*tu powinna być przedmowa,
ale tess pisze licencjat, a Hibu jest nieśmiała*
~*~
Zagryzał mocno wargi, patrząc
błędnym spojrzeniem na zawartość swej szafy, zaraz jednak biorąc głęboki wdech,
pragnąc się uspokoić. Miał się spotkać z Kouenem, tak? Miał iść z nim na
randkę. Na normalną randkę, pewnie pójdą gdzieś posiedzieć. Porozmawiać. Poznać
się trochę bliżej. Ewentualnie prześpią się ze sobą. Więc w co ma się ubrać?
Żeby nie było mu zimno, wyglądało kusząco i najlepiej łatwo się ściągało? Na
pewno ma coś takiego w szafie, musi mieć!
Gdyby to tylko było takie
proste! Przebierał się i przebierał, chcąc wyglądać naprawdę dobrze, a nie jak
jakiś dzieciak. Kouen był naprawdę dobrą partią, taką z wyższej półki, nie może
iść w sweterku i rozwleczonych dżinsach! Sam nie wiedział, ile przerzucał swoje
nieszczęsne szmaty, zanim znalazł coś dobrego. Przy okazji udało mu się
podpierniczyć ojcu jego perfumy tuż przed wyjściem, tak że ten nawet tego nie
zauważył. Zerknął po raz ostatni do lustra i uśmiechnął się z dumą; sam by
siebie chętnie przeleciał, gdyby była taka możliwość, na pewno się Kouenowi
spodoba. Bo wyglądał naprawdę dobrze! Nie był jakimś totalnym szczylem,
trenował od kilku lat, więc chyba był pod tym względem niczego sobie, chociaż
do postury Kouena jeszcze mu daleko. Niemniej chyba ten miał na niego ochotę?
Jakby było inaczej to nie zapraszałby go na randkę. Są prostsze sposoby, by
kogoś przelecieć, zwłaszcza jak ten ktoś nie jest niechętny.
Mimo wszystko jego matka nie uwierzyła
w ściemę z Judalem, tak właściwie nawet nie pozwoliła mu na nią, tylko kazała
być przed północą w domu. Co on, kopciuszek jakiś? Czemu ta kobieta nie
rozumiała, że jej syna czeka najlepsze pieprzenie świata? Może dlatego, że jej
nie powiedział i nie miał takiego zamiaru, jednak nie miał pięciu lat, był
prawie dorosły! Może i mógł sprawiać mniej problemów, ale czasami sobie
zasługiwali! A co! Postanowił, że choćby się waliło i paliło, nie wróci
wcześniej do domu.
Jednak gdy jechał na
spotkanie, przeszło mu przez myśl, że może jednak nie, nie powinien dać się
puknąć tak od razu? Judal nieraz męczył tak facetów i właściwie było to całkiem
zabawne. I chyba ekscytujące, skoro lubił to robić. Może powinien zrobić tak z
Kouenem? W stylu posmakować, a nie zjeść? Jeżeli Kouen by na to poszedł, to
byłaby okazja, żeby się jeszcze spotkali. A ten kręcił Alibabę na tyle, że nawet
chciałby nie być przygodą na jedną noc.
Wypatrzył go już z daleka i aż
mu się słabo zrobiło na jego widok. Wyglądał naprawdę perfekcyjnie w czarnej,
skórzanej kurtce i szarej bluzce pod spodem. Do tego dość wąskie, a na pewno
węższe niż miał na uczelni, ciemne spodnie. Aż zwątpił, czy aby na pewno chce
go tak zwodzić. Wyglądał na tyle dobrze, że mogliby to zrobić od razu!
Mężczyzna uśmiechnął się na
jego widok i kiwnął mu lekko ręką, by Alibaba go zauważył, ale niepotrzebnie,
doskonale widział go i bez tego. Podszedł do niego i uśmiechnął się niepewnie,
po raz ostatni lustrując go wzrokiem.
– Jednak przyszedłeś –
odezwał się Kouen nieco kpiącym tonem, ale nadal przyglądał mu się z
zainteresowaniem, więc Alibaba postanowił się za bardzo nie obrażać na tę
drwinę. – Dobrze wyglądasz – mruknął już przyjemniejszym tonem, wyciągając dłoń
i poprawiając mu nieco kołnierz kurtki. Niby niewinny gest, ale chłopak poczuł,
że robi mu się absolutnie gorąco.
– Dzięki – powiedział,
uśmiechając się do niego lekko, mając nadzieję, że się nie zaczerwienił. – Ty
też – dodał, z przyjemnością popatrując na to, jak szerokie wydawały się być
jego ramiona w tej kurtce. – Dokąd idziemy? – zagadnął, siląc się na swobodny
ton, chociaż ściskało go w środku z nerwów.
– A na co masz ochotę? –
zapytał Kouen, cały czas na niego patrząc. Stał tak blisko, że Alibaba czuł
zapach jego perfum i aż zakręciło mu się od tego w głowie.
– Kino? – zaproponował w
końcu, na co mężczyzna uniósł lekko brwi, ale nie skomentował tego w żaden
sposób.
W końcu chyba lepsze kino niż
jakaś impreza, zwłaszcza że Sinbad mówił, że Kouen nie jest z tych specjalnie
imprezujących. A siedzenie razem nad kawą już zaliczyli. Zresztą wolał nie
ryzykować, że przy rozmowie wyspie się z czymś albo, co gorsza, wyjdzie na
idiotę. A do tego kino miało swoje plusy, było ciemno i zawsze można było
zrobić to i owo.
– Nie spóźniłeś się na
zajęcia? – zagadnął, mając nadzieję, że brzmi spokojnie, a nie tak jak się
czuł, jakby miał zaraz odlecieć czy coś. Aż wsunął ręce do kieszeni, żeby
czasem nie było po nim widać nerwowości. Randki z chłopakami w swoim wieku
jednak były totalnie inne, nie wprawiały go w takie dziwne zakłopotanie, a
zarazem nigdy nie czuł takiej ekscytacji na myśli o spotkaniu z kimś!
– Nie, zdążyłem nawet przed
czasem – odpowiedział, również wsuwając ręce do kieszeni kurtki. – Chociaż to
była tylko strata czasu. – westchnął krótko.
– Czemu? – zerknął na niego
kątem oka.
– Ta grupa lubi mi działać na
nerwy, byli kompletnie nieprzygotowani. – Zmarszczył brwi z wyraźną irytacja i
Alibaba pomyślał sobie, że jak jest zły to na pewno wygląda bardziej groźnie.
– Nastawiałeś im jedynek? –
zapytał z lekkim rozbawieniem.
– Ta, mają pełno dwójek –
poprawił go Kouen, rzucając mu długie spojrzenie, pod którym Alibaba się zmieszał.
No tak, to były studia, tam nie było już jedynek, ciągle zapominał! Jednak
tamten nic na to nie powiedział, nie komentując jego drobnej wpadki. – Mieli
chodzić przygotowani, to ominęłoby ich kolokwium a tak… no cóż – westchnął,
kręcąc głową, a Alibaba przysłuchiwał mu się z zainteresowaniem. Lubił ton jego
głosu, poza tym to, o czym mówił, było takie inne od tych durnych opowiastek,
jakimi raczyli go znajomi. Naprawdę miła odmiana.
Mimo wszystko udało mu się
trochę rozluźnić, zwłaszcza gdy Kouen zapytał go o ulubione filmy. Lubił kino,
chętnie tam chodził i miał naprawdę wiele lubianych, dobrze mu się o tym mówiło
i nie musiał się bać, że wpadnie na czymś głupim. Kouen słuchał go z
zainteresowaniem, często dzieląc się swoimi uwagami dotyczącymi jakiejś
produkcji. Alibaba cieszył się, że nawet przy wyborze filmu do obejrzenia byli
zgodni, że żaden z nich nie musiał iść na ustępstwo. A przynajmniej taką miał
nadzieję.
Rozmawiali w kolejce i
Alibaba był coraz bardziej ucieszony tym, że tak dobrze im szło i generalnie
Kouen był całkiem fajnym facetem, nie tylko z wyglądu.
Jednak w pewnym momencie
serce w nim zmarło.
– Legitymację studenckie
macie? – Kobieta w kasie biletowej spojrzała na nich i Alibaba miał wrażenie że
zrobił się blady. Oczywiście, że miał legitymację. Tyle że szkolną! Której za
nic nie mógł pokazać Kouenowi. Odnosił wrażenie, że ich znajomość dość szybko
by się urwała, a on chciał seksu właśnie z nim.
Sięgnął po portfel i zaklął
cicho, trochę udawanie, a trochę z własnej głupoty.
– Ja... zapomniałem swojej.
– To będzie pięć złotych
drożej – poinformowała go kasjerka.
– W porządku – westchnął,
wyciągając pieniądze z portfela, jednak Kouen złapał go delikatnie za rękę,
uśmiechając się do niego lekko.
– Ja zapraszam, ja stawiam –
powiedział, sięgając po swój portfel i płacąc za ich bilety.
Zrobiło mu się autentycznie
głupio, że tak go oszukiwał i nie dość, że mężczyzna za niego płacił, to
jeszcze drożej niż powinien.
– Dzięki – wymamrotał, mając
wrażenie, że poczerwieniał aż po koniuszki uszu. Jednak Kouen tylko pokręcił
głową, zerkając na ich bilety i prowadząc ich do wskazanej sali.
– Daj spokój, to nic takiego
– powiedział, a Alibaba odetchnął z ulgą, gdy weszli na ciemną salę.
Przynajmniej nie było tutaj widać jego zażenowania.
Usiadł koło niego,
spoglądając na wyświetlone logo jakiejś firmy, która była reklamowana na tej sali.
Mieli jeszcze trochę czasu, dopiero zaraz zaczną się reklamy, więc rozsiadł się
wygodnie w fotelu, rzucając swoją kurtkę gdzieś na bok, by mu nie
przeszkadzała. Oparł się rękoma po bokach i niemal podskoczył, gdy Kouen zrobił
dokładnie to samo i ich dłonie się spotkały. Poderwał gwałtownie głowę,
spoglądając na niego i aż zaschło mu w ustach, gdy widział w tej ciemności, że
ten mu się przygląda.
Chyba drżał, gdy Kouen powoli
zacisnął palce na jego ręce, gładząc ją kciukiem. To tak się dało? Od samego
dotyku palców być już tak rozemocjonowanym, tak bardzo przejętym, że nie wiedział,
co zrobić z drugą ręką? Odwrócił wzrok, nieco zmieszany, znowu wbijając go w
ekran. Kouen nic nie robił oprócz tego subtelnego dotyku na dłoni. Zupełnie
jakby… jakby naprawdę byli na randce, o ludzie. Czuł się taki szczęśliwy, że aż
nie wiedział, jak się zachować.
Odetchnął nieco, gdy zaczęły
się reklamy i mógł się na nich skupić, a nie na tym, co się między nimi działo.
Szlag, zawstydzać się przez drugiego faceta. Zerknął na niego kątem oka, gdy
ten rozsiadł się wygodnie, patrząc na ekran, gładząc delikatnie jego dłoń.
Alibaba wziął więc kilka wdechów, przywołując się do porządku i też zagapiając się
na ekran, splatając przy okazji palce z palcami Kouena. Nie spojrzał na niego,
lecz ten też nic nie powiedział, gdy sam zaczął muskać jego skórę. Nawet nie
wiedział, że taki zwykły, delikatny dotyk może być taki przyjemny. Judal pewnie
by go wyśmiał za romantyczna tandetę, ale tak właściwie to kino nie było takie
złe, można się było bezkarnie podotykać i zdecydowanie nakręcić. Alibaba mało
co się skupiał na filmie, bardziej zastanawiając się czy... zrobić to z Kouenem
czy jednak przeciągnąć to na następne spotkanie. Jasne, był na niego tak
napalony, że najchętniej zrobiłby to tu i teraz, ale może nie byłoby to takie
złe, gdyby to przeciągali? Gorzej jak Kouen okaże się typem, który rezygnuje
przy małych wyzwaniach, ale odnosił wrażenie, że jest zupełnie inaczej. A skoro
chyba mu się podobał... chciał go nieco podrażnić tą świadomością i upewnić
się, że ma rację.
Poruszył się lekko,
wspierając nieco bardziej na jego ramieniu tak, by czuć jego ciepło i ziewnął,
jakby cały ten zabieg niczemu nie służył. Ich kolana dziwnym trafem już dawno
się dotykały. To napięcie było całkiem dobre i miał wrażenie, że Kouen na niego
patrzy. Sam jednak wpatrywał się w ekran i dopiero po dłuższej chwili na niego
zerknął, a gdy mężczyzna również to zrobił, szybko odwrócił wzrok, hamując
uśmiech cisnący mu się na usta. Ach, a może by tak...
Aż drgnął, gdy Kouen pochylił
się nad jego uchem.
– Nie podoba ci się film? –
zamruczał i Alibaba odniósł wrażenie, że zrobił to trochę bardziej niż trzeba
było. W każdym razie gwałtowny dreszcz przeszył jego ciało.
– Ależ skąd – powiedział –
jest bardzo... pasjonujący.
– Następnym razem możemy
zmienić repertuar – powiedział cicho Kouen, przyglądając mu się w tych
ciemnościach. Alibaba szybko analizował sytuację; kino było niemal puste, nikt
za nimi nie siedział... chyba mogli się trochę zabawić?
– Następnym razem? –
powtórzył leniwie, samemu spoglądając na niego z tego cholernego bliska. –
Możemy już teraz włączyć dodatkowe punkty programu.
Usta Kouena rozciągnęły się w
uśmiechu i Alibaba nie zdążył nawet mrugnąć, gdy poczuł je na swoich. Nie
odpowiedział od razu, nie chcąc wyglądać jakby na nic innego nie czekał. Sam
musnął jego wargi dopiero po chwili i aż stłumił westchnienie, gdy Kouen
położył mu rękę na głowie, przyciągając go bliżej siebie. Całowali się tak
powoli, tak cholernie leniwie i pobudzająco, że chyba zadrżał, gdy Kouen
delikatnie polizał jego usta. Uchylił je, pozwalając na pogłębienie pieszczoty,
samemu opierając się dłonią o jego udo. O rany, jeżeli ten facet nie przestanie,
to naprawdę ciężko będzie mu się powstrzymać, by nie zrobić tego tu i teraz.
Zamruczał, czując palce
gładzące jego kark i spojrzał mu w oczy, gdy na chwilę ich usta się
rozdzieliły. W oczach mężczyzny widać było wyraźne pożądanie i Alibaba poczuł
zadowolenie z tego powodu. To było całkiem niezłe uczucie, tak na kogoś działać,
a już zwłaszcza na kogoś takiego jak Kouen. Aż poczuł się o wiele śmielej, w
końcu nie tylko on tutaj był napalony, czemu miałby się z tym kryć? Sięgnął
ręka do jego włosów, wplatając w nie palce, drugą przesuwając po twardym udzie.
Musnął zaczepnie jego wargi i patrząc mu w oczy przygryzł własne, jakby się
zastanawiał czy ma kontynuować.
Kouen rozwiał jego
nieistniejące wątpliwości, uwalniają jego wargę spod nacisku zębów, wysuwając
zaraz język do jego ust. Z cichym pomrukiem odpowiedział na pieszczotę, czując
jak ogarnia go gorąco. Najchętniej znalazłby się jeszcze bliżej niego, na jego
kolanach, żeby móc go pieścić, żeby ten pieścił jego. Albo jeszcze lepiej, może
powinien zrobić coś więcej, skoro planował przeciągnąć nieco ich spotkania?
Fakt, że są w miejscu publicznym tylko go nakręcał. Zrobić to czy nie robić?
Gładził Kouena po udzie,
sunąc coraz wyżej, głaskając wewnętrzną stronę, spód... cholera, aż sam się
nakręcił i już w ogóle przestawał myśleć, gdy usta Kouena przesuwały się po
jego szyi, gdy czuł mokry, gorący język na skórze. Westchnął, nie kryjąc się wcale
z tym, jak mu przyjemnie.
Zrobić. Zdecydowanie zrobić.
Bezszelestnie wsunął się na
jego kolana, całując się z nim mocno, głęboko, wplatając palce w jego włosy. O
ludzie, jak on go pragnął... Jak Judal mógł w ogóle wytrzymywać, żeby pozwalać
na seks dopiero po którejś randce? Miał wrażenie, że zaraz oszaleje od tego
gorąca, od tego ciśnienia, gdy z cichym pomrukiem odsunął się od niego,
pozwalając mężczyźnie gryźć i lizać swoją szyję. Odchylił głowę, oddychając
głęboko, czując, jak to wszystko zaczyna na niego działać, jak robi się
sztywny. Nie, nie, musi się opamiętać, nie powinien mu się tak łatwo oddać.
Drgnął gwałtownie, gdy poczuł
jego dłonie przesuwające się po udach, pocierające je stanowczo przez materiał
spodni. Więc Kouen też miał ochotę? Kręciły go miejsca publiczne? Zaraz mu
pokaże, co to znaczy seks w miejscu publicznym.
Zdjął jego ręce ze swoich
bioder i gdy mężczyzna odsunął się lekko, by spojrzeć na niego pytająco, po
prostu pocałował go mocno w usta, gryząc jego wargę, nim spojrzał mu w oczy.
Nie ma mowy, nie pozwoli mu się dzisiaj przemacać, na to trzeba było sobie...
zasłużyć, jak mawiał Judal.
Ale za to sam bez żadnych
oporów sięgnął do paska jego spodni, nie spuszczając z niego wzroku. Kouen
patrzył na niego nieruchomo i Alibaba uśmiechnął się pod nosem, wolno
rozpinając jego pasek.
– Co robisz? – zamruczał
Kouen, gładząc wolno jego nogę.
– A jak myślisz? – wyszeptał,
pochylając się i muskając jego usta, rozpinając przy okazji zamek spodni. O ile
się nie mylił, Kouen był już w stanie gotowości. – Przechodzę do punktu
kulminacyjnego. – Musnął delikatnie jego wargi, kładąc dłoń na jego kroczu.
Rany, był taki gorący, aż jego własne podniecenie dało o sobie znać.
Najchętniej by się zaczął po prostu o niego ocierać, ale nie. Nie może.
Kouen przygryzł jego wargę,
ssąc ją przez chwilę.
– Chyba że nie chcesz, żebym
kontynuował? – wymruczał, patrząc na niego spod rzęs. Miał obawy czy nie
wychodzi na debila, tak się do niego mizdrząc, ale chyba nie, Kouen nie
wyglądał na zniechęconego. Nawet wręcz przeciwnie.
Zadrżał, gdy mężczyzna sam
sięgnął do paska jego spodni. Nie, nie wolno. Znowu delikatnie chwycił jego
ręce, a gdy Kouen spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, delikatnie ucałował
jego dłoń. Przesunął wargami po jego palcach, które zaraz wsunął sobie do ust.
Och, podobał mu się ten wzrok Kouena, gdy patrzył na niego tak intensywnie...
Przejechał językiem po jego opuszkach, zaraz ssąc je delikatnie. Trochę łapał go
stres, bo nie licząc drobnych macanek z Judalem, nigdy tego nikomu nie robił.
Jednak nie da po sobie tego poznać, nie ma mowy. Wypieści go tak, jak jeszcze
nikt nigdy wcześniej.
Pochylił się nad nim,
muskając lekko jego usta, po czym po prostu wsunął mu dłoń w spodnie. Aż
zadrżał; był taki duży i twardy... aż zrobiło mu się słabo z podniecenia, więc
tylko nabrał głęboko powietrza, łapiąc jego usta w pocałunku, gdy powoli
przesunął ręką po całej jego długości. Kouen drgnął pod jego dotykiem i to mu
się bardzo podobało, więc zaczął go powoli masować, pieszcząc językiem wnętrze
jego ust. Chciał, by mężczyzna pragnął go tak bardzo, że nie będzie w stanie mu
się oprzeć.
Zdecydowanie podobało mu się
to kuszenie i zwodzenie go. To było takie podniecające, a zarazem tak dobrze
się czuł, będąc pożądanym. Nawet jeżeli nigdy więcej nie spotka Kouena, to
chciał go bardzo dobrze zapamiętać, a także żeby i on nie zapomniał o nim
szybko. Całowali się coraz namiętniej i Alibaba teraz już śmiało pieścił go
ręką, zwłaszcza że Kouen tak podniecająco mruczał z każdym mocniejszym
dotykiem. Nie panował nad swoimi biodrami, które i tak poruszały się bezwiednie
w rytm ruchów jego dłoni, ściskane przez ręce Kouena. Cholera, ależ chciał,
żeby ten go wziął i walić że wyjdzie na uległego, naprawdę chciał być przez
niego pieprzony. Ale nie. Nie dziś. Dziś się nieco zabawi, sprawdzi co i jak,
jak działa na Kouena. Sprawdzi jak ten smakuje pod jego wargami. Tak. Właśnie
tego chciał. Wziąć go w usta i pieścić.
Odsunął się nieco, lecz usta
Kouena podążyły za nim, łapiąc jego wargi w pocałunku. To prawda, że mógłby się
tak z nim całować wieczność, ale chciał czegoś innego.
– Chodź tu – wymruczał Kouen,
łapiąc go za koszule i przyciągając bliżej, jednak Alibaba tylko ugryzł go w
wargę, uśmiechając się z zadowoleniem. Ścisnął go naprawdę mocno aż ten jęknął
zduszonym głosem. Alibaba wykorzystał to, zsuwając się z jego kolan i klękając
miedzy jego nogami.
Zamruczał cicho z
zadowoleniem, gdy Kouen spiął się, jakby był naprawdę zaskoczony jego
zachowaniem, mimo wszystko nie protestował. I dobrze, bardzo dobrze, bo Alibaba
o niczym innym nie marzył, jak wziąć go teraz w usta.
Obsunął jego spodnie i
bieliznę i mimo wszystko się zaczerwienił, czego na szczęście nie było widać w
ciemnościach. Kouen był naprawdę hojnie obdarzony i jak pomyślał, że ten facet
będzie go pieprzył, że wsunie się w niego i będzie go brał naprawdę mocno...
Przesunął językiem po
imponującej długości jego męskości, spoglądając w górę na jego twarz.
Uśmiechnął się lekko, widząc jak Kouen mruży oczy i zamruczał cicho, gdy poczuł
jego dłoń wplatającą się we włosy.
– Alibaba...
O tak, to mu się zdecydowanie
podobało.
Polizał go tak jeszcze parę
razy i w końcu zamknął usta na czubku jego męskości, ssąc go delikatnie.
Zadrżał, gdy poczuł palce zaciskające się na jego włosach. O rany, nie sądził,
że może być aż tak podniecony od samego pieszczenia kogoś, od brania go w usta
i ssania jego gorącego ciała. Potarł dłonią nasadę jego męskości i wsunął go
sobie głębiej do ust, by zaraz wyciągnąć zupełnie i tylko leniwie drażnić go
krótkimi liźnięciami. Podobało mu się to jak Kouen reagował, jak zaciskał dłoń
na jego włosach, jak momentami napinał nadgarstek tak, jakby chciał go przyciągnąć
bliżej siebie. Szczerze mówiąc, nie miałby nic przeciwko, gdyby mężczyzna sam
zaczął poruszać jego głową, pieprząc go w usta. Nie chciał myśleć o tym, co
takie odczucia o nim świadczyły, ale naprawdę, wobec takiego faceta mógł być
uległy.
Z cichym pomrukiem wziął go
znowu w usta, poruszając głową w górę i w dół, aż poczuł jak ciało Kouena się
napina, jak jego palce zaciskają się na jego włosach. Ugryzł go lekko, gdy ten
pociągnął go mocniej. Zerknął na niego, ssąc jego czubek męskości nieco
prowokująco i chyba działało, bo Kouen patrzył na niego tak intensywnie, tak...
gorąco, że najchętniej sam by się zaczął dotykać po jego czujnym spojrzeniem.
Wziął go głęboko w usta i
usłyszał ciche westchnienie Kouena. Och tak, może tak wzdychać, niech wzdycha,
mógłby nawet jęczeć! O szlag, ale chciał to usłyszeć. Ale byli w miejscu
publicznym, nie mogli. Pogładził jego brzuch, wyczuwając twarde mięśnie i aż
zamruczał, czując pod rękami, jak jego ciało się spina. Podciągnął się,
pieszcząc go wolno dłonią i składając pocałunki na jego brzuchu, kościach
biodrowych...
– Przestań... – wydyszał
cicho Kouen i Alibaba spojrzał na niego, uśmiechając się pod nosem, widząc
wyraz jego twarzy.
– Co mam przestać? Nie
dotykać cię? – zamruczał, przesuwając wargami po jego podbrzuszu, masując go w
dłoni tak delikatnie i drażniąco. Był świadomy, że jeszcze trochę i mężczyzna
by doszedł, dlatego miał ochotę jeszcze trochę to przeciągnąć.
Zadrżał, widząc jak Kouen
przygryza dolną wargę, patrząc na niego pociemniałymi z pożądania oczami. Był
taki twardy w jego dłoni, taki napięty, jakby na nic innego nie czekał, tylko
żeby dojść. Uśmiechnął się więc do niego prowokująco. Chciał, by ten stracił
nad sobą kontrolę, by pokazał, jak mu dobrze, kiedy Alibaba go bierze w usta.
By jego ciała o to prosiło, żeby chłopak go ssał.
Powoli schylił głowę do jego
męskości, obejmując jej czubek ustami, po czym nakrył dłoń znajdującą się na
jego głowie swoją ręką i delikatnie przycisnął, dając mu tym samym znak, że
pozwala, by Kouen sam dobrał sobie tempo. Tamten drgnął najwyraźniej
zaskoczony, ale już chwilę później znów zacisnął palce na jego włosach i
poruszył jego głową. Alibaba przymknął powieki, słuchając jak Kouen wzdycha
przeciągle. Poddawał się jego naciskowi, pomrukując i pieszcząc językiem.
Dlaczego tak bardzo mu się to podobało? Że Kouen tak go trzymał, poruszał jego
głową, pieprzył jego usta coraz szybciej? Był aż takim pasywem? Szlag, ale to
było dobre, naprawdę dobre. Złapał w palce nasadę jego penisa, pieszcząc ją
spokojnie a biodra Kouena aż się uniosły. Otarł się o jego gardło, a potem
zrobił to drugi raz, naciskając mocniej jego głowę i Alibaba wysunął go z ust,
mając obawy przed taką inwazja na siebie. Póki co w każdym razie. Patrzył na
niego masując go i liżąc językiem, aż Kouen chyba nie wytrzymał, bo złapał go
mocniej za włosy, nakierowując na własną męskość. Alibaba wziął go znów w usta,
a tempo, które nadal teraz Kouen, było znacznie szybsze niż wcześniejsze.
Aż sam jęknął, czując szarpiące
go podniecenie. Tak strasznie miał ochotę się dotknąć, miał ochotę się pieścić,
gdy czuł, jak Kouenowi jest dobrze, gdy słyszał jego przyspieszony z
podniecenia oddech. Ale nie, nie teraz. Następnym razem, jeszcze nie dzisiaj.
Wzdrygnął się w lekkiej
panice, gdy mężczyzna docisnął go mocno do swojego krocza, dochodząc mu w usta.
Jednak nie szarpał się, po prostu zaciskając powieki, gdy ten rozlał mu się na
języku. Choć miał lekkie opory, przełknął wszystko i polizał go jeszcze
kilkukrotnie, zanim na nieco drżących nogach uniósł się, spoglądając mu w oczy.
Uśmiechnął się lekko, widząc jak mężczyzna oddycha ciężko, patrząc na niego
błyszczącymi z podniecenia oczami, taki cudownie rozgrzany... Nachylił się nad
nim, opierając się dłońmi o jego uda.
Sam nie wiedział, co go
podkusiło, gdy musnął lekko jego ucho wargami, przygryzając miękko jego płatek.
– Do zobaczenia następnym
razem.
I nim Kouen zdążył jakkolwiek
zareagować, po prostu chwycił swoją kurtkę i umknął z sali kinowej, nie
zwracając uwagi na film wciąż lecący na ekranie.
Powietrze na zewnątrz było
przyjemnie chłodne, omiatało teraz jego zaczerwienioną twarz, pozwalając choć
na drobną chwilę zapomnieć o podnieceniu. Szlag, tak go chciał, naprawdę miał
ochotę, by Kouen go pieścił... Ale był też świadomy faktu, że tamten również
tego pragnął. Dlatego wstrzyma się jeszcze i zobaczy, jak będzie następnym
razem. Bo był przekonany, że do następnego razu dojdzie.
Podziwiał sam siebie, że mu
się to udało odejść, gdy tak bardzo pragnął czegoś więcej. Powinni mu dać za to
nagrodę. Niemniej nie mógł przestać się uśmiechać sam do siebie. Na samo
wspomnienie miał dreszcze, a do tego, gdy pomyślał o ich następnym spotkaniu...
Chyba zaczynało mu się podobać kręcenie z tym facetem.
Wyciągnął telefon, wykręcając
numer do Judala, który odebrał po dłuższej chwili.
– Co robisz? – spytał, nie
siląc się na powitania, oglądając się za sobie i poprawiając spodnie. Okropnie
go uwierały, najchętniej by sobie ulżył.
– A jak myślisz? – parsknął
Judal. – A ty nie miałeś przypadkiem romantycznej randki ze swoim prykiem?
– Miałem – uśmiechnął się
szerzej. – Już się skończyła.
– Tak szybko cię puknął?
– Nie puknął mnie! Jeszcze w
każdym razie – zamruczał, czując rozpierającą go dumę. To jednak był dobry
pomysł!
– To co wy robiliście? Patrzyliście
sobie w oczy, kurwa?! – usłyszał, jak Judal wykonuje pojedyncze mlaśnięcie
języka, co robił zawsze w wyrazie dezaprobaty. Alibaba doskonale umiał sobie
wyobrazić jego minę, z uniesionymi wysoko brwiami, sugerująca że jego rozmówca
jest autentycznym idiotą. Znał ją idealnie, mógłby ją rysować z pamięci.
– Byliśmy w kinie – odezwał
się po dłuższej chwili.
– W kinie?! Ocipiałeś?!
– Nie drzyj się tak! – Odsunął
na chwilę telefon od ucha. – I czy ja mówię, że siedzieliśmy i patrzyliśmy
sobie w oczy?! Nie, kurwa!
– To co robiliście? – Judal
brzmiał na tak niezainteresowanego, że Alibaba miał ochotę mu nakopać. Powinien
go chwalić, chwalić!
– Pieściliśmy się! –
powiedział z dumą do słuchawki, jednak zaraz zniżył głos, gdy napotkał
zdziwione spojrzenie mijanego przechodnia. – A raczej ja jego – sprostował, a
po drugiej stronie zapadła cisza. Aż poczuł, że duma puchnie w nim, łechtając
jego bądź co bądź spragnione uwagi ego. – Judal?
– I co, nie dałeś się puknąć?
– zapytał Judal z niedowierzeniem w głosie. Zdecydowanie nakopie mu następnym
razem.
– Nie dałem! – parsknął,
rozglądając się na przejściu dla pieszych.
– Ani nawet na ręcznym?
– Nie! – powtórzył z uporem,
mając ochotę wznieść oczy ku ciemnemu już niebu.
– To ja już nic nie rozumiem.
Alibaba odczekał chwilę,
próbując uspokoić potok przekleństw cisnący mu się na usta, że tym razem Judal
jest tak ograniczony, że nie był w stanie rozumować między wierszami. Ale to
Judal, z nim czasem trzeba było prosto, zwłaszcza jeżeli chodziło o seks.
– Wypieściłem go i wyszedłem
w połowie filmu – powiedział w końcu i parsknął niekontrolowanym śmiechem na
samo wspomnienie.
Tym razem to Judal umilkł, a
Alibaba skwapliwie czekał na to, co ten mu powie. Był pewien, że go zaskoczył,
doskonale znał zdanie Judala na własny temat.
– Nie wierzę – usłyszał w
końcu w słuchawce. – I co, miał zgachę życia?
– No tak trochę – powiedział
w dużo lepszym humorze, teraz naprawdę zadowolony ze swojego pomysłu. Nauki
Judala jednak zrobiły swoje, cholera, był naprawdę dumny! – Jak myślisz,
powinienem do niego napisać w nocy? Czy poczekać, aż sam napisze?
– Poczekaj – poradził Judal
tonem znawcy. – Po czymś takim na bank napisze.
I nie mylił się. Ledwie
godzinę później odebrał smsa, gdy siedział z Judalem na dworze, na murku za
szkołą, w stałym miejscu ich spotkań. Policja jakoś nigdy tędy nie
przejeżdżała, naprzeciwko nich znajdowały się jedynie garaże, więc raczej nie
miał kto na nich donieść za picie w plenerze.
Zerknął na wyświetlacz i
uśmiechnął się, gdy odczytał wiadomość: "Ucieczki to twoja specjalność?".
Naprawdę, aż sobie pogratulował sukcesu.
Uśmiechnął się szerzej i
odpisał: "Nie daję się tak łatwo złapać. Podobał ci się film?".
Ciekawe czy jego małe pieszczoty mu się spodobały, bo przecież filmu żaden z
nich raczej nie pamiętał. Gryzł wargę, nie mogąc pozbyć się tego zadowolenia z
siebie. Zwłaszcza że zadziałało tak jak powinno.
– Masz. – Judal podał mu
butelkę z piwem, siadając obok na murku.
– Masz minę jak niedojebany, szczęśliwy pies.
– Bo Kouen napisał –
roześmiał się, otwierając butelkę i upijając porządny łyk. Szlag, nadal mu się
czegoś chciało, mimo że jego erekcja już dawno opadła. Miał nadzieję, że Judal
nie wpadnie na pomysł, żeby iść na kluby, bo miał obawy jak to się skończy. A
on chciał, żeby to był Kouen. Teraz to musiał być Kouen i nikt inny.
– Mówiłem, że tak zrobi –
parsknął, pijąc własne piwo. – No Saluja, chociaż raz ci coś wyszło, hahaha! –
Poklepał go po plecach.
Alibaba roześmiał się
radośnie, nawet nie odczuwając specjalnej potrzeby, by obrazić się na tę jawną
kpinę. Sięgnął za to po telefon, czując że przyszła mu nowa wiadomość: "Był
zaskakujący, takiego obrotu akcji się nie spodziewałem. Jednak możemy to
powtórzyć...".
Aż się roześmiał, odpychając
Judala, który próbował zajrzeć mu przez ramię, by sprawdzić, o czym tam piszą. Odpowiedział
w wiadomości, że zapewne znajdzie dla niego trochę czasu, chociaż prawda była
taka, że miał go całe mnóstwo. Nie chciał jednak wychodzić na takiego, który
całe swoje życie dostosuje do nowego faceta.
– A jemu nie przeszkadza twój
wiek? – zapytał nagle Judal i Alibaba wzdrygnął się, zaraz wzdychając głęboko.
– Nie powiedziałem mu –
mruknął i tamten aż się zadławił piwem. – Myśli, że jestem studentem
zarządzania.
– Że co?! – warknął tamten. –
Czyli on nie wie, że stuka się z nieletnim? – Potarł czoło dłonią. – Ludzie,
Saluja, co ty masz we łbie.
– Odwal się, dobra? – mruknął
nadąsany. – Inaczej w życiu by na mnie nie spojrzał!
– Nie da się ukryć –
westchnął Judal, znowu upijając łyk piwa. – Teraz tylko tego nie spierdol, bo
jak się dowie, to masz przesrane.
– Myślisz, że zamierzam mu
cokolwiek mówić? – prychnął z lekką irytacją. Nie był kretynem, wiedział, że
jego mała przygoda z Kouenem może się skończyć równo z chwilą, gdy ten dowie
się, ile ma tak naprawdę lat. A on wcale nie chciał kończyć tej znajomości. Przynajmniej
nie tak szybko. Kouen go kręcił i to bez dwóch zdań. Będąc szczerym ze samym
sobą, to miał nadzieję, że może przez jakiś czas… mogliby…
– Ty nie musisz nic mówić,
może samo się wydać. – Judal wzruszył ramionami, pijąc swoje piwo.
– Z kilka miesięcy kończę
osiemnastkę, więc już nie będzie żadnego problemu – burknął. Czemu musiał psuć
mu humor, no czemu?! Szło już tak dobrze!
– Zamierzasz za kilka
miesięcy nadal bujać się z tym prykiem? – Judal parsknął śmiechem, najwyraźniej
bardzo ubawiony. – A może ty się zakochałeś, hahaha!
– Pojebało cię?! –
zbulwersował się, uderzając go w ramię, czując jak na twarz wypływają mu
rumieńce.
– Hahahahaha! Saluja, ty to
umiesz dojebać do pieca! – Judal śmiał się jak opętany, na co Alibaba tylko warknął
pod nosem. Nie było sensu się z nim wygadywać, Judal zawsze umiał stawiać na
swoim, a Alibaba nie miał ochoty na tę rozmowę. Zamiast tego wyjął telefon i
spojrzał na krótkie zapytanie: „Kiedy?”
– To musiało być naprawdę
dobre ssanie, nie poznaję cię Saluja! – Judal zamruczał mu do ucha rozbawiony,
zaglądając mu do telefonu.
– Spadaj! – Alibaba odepchnął
go, mimo wszystko parskając śmiechem.
– Czemu mnie nigdy tak nie
ssałeś? – Objął go ramionami, uśmiechając się szeroko, tak po judalowemu. Gdyby
nie był jego kumplem, pewnie sam by na niego poleciał.
– Nigdy ci nie ssałem –
uśmiechnął się ironicznie, bezskutecznie jednak próbując skopiować jego wyraz
twarzy.
– Choć raz było blisko –
zamruczał mu do ucha chłopak. – Gdyby twoja mama nie zawołała nas wtedy na
obiad…
– Weź, skończ – jęknął
Alibaba, przejeżdżając sobie ręką po twarzy. – Nie chcę tego pamiętać.
– Czemu? Było całkiem nieźle!
– Jak na czternastolatków. –
Chłopak spojrzał na niego, unosząc brew, a Judal tylko parsknął śmiechem.
– Gdyby nie ja, to by do
twojej durnej makówki nie dotarło, żeś pedał! – oznajmił dumnie brunet, patrząc
na niego z zadowoleniem. – Pewnie teraz umawiałbyś się z Kougyoku czy coś!
– A weź się. – Przewrócił
tylko oczami, zerkając w kalendarz. Skoro zaraz mieli weekend… Nie, nie
powinien tak szybko spotykać się z Kouenem. Powinien zaczekać. Powinien mieć
trochę czasu, by się napalić, by wyczekiwać tego spotkania. Nie może mu
napisać, że najlepiej teraz.
Pomyślał chwilę,
zastanawiając się, ile może mieć zadane na wtorek i czy przypadkiem nie ma
jakiegoś sprawdzianu, po czym odpisał mężczyźnie, że poniedziałek brzmi dobrze.
Ciekawe gdzie teraz pójdą, mimo wszystko mógł się chyba z nim jeszcze trochę
pobawić?
Niemal się zakrztusił piwem,
gdy niemal natychmiast otrzymał od niego smsa.
„Zadzwonię wieczorem.”
Co to znaczy „zadzwonię
wieczorem”? O który wieczór chodzi? O której wieczorem? Wieczorem, czyli kiedy?
– Szykuje się seks-telefon? –
Judal zamruczał wprost do jego ucha, muskając je ustami.
– Spadaj – jęknął, uderzając
go łokciem w brzuch. O czym ten Kouen chciał z nim rozmawiać? Miał nadzieję, że
nie o historii, bo Alibaba czuł się przy nim jeszcze większym debilem, niż za
jakiego uważał go Judal. Jak można być zarazem tak seksownym i mądrym? Czy to
się nie powinno wykluczać jakoś? Co za dużo to nie zdrowo? Jak życie może być
takie niesprawiedliwe, że jedni mają wszystko a inni nic? W każdym razie matka
natura była dla Kouena bardzo łaskawa, nie dość że hojnie go obdarzyła tym i
owym, to jeszcze miał i wygląd, i inteligencję!
„A jak już będę spał?”,
wystukał na klawiszach i wysłał, wsuwając telefon do kieszeni.
– I co, to będzie ten seks-telefon
czy nie? – Judal uśmiechał się do niego bezczelnie.
– Nawet jak będzie, to bez
ciebie. – Puknął go lekko z główki w czoło.
– No wiesz co, Saluja, tak
się odwracać od swojego mentora, spotka cię za to kara, zobaczysz!
Poczuł wibracje telefonu i
odczytał smsa, czerwieniąc się lekko na widok tekstu.
„To myślę, że skutecznie cię…
rozbudzę.”
Odepchnął Judala, nie dając
mu przeczytać tego, co mu Kouen napisał. O rany… czyli naprawdę szykował mu się
seks-telefon? Nie spodziewał się tego, ale skłamałby mówiąc, że miał coś
przeciwko. I chociaż Judal marudził na przemian z wyśmiewaniem go, to pożegnał
się z nim dość szybko, wracając do domu. Nie, jeżeli Kouen miał dzisiaj
zadzwonić, to wolał odebrać, leżąc już w łóżku, gdzie w końcu mógłby dać sobie
ulżyć po tym namiętnym kinie. Od razu zrobiło mu się cieplej, gdy tylko
przypomniał sobie, jak Kouen zaciskał palce na jego włosach, jak poruszał jego
głowa i sam chętnie wbijał się między jego wargi… Chciałby się z nim spotykać,
naprawdę chciał, jeszcze nigdy żaden mężczyzna go tak nie pociągał.
Jego mama zdawała się być
zadowolona, że nawet nie było dwudziestej trzeciej, gdy wrócił do domu. I
dobrze, im więcej takich plusów u niej nazbiera, tym na więcej będzie mu pozwalała.
Musi załatwić pozwolenie na całonocny wypad, musi! Dlaczego pozwalała mu na
takie wyjścia, gdy miał dwanaście lat, a teraz to już nagle nie? To
niesprawiedliwe! Fakt, może wcześniej nie chodził szukać okazji na dobry seks,
ale i tak to była rażąca niesprawiedliwość. Nawet nie chciał myśleć, co by jego
matka powiedziała, gdyby się dowiedziała o Kouenie. Owszem, wiedziała, że jej
syn gra w innej lidze, ona jako jedyna w domu o tym wiedziała, ale i tak
mogłaby mieć problem z zaakceptowaniem starszego faceta. Chociaż Kouen był na
tyle inteligentny i tak dobrze wyglądał, że może jego matka nie miałaby nic
przeciwko? O czym on w ogóle myślał, przecież nie będzie poznawał matki ze
swoim seks-partnerem. Przyszłym, w każdym razie.
Wykąpał się, czując się
nienormalnie wręcz podekscytowany. Z jednej strony obawiał się tego telefonu, a
z drugiej nie mógł się go doczekać. A do tego ciągle czuł, że wystarczy tylko
chwila, żeby się podniecił, naprawdę chciał to zrobić i sobie ulżyć, słuchając
Kouena, a nie tylko go sobie wyobrażając. Zastanawiał się, która godzina dla
Kouena jest wieczorem i ile przyjdzie mu czekać. Na pewno i tak nie uśnie, ale
i tak mógłby już zadzwonić!
Chodził po pokoju,
przerzucając swoje rzeczy z kąta w kąt i chociaż udając, że w nim sprząta. Było
już koło północy, gdy rzucił się na łóżko, nieco sfrustrowany. Powinien
przestać czekać na niego już dawno, tylko zrobić co ma zrobić i pójść spać! To
już dawno przestał być wieczór, była noc! I właśnie gdy już postanowił pójść
spać, jego telefon zaczął dzwonić. Aż mu serce zadudniło, gdy zobaczył, że to
Kouen, lecz zaraz uśmiechnął się szeroko, odbierając.
– Abonent poszedł właśnie
spać, prosimy spróbować później – odezwał się zamiast przywitania i z trudem
zdusił śmiech, gdy po drugiej stronie panowała cisza.
– Proszę zatem obudzić
abonenta – zamruczał mu wprost do ucha i Alibaba aż drgnął, czując
przeszywające go dreszcze. – To sprawa niecierpiąca zwłoki.
– O tej porze? – spytał,
kładąc się wygodnie na łóżko. – Co można mieć ważnego o tej porze?
– Jest parę spraw. – Przymknął
oczy, słysząc jego niski pomruk przy uchu. – Ktoś chyba obiecał zostać dzisiaj
na dłużej?
– A jednak zatrzymały go inne
pilne sprawy – powiedział spokojnie, leniwie, siląc się na spokój, jednocześnie
uśmiechając się sam do siebie, gdy przycisnął policzek do poduszki.
– Doprawdy? – Och, Kouen tak
wspaniale mruczał, mając taki ochrypły, przeszywający głos… – Zdawało mi się,
że ta w kinie była… wystarczająco pilna.
– Dokładnie, zdawało ci się –
powiedział nonszalancko, kopiując ton Judala, przeciągając się i czując, jak od
samego tonu jego głosu ma ochotę się pieścić. – Musiałbyś się bardziej postarać.
– Sam wymruczał mu to do słuchawki, uśmiechając się szeroko. Cholera, tak strasznie
chciałby się z nim pieprzyć, mogli jednak skończyć dzisiaj u Kouena na dzikim
seksie… Ciekawe, jakie to jest uczucie. Gdy ktoś cię bierze.
Zadrżał, delikatnie
pocierając się przez materiał luźnych spodenek, w które przebrał się do snu.
Gdyby to tylko była dłoń Kouena… Aż przygryzł wargę, zamykając oczy.
– Mógłbym, gdybyś mi wtedy
pozwolił – wymruczał wolno mężczyzna i Alibaba powstrzymał westchnienie, gdy
usłyszał ten gorący szept. Mógłby dojść od samego słuchania, gdy ten do niego
mówił.
– Wtedy przyćmiłoby to moje
starania – zauważył, próbując przestać się dotykać, ale nie mógł, było mu tak
dobrze, ten supeł podniecenia w podbrzuszu był taki przejmujący... – A ten film
miał być wyjątkowy!
Kouen zaśmiał się cicho i
mrucząco i Alibaba z trudem pohamował jęk. Jak on ma z nim rozmawiać, no jak,
gdy tak bardzo chciał się pieścić, tylko go słuchając.
– Był całkiem przyjemny –
mruknął takim seksownym i kuszącym głosem, że Alibaba ścisnął się mocniej,
zagryzając wargi.
– Całkiem? – udał oburzenie. –
To było najlepsze, co cię w życiu spotkało!
– Och, już nie przesadzajmy.
– Już nie dostaniesz żadnego
prezentu, bądź pewien, że w kinie zawsze będzie ci nudno – wyburczał, oblizując
wargi, gdy wsunął dłoń za spodenki. O tak, niewiele mu było trzeba...
– To byłaby wielka strata.
– I czyja to wina, no czyja?
– Więc może pozwolisz mi się
zrekompensować? – zaproponował cicho mężczyzna i Alibaba aż zadrżał, gdy tylko
pomyślał, co ten mógłby mu robić.
– Może – wyszeptał zdawkowo.
– Jeżeli się postarasz… – dodał i ponownie przymknął oczy, biorąc się w rękę.
Och, szlag, nie powinien tego robić, rozmawiając z nim przez telefon, aż tak
nie mógł się opanować? Ale naprawdę był na niego napalony, miał ochotę mu
powiedzieć, że mogą się spotkać już, teraz, najpóźniej jutro, ale nie, nie mógł
tego zrobić, jeszcze nie. Nie mógł być na każde zawołanie.
– Do poniedziałku wciąż
jeszcze mnóstwo czasu – zauważył Kouen takim tonem, jakby doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że Alibaba również wyczekuje tego spotkania. – Na pewno
zdążę coś wymyślić do naszego spotkania... Jakieś życzenia?
– Zdam się na ciebie –
wyszeptał i westchnął niekontrolowanie, gdy ścisnął się trochę mocniej w dłoni.
Przygryzł mocno wargę, zaciskając powieki i przekręcając się na bok, starając
się uspokoić oddech. Nie powinien…
– Alibaba… – zadrżał, słysząc
swoje imię wyszeptane tym niskim, kuszącym głosem. – Co robisz?
– Próbuję spać, ale ktoś mi
nie daje – powiedział na wydechu, poruszając dłonią po całej swojej długości. O
szlag, nigdy nie robił tego przy kimś, nie w taki sposób, to było takie
podniecające...
– Alibaba... – zamruczał aż
chłopak musiał stłumić jęk przyjemności. – Jakoś ci nie wierzę.
– To nie wierz –
westchnął, poruszając szybciej dłonią –
chciałem spać i co?
– I pieścisz się beze mnie –
wymruczał niskim głosem.
– No to gdzie jesteś?
– Gdybyś został, może znalazłby
się ktoś, kto by ci pomógł?
– Ahaaaa... głupi ja –
wydyszał, tłumiąc przeciągły jęk.
– Powiedz mi… – usłyszał ten
niski pomruk i westchnął, prężąc się rozkosznie pod własną dłonią. – Jak bardzo
chciałeś, żebym cię wziął?
Teraz już nie mógł
powstrzymać cichego, podnieconego jęku, gdy obsunął niżej spodenki, pieszcząc
się już naprawdę mocno, bez skrępowania.
– Ale kiedy? Wczoraj w klubie
czy dzisiaj w kinie? – wydyszał, zaciskając zęby, mając ochotę już dojść, ale
nie, pobawi się ze sobą jeszcze trochę, chciał się porządnie rozpieścić,
potrzebował mocnego orgazmu.
– W obydwu mogłem brać cię
równie mocno, a ty uciekłeś… – wymruczał Kouen, a on aż westchnął, gdy to sobie
wyobraził. Gdyby mógł pod nim jęczeć, gdy ten go pieprzył… Poruszył biodrami,
wbijając się w obręcz swoich palców, by zaraz rozchylić uda, masując skraj
swojego wejścia. Dopuściłby go do siebie, jasne że tak, dlaczego był takim
idiotą i mu nie pozwolił, dlaczego…
Nie, musi się uspokoić,
przecież to nie tak, przecież Kouen powinien go pragnąć jeszcze bardziej,
jeszcze mocniej!
– A zasłużyłeś na mnie? –
jęknął mu cicho do słuchawki. – Kouen…
Czy jemu się zdawało czy
Kouen właśnie sapnął? Właściwie... chyba nie zwrócił się jeszcze do niego po
imieniu. A już na pewno nie w takich warunkach. Uśmiechnął się sam do siebie,
ogarnięty tą cudowną przyjemnością.
– Koueeeeen – wszeptał
jękliwie, zaraz śliniąc palce, po chwili wsuwając w siebie jeden. Ile by dał,
żeby robił to ten facet... ale sam fakt, że właśnie z nim rozmawia, był już
całkiem niezły. Zresztą nic jeszcze nie uciekło.
– Już jęczysz moje imię? –
zakpił, ale jakimś takim niższym głosem.
– Żebyś wiedział na co
zasłużyć – odparł. Było mu tak dobrze, żeby jeszcze Kouen nie przestawał do
niego mówić, żeby tu był...
– Najpierw spotka cię kara –
poinformował – za to, że zostawiłeś mnie już drugi raz.
– I zostawię kolejny –
zaśmiał się na wydechu, wijąc się rozkosznie w pościeli. – Nie wiesz, że
gonienie króliczka jest najlepsze w całej zabawie?
– Rozwieję twój tok myślenia –
zapewnił gorącym głosem. – Króliczkowi najlepiej jest, jak jest już złapany.
Alibaba jęknął, prężąc się
pod własnym dotykiem. Cholera, co ten facet z nim robił.
– Już cię nie wypuszczę –
dodał Kouen. – Następnym razem mi nie uciekniesz…
– Nie bądź tego taki pewny –
jęknął, dosuwając drugi palec. Chciałby, żeby to był Kouen, żeby teraz
mężczyzna rozsunął mu nogi i wypieprzył go palcami, a potem po prostu złapał za
biodra i porządnie wziął. Jak mógł pragnąć czegoś takiego? Ani razu nawet nie pomyślał,
że mógłby być na górze! Aż tak strasznie chciał być mu uległy, chciał tych
pieszczot w sobie? Przecież nie był żadną ciotą, więc dlaczego tak pragnął
tego, by to Kouen go zdominował, dlaczego go prowokował, by ten był jeszcze
bardziej stanowczy?
– Ja to wiem – zamruczał
Kouen uwodzicielskim tonem i Alibaba niemal uwierzył mu na słowo. – A twoja
kara będzie długa i męcząca…
– Przekonamy się – wydyszał,
przyciskając policzkiem telefon do poduszki, gdy drugą ręką sięgnął do swojej
męskości, którą zaczął mocno pocierać. Już nie mógł się powstrzymywać, chciał
dojść, chciał słyszeć jego szept i mieć orgazm, jęcząc jego imię. – Mmm, Kouen,
tak mi dobrze… – wyszeptał, zaciskając powieki, gdy bezwiednie poruszał
biodrami w rytm swoich dłoni. – Szkoda, że pozwoliłeś mi dzisiaj uciec,
pozwoliłbym ci na wszystko…
– I tak pozwolisz – zapewnił
tonem, w którym nie było nawet nuty zawahania, Kouen... on po prostu wiedział,
że tak będzie i właśnie mu to mówił. Alibaba zadrżał gwałtownie czując, jak
napina się całe jego ciało.
– Nie – zaprzeczył,
wzdychając.
– Tak – wymruczał leniwie,
jakby chciał kusić go samym tonem głosu. – Będziesz mnie błagał, żebym zrobił
to wszystko, co sobie właśnie wyobrażasz.
Alibaba aż jęknął stłumionym
głosem, zagryzając mocno wargi.
– A jak nie ciebie sobie
wyobrażam?
– Oczywiście że mnie –
powiedział kpiącym tonem. – Pragniesz mnie tak, że żałujesz, że mnie tam nie
ma, prawda?
– Ani trochę... – wydyszał
poruszając mocno dłonią na swojej męskości nie potrafiąc się skupić, by pieścić
się jeszcze gdzieś indziej.
Kouen zaśmiał się cicho
niskim wibrującym głosem.
– Dojdź dla mnie – wymruczał
i Alibaba aż jęknął głośno – bądź grzecznym chłopcem.
Zagryzł mocno wargi tłumiąc
jęk rozkoszy, gdy jego ciałem szarpnął gwałtowny orgazm, że przez chwilę nie
wiedział, co się z nim dzieje, gdy tak dochodził. Dopiero po chwili otworzył
oczy, dysząc ciężko i nawet nie mając siły ogarnąć spoconych kosmyków włosów z
twarzy. O rany… właśnie miał orgazm, pieścił się, rozmawiając z kimś przez
telefon. To było takie… takie dziwne, ale jednocześnie przejmujące uczucie.
Zupełnie inaczej, niż jak kiedy robił to sam. I w dodatku to, co mówił mu
Kouen, gdy był taki stanowczy, pewny siebie, po prostu perfekcyjny!
– Grzeczny chłopiec –
wymruczał mu to słuchawki Kouen i Alibaba mimo wszystko oblał się rumieńcem.
Naprawdę, ten facet wiedział, jak go traktować, co powiedzieć, by było mu
dobrze od samego słuchania go. Jak dobrze, że nie było go przy nim, że nie
widział, jak się czerwieni.
– Kouen – wyszeptał znowu
jego imię, przymykając powieki. – Może rzeczywiście następnym razem pozwolę ci
na coś więcej…
– Pozwolisz – zapewnił go
leniwie tamten. – Pytanie, czy ja pozwolę, żebyś obył się bez kary za swoje
zachowanie.
Mimo zmęczenia orgazmem
rozkoszny dreszcz przeszedł mu po ciele. Tak, spotkanie z nim to zdecydowanie
dobry pomysł.
– A nie powinienem mieć
możliwości obrony? – spytał, wyciągając kolczyki z ucha. Tak mu się teraz
chciało spać, ale przecież nie może pozostać takim uległym pedałem, już
wystarczy, że Kouen dostał jego orgazm na zawołanie.
– Obrony?
– Myślę, że miałbym kilka
pomysłów jak przekupić sędziego. A nawet całą ławę przysięgłych – stwierdził,
przykrywając się kołdrą. Och, kara z rąk Kouena brzmiała aż za bardzo kusząco.
Ale przecież mu tego nie powie, nie musi o tym wiedzieć, że Alibaba o niczym
innym nie marzy, jak dostać się w jego ręce.
– Musiałbyś być bardzo
przekonywujący.
– Będę – zapewnił gorąco. – A
potem znowu ci ucieknę. Słodkich snów, Kouen – zaśmiał się cicho i rozłączył.
Nie wiedział, co mu się tak podoba w drażnieniu tego faceta, ale to było
takie... zabawne i podniecające. Złości się? Irytuje? A może jest równie
rozbawiony i podniecony jak Alibaba? Nie obraziłby się gdyby wszystkiego po
trochu.
Uśmiechnął się sam do siebie,
przytulając głowę do poduszki. Już nie mógł się doczekać poniedziałku.