Byłoby dziwnie,
gdybyśmy jakieś ff doprowadziły do końca, także chciałybyśmy ogłosić radosny
początek kolejnego utworu, tym razem z fandomu Kuroko no Basket, naszej
ukochanej, choć dawno zapomnianej serii. Będzie to raczej zbiór luźnych
oneshotów, niekoniecznie ułożonych chronologicznie, wszystkie jednak dotyczą
wspólnego mieszkania Kiyoshiego z Hanamiyą.
Aktualki będą
miały miejsce w każdy piątek.
Miłego!
~*~
Powoli odchylił
się na siedzeniu i zamknął oczy, licząc w myślach do dziesięciu.
Świetnie. Po
prostu rewelacyjnie.
Wziął głęboki
wdech, chociaż miał ochotę rzucać kurwami na prawo i lewo, ale spokojnie. Zaraz
spróbuje jeszcze raz, na pewno się uda. Musi się udać.
Otworzył oczy i
spróbował odpalić auto. Bez skutku. Silnik uparcie milczał, nie dając żadnego
odzewu, co sprawiało, że żyłka na jego skroni zaczynała niebezpiecznie
pulsować.
– Oj, nie
denerwuj się! Oddychaj, wdech, wydech!
Ponownie zamknął
oczy. Jeżeli było coś, co mogło Hanamiyę wytrącić z równowagi jeszcze bardziej,
to z całą pewnością był to siedzący obok Kiyoshi Teppei.
– Zamknij się –
wycedził, walcząc w kluczykami w stacyjce, przekręcając je raz po raz, starając
się nadać silnikowi drugie życie, ale bez skutku.
Szlag by wziął
to wszystko, byli daleko od miasta, na jakimś totalnym pustkowiu i równo w
połowie drogi od miasta, do którego wiózł tego debila. Nie tak, żeby specjalnie
dla niego postawił się w roli szofera – miał do załatwienia kilka spraw w
okolicy, a że dzień zapowiadał się na dobry, to łaskawie pozwolił mu się ze
sobą zabrać. Nie przewidział jednak, że jego nowy, niedawno kupiony samochód
może się tak po prostu rozkraczyć pośrodku drogi.
– Ale widzisz,
mówiłem, byśmy jechali Helenką! – powiedział wesoło Kiyoshi, na co rzucił mu
tylko podkurwione spojrzenie, marszcząc brwi.
– W życiu bym do
tego nie wsiadł. Tam śmierdzi – wycedził, a Kiyoshi spojrzał na niego w tym
swoim dziecinnym, bezbrzeżnym zdumieniu.
– Nie podoba ci
się ten odświeżacz powietrza? Bardzo go lubię!
– Nie w tym
rzecz! – parsknął, odpinając pasy i opierając się na kierownicy, próbując
zebrać myśli.
Spokojnie. Tylko
spokój go uratuje, bo jeszcze chwila, a utknie tutaj nie tylko z najwyraźniej
zepsutym samochodem, ale z trupem. Nie pierwszy raz myślał o tym, skąd się w
nim biorą takie pokłady masochizmu, że skazuje się na towarzystwo tego
denerwującego typa. Może powinien iść się przebadać? Może to się, cholera
jasna, leczyło?
– To ja już w
ogóle nie wiem, o co ci chodzi – westchnął ciężko Kiyoshi, jakby to on,
Hanamiya, był tutaj najbardziej męczącą istotą.
– Jak zwykle –
warknął pod nosem, zaciskając mocniej palce na kierownicy.
– Helenka może
nie wygląda jak nastolatka, ale jest niezawodna, nigdy by nam czegoś takiego
nie…
– Zamknij się –
nakazał twardo Hanamiya, prostując się i postanawiając jeszcze raz odpalić
samochód. W końcu im dłużej Teppei mówił, tym bardziej rosły szanse na to, że
Hanamiya wykopie z auta jego zwłoki.
Kiyoshi umilkł,
niezwykle posłusznie jak na siebie, co Hanamiya przyjął za dobry znak. W końcu
raz się go słucha tak, jak powinien.
Wziął głęboki
wdech i przekręcił kluczyk w stacyjce. Samochód zawarczał zduszenie, jednak
silnik nadal nie zaskoczył. Spróbował nawet drugi i trzeci raz, czując, jak z
sekundy na sekundę coraz bardziej skacze mu ciśnienie.
Zostawił w końcu
kluczyk w spokoju, ponownie zaciskając dłonie na kierownicy. Siedzieli przez
dłuższą chwilę w kompletnej ciszy. Myśl o spokojnym oceanie, powtarzał sobie w
duchu Hanamiya, spokojny ocean, fali szum.
– To ten… –
zaczął z wahaniem Kiyoshi, burząc tym samym ten nikły spokój, o jaki starał się
jego towarzysz – może ja wyjdę i spraw…
– Siedź –
nakazał mu ponownie, nim ten w ogóle dokończył.
– Ale...
– Kiyoshi, tknij
tylko to auto, a przysięgam, że cię zabiję – wycedził, nie patrząc na niego.
Nie, nie zamierzał dawać mu pola do popisu. Kiyoshi już nieraz dał sobie radę z
takimi przeciwnościami losu, a potem tak puchł z dumy, że Hanamiya ledwie był w
stanie to znieść. Zaraz zadzwoni po serwis, przyjadą i naprawią samochód. Taki
był plan.
Drgnął, czując
delikatny dotyk na ręce. Kiyoshi chwycił jego zaciśniętą pięść, zamykając ją w
swojej nieprzyzwoicie wręcz dużej dłoni, gładząc ją delikatnie kciukiem, nie
mówiąc już nic więcej. Siedzieli tak w milczeniu, aż w końcu odetchnął głęboko,
czując się już nieco lepiej.
– Daję ci pięć
minut – mruknął. – I nie rozwal czegoś bardziej.
Kiyoshi
rozpromienił się, co zirytowało go tylko trochę, po czym odpiął swoje pasy,
otwierając drzwi od auta.
– Będę ostrożny!
– obiecał, na co Hanamiya tylko prychnął krótko, nie wierząc mu ani trochę.
Ze zmarszczonymi
brwiami i mocno zaciśniętymi zębami przyglądał się, jak Kiyoshi podnosi maskę
samochodu. Z krótkim westchnięciem osunął się nieco po fotelu. Cholerny Kiyoshi
Złota Rączka Teppei. Wcale by się nie dziwił, gdyby udało mu się naprawić ten przeklęty
samochód.
Hanamiya
właściwie nie wiedział, dlaczego tak cholernie denerwuje go ta niezwykle
praktyczna strona Kiyoshiego, która potrafiła naprawić samochód, wymienić
uszczelkę w kranie, a nawet naprawić spłuczkę w łazience bez wzywania
hydraulika. Nie pojmował, dlaczego ten dużo bardziej woli się taplać w tym
całym syfie, który zawsze się tworzy podczas takich napraw, niż najzwyczajniej
w świecie wezwać fachowca. A najgorsze w tym wszystkim było to, że mu to
wychodziło. On sam nawet nie zaglądałby pod tą przeklętą maskę, skoro po jednym
telefonie będą tu odpowiednie służby, które samochód naprawią. Ale Kiyoshi nie
potrafił usiedzieć na tyłku, on po prostu musiał pójść i sprawdzić, czy sam nie
da rady czegoś naprawić, zamiast fatygować innych. Czy on nie pojmował, że to
jest czyjaś praca? Że Hanamiya właśnie za to im płaci?
Opuścił szybę w
samochodzie, wpuszczając trochę świeżego powietrza. To na pewno wszystko wina
tego głupka. To dlatego zepsuł się samochód. Kiyoshi od początku marudził na
niego, że po co mu nowy, skoro jego poprzedni był w świetnym stanie i teraz
proszę, karma wróciła. Aż znowu się na niego zdenerwował i miał ochotę wyjść,
by mu nakopać.
Jednak zanim to
zrobił, Kiyoshi sam wrócił do samochodu, wycierając dłonie w chusteczkę.
– No i? –
warknął, gdy ten milczał stanowczo zbyt długo.
– Olej –
wyjaśnił, pocierając czystym wierzchem dłoni policzek.
– Co olej? –
wycedził, patrząc na niego ze złością.
– No wylał się,
a co miał zrobić?
– Nie wiem, ty
mi powiedz?
– No to wylał
się – powtórzył Kiyoshi, na co Hanamiya tylko przewrócił oczami w geście
irytacji.
– Tyle to już
wiem, ale co w związku z tym?
– No więc...
Chyba musisz zadzwonić – powiedział niepewnie tamten, na co Hanamiya spojrzał
na niego przelotnie. O proszę, więc były rzeczy, których jednak nie potrafił?
– Mogłem to
zrobić od razu – prychnął, sięgając po telefon. – Ale nie, ty oczywiście musisz
się pchać, jak zawsze, pewnie dodatkowo coś schrzaniłeś i wyjdzie drożej, a
wystarczyło...
– Makoto.
Umilkł, znów
czując dotyk jego dłoni, tym razem na ramieniu, które delikatnie ścisnął. Miał
ochotę na niego nakrzyczeć, by nie mówił do niego po imieniu, ale Kiyoshi był
szybszy.
– Przepraszam –
odezwał się znów. – Myślałem, że dam radę. Może pójdę i sprawdzę jeszcze raz,
może...
– Zamknij się i
siedź – nakazał, grzebiąc w telefonie. Nienawidził momentów, gdy Kiyoshi był
jak rozlazła klucha, gdy przepraszał go za coś, o czym Hanamiya w głębi duszy
wiedział, że nie było jego winą, ale i tak się na niego darł. Czasami Kiyoshi
stawiał się jego wyzwiskom, marszczył brwi i oponował przed dalszymi
oskarżeniami. A czasami był po prostu posłuszny i uległy, a do tego wyglądał
jak siedem nieszczęść, pokornie przyjmując ochrzan.
Tak jak teraz.
Zamknął oczy,
byleby nie patrzeć na jego smutny, pełen winy wzrok, który w chwili obecnej
wkurwiał go bardziej niż awaria samochodu. Potrzebował sprawnego auta, a nie
beczącego faceta na siedzeniu obok.
Przyłożył
telefon do ucha i zazgrzytał na zębach. Zajęta linia.
No świetnie.
Cudownie. Aż miał ochotę komuś warknąć, że gdyby zadzwonił od razu, linia na
pewno nie byłaby zajęta!
– Nie odbierają?
– spytał ostrożnie Kiyoshi, jakby i on zdawał sobie sprawę z tego, jak bliski
wybuchu jest Hanamiya.
– Nie – warknął
tylko, wpatrując się ze złością w telefon, nie umiejąc się zdecydować, czy
bardziej chce zdzwonić jeszcze raz, czy może wyrzucić telefon za okno.
– To może ja
zadzwonię? Znam takiego jednego…
– Milcz – syknął
Hanamiya, unosząc rękę, żeby zatrzymać jego potok słów. Jednak mylił się -
Kiyoshi nie miał za grosz samozachowawczego wyczucia. Za gorsz!
– No już, już,
przestań – odezwał się dziarsko, jakby, do diabła, znowu próbował gadką
optymisty zniwelować jego wkurwienie. Na innych idiotów może i to działało, ale
Teppei już dawno powinien się nauczyć, że nie, na Hanamiyę nie działały takie
durne gadki, jakie zwykł uprawiać w takich momentach.
– Przecież nie
musimy tutaj siedzieć nie wiadomo ile! Mogę zadzwonić do mojego znajomego! …albo
w sumie jak chcesz to możemy tu jeszcze posiedzieć – szybko zmienił swoją
wypowiedzieć, gdy Makoto rzucił mu jedno ze swych licznych, pełnych wkurwienia
spojrzeń, a to konkretne naprawdę dobrze radziło Kiyoshiemu, by się w końcu
przymknął.
I był wręcz
zadowolony, gdy ten po prostu to zrobił, dając mu w spokoju pooddychać. Życie
od razu stawało się piękniejsze, gdy nie musiał wysłuchiwać jego bełkotu. Spróbował
jeszcze raz, wykręcając numer i potarł palcami nasadę nosa, gdy w końcu ktoś
odebrał. Przedstawił szybko sytuację i podał ich lokalizację, którą chwilę
wcześniej sprawdził na GPSie.
– Co dokładnie
się stało? – usłyszał w słuchawce i westchnął zniecierpliwiony.
– Jakbym
wiedział, to bym nie dzwonił. Chyba właśnie od tego państwo są, żeby powiedzieć
mi, co...
– Daj mi
słuchawkę.
Spojrzał na
Kiyoshiego, który wyciągnął w jego stronę rękę, patrząc na niego wyczekująco.
Nawet nie wiedział, czemu bez słowa mu ją oddał. Może dlatego, że było to nie
na jego nerwy, a ten idiota ze spokojem przedstawiał szczegóły ich sytuacji,
jakby pozjadał wszystkie rozumy. Znowu nabrał ochoty, by go po prostu kopnąć,
ale opamiętał się, odwracając twarz w stronę okna.
– Świetnie,
czekamy, dziękujemy serdecznie! – Aż się skrzywił słysząc ten pogodny ton
głosu. – Powiedzieli, że będą za czterdzieści minut.
– Ile?! –
zdenerwował się, podrywając się. – Gdybyś mi nie zabrał słuchawki, to na
pewno...
– Nie dadzą rady
przyjechać wcześniej, naprawdę. – Kiyoshi rozłożył bezradnie ręce. – Musimy
poczekać.
Prychnął tylko i
zabrał mu swój telefon, znów odwracając się w stronę okna. Świetnie, teraz
będzie tu gnić najbliższe czterdzieści minut.
Na pewno o
niczym innym nie marzył, tylko o zmarnowanej blisko godzinie w tak doborowym
towarzystwie. Żeby jeszcze spędzili ją w ciszy…
– Dobrze, że
chociaż nie pada czy coś, bo jeszcze…
– Milcz, po
prostu milcz – warknął po raz kolejny, bo naprawdę by go nie zdziwiło, gdyby
zaraz lunął deszcz. Ten facet był chodzącym nieszczęściem, wszystko było
możliwe. Wiedział jednak, że Kiyoshi w ciszy długo nie wytrzyma i tym bardziej
te czterdzieści minut wydawały mu się wiecznością.
– To co, może chociaż
posłuchamy radia? – spytał pogodnie, jakby kompletnie nie ruszała go gówniana
sytuacja, w której utkwili.
– Nie –
odpowiedział, nawet na niego nie patrząc.
– Daj spokój,
chociaż nam się rozerwie! – oświadczył, sięgając swoją wielką łapą do kluczyków,
nim zdążył zrobić to Hanamiya i zabrać je mu.
– No już, już,
rozchmurz się. – Kiyoshi poklepał go po udzie i Hanamiya z irytacją
zwizualizował sobie uśmiech, jaki miał na twarzy Teppei. W dodatku z trudem
zapanował nad ochotą, by odtrącić tę jego gorącą łapę. Kiyoshi zawsze miał beznadziejnie
ciepłe ręce, co często było przydatne, zwłaszcza gdy na dworze panował mróz.
Gorzej jednak gdy zaczynał się stresować – o ile zawsze się starał, by nie było
widać po nim jakichkolwiek oznak zdenerwowania, tak zawsze dłonie miał mokre od
potu. I lepkie. Jak teraz.
– Czym się
denerwujesz? – zapytał jakby od niechcenia, nie patrząc na niego, w dalszym
ciągu wpatrzony w świat za oknem.
– No bo... w
końcu to twoje nowe auto...
– Naprawią je –
mruknął bez większego zaangażowania. – A jak nie, to kupię sobie nowe.
Czym ten idiota
się tak denerwował? Zazwyczaj spływało po nim to, co do niego mówił, dość
szybko się rozchmurzał, więc co poszło nie tak tym razem?
Spojrzał na
niego, marszcząc brwi i aż otworzył szerzej oczy, gdy zdał sobie sprawę, co tak
mogło niepokoić jego partnera.
– Kiyoshi –
rzucił twardo. – Co z moim autem?
– Oj no – jęknął
tamten, a on sam poczuł jak włoski na ciele unoszą mu się od gęsiej skórki. Bał
się tego, co może usłyszeć. – No bo chciałem naprawić, ale omsknęła mi się ręka
i wtedy ten olej...
Powinien wykopać
jego truchło z auta nim było za późno.
Szlag by wziął to wszystko, byli daleko od miasta, na jakimś totalnym pustkowiu i równo w połowie drogi od miasta - w takim momencie Kouen na pewno dzwoniłby po Alibabę, który nawet w środku nocy wsiadałby na swojego góralskiego rumaka i pędził, by uratować damę swojego życia. Kouen ma takie proste, pozbawione zmartwień życie, fuck. ;/
OdpowiedzUsuńW ogóle widzę, że Hanaymia prowadzi. Czyli tradycji stało się zadość - uke zawsze za kółkiem, by w razie co seme mógł biec, zaprzyjaźnić się z ludźmi, którym jego uke wymordował rodzinę. :)
– W życiu bym do tego nie wsiadł. Tam śmierdzi – wycedził, a Kiyoshi spojrzał na niego w tym swoim dziecinnym, bezbrzeżnym zdumieniu.
– Nie podoba ci się ten odświeżacz powietrza? Bardzo go lubię!
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
ktoś tu właśnie skisnął i to bynajmniej nie był Hanaymia, który utknął w korku, w aucie bez klimy, jadąc na Hel.
Może powinien iść się przebadać? Może to się, cholera jasna, leczyło? - może jak powie o swoim problemie Teppeiowi, to Teppei mu zasponsoruje psychoterapie?
– Helenka może nie wygląda jak nastolatka, ale jest niezawodna, nigdy by nam czegoś takiego nie… - JEZU CZEMU MAM WRAŻENIE ŻE ON TEN SAMOCHÓD TRAKTUJE JAK SWOJĄ KOCHANKĘ XDDDDDDDDDDDDDDDD
Kiyoshi już nieraz dał sobie radę z takimi przeciwnościami losu, a potem tak puchł z dumy, że Hanamiya ledwie był w stanie to znieść. - może Kiyoshi ma uczelnie na dumę? Moja mama, jak ją użądli osa, to też zawsze tak puchnie. ;/// A potem bierze tabletki i znowu jest szczupła.
w swojej nieprzyzwoicie wręcz dużej dłoni - wyczuwam yaoi hands.
Ale Kiyoshi nie potrafił usiedzieć na tyłku - to mogą być robaki albo złapał wilka, bo siedział na zimnym.
Czy on nie pojmował, że to jest czyjaś praca? Że Hanamiya właśnie za to im płaci? - myślę, że Hanamyia jest tym typem człowieka, który odkłada słuchawkę, kiedy dzwoni do niego biuro obsługi, żeby wcisnąć mu kolejną super promocje, a Kiyoshi tym typem, który wysłuchuje, potakuje i na koniec mówi "nie, dziękuję". Te dwa typy ludzi rzadko się ze sobą dogadują.
– Olej – wyjaśnił, pocierając czystym wierzchem dłoni policzek.
– Co olej? – wycedził, patrząc na niego ze złością.
– No wylał się, a co miał zrobić?
– Nie wiem, ty mi powiedz?
– No to wylał się
Ta rozmowa jest tak beznadziejna, że ja nie wiem, czy Teppei jest głupi czy Hanamiya.
– Makoto.
o nie, weźcie. teraz przez Was widzę bisha z super plecami z Free, a nie gościa z grubymi brwiami, którego wszystkie mecze są ostro przerysowane.
– Przepraszam – odezwał się znów. – Myślałem, że dam radę. Może pójdę i sprawdzę jeszcze raz, może... - szkoda mi Teppeia, chociaż tutaj chodzi o to, że nie umiał naprawić głupiego samochodu, ale on to tak wewnętrzenie przeżywa, jakby źle mu poszła operacja matki Hanamiyi. Teppei, trzymaj się. ;aaa;
– Powiedzieli, że będą za czterdzieści minut.
– Ile?!
Alibaba byłby w pięć, rzal. ;/
Jejku, Teppei jest tu taki słodziachny, że chyba zacznę go lubić. ;aaaa; Takie serduszko małe, kochane, nieporadne i poradne jednocześnie takie. ;aaa; Gdyby Makoto był bardziej słodki, to to mogłoby być świetne MuuAli, mimo, że to Kiyoshi x Hanamiya. ;aaaaaaaaa;
Ogólnie nie ma co za dużo mówić, ale bardzo przyjemny i śmieszkowy one-shot, choć nie ukrywam, że liczyłam na jakiś seks w samochodzie (ty głupi zboczeńcu, na to jest paragraf).
I OGÓLNIE NIE WIERZĘ, ŻE BĘDZIECIE SYSTEMATYCZNE XDDDDDDDDDDDDDDDDDD
plus
dzięki za to, że teraz na głównej jest jedna notka. lov u, girls. <3
CHYBA NIE MA ŻADNEJ LITERÓWKI BOŻE CO SIĘ DZIEJE Z TYM ŚWIATEM
Usuń