego napięcia jakie go trzymało. Dyszał w poduszkę, czując te przeklęte zawroty głowy. Cholera, chyba przesadził z tym drinkami, ale z drugiej strony nie był pewien czy mniej pijany byłby w stanie ot tak próbować zainteresować sobą tamtego mężczyznę. I czemu nie wziął od niego żadnego numeru, czemu nie zapytał nawet o imię?! Skopał z siebie spodnie i wkręcił się w pościel. Mieć taką okazję i ją zmarnować mógł tylko on.
Rano obudził go telefon od Judala, który domagał się wszystkich szczegółów, bo oczywiście widział ich na parkiecie. Alibaba musiał chwilę pomyśleć, próbując dojść do tego, o czym ten w ogóle wygaduje, a gdy sobie wszystko przypomniał, zalała go fala gorąca. Zwłaszcza że Judal nie umiał inaczej, niż prostymi złośliwościami. A gdy się dowiedział, że do niczego nie doszło, bo Alibaba musiał wracać do domu, wyśmiał go tak, że ze złością się rozłączył. Myślałby kto, że Judal taki dobry w wyrywaniu. Alibaba założyłby się o wszystko, że połowa opowieści chłopaka to ściema. Musiałby go nie znać! Nie mniej w tej kwestii zgadzał się z Judalem, miał taką okazję na dobry seks i jej nie wykorzystał. Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie zarucha albo skończy z jakimś byle jakim pedałem! Już wolał się pieprzyć z jakimś naprawdę gorącym facetem. A tamten stanowczo taki był. I do tego wyraźnie zainteresowany, przecież nawet mu zaproponował dark room! Mogli tam iść i się bawić, mógłby się założyć, że to byłby seks jego życia! A tak wszystko zmarnował. Bo bał się szlabanu, też problem! Jak teraz o tym pomyślał, całkowicie na trzeźwo, to seks z tamtym gościem był wart wszystkiego.
Z westchnieniem zapatrzył się w sufit, rozpamiętując każdą chwilę z tego wieczoru. Każdy dotyk i pocałunek, każde muśnięcie... Zagryzł wargę. Pewnie tamten znalazł sobie kogoś innego na szybki seks. Pewnie tak. I tylko on leżał i masturbował się w swoim wyrze jak ostatnia pizda, Judal słusznie go wyśmiał. Czy spotka go jeszcze kiedyś? A nawet jeśli, to co mu powie? Że rodzice kazali mu wracać do domu? Prędzej się pod ziemię zapadnie. Ile tamten mógł mieć lat, tak w ogóle? Na pewno był starszy od niego, był bardziej mężczyzną, niż chłopakiem z liceum i chyba to go tak w nim kręciło, że był taki... męski. Aż zadrżał na wspomnienie jego twardego ciała, szerokich ramion... Pod kimś takim mógłby leżeć i  nie miałby z tym żadnego problemu.
Znowu zezłościł się sam na siebie, że przegapił taką okazję, no ale teraz już nic z tym nie zrobi. Odebrał telefon od Judala, który kazał mu ruszyć dziewiczy tyłek, bo on się musiał napić na klina. Alibaba więc w nieco pochmurnym nastroju zwlekł się z łóżka, żeby w końcu się ogarnąć i zacząć jakoś dzień.
Judal zdecydowanie nie odbiegał wyglądem od człowieka z kacem i Alibaba był zaskoczony, że jemu samemu nic nie jest, za to cholernie chciało mu się jeść. Poszli z Judalem do jakiegoś baru przy miasteczku studenckim, bo tam zawsze można było się najeść i napić w nienajgorszej cenie, a portfel Alibaby zaczynał piszczeć. Fakt, że był wypchany, ale drobniakami, co wcale nie pocieszało go tak bardzo.
– Jak mogłeś przepuścić taką okazję. – Judal wywrócił oczami, sącząc swoje piwo. Alibaba aż jęknął, jedząc frytki. No ile jeszcze razy o to zapyta i mu to wytknie?
– Nie ten, to następny – burknął takim tonem, jakby nie mógł się opędzić od facetów, więc Judal słusznie się roześmiał, kręcąc głową.
– Och, Saluja, Saluja – wymamrotał Judal, dławiąc się ze śmiechu. – Kto by cię tam chciał.
– On mnie chciał! – krzyknął oburzony i zaraz się zreflektował, gdy kilka głów obróciło się w ich stronę. – Chciał mnie, tak? – warknął już ciszej do Judala. – Skoro on mnie pragnął, to równie dobrze ktoś inny też może!
– Może tak naprawdę jest zakompleksionym molem książkowym? – podsunął Judal, nadal sącząc piwo, a Alibaba spojrzał na niego, jakby był po prostu głupi. – No wiesz, może miał wypchane te poślady i w ogóle i tylko udawał takiego gorącego? Są takie poduszki, co je wkładasz w spodnie i dupa okrągła jak u noworodka! Sam się kiedyś na to nabrałem! A on jeszcze był rudy i stary, więc wiesz...
Przerwał mu głośny śmiech ze stolika obok i Alibaba zamarł, widząc znajomego tamtego mężczyzny, tego z długimi włosami. Najwyraźniej słyszał ich rozmowę i to ona go tak rozbawiła, bo wyglądał, jakby miał problemy z opanowaniem śmiechu. Alibaba aż się spłonił; czemu Judal musiał być takim idiotą?! Mężczyzna najwyraźniej go pamiętał, a gdyby przekazał wszystko swojemu koledze, na którym tak Alibabie zależało, to chyba by tego nie przeżył.
– A ten co podsłuchuje i się śmieje? – burknął Judal, chociaż jego brew uniesiona była w geście wyraźnego zainteresowania. Czemu tak się działo, że jak Judal się kimś zainteresował, to go miał? Że to zawsze on rozdawał karty? Alibaba nie był nieśmiałą sierotką, ale jakoś nie potrafił tak... emanować tym wszystkim, czym emanował Judal, a co tak dobrze działało na jego potencjalnych partnerów.
– Możesz mi wierzyć, że nie wypycha pośladków – zapewnił mężczyzna, nie panując nad śmiechem, gdy tak popatrywał na nich wesoło, pochylając się nieco w ich stronę. – Ale co do drugiego się nie pomyliłeś, całe życie z nosem w książkach
– Widzisz? Widzisz? – zwrócił się Judal do Alibaby. – Mówiłem ci, że to stary ramol!
Mężczyzna ze stolika obok roześmiał się na całe gardło, a Alibaba ze złością kopnął Judala pod stolikiem. Mógłby się zachowywać!
– Mogę się dosiąść? – spytał mężczyzna, a Judal już przy słowie "mogę" zaczął się przesuwać. Skąd wiedział i jak on to robił, do diaska! Alibaba strasznie mu tego zazdrościł, że nawet na kacu był taki pewny siebie.
– Jasne – odezwał się z pozorną obojętnością i Alibaba nie wiedział, jak ma zareagować, gdy mężczyzna usiadł naprzeciw niego.
– Nieźle go wczoraj zaskoczyłeś – powiedział z rozbawieniem tamten, mając takie łobuzerskie i pogodne błyski w oku, że Alibaba mimo wszystko uśmiechnął się lekko. – Narobiłeś mu ochoty i zostawiłeś pośrodku parkietu, pierwsza klasa!
– Niespecjalnie przecież – wymamrotał, spuszczając wzrok, zagapiony w swoje frytki.
– Sinbad – przedstawił się nagle nieznajomy, uśmiechając się szeroko, na co Judal podparł się łokciem na stole, przyglądając mu się z boku.
– Judal – odpowiedział leniwie, mrużąc oczy. – A ten kretyn, co nie potrafi dostrzec okazji, nawet gdy ta ociera się o niego swym kroczem, to Alibaba.
Blondyn spiorunował go spojrzeniem, mając ochotę go po prostu zabić.
– Ale fakt, niezła okazja to była – przyznał Sinbad – Kouen nigdy nie chodzi do klubów, raczej spędza wieczory przy książkach.
Podniósł na niego wzrok, czując się nagle podekscytowany. Kouen. Więc to tak miał na imię. I w dodatku nie był takim typowym, klubowym ruchaczem... sam nie wiedział, co ta informacja w nim wywołała.
Patrzył z zainteresowaniem na Sinbada, myśląc o tym, czy dowie się jeszcze czegoś ciekawego. Ten też na niego popatrzył, uśmiechając się od ucha do ucha, jakby coś niewiarygodnie go cieszyło.
– A tu taka piękna okazja i nic z tego! Hahahaha! – parsknął i poklepał się po nodze, wyraźnie ubawiony.
– No, zawsze mógł znaleźć kogoś innego? – zasugerował, uśmiechając się nieco niepewnie. Nie chciał, żeby Kouen tak robił, ale miał nadzieję, że się tego dowie.
– Kouen? Nie żartuj! – parsknął rozbawiony. – On z tych, co polują raz a dobrze – mrugnął do Alibaby, na co ten od razu odwrócił wzrok. – Dlatego wkurwił się i zostawił mnie samego!
– I jak zwykle wszystko wina Saluji – odezwał się złośliwie Judal, ale Alibaba nieszczególnie się tym przejął. Zawiesił się na tym, że Kouen… Kouen nie szukał nikogo innego. Nie poszedł wyrywać kogoś chętnego, tylko wrócił do domu. Zły, fakt, ale… no… w jakiś sposób połechtało to ego Alibaby, zwłaszcza iż doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że mężczyzna w tamtej chwili chciał go równie mocno jak on. Gdyby tylko nie był takim idiotą, to tamten wieczór mógł się skończyć zupełnie inaczej, może jeszcze by się spotkali? Może… małe after party, dobry seks na przypomnienie czy na pewno było tak zajebiście? Bo Alibaba był więcej niż pewien, że byłoby.
Sinbad przyglądał mu się dłuższą chwilę, w końcu zerkając na zegarek.
– Jeżeli ci tak zależy – zaczął powoli, jakby odgadując, jaki potok myśli kłębił się w jego głowie – to za piętnaście minut Kouen kończy zajęcia w A.
Więc Kouen był studentem? W A, świetnie, gdzie to było? Nieważne, zaczepi kogoś po drodze. Ale może jednak nie powinien iść? Może tylko niepotrzebnie się wygłupi? Zagryzł wargę.
– Idioto, kolejną okazję też chcesz przegapić? – zapytał Judal, unosząc brew. Alibaba odwrócił wzrok, jakoś nie mogąc znieść tych dwóch wyczekujących, wbitych w niego spojrzeń.
– Och, zamknij się – warknął, przeglądając się w oknie, upewniając się, że wygląda dobrze i może iść się z nim tak spotkać.
Nagle zmarkotniał. O czym oni będą rozmawiać? O czym się rozmawia z gościem, który prawie cię przeleciał na parkiecie, a ty go zostawiłeś?
– To nie jest takie proste – burknął, osuwając się na krześle i biorąc do ręki kolejną frytkę. Co on sobie w ogóle wyobraża, przecież to jasne, że normalnie taki facet by się nim nie zainteresował. Znaczy, Saluja nie był jakąś maszkarą, nie miał nic ani do swojego wyglądu czy ciała, ale tak obiektywnie patrząc tacy… tacy mężczyźni chyba nie oglądali się za smarkaczami takimi jak on? A jak ten go wyśmieje, że niby co sobie wyobraża? Albo będzie wkurwiony, że tak go wystawił, skoro ten mógł mieć tak dobry wieczór?
– Wszystko jest proste, tylko ty jesteś pizda. – Judal przewrócił oczami i wyrazie kompletniej irytacji. – Już cię tu, kurwa, nie ma. – Kopnął w jego stołek, gromiąc go spojrzeniem.
– Ale…
– Wynocha! – Znów go kopnął, tym razem w piszczel, aż Alibaba zasyczał przez zęby.
– A ty?
– Ja? – Uniósł brwi. – O mnie, to ty się nie martw. – Usta Judala rozciągnęły się w szerokim uśmieszku i właściwie dopiero teraz Alibaba zauważył, jak blisko Sinbada ten siedzi. Jak on to, do diabła, robił?! Jak to się działo, że Judal mógł mieć każdego, no po prostu każdego, a on się tak cykał? No trudno, jak nie wyjdzie, to nie szkodzi, po prostu zapomni o sprawie, więcej tego faceta nie spotka i tyle.
Z westchnieniem podniósł się, zostawiając im niedojedzone frytki, po czym po krótkim pożegnaniu wyszedł z baru. Zaczepił jeszcze grupkę studentów, która wskazała mu budynek A – akurat był to ten sam, w którym postawił mu kawę. Zbieg okoliczności? Jednak postanowił to wykorzystać. Chociaż nogi mu drżały, to stanął przy tym samym automacie co wtedy, dziękując w duchu, że jest przy drzwiach, więc na pewno nie przeoczy Kouena. Zerkał nerwowo na zegarek. A jak wypuścili ich wcześniej? A jak już poszedł? Było mu niedobrze z nerwów.
Jednak kiedy wypatrzył go w tłumie, znowu w koszuli, gdy rozmawiał z jakimś młodym mężczyzną w czerwonych włosach... Och, cholera, poczuł że miękną mu nogi. Gapił się na niego tak intensywnie, że tamten chyba to wyczuł, bo również na niego spojrzał.
Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, gdy tak patrzyli na siebie w bezruchu. A potem Kouen szepnął coś do kolegi, kiwając mu głową, i wolno podszedł do Alibaby.
– Postawić ci kawę? – odezwał się blondyn, siląc się na swobodny ton, gdy oparł się leniwie o automat do kawy, chociaż miał wrażenie, że zaraz się po nim osunie. Miał obawy co do tego, jak Kouen na niego zareaguje, czy nie będzie wściekły czy coś w tym stylu. Albo nie pomyśli sobie bóg wie czego, skoro mogło to wyglądać na to, że no... Alibaba go szuka.
Jednak gdy usta mężczyzny wygięły się nieco, aż mu ulżyło.
– Chyba ja powinienem tobie – stwierdził, sięgając po portfel, omiatając go jakimś takim leniwym spojrzeniem, że Alibaba aż poczuł delikatne dreszcze.
– Już mi postawiłeś drinka – palnął i aż zaklął w myślach, gdy uświadomił sobie, co właśnie zrobił. No tak nie ma to jak na wstępie przypominać fatalny wieczór, Saluja ty mistrzu podrywu...
– W takim razie następnym razem ty się zrewanżujesz – stwierdził, wsuwając kartę do czytnika i wybierając kawę.
Następnym razem? Powiedział to ot tak czy naprawdę sugerował jakiś następny raz? Alibaba aż przestąpił z nogi na nogę, nagle podekscytowany. Może nie będzie tak źle i nie wszystko jeszcze stracone?
– Proszę. – Wręczył mu kawę i Alibaba nie zapanował nad uśmiechem, gdy ją odbierał. Usta Kouena też delikatnie się wygięły.
– To... skończyłeś już zajęcia? – zagadnął, upijając i prawie się nie skrzywił. Przecież nie powie Kouenowi że wolałby herbatę, już bez przesady!
– Jeszcze mam jedne ćwiczenia za godzinę – odpowiedział, samemu też kupując sobie kawę. Czarna bez cukru, to do Kouena tak... pasowało.
– Coś się stanie, jak nie pójdziesz? – zapytał, naprawdę mając ochotę spędzić z nim trochę czasu.
– Moi studenci na pewno się ucieszą.
Jego... co? Prawie upuścił tę nieszczęsną kawę, gdy poderwał głowę, patrząc na niego w szoku. Czyli... czyli co? On nie był studentem? O szlag, to ile on miał lat?
Usta Kouena zadrżały, gdy na niego spojrzał i Alibaba uświadomił sobie, jak głupią minę musiał mieć.
– Jestem na doktoranckich – wyjaśnił mu, choć Alibaba nie pytał, przez co zrobiło mu się tylko głupio, że aż tak oczywisty. – Zaraz bronię doktorat. A ty?
– Pierwsza... – zaczął i miał ochotę uderzyć się w głowę. Nie może mu powiedzieć prawdy, że pierwsza liceum, no nie może. – ...y. Pierwszy rok – dodał pospiesznie, patrząc Kouenowi w oczy i mając nadzieję, że ten to łyknie.
– A co studiujesz? – Kouen poprowadził ich na piętro, gdzie mogli usiąść w spokoju na krzesłach przy małych stolikach.
– Zarządzanie. – Pokiwał z przekonaniem głową. Ojciec ciągle mu mówił, że powinien iść na zarządzanie, spełni jego oczekiwania! Nawet jeśli tylko w kłamstwach.
– Naprawdę? – Zerknął na niego, odsuwając krzesło. A co, co? Nie wyglądał? Nie mógł studiować zarządzania?
– Tak, ojciec ma firmę, potrzebuje współpracowników – mruknął, wzruszając ramionami.
– A tobie się to nie podoba? – Uniósł brew i Alibaba przez chwilę patrzył na niego. Skąd to wiedział? Na serio aż tak to było widać? Bo Kouen nie pomylił się ani trochę. Nie miał ochoty na takie studia, a już zwłaszcza na pracę w firmie ojca. I w szczególności z ojcem.
– Nie bardzo. – Znowu wzruszył ramionami popijając kawę. – A ty co studiujesz... wykładasz? – odchrząknął, zerkając na niego spod grzywki. Jak się dowie, ile Alibaba ma lat, to jak nic go oleje.
– Historię – odpowiedział, a Alibaba aż otworzył szeroko w zdumieniu oczy.
– Naprawdę? – Niby Sinbad mówił, że Kouen lubi siedzieć nad książkami no ale... historia?
– Tak, a właściwie to nie wykładam, tylko prowadzę ćwiczenia póki co.
– Uau... to znaczy, hm, historia to niełatwy kierunek – zaśmiał się nieco nerwowo. Ćwiczenia z historii? Co się w ogóle na tym robiło? Ćwiczyło się pisanie dat czy co? Nie mógł sobie tego wyobrazić, ale nie pytał, bo na pewno wyszedłby na idiotę.
– Ale nie jest też trudny – Kouen uśmiechnął się lekko. – Zwłaszcza gdy coś cię zainteresuje. Miałeś już jakiś przedmiot historyczny na uczelni?
A powinien w ogóle? Mówił o zarządzaniu, co tam robiła historia? Ale może Kouen wiedział lepiej, skoro pytał go o to tak pewnie, może rzeczywiście tam była historia! Co powinien odpowiedzieć?
– Powiedzmy – odparł w końcu zdawkowo.
– Jaki? – drążył dalej Kouen i Alibaba poczuł, że zaczyna panikować.
– No taki ogólny, o gospodarce... nie pamiętam, to dawno było – wyjąkał, machając ręką, starając się zbyć temat.
– Historia gospodarcza? – podsunął Kouen i Alibaba zgodził się ochoczo. – Piszę doktorat z wpływu odkryć Keynesa i postkeynesistów na współczesną gospodarkę, a zwłaszcza na sektor MŚP – ciągnął dalej i chłopak poczuł się jeszcze gorzej, gdy jedyne słowo, jakie zrozumiał, to chyba "wpływ". – Wiesz, kwestia finansowania w przeszłości, poczynając od samego źródła i tak dalej.
– No jasne – odpowiedział, chociaż absolutnie nie miał pojęcia, o co mu chodzi. – To rzeczywiście ciekawe. Chyba naprawdę cię to interesuje? – Uśmiechnął się delikatnie, starając się nie brzmieć zbyt nerwowo, bo naprawdę nie miał pojęcia, o czym ten mówił, a nie chciał wyjść na kompletnego idiotę. Mimo że Kouen był taki mądry i czuł się przy nim po prostu naiwnie, to jakoś tak... dobrze mu się na niego patrzyło i go słuchało.
– Hej? – Kouen uniósł brew, przechylając głowę i patrząc na niego uważnie. Dopiero wtedy Alibaba zreflektował się, że się zagapił i...
– Przepraszam ja tylko, no... – Poprawił się na krześle, klnąc na siebie w myślach.
Kouen uśmiechnął się pod nosem, jakby doskonale wiedział, co się właśnie stało.
– To przeze mnie? – Upił łyk kawy.
– Co? – spytał z napięciem.
– Nudzę cię? – spytał, spoglądając na niego tak otwarcie, tak uważnie, tak że zrobiło mu się autentycznie gorąco.
– N-nie! – powiedział pospiesznie, mimo wszystko lekko się czerwieniąc. – W żadnym wypadku! – zapewnił, sięgając po swoją kawę, chociaż wcale nie miał na nią ochoty. – Po prostu się nie wyspałem – skłamał, upijając łyk.
– Ciężka noc po wyjściu z klubu? – Kouen uniósł lekko brwi i Alibabie aż zaschło w gardle pomimo wypitej dopiero co kawy. I co, co miał mu teraz powiedzieć, jak się wytłumaczyć?
– Raczej pobudka wcześnie rano – powiedział, starając się nie mrugać, nie dając jakiegokolwiek powodu, by ten zwątpił w jego słowa.
– Zajęcia? – zapytał mężczyzna, jednak nadal miał taki lekko kpiący głos, jak gdyby mu nie wierzył.
– Praca – palnął, zanim zdążył się ugryźć w język. Jaka praca, był biedny jak mysz kościelna, nigdzie nie pracował! Zresztą kto zatrudni nieletniego? – W piekarni – dodał, kiwając z przekonaniem głową, choć miał ochotę po prostu wstać i wyskoczyć przez okno. Jaka piekarnia?! Już mógł wymyślić coś lepszego! – To dlatego tak wcześnie.
– W piekarni – powtórzył Kouen, ale już nie drążył tematu. Całe szczęście. – A czym ty się interesujesz? – zagadnął go, przechylając głowę i podpierając ją na dłoni.
Alibaba wahał się chwilę, zastanawiając się pospiesznie nad swoimi wszystkimi pasjami. Większość z nich była za głupia, by mówić o nich Kouenowi, co miał na to odpowiedzieć?
– Rysuję – powiedział w końcu, co zresztą było zgodne z prawdą. Chociaż tego nie musiał się wstydzić, o tym mógł powiedzieć.
– Portrety? Pejzaże? – zapytał Kouen, wyglądając na naprawdę zainteresowanego.
– Abstrakcje – mruknął, nieco zbity z tropu, nie będąc pewnym, czy go zrozumie. – I... no, czasem martwą naturę. Ale głównie wzory, loga, projekty... takie tam – machnął niedbale ręką.
– To może powinieneś pomyśleć o studiach graficznych? – Uniósł brew. – Zarządzanie to chyba nie najszczęśliwszy wybór.
– Żeby to było takie proste – mruknął, bawiąc się kubkiem. Z jego ojcem nie wyglądało to tak pięknie, ten niespecjalnie rozumiał to, czego Alibaba chciał. Podejrzewał, że nawet nie przywiązywał wagi do tego, co do niego mówił. Nie, do ojca nie docierało, miał swoje własne plany, w których nie uwzględniał zdania swego syna.
– Może czasem – Kouen pochylił się w jego stronę nad stolikiem, patrząc na niego jakimś takim uważnym i dziwnie łagodnym spojrzeniem – trzeba po prostu zrobić to, czego się naprawdę pragnie?
Alibaba patrzył się w jego oczy jak zahipnotyzowany i aż ciężej mu się oddychało, gdy pomyślał, że jeżeli czegoś pragnie, to pocałować go właśnie teraz. Niewiele myśląc, po prostu pochylił się, przyciskając wargi do jego ust. Zaskoczone westchnienie opuściło wargi Kouena i Alibabie coś dziwnego zacisnęło się w brzuchu. Zaraz też odsunął się gwałtownie, patrząc na Kouena ze strachem, przyciskając dłoń do ust. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jak mógł coś takiego zrobić?! Przecież ktoś ich mógł zobaczyć! Przecież to był obcy facet, a on go tak bezczelnie...
– Szlag, przepraszam – wymamrotał z dreszczem przerażenia.
– Nic się nie stało. – Kouen wyglądał na trochę zdezorientowanego, ale w gruncie rzeczy chyba nie był zły? Umknął spojrzeniem w bok, nie potrafiąc teraz patrzeć mu w oczy, nie po czymś takim. – Nie żebym miał coś przeciwko – dodał po chwili, a Alibaba od razu podniósł na niego wzrok, przygryzając wargę. – Ale może nie na uczelni, gdzie pracuję?
– Przepraszam – wyjąkał jeszcze raz, czując jak palą go czubki uszu. Tak się ośmieszyć, naprawdę, jakby już nie mógł się opanować! Rozejrzał się dyskretnie i mimo wszystko odetchnął z ulgą, że nikt chyba nie zwrócił na nich uwagi.
– W porządku. – Kouen uśmiechnął się lekko, kącikiem ust. – Robisz coś wieczorem? – zapytał nagle i Alibaba zamrugał szybko. Czy on... czy on mimo wszystko proponował mu randkę? Naprawdę nie miał nic przeciwko, że go tak teraz pocałował, tak po prostu?
– Nie – wydusił z siebie, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, czując, jak narasta w nim euforia. To... naprawdę, po tym wszystkim, jak się zbłaźnił, jak Kouen zobaczył, że jest taki najzwyklejszy w świecie, taki szary i w ogóle, chciał się z nim jeszcze spotkać?
– Więc masz ochotę gdzieś wyjść? – Naprawdę, Alibaba miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
– Jasne, jeżeli tylko chcesz. – Uśmiechnął się z lekkim wahaniem, modląc się, by nie wyglądać na szczęśliwego idiotę.
– Gdybym nie chciał, nie proponowałbym.
Uśmiechnął się kącikiem ust. Jeny, jak ten facet to robił, że potrafił patrzeć na niego w sposób, który sprawiał, że było mu tak gorąco i czuł się taki... cholera, podrywany.
– Dziewiętnasta? Może być?
– Co? – ocknął się, przenosząc na niego wzrok. – Och, tak, jasne, może. Gdzie?
– Możemy się spotkać koło pubu w pobliżu, kojarzysz? – Przytaknął, na co mężczyzna uśmiechnął się lekko. – Przyjdziesz? Nie uciekniesz znowu? – Teraz usta wyraźnie mu zadrgały i Alibaba znów zaklął w myślach. A już miał nadzieję, że do tego nie wrócą!
– Przyjdę. Na pewno – zapewnił, nerwowo przeczesując włosy. – Przepraszam, nie uciekłem, po prostu... musiałem wracać, straciłem poczucie czasu i to dlatego, naprawdę... ja naprawdę...
...chciałem żebyś mnie pieprzył. Kurwa.
– A więc mam nadzieję, że dzisiaj zostaniesz na dłużej – powiedział spokojnie Kouen, patrząc mu w oczy tak, że Alibaba na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Och, więc on… on właśnie proponował…
– Jasne – wydusił tylko z siebie, na co tamten uśmiechnął się kącikiem ust, podnosząc się z miejsca. Alibaba również się podniósł, chociaż miał wrażenie, że nogi ma jak z waty. Musi porozmawiać z rodzicami, skłamie im, że nocuje u Judala czy coś, muszą go puścić! Zaczął się gorączkowo zastanawiać, czy nie przyniósł ostatnio jakichś jedynek do domu, ale nie, wszystko grało, zadanie domowe też odrobił, nie mogą mieć nic przeciwko! Aż miał ochotę roześmiać się w głos, gdy zdał sobie sprawę ze swoich problemów i tego, jak bardzo dziecinne są.
– Podaj mi jeszcze swój numer. – Kouen wyciągnął swój telefon, patrząc na niego wyczekująco, więc Alibaba od razu podyktował mu rząd cyfr. – I jesteś…?
– Alibaba – wymamrotał, nagle czując się tak potwornie głupio, że w ogóle mu się nie przedstawił, ale już marzył o tym, by uprawiać z nim seks. Co tam marzenia, macał się z nim przecież i pocałował go przy stole! A nawet imienia nie podał, co to o nim świadczyło? Zdecydowanie mniej czasu powinien spędzać z Judalem, jeszcze trochę i będzie bardziej puszczalski od niego.
– Alibaba – powtórzył Kouen, wstukując jego numer do komórki. – Muszę iść na zajęcia, wyślę ci tylko sygnał. – Przyłożył telefon do ucha i uśmiechnął się lekko, gdy komórka Alibaby odpowiedziała. – W takim razie widzimy się o dziewiętnastej, do zobaczenia.
Pożegnał się z nim z uśmiechem i stał jeszcze dłuższą chwilę, patrząc się za nim jak ostatni cielak, ale cholera, nie mógł się opanować. Więc już dzisiaj… dzisiaj, jeżeli dobrze pójdzie, to ten boski facet go przeleci. Skończą u niego w łóżku i będą uprawiać dziki seks całą noc. Och, cholera… Odetchnął głębiej, walcząc z potrzebą poprawienia spodni i po prostu obrócił się na pięcie, schodząc po schodach i wychodząc z uczelni.
Musi wrócić do domu i zrobić się na bóstwo, zdecydowanie.

5 komentarzy:

  1. Zaklepuje az nastana lepsze czasy dla zycia mojego komputera.
    PS
    CO CI LUDZIE ROBIA
    TAKIE GORACE ENALI
    A ONI PRZECHODZA OBOJETNIE
    ...ludzie to jednak takie glupie stworzenia. Trzeba im palcem pokazac, ze swiezy chlebek juz stoi na polkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepsze czasy dla mojego lapka nie chca nadejsc, a tak nie moge tego zostawic. To opowiadanie bez komentarza to ja pomior z d.
      Zatem!
      JUDAL, TY BOSKI CUDZIE. TY WIESZ, KIEDY ZABRAC ALIBABE NA UCZELNIE, BY ON MOGL POZNAC KOCHANKA SWOJEGO ZYCIA.
      ...jak oni sie tak patrzyli na tylek Kouena to chcialam krzyknac; NIE PROBUJCIE POLOWAC NA TE MIEKKIE POSLADKI. ONE NIE SA STWORZONE BY ZACISKAC SIE NA WAS.
      Alibaba, ty moj slodki bogaczu, przypominasz mi mojego tate. On tez zawsze ma portfel wypchany drobniakami typu dwa grosze i chce nimi placic w samotnych kasach. D;
      KTO NORMALNY PIJE KAWE. HERBATA TO DOBRO ZESLANE NA LUDZKOSC BY BYLA DOBRA.
      ja wiedzialam, ze oni sie znowu spotkaja. Bo Judal wie, gdzie isc. Bo on ma ten wech na Kouena. On wyczuwa samcow alfa na dwa i pol kilomtera, przyczepia im chipy jak zagrozonym wyginieciem niedziedzia, a potem idzie z kamera nagrywac dla BBC ich sposob rozmnazania sie.
      CO TO BYL ZA PODRYW.
      CO TO BYL ZA KROL PODRYWU
      KTO JEST CESARZEM PARKIETU
      *dlaczego umie wyobrazic sobie Kouena, ktory tanczy mechaniczny taniec robota, a nie umie seksownie*
      TO ON, BOG SEKSU, JEST NAPALONY
      CO TO ZA OPIS
      CZEMU NOS KRWAWI
      GDZIE JEST MOJE SERCE
      DLACZEGO KTOS JE ROZSADZIL
      Kouen, ty dzika zwierzyno, ktora chce upolowac Jamil, DLACZEGO CHCESZ TYLKO SEKSU
      ALIBABA
      MOJA SLODKA KSIEZNICZKO
      MOJ KOPCIUUSZKU
      JEB SZLABAN, IDZ ODEBRAC KUPON NA DOBRE RUCHANIE
      .... .... .... i.... Uciekl? Poszedl? Zostawil sztywnego Kouena i jego taniec robota na parkiecie?
      A TERAZ MUSI SAMORECZNIE N.N
      *Tutat wstaw dzikie krzyki Sinbad, Sinbad tak, Sinbad moj boze, Sinbad rob tak bardziej, kurwa z Sinbad*
      * a tutaj wstaw tak, tak, wlasnie tak Judal. Judal podrywaj Sinbada. Pokaz wsxystkim, ze jesteecir kanonem*
      TE WYLCHANE POSLADY NADAL SA POSLADAMI BISHA
      KTORY JEST CWICZENIOWCEM
      NIE ZYJE XDDDDDDDD
      Co sie robi na cwiczeniach z historii? Cwiczy sie pisanie dat? XDDDDDD
      I KOLEJNY DZIKI PODRYW
      KTO JEST KROLEM PODRYWU
      KTO WYRYWA WSZYSTKIE LASKI
      KTO JEST PANEM GIMNY
      ....Kouen, jestes zajebisty. Daj sie calowac, moze to wlasnie cwiczysz ze studentami. Historie pocalunkow swiata.
      ALIBABA ZNOWU CIR WYCHUJA. A TY SIR WKURIWSZ I SSM UCIEKNIESZ. ALE W LONCU ZAMOCZYSZ
      NIE MARTW SIE, UDA CI SIE. POLOWNIE ZAKKNCZY SIE PELNYM SUKCEM.

      Usuń
    2. PS
      Z feelsow az mi telefon zajeczal, ze potrzebuje energii, bo zostalo mu 15% i bylo mu goraco w etui i musialam go rozebrac. D;

      Usuń
  2. Jak ja to kocham, jezu to jest najlepsze co czytałam. Znaczy Alibaba = Ciota, ale postaram się to przełknąć, o jezu, aż mnie zatkało.
    Czytam i turlam się po łóżku, jak głupia, a to nie jest normalne!
    -Studiuję Zarządzanie. - Alibabo ty idioto, jak mogłeś to powiedzieć, prędzej bym ci uwierzyła, że zawodowo szyjesz szaliki i masz trzy koty.
    Ogólnie na pewno nie jestem jedyna, by opisać, dzikie, przyjacielskie seksy Alibaby i Judala, który pokazałby blondi jak wygląda życie od podszewki. O tak. Byłby w tym mistrzem. Jego guru. Także polecam ten pomysł i rekomenduję. Ogólnie Judal mógłby wyszkolić pół świata, samego prezydenta!
    Wg nie wiedziałam, że z blondyny taki napaleniec! Znaczy, przy takiej duperze to nawet próchno by się rozpaliło ale oki <3
    RLY, PRÓCHNO? xd
    Czekam na kolejne gorące, podrywy alibaby w następnym rozdziale. Weny dużo weny! *+*

    OdpowiedzUsuń