środa, 3 sierpnia 2016

Pasmo wspólnych niepowodzeń. [8/16]; KiyoHana



Cóż, trochę czasu minęło od poprzedniej części, za co przepraszamy czytelników! W ostatnim czasie byłyśmy w rozjazdach, albo w pracy, dodatkowo pochłonięte nową fazę i tak wyszło, że nam się KiyoHana trochę zakurzyła. Ale wracamy z kolejną częścią i postaramy się nie robić więcej takich luk :D Cieszymy się także, że pojawiły się nowe osoby, które czytają nasze wypociny, także witajcie i dziękujemy za wszystkie miłe słowa! <3

~~*~~


- Ale na pewno możesz tu zaparkować? - zapytał Kiyoshiego, marszcząc brwi i rozglądając się ze wstrętem. Wszędzie brudno, unoszący się kurz w żadnym razie nie zachęcał, by wychodzić auta. A to już było coś, bo z miejsc, w których chętnie się znajdował, auto Kiyoshiego, jego ukochana Helenka, było na końcu listy.
- Jasne! Zawsze tu parkuję! - rzucił zadowolony z siebie mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. - No, wysiadamy!
Hanamiya zacisnął zęby, ale odpiął swój pas i otworzył drzwi, wysiadając z auta. Powinien przewidzieć, co Kiyoshi rozumie przez "będzie fajnie" - to nigdy, przenigdy nie współgrało z jego pojęciem dobrej zabawy. A w dodatku Kiyoshi często zdawał się myśleć, że to, co cieszy jego, cieszyć będzie też Hanamiyę. Jakby po tak długim czasie nadal nie pojmował, że nie, zabawianie się z dzieciakami w uliczną koszykówkę nie jest super i nie, randki w kinie z popcornem też wcale nie są takie wspaniałe i na pewno nie, wyjście wspólnie na rynek warzywny już w ogóle nie jest genialnym pomysłem. Absolutnie i w żadnym razie.
Mimo tak prostych oczywistości, Kiyoshi posłał mu szeroki, idiotycznie szczęśliwy uśmiech, gdy tylko wyszli z jego samochodu. Hanamiya nie wiedział, jak się dał na to namówić, pewnie miał jakąś chwilową zaćmę umysłową, albo to może Kiyoshi zrobił się na tyle podstępny, że dopiero w połowie drogi powiedział mu, iż pod „wspólnymi zakupami” rozumie wypad na targ? Nie podejrzewałby go o takie wyrafinowanie, ale tak właściwie to kto wie, może ten bęcwał czegoś się w końcu nauczył?
- Jest tak piękny dzień, jakby wymarzony na zakupy – odezwał się dziarsko Kiyoshi, stając koło niego, zaraz też przechodząc na drugą stronę ulicy. Hanamiya przewrócił tylko oczami, podążając za nim i czując, że ten dzień wcale nie będzie dobry.
Kiyoshi był tym dziwnym typem człowieka, który uwielbiał przebywać w tłumie. W ogóle nie przeszkadzało mu to napierające stado ludzi, nie drażniły go wszędobylskie głosy, plotki, głupawe żarciki, przepychający się kupujący i handlarze podtykający ci swoje produkty wręcz pod nos, jakby w myśl zasady, że dotknięte, znaczy kupione.
Hanamiya nie zamierzał ich dotykać, bardziej rodziła się w nim myśl by je opluć, ale Kiyoshi był tak bezbrzeżnie szczęśliwy, że stłumił w ustach przekleństwo, uznając że te paręnaście minut na rynku wytrzyma. Nie żeby jakoś szczególnie zależało mu na szczęściu Kiyoshiego, nic z tych rzeczy, ale zdążył już zauważyć, że smutny i rozczarowany Kiyoshi z niewiadomych przyczyn jest nawet bardziej irytujący niż jego wiecznie wyszczerzona wersja.
Udał się więc za nim, parskając krótko, gdy ten chwycił jego dłoń, klucząc między alejkami. Nie był dzieckiem, nie zgubi się, ale on najwyraźniej tego nie pojmował.
- Czego potrzebujemy? - zagadnął go wesoło, na co Hanamiya wywrócił tylko oczami.
- Weź co chcesz, wszystko, co potrzebne kupimy koło domu.
- Nie! Właśnie po to tu jesteśmy, żeby kupić wszystko, co potrzebne! - rzucił Kiyoshi, patrząc na niego tak, jakby nie rozumiał jego braku entuzjazmu.
Czasami naprawdę nie pojmował tej prostej, wręcz plebeistycznej strony swojego partnera. Kiyoshi zdawał się nie pojmować tego, że zakupy można równie dobrze zrobić w supermarkecie, ba, nawet mogą przyjechać ci do domu. Ale nie, on musiał chodzić po jakiś brudnych, śmierdzących targowiskach i kupować jedzenie od ludzi, których ręce wyglądały, jakby nigdy nie widziały wody i mydła.
- Mogliśmy to zrobić w sklepie – odezwał się z niechęcią, krzywiąc się, gdy jakaś kobieta przepchała się koło niego.
- No ale tutaj wszystko jest świeże! – zaprotestował, ciągnąc go za sobą do najbliższego straganu. – I o wiele tańsze, i zdrowsze, i…
- Dobra, już skończ – przerwał mu, wyszarpując rękę z jego uścisku.
- No sam zobacz, nawet te pomidory są dużo bardziej czerwone niż te ze supermarketu!
Hanamiya spojrzał ciężko na pomidora trzymanego przez Kiyoshiego, a potem na samego mężczyznę i jego radosny, zachęcający wyraz twarzy.
- Nie widzę żadnej różnicy – odpowiedział, ale i tak niepotrzebnie, bo został dokumentnie zignorowany, gdy odezwała się sprzedawczyni, zachwalając ponad niebiosa swoje pomidory. Chciał już stąd iść. Było tu zbyt hałaśliwie i wręcz do obrzydzenia śmierdziało mlekiem i serem.
Nie to, żeby tłum go przerażał, ale nie czuł się komfortowo w tym ścisku. W dodatku było gorąco, stąd do zapachu sera i mleka można było jeszcze dorzucić zapach potu, od którego było mu po prostu niedobrze.
Najgorsze jednak było to, że ten idiota doskonale się bawił! Zagadywał kobiety za ladą, oglądał warzywa i owoce, rozmawiał, pytał, targował się i Hanamiya prawie zasłabł, gdy jedna z kobiet ukroiła kawałek jabłka, podając je Kiyoshiemu tymi paskudnymi, na pewno niemytymi rękoma, a ten idiota zjadł to bez wahania, jeszcze dziękując i mówiąc, że weźmie sześć sztuk.
To wszystko było ponad jego nerwy, więc w końcu zatrzymał się przy straganie z przyprawami, które jako jedyne wzbudziły jego zainteresowanie. Puścił Kiyoshiego dalej, niech idiota lata i targuje się z przekupami, on tu postoi i poczeka. Zajął się przeglądaniem mieszanek przypraw, soli z różnych stron świata i wszelkiego rodzaju ziół, bo co jak co, ale czasem stanie w kuchni sprawiało mu przyjemność. W większości wypadków była to raczej konieczność, bo Kiyoshi nie zawsze, a w zasadzie - prawie nigdy nie radził sobie z kuchenką.
Hanamiya sądził, że brakuje mu wyrafinowania, by jego przebywanie w kuchni nie stawało się katastrofą. Fakt, czasem coś mu wychodziło, ale jeżeli miał jakiś wybór, wolał  nie oddawać mu kuchni.
- Coś podać? – spytała uprzejmie (zbyt uprzejmie jak na standardy Hanamiyi) sprzedawczyni, uśmiechając się szeroko.
- Nie – burknął, nawet na nią nie patrząc, przeglądając dalej przyprawy. Niewiele go obchodziła reakcja kobiety, chociaż pewnie Kiyoshi miałby coś na ten temat do powiedzenia. On zawsze miał coś do powiedzenia na tematy, na które w ogóle nie powinien się wypowiadać.
Niemniej był to jakiś niewielki plus tego całego wypadu na targowisko, mógł pouzupełniać zapasy przypraw i kupić przy okazji kilka nowych, których w zwykłych supermarketach nie sposób dostać. Nie miał pojęcia w jakie rejony zawędrował Kiyoshi, ale mało go to obchodziło, wcale nie musiał mu towarzyszyć, niech głupek robi co chce.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem!
Podniósł wzrok na Kiyoshiego, zaraz spuszczając go w dół, na liczne siatki jakie ten taszczył. Kiedy on zdążył tyle tego nakupować?! I po co im to wszystko, na pewno tego nie przejedzą, kolejne pieniądze w błoto. Zacisnął jednak zęby, na powrót przyglądając się przyprawom.
- Znalazłeś coś? - Kiyoshi stanął obok niego, zaglądając mu ciekawie przez ramię. - O, to wygląda ciekawie!
- Nasiona guarany, tego ci nie potrzeba - mruknął, bo ostatnie czego potrzebował to jeszcze bardziej energiczny idiota w jego domu.
- Skoro tak mówisz. - Kiyoshi był tak promienny, że miał ochotę podeptać mu stopy.
- Wracamy? - rzucił, będąc niemal pewny, że to już koniec zakupów.
- Nie, nie, jeszcze parę rzeczy, chodź!
Hanamiya uniósł brew i nim zdążył zaprotestować, Kiyoshi ruszył przodem. Szlag by go wziął, czemu musiał się za nim włóczyć jak jakaś mała kaczuszka za swoją mamą?!
To było tak wkurzające, że miał szczerą ochotę po prostu odwrócić się i pójść sobie stąd, jednak Kiyoshi chyba naprawdę myślał, że to on, Hanamiya się zgubił, a nie na odwrót, bo nieustannie oglądał się za nim i poganiał go.
Po blisko pół godziny później i kilku siatkach więcej, Hanamiya miał szczerze dość tego miejsca, tych ludzi, tych paskudnych zapachów i chociaż nie był za robieniem publicznych scen to naprawdę rozważał to, by zacząć głośno krzyczeć ze złości. Teppei chyba w końcu zaskoczył, że ma coraz bardziej skwaszony humor, bo całe szczęście w końcu uznał, że ma już wszystko i właściwie mogą już wracać. Makoto chyba nigdy bardziej się nie cieszył i nawet przedzieranie się przez tłumy ludzi, jakby ci przyszli tutaj na jakieś cholerne zwiedzanie a nie na zakupy, nie było takie wkurzające.
Odetchnął w ulgą, gdy w końcu udało im się wyjść z targu i chociaż Kiyoshiemu rozradowana gęba się nie zamykała, to już wolał słuchać jego niż jeszcze raz zapuścić się w ten straganowy busz. I wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie jedna rzecz…
- Mówiłeś, że można tutaj parkować – wycedził lodowato przez zęby, czując, jak wściekłość gorącem rozlewa mu się w klatce piersiowej.
- Ale… bo tak myślałem! Zawsze tutaj parkuję! – zaprotestował Kiyoshi przepraszającym tonem, który tylko podsycił jego złość i jedyną rzeczą, której teraz pragnął, to zamordowanie własnego partnera.
- W takim razie skąd się wzięła ta blokada na kole? – warknął, mocno zaciskając dłonie, które zaczynały mu drżeć od wstrzymywanej furii.
- Nie mam pojęcia! Makoto…
- Zamknij się, Kiyoshi – warknął na niego, a ten jakby zrobił się mniejszy, wpatrując się w niego z poczuciem winy. Zamorduje tego idiotę!
- Hanamiya, ja…
Bez słowa wyciągnął ręce z siatkami, które Kiyoshi po prostu od niego zabrał z miną co najmniej kopniętego szczeniaka, po czym obrócił się na pięcie, wbijając mocno ręce w kieszenie bluzy, bo aż go ręce świerzbiły, by mu przywalić.
- Ty za to płacisz – powiedział lodowato, nim po prostu odszedł, zostawiając tego cholernego idiotę i jego uziemioną Helenkę samych.

3 komentarze:

  1. Aaaa!! KiyoHanki!!! *0*
    Wrócę tu jeszcze, by się bardziej rozpisać ~
    Wiecie, wakacje, internet kiepski :/
    Także wrócę do Was!! (Za kilka dni :P )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw, zapomniałam się podpisać. Tu Yonekuni - wiecie, nowa czytelniczka x3 Nie chciało mi się logować ~

      Usuń
    2. I jeeestem ~ !

      Kurczę tak strasznie się cieszę z KiyoHanek x3
      No to lecimy! (wspominałam już, że marny ze mnie komentator? Tia, z resztą to można bez trudności zauważyć. Moje komentarze są tak... nieskładne ;/ No cóż.)

      Kiyoshi, ty gupku~! Żeby wlec biednego Hankę po targach jakiś! :< Biedny, biedny Mako, ja także nienawidzę targów.
      Szacun, że wytrzymał, ja od razu bym się ulotniła :'D
      Opowiadanie bardzo fajnie, jak wszystkie z resztą ;P (Yup, opowiadanka z zakładki "Magi" także czytnęłam, ale bałam się komentować, bo anime w ogóle nie oglądałam i nie wiem, co to za postacie so ~:'D)
      Myślałam tylko, że jakaś babka ze straganu zacznie Kiyo podrywać, a Mako oczywiście się wk**wi ~ ^^ Co prawda, nie z tego powodu biedny Makuś się wk**wił ^^ (Ale co z tego? Wk***iony Hana jest? Jest. I po co drążyć temat? xD)
      Ah, co on ma z tym partnerem swoim ~ Tępe to i gupie, ale przynajmniej kochane ~ (aż za bardzo ;P)

      ~ Pozdrówka ~ I standardowo weny życzę ;*

      Usuń