Oto i kolejna część! Jeszcze nigdy nie łączyłam
się tak w bólu z Kiyoshim, jak tym razem :p (Hibari)
Yonekuni, dziękujemy ślicznie za komentarz i naprawdę każdy jest mile widziany, nie musisz się przejmować :D ❤
~~*~~
- A tutaj ma pan skierowanie, proszę udać się
pod dziewiątkę!
Kiyoshi patrzył, patrzył i nie wierzył. Czuł, że
z każdą sekundą robi mu się coraz bardziej słabo.
W gimnazjum i liceum nazywano go "Żelazne
Serce", jako że nigdy niczego się nie bał i przed niczym się nie uginał. A
przynajmniej tak twierdzono, osobiście nie znosił tego przydomku i zawsze
protestował, gdy ktoś go tak nazywał. Ciekawe, co by powiedzieli jego
przyjaciele, gdyby go teraz zobaczyli.
Na miękkich nogach wyszedł z gabinetu, ściskając
w rękach skierowanie, spoglądając nieco nieprzytomnie na siedzącego na
korytarzu Hanamiyę. Mężczyzna przeglądał jakiś magazyn ze stolika obok, ale
usłyszawszy szczęk klamki podniósł na niego wzrok, zamykając gazetę.
- No i? - rzucił, a Kiyoshi zrobił głęboki
wdech, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na skierowaniu.
- Muszę iść p-pod dziewiątkę - wydukał,
dosłownie wydukał. - Na b-badanie krwi.
- Świetnie, chodźmy. - Hanamiya podniósł się,
rzucając mu jednak dziwne spojrzenie, marszcząc przy tym brwi. - Dobrze się
czujesz?
- Świetnie, świetnie! - pomachał próbując go
przekonać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Hanamiya bynajmniej na
przekonanego nie wyglądał, jednak odwrócił się bez słowa, prowadząc go
korytarzem.
W takich sytuacjach rodzina jego partnera
naprawdę im pomagała. Jego rodzice byli właścicielami tego szpitala, dzięki
czemu Hanamiya mógł załatwić mu wszystkie te badania bez zbędnych kolejek czy
formalności. Może mógłby go poprosić o fałszowanie wyników krwi, przemknęło mu
przez myśl, gdy zaciskał dłoń na skierowaniu tak mocno, że niemal je podarł.
Zaraz też skarcił się w myślach za to, że brzmi
naprawdę niedorzecznie. Nie może przecież prosić kogoś o fałszowanie wyników! A
już zwłaszcza Hanamiyi. Już sobie wyobrażał jego minę, gdyby tylko mu o tym
wspomniał. Nie no, w porządku, bez stresu, zniesie to i będzie po krzyku.
Usiadł na krześle koło Makoto, czując, jakby
zrobiło mu się jeszcze bardziej słabo od samego faktu, że siedzi pod punktem
pobrań. Jego myśli zaraz powędrowały do strzykawek, igieł, zapachu środka do
odkażania i momentalnie zakręciło mu się w głowie.
- Mógłby się przymknąć ten dzieciak – mruknął
lakonicznie Hanamiya, wyciągając przed siebie nogi i opierając głowę o ścianę.
Do Kiyoshiego dopiero teraz dotarło, że za drzwiami musi się znajdować dziecko,
które najwyraźniej bardzo cierpi. Szczerze popierał jego ochotę na płacz.
- Pewnie go boli – odezwał się, przełykając
mocno ślinę, czując, jakby zdrętwiały mu wargi od tego dziwnego uczucia.
Hanamiya parsknął, jak to on, szyderczo pod
nosem.
- Co jest niby takiego bolesnego w głupim
pobieraniu krwi? – spytał, osuwając się nieco po krześle.
- No, w końcu muszą cię z-zranić, no nie? –
Kiyoshi bardzo próbował się uśmiechnąć do młodej kobiety w ciąży siedzącej
kawałek dalej, ale miał wrażenie, że słabo mu to wyszło.
- Zranić? - Hanamiya zaśmiał się cicho. -
Chociaż fakt, ojciec mi opowiadał, jak raz jednemu facetowi poszła żyła, cała
sala była do odkażania.
O ile do tej pory Kiyoshiemu było po prostu
słabo, tak teraz zrobiło mu się jeszcze niedobrze.
Zacisnął zęby, słysząc nieludzkie wręcz wycie
dziecka za ścianą i pomyślał, że sam odstawiał takie cyrki jak był mały. Teraz
już nie wypadało, zresztą nie chciał widzieć miny swojego partnera, gdyby
zrobił coś takiego.
- Twoja kolej - mruknął Hanamiya, szturchając go
łokciem, gdy chłopiec wyszedł, wciąż popłakując i pociągając nosem.
- Przepuszczę p-panią, w końcu jest p-pani w
ciąży. - Uśmiechnął się, co raczej przypominało szczękościsk ze względu na jego
napięte mięśnie, ale kobieta i tak podziękowała, podnosząc się z miejsca i
znikając za drzwiami gabinetu. Kiyoshi też miał ochotę zniknąć, najlepiej
gdzieś gdzie go nie znajdą i gdzie nikt nigdy nie powie, że nie może znaleźć
żyły. I nieistotne że ostatnim razem taki problem miał w podstawówce, przez co
wkłuwano się w niego cztery razy, nim zemdlał. Na samo wspomnienie jego oddech
był płytki i nierówny.
Odchrząknął, zaciskając dłoń na kolanie, bo miał
wrażenie, że drży mu zbyt widocznie. A w dodatku był pewien, że gdy przyjdzie
jego kolej, nie będzie w stanie się podnieść z miejsca.
- H-hanamiya?
- Noo? – mruknął jego partner, wyglądając, jakby
zaczął przysypiać z nudów. Podziwiał. Też z miłą chęcią chciałby się tak
nudzić.
- Myślisz, że będziesz mógł wejść ze mną? – spytał
i w momencie tego pożałował, gdy Hanamiya spojrzał na niego tak, jakby się
urwał z księżyca. Nie żeby nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył… Kiyoshi
nie bardzo wiedział, co go opętało, wychodzącą z taką propozycją, niemniej
gdzieś podświadomie tkwiło w nim przekonanie, że jeżeli Hanamiya ze swoją kpiną
i zdrowym rozsądkiem wejdzie z nim do gabinetu, to raczej nie zemdleje. W innym
wypadku może być różnie, naprawdę różnie.
- Słucham? – Brwi mężczyzny powędrowały w górę,
a jego mina była dziwną mieszanką, jakby nie mógł się zdecydować czy ma kpić
czy martwić się o zdrowie swojego faceta. – Niby po co miałbym tam z tobą
wchodzić? Potrzymać cię za rękę? – zakpił, uśmiechając się ironicznie, a
Kiyoshiemu tak zaschło w ustach z tego stresu, że był gotowy przytakiwać
najgorliwiej jak potrafi i pal licho dumę czy coś.
Co zresztą zrobił, wpatrując się w niego, nie
zrywając kontaktu wzrokowego, na co ironiczny uśmieszek drugiego mężczyzny
zupełnie przygasł.
- Serio? - zapytał takim tonem, jakby miał
ochotę wstać i wyjść. - Boisz się pobierania krwi?
- A tam zaraz boisz! - zaśmiał się nerwowo,
próbując zbagatelizować sprawę. - Wiesz, gorzej się dzisiaj czuję i...
- Kiyoshi Żelazne Serce boi się igieł? - Na usta
jego partnera wrócił szeroki uśmiech. - Kto by pomyślał!
Mruknął cicho w odpowiedzi, mając ochotę zniknąć
w krześle na którym siedział. Już nie wiedział co było gorsze, gdyby faktycznie
zemdlał czy kpiący z niego Hanamiya.
- Wejdziesz ze mną? - zapytał w końcu cicho, na
co ten prychnął głośno.
- Nie bądź głupi! Wszyscy mnie tu znają, nie ma mowy
żeby...
- Makoto. - Podniósł na niego wzrok. - Proszę.
Hanamiya wpatrywał się w niego przez dłuższą
chwilę z miną, jakby miał ochotę kopnąć go czy coś w tym stylu.
- Bądź dorosły, Kiyoshi – prychnął, wsuwając
dłonie do kieszeni spodni. – Nie zamierzam trzymać cię za rękę.
Teppei miał ochotę powiedzieć, że byłoby to
całkiem miłe z jego strony i na pewno dużo lepiej udałoby mu się to przetrwać,
ale miał przeczucie, że to nie jest to, co powinien teraz mówić ani co Makoto
może chcieć usłyszeć.
- W porządku, w-wystar…
- Czego ty się w ogóle boisz? – spytał, patrząc
na niego z politowaniem. – Przecież to tylko cienka igła.
- T-to nienaturalne – odpowiedział, walcząc z
mdłościami, bo samo wspomnienie o igłach sprawiło, że znowu zrobiło mu się
duszno. – A jak rana się nie zamknie i człowiek się wykrwawi?
- Nie bredź, idioto, to tylko mała ranka.
- Albo czymś zarażą? A do tego wprowadzają ci
ciało obce! – powiedział z przejęciem, ocierając spocone czoło. - Ciało obce
zawsze boli!
- Och, doprawdy? – Hanamiya spojrzał na niego z
ironicznym uśmiechem.
- No tak! - rzucił, dopiero po chwili
rozumiejąc, co ten insynuuje. - Z-znaczy... No, przy odpowiednim przygotowaniu,
to...
- Kiyoshi, jeżeli masz zamiar nalegać, by głupia
piguła zaczęła cię przygotowywać do pobierania krwi, to wstaję i wychodzę. -
Hanamiya spojrzał na niego z mieszaniną politowania i złości jednocześnie. -
Wejdziesz tam sam, skończ odstawiać cyrki.
- Zemdleję - ostrzegł go od razu, mając do niego
żal, że był tak uparty. Aż miał ochotę celowo zemdleć, co by raz jeden Hanamiya
miał nauczkę!
- To ich poproszę by mi cię podrzucili do domu
jak się ockniesz - odparł niewzruszenie jego partner, a resztki nadziei zaczęły
go opuszczać.
I w tym właśnie momencie drzwi się otworzyły, a
młoda kobieta wyszła.
- Następny, proszę!
Rzucił Makoto błagalne spojrzenie, nie podnosząc
się z miejsca.
- Makoto…
- Idź już tam, i zachowuj się jak dorosły –
powiedział ze zniecierpliwieniem, maszcząc groźnie brwi, a Kiyoshi z
przykrością stwierdził, że jednak ma najgorszego faceta pod słońcem. On by dla
niego to zrobił! Wszedł by z nim i nawet za rękę trzymał! I nie ważne, że
Hanamiya nie boi się zastrzyków.
Czując, że nogi ma jak z waty wstał i wszedł do
gabinetu, starając się uśmiechnąć, gdy pielęgniarka uprzejmie poprosiła go o
skierowanie i o to, by usiadł na fotelu. Kiyoshi właściwie na niego opadł, bo
na sam widok tych wszystkich śmiercionośnych przedmiotów stracił czucie we wszystkich
kończynach.
- No dobrze – kobieta podniosła się z krzesła,
zakładając rękawiczki i podchodząc do niego – proszę pokazać ręce.
Żołądek prawie podjechał mu do gardła. To jest
to, to jest właśnie ten moment, gdy człowiek słyszy te straszliwe słowa, że ma
strasznie cienkie żyły. Był wręcz przekonany, że zaraz to usłyszy, a wtedy jak
nic będzie po nim.
- Myślę, że lewa będzie dobra – zdecydowała,
przesuwając palcem po zgięciu jego łokcia.
- Może być lewa, haha – zaśmiał się słabo,
czując, że zaczyna mu się niebezpiecznie kręcić w głowie, a przed oczami
pojawiają się latające mroczki, gdy przyglądał się, jak kobieta zakłada mu
opaskę uciskową na ramię. Może powinien jej powiedzieć, że chyba jednak
zemdleje.
- Wszystko w porządku? – spytała, a Kiyoshi
podniósł na nią nieco nieprzytomne spojrzenie, czując dla odmiany bolesne
ściskanie na widok strzykawki, którą trzymała. – Źle się pan czuje?
- Wszystko w porządku – odezwał się niepewnie,
myśląc tylko o ty, że Hanamiya go zabije. – Wygląda pani groźnie z tą igłą,
haha…
- Boi się pan pobierania? – spytała, przytykając
mu dłoń do czoła, podczas gdy on sam miał wrażenie, jakby uciekały mu wszystkie
kolory z twarzy.
- Nie, nie, wszystko dobrze, tylko jakoś mi tak…
Musiał przyznać, że gdy po pięciu minutach
Kiyoshi nie wychodził z gabinetu, sam zaczął się stresować. Wiedział do czego
ten kretyn był zdolny i o ile wciąż miał nadzieję, że ten żartował lub chociaż
przesadzał, tak robił się coraz bardziej zniecierpliwiony.
Drgnął, gdy drzwi uchyliły się, a wyjrzała zza nich
pielęgniarka, która z jednej strony wyglądała na zaniepokojoną, a z drugiej
jakby walczyła właśnie z atakiem śmiechu.
- P-pan Hanamiya? - zapytała i odkaszlnęła, a
mężczyzna poczuł, jak krew uderza mu do głowy, gdy jego policzki pokryły się
nieznośną, upokarzającą czerwienią. - Pański... kolega zasłabł i prosi... -
Kobieta wzięła głęboki wdech, ale niewiele jej to pomogło. - P-prosi żeby pan
go jednak potrzymał za rękę.
Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł się tak
upokorzony, gdy gapił się na sufit, na okno, po ścianach i szafkach, wszędzie,
po prostu wszędzie, byleby nie na tego debila, którego dłoń teraz ściskał i nie
na pielęgniarkę, która wyglądała jakby nadal trzymała ją ta beztroska głupawka
na widok dwóch rosłych facetów trzymających się za dłonie na pobieraniu krwi.