Cóż, trochę czasu minęło od poprzedniej części,
za co przepraszamy czytelników! W ostatnim czasie byłyśmy w rozjazdach, albo w
pracy, dodatkowo pochłonięte nową fazę i tak wyszło, że nam się KiyoHana trochę
zakurzyła. Ale wracamy z kolejną częścią i postaramy się nie robić więcej
takich luk :D Cieszymy się także, że pojawiły się nowe osoby, które czytają
nasze wypociny, także witajcie i dziękujemy za wszystkie miłe słowa! <3
~~*~~
- Ale na pewno możesz tu zaparkować? - zapytał
Kiyoshiego, marszcząc brwi i rozglądając się ze wstrętem. Wszędzie brudno,
unoszący się kurz w żadnym razie nie zachęcał, by wychodzić auta. A to już było
coś, bo z miejsc, w których chętnie się znajdował, auto Kiyoshiego, jego ukochana
Helenka, było na końcu listy.
- Jasne! Zawsze tu parkuję! - rzucił zadowolony
z siebie mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. - No, wysiadamy!
Hanamiya zacisnął zęby, ale odpiął swój pas i
otworzył drzwi, wysiadając z auta. Powinien przewidzieć, co Kiyoshi rozumie przez
"będzie fajnie" - to nigdy, przenigdy nie współgrało z jego pojęciem
dobrej zabawy. A w dodatku Kiyoshi często zdawał się myśleć, że to, co cieszy
jego, cieszyć będzie też Hanamiyę. Jakby po tak długim czasie nadal nie
pojmował, że nie, zabawianie się z dzieciakami w uliczną koszykówkę nie jest
super i nie, randki w kinie z popcornem też wcale nie są takie wspaniałe i na
pewno nie, wyjście wspólnie na rynek warzywny już w ogóle nie jest genialnym
pomysłem. Absolutnie i w żadnym razie.
Mimo tak prostych oczywistości, Kiyoshi posłał
mu szeroki, idiotycznie szczęśliwy uśmiech, gdy tylko wyszli z jego samochodu.
Hanamiya nie wiedział, jak się dał na to namówić, pewnie miał jakąś chwilową
zaćmę umysłową, albo to może Kiyoshi zrobił się na tyle podstępny, że dopiero w
połowie drogi powiedział mu, iż pod „wspólnymi zakupami” rozumie wypad na targ?
Nie podejrzewałby go o takie wyrafinowanie, ale tak właściwie to kto wie, może
ten bęcwał czegoś się w końcu nauczył?
- Jest tak piękny dzień, jakby wymarzony na
zakupy – odezwał się dziarsko Kiyoshi, stając koło niego, zaraz też przechodząc
na drugą stronę ulicy. Hanamiya przewrócił tylko oczami, podążając za nim i
czując, że ten dzień wcale nie będzie dobry.
Kiyoshi był tym dziwnym typem człowieka, który
uwielbiał przebywać w tłumie. W ogóle nie przeszkadzało mu to napierające stado
ludzi, nie drażniły go wszędobylskie głosy, plotki, głupawe żarciki,
przepychający się kupujący i handlarze podtykający ci swoje produkty wręcz pod
nos, jakby w myśl zasady, że dotknięte, znaczy kupione.
Hanamiya nie zamierzał ich dotykać, bardziej
rodziła się w nim myśl by je opluć, ale Kiyoshi był tak bezbrzeżnie szczęśliwy,
że stłumił w ustach przekleństwo, uznając że te paręnaście minut na rynku
wytrzyma. Nie żeby jakoś szczególnie zależało mu na szczęściu Kiyoshiego, nic z
tych rzeczy, ale zdążył już zauważyć, że smutny i rozczarowany Kiyoshi z
niewiadomych przyczyn jest nawet bardziej irytujący niż jego wiecznie
wyszczerzona wersja.
Udał się więc za nim, parskając krótko, gdy ten
chwycił jego dłoń, klucząc między alejkami. Nie był dzieckiem, nie zgubi się,
ale on najwyraźniej tego nie pojmował.
- Czego potrzebujemy? - zagadnął go wesoło, na
co Hanamiya wywrócił tylko oczami.
- Weź co chcesz, wszystko, co potrzebne kupimy
koło domu.
- Nie! Właśnie po to tu jesteśmy, żeby kupić
wszystko, co potrzebne! - rzucił Kiyoshi, patrząc na niego tak, jakby nie
rozumiał jego braku entuzjazmu.
Czasami naprawdę nie pojmował tej prostej, wręcz
plebeistycznej strony swojego partnera. Kiyoshi zdawał się nie pojmować tego,
że zakupy można równie dobrze zrobić w supermarkecie, ba, nawet mogą przyjechać
ci do domu. Ale nie, on musiał chodzić po jakiś brudnych, śmierdzących
targowiskach i kupować jedzenie od ludzi, których ręce wyglądały, jakby nigdy
nie widziały wody i mydła.
- Mogliśmy to zrobić w sklepie – odezwał się z
niechęcią, krzywiąc się, gdy jakaś kobieta przepchała się koło niego.
- No ale tutaj wszystko jest świeże! –
zaprotestował, ciągnąc go za sobą do najbliższego straganu. – I o wiele tańsze,
i zdrowsze, i…
- Dobra, już skończ – przerwał mu, wyszarpując
rękę z jego uścisku.
- No sam zobacz, nawet te pomidory są dużo
bardziej czerwone niż te ze supermarketu!
Hanamiya spojrzał ciężko na pomidora trzymanego
przez Kiyoshiego, a potem na samego mężczyznę i jego radosny, zachęcający wyraz
twarzy.
- Nie widzę żadnej różnicy – odpowiedział, ale i
tak niepotrzebnie, bo został dokumentnie zignorowany, gdy odezwała się
sprzedawczyni, zachwalając ponad niebiosa swoje pomidory. Chciał już stąd iść.
Było tu zbyt hałaśliwie i wręcz do obrzydzenia śmierdziało mlekiem i serem.
Nie to, żeby tłum go przerażał, ale nie czuł się
komfortowo w tym ścisku. W dodatku było gorąco, stąd do zapachu sera i mleka
można było jeszcze dorzucić zapach potu, od którego było mu po prostu
niedobrze.
Najgorsze jednak było to, że ten idiota
doskonale się bawił! Zagadywał kobiety za ladą, oglądał warzywa i owoce,
rozmawiał, pytał, targował się i Hanamiya prawie zasłabł, gdy jedna z kobiet
ukroiła kawałek jabłka, podając je Kiyoshiemu tymi paskudnymi, na pewno
niemytymi rękoma, a ten idiota zjadł to bez wahania, jeszcze dziękując i
mówiąc, że weźmie sześć sztuk.
To wszystko było ponad jego nerwy, więc w końcu
zatrzymał się przy straganie z przyprawami, które jako jedyne wzbudziły jego zainteresowanie.
Puścił Kiyoshiego dalej, niech idiota lata i targuje się z przekupami, on tu
postoi i poczeka. Zajął się przeglądaniem mieszanek przypraw, soli z różnych
stron świata i wszelkiego rodzaju ziół, bo co jak co, ale czasem stanie w
kuchni sprawiało mu przyjemność. W większości wypadków była to raczej
konieczność, bo Kiyoshi nie zawsze, a w zasadzie - prawie nigdy nie radził
sobie z kuchenką.
Hanamiya sądził, że brakuje mu wyrafinowania, by
jego przebywanie w kuchni nie stawało się katastrofą. Fakt, czasem coś mu
wychodziło, ale jeżeli miał jakiś wybór, wolał
nie oddawać mu kuchni.
- Coś podać? – spytała uprzejmie (zbyt uprzejmie
jak na standardy Hanamiyi) sprzedawczyni, uśmiechając się szeroko.
- Nie – burknął, nawet na nią nie patrząc,
przeglądając dalej przyprawy. Niewiele go obchodziła reakcja kobiety, chociaż
pewnie Kiyoshi miałby coś na ten temat do powiedzenia. On zawsze miał coś do
powiedzenia na tematy, na które w ogóle nie powinien się wypowiadać.
Niemniej był to jakiś niewielki plus tego całego
wypadu na targowisko, mógł pouzupełniać zapasy przypraw i kupić przy okazji
kilka nowych, których w zwykłych supermarketach nie sposób dostać. Nie miał
pojęcia w jakie rejony zawędrował Kiyoshi, ale mało go to obchodziło, wcale nie
musiał mu towarzyszyć, niech głupek robi co chce.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem!
Podniósł wzrok na Kiyoshiego, zaraz spuszczając
go w dół, na liczne siatki jakie ten taszczył. Kiedy on zdążył tyle tego
nakupować?! I po co im to wszystko, na pewno tego nie przejedzą, kolejne
pieniądze w błoto. Zacisnął jednak zęby, na powrót przyglądając się przyprawom.
- Znalazłeś coś? - Kiyoshi stanął obok niego,
zaglądając mu ciekawie przez ramię. - O, to wygląda ciekawie!
- Nasiona guarany, tego ci nie potrzeba -
mruknął, bo ostatnie czego potrzebował to jeszcze bardziej energiczny idiota w
jego domu.
- Skoro tak mówisz. - Kiyoshi był tak promienny,
że miał ochotę podeptać mu stopy.
- Wracamy? - rzucił, będąc niemal pewny, że to
już koniec zakupów.
- Nie, nie, jeszcze parę rzeczy, chodź!
Hanamiya uniósł brew i nim zdążył zaprotestować,
Kiyoshi ruszył przodem. Szlag by go wziął, czemu musiał się za nim włóczyć jak
jakaś mała kaczuszka za swoją mamą?!
To było tak wkurzające, że miał szczerą ochotę
po prostu odwrócić się i pójść sobie stąd, jednak Kiyoshi chyba naprawdę
myślał, że to on, Hanamiya się zgubił, a nie na odwrót, bo nieustannie oglądał
się za nim i poganiał go.
Po blisko pół godziny później i kilku siatkach
więcej, Hanamiya miał szczerze dość tego miejsca, tych ludzi, tych paskudnych
zapachów i chociaż nie był za robieniem publicznych scen to naprawdę rozważał
to, by zacząć głośno krzyczeć ze złości. Teppei chyba w końcu zaskoczył, że ma
coraz bardziej skwaszony humor, bo całe szczęście w końcu uznał, że ma już
wszystko i właściwie mogą już wracać. Makoto chyba nigdy bardziej się nie
cieszył i nawet przedzieranie się przez tłumy ludzi, jakby ci przyszli tutaj na
jakieś cholerne zwiedzanie a nie na zakupy, nie było takie wkurzające.
Odetchnął w ulgą, gdy w końcu udało im się wyjść
z targu i chociaż Kiyoshiemu rozradowana gęba się nie zamykała, to już wolał
słuchać jego niż jeszcze raz zapuścić się w ten straganowy busz. I wszystko
byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie jedna rzecz…
- Mówiłeś, że można tutaj parkować – wycedził
lodowato przez zęby, czując, jak wściekłość gorącem rozlewa mu się w klatce
piersiowej.
- Ale… bo tak myślałem! Zawsze tutaj parkuję! –
zaprotestował Kiyoshi przepraszającym tonem, który tylko podsycił jego złość i
jedyną rzeczą, której teraz pragnął, to zamordowanie własnego partnera.
- W takim razie skąd się wzięła ta blokada na
kole? – warknął, mocno zaciskając dłonie, które zaczynały mu drżeć od
wstrzymywanej furii.
- Nie mam pojęcia! Makoto…
- Zamknij się, Kiyoshi – warknął na niego, a ten
jakby zrobił się mniejszy, wpatrując się w niego z poczuciem winy. Zamorduje
tego idiotę!
- Hanamiya, ja…
Bez słowa wyciągnął ręce z siatkami, które
Kiyoshi po prostu od niego zabrał z miną co najmniej kopniętego szczeniaka, po
czym obrócił się na pięcie, wbijając mocno ręce w kieszenie bluzy, bo aż go
ręce świerzbiły, by mu przywalić.
- Ty za to płacisz – powiedział lodowato, nim po
prostu odszedł, zostawiając tego cholernego idiotę i jego uziemioną Helenkę
samych.
Aaaa!! KiyoHanki!!! *0*
OdpowiedzUsuńWrócę tu jeszcze, by się bardziej rozpisać ~
Wiecie, wakacje, internet kiepski :/
Także wrócę do Was!! (Za kilka dni :P )
Aw, zapomniałam się podpisać. Tu Yonekuni - wiecie, nowa czytelniczka x3 Nie chciało mi się logować ~
UsuńI jeeestem ~ !
UsuńKurczę tak strasznie się cieszę z KiyoHanek x3
No to lecimy! (wspominałam już, że marny ze mnie komentator? Tia, z resztą to można bez trudności zauważyć. Moje komentarze są tak... nieskładne ;/ No cóż.)
Kiyoshi, ty gupku~! Żeby wlec biednego Hankę po targach jakiś! :< Biedny, biedny Mako, ja także nienawidzę targów.
Szacun, że wytrzymał, ja od razu bym się ulotniła :'D
Opowiadanie bardzo fajnie, jak wszystkie z resztą ;P (Yup, opowiadanka z zakładki "Magi" także czytnęłam, ale bałam się komentować, bo anime w ogóle nie oglądałam i nie wiem, co to za postacie so ~:'D)
Myślałam tylko, że jakaś babka ze straganu zacznie Kiyo podrywać, a Mako oczywiście się wk**wi ~ ^^ Co prawda, nie z tego powodu biedny Makuś się wk**wił ^^ (Ale co z tego? Wk***iony Hana jest? Jest. I po co drążyć temat? xD)
Ah, co on ma z tym partnerem swoim ~ Tępe to i gupie, ale przynajmniej kochane ~ (aż za bardzo ;P)
~ Pozdrówka ~ I standardowo weny życzę ;*