Ten pomysł był zbyt piękny, by go nie
zrealizować.
~*~
Kouha zastukał długopisem w
blat stołu, wyrażając tym swoje zniecierpliwienie. Spojrzał za okno, pozwalając
sobie na ciche westchnienie, nim znowu utkwił wzrok w swoim niezapowiedzianym
gościu. Nie żeby nie był przyzwyczajony do jego codziennych wizyt, jednak teraz
był zmęczony i zdecydowanie nie w nastroju na kolejne uszczypliwości ze strony
młodzieńca.
– Nie powinieneś być teraz na
dole? – zapytał, cmokając z dezaprobatą, na co siedzący przed nim chłopak tylko
wzruszył ramionami, odrzucając do tyłu długi warkocz.
– Masz na myśli piętro niżej
czy pod biurkiem? – zakpił, na co Kouha skrzywił się nieznacznie. – Mam teraz
przerwę.
– Przerwę – powtórzył za nim,
podpierając brodę na dłoni. – Jeżeli masz czas na przerwę, to lepiej złaź w tej
chwili na dół, bo nam się interes posypie. I radzę się pospieszyć, Judal.
Chłopak tylko zachichotał,
opierając się łokciem na blacie jego biurka, owijając sobie kosmyk włosów wokół
palca i patrząc na niego spod rzęs.
– Powiedz mi, Kouha – zaczął,
przechylając głowę, odsłaniając kusząco długą szyję – jak to się stało, że to
ty i Koumei prowadzicie ten... nazwijmy to, interes?
Chłopak tylko uniósł brwi,
patrząc na niego znudzonym wzrokiem, jednak nie odpowiedział, czekając na to,
co Judal ma jeszcze do powiedzenia. A na pewno coś miał, nigdy by nie zaczął
tego tematu od tak sobie.
– Chodzi mi o to – podjął po
chwili, tak jak się Kouha spodziewał – że wy grzejecie tyłki w gabinetach, a
tyłek waszego starszego brata służy tu w zupełnie innych celach.
– Jakiś problem? – Kouha był
przyzwyczajony do tego typu pytań, zwłaszcza kierowanych w jego stronę. Nie
pierwszy i pewnie nie ostatni raz słyszał, że bardziej nadaje się na dziwkę,
niż na siedzenie za biurkiem.
– Ależ skąd! – Judal
potrząsnął z rozbawieniem głową. – Jestem po prostu ciekaw, czemu tej
zaszczytnej roli nie grasz ty albo Koumei.
– Nonsens – odpowiedział od
razu, przeciągając samogłoski i machnął lekceważąco dłonią. – Za Koumeia nikt
by złamanego grosza nie dał, a zresztą... ja wolę kobiety. – Spojrzał na Judala
z pobłażaniem, mierząc go od stóp do głów, co było możliwe tylko dzięki temu,
że tamten rozsiadł się wygodnie, przerzucając nogi przez oparcie od fotela. –
Jeszcze jakieś sugestie?
Judal milczał, lustrując
Kouhę spojrzeniem, co tylko wzbudzało w nim irytację, zwłaszcza że na usta tego
skurczybyka wypływał szeroki, wieloznaczny uśmieszek.
– No. Powiedz to, co ci się
na język ciśnie. – Skrzywił się, opierając wygodnie w wysokim fotelu i patrząc
na Judala ponaglająco.
– Bez obrazy, szefie – oparł
łokcie na biurku, pochylając się w stronę Kouhy z coraz szerszym uśmieszkiem –
ale byłby z ciebie niezły trans, nie rozumiem, czemu nadal kręcą cię cycki i
wagina. W każdym razie jeżeli chodzi o pieprzenie. – Przechylił głowę w sposób,
który podsunął Renowi, że Judal właśnie wyobraża go sobie w kobiecej wersji.
– Judal, nie interesują mnie
twoje preferencje. – Przewrócił oczami, lekko zdegustowany, odgarniając z
twarzy warkoczyk, który połaskotał go w policzek. Co z tego, że lubił
ekscentryczne fryzury? Nie czyniło to zaraz z niego żadnego transa! A już na
pewno nie geja. Jeden gej w rodzinie wystarczył, czy nie tak?
– Nonsens – powiedział Judal
z przewrotnym uśmiechem, bardzo udatnie naśladując ton głosu Kouhy. – To żadne
preferencje, to fakt. – Odsunął krzesło w tył, opierając podbródek na
splecionych dłoniach i popatrują na Kouhę. – Kouen gej, ty trans, Koumei
eunuch. Idealny, rodzinny interes! – parsknął wyraźnie ubawiony tym wszystkim.
– Nonsens, Koumei nie jest
eunuchem. – Po raz kolejny przewrócił oczami, zakładając nogę na nogę, a łokieć
wspierając na oparciu fotela. – A ja nie jestem transem – dodał, uprzedzając
wypowiedź Judala.
– Ale Kouen jest gejem!
– Niepodważalnie.
– A skąd wiesz, że Koumei nie
jest eunuchem? – Uniósł z zainteresowaniem brew. – Sprawdzałeś te rewelacje?
Renowie lubią braterski seks? Puknął cię kiedyś Kouen? A może ty jego? Od kiedy
tak macie? Kouena kręcą transy?
– A może już wystarczy? –
prychnął Kouha, podnosząc się z miejsca. – Kouen świetnie się sprawdza w tej
robocie. Gdyby nie był moim bratem i gdybym był pedałem – tu rzucił Judalowi
znaczące, taksujące wręcz spojrzenie – to pewnie sam bym go puknął.
Tego chłopakowi było już zbyt
wiele, bo wybuchnął głośnym śmiechem, wcale nie próbując się powstrzymać.
Poklepał się po nodze z wyraźnym rozbawieniem, jednak też uniósł się z fotela,
ponownie odrzucając do tyłu długi warkocz.
– To żeś mnie teraz ubawił –
powiedział, teatralnym gestem ocierając z kąta oka wyimaginowaną łezkę. –
Raczej by on ciebie puknął, piszczałbyś pod nim jak mała dziewczynka!
– Non…
– …sens – dokończył za niego
Judal, okręcając się na pięcie. – Nie obrażaj się, szefie, nie ma o co! –
dodał, nadal chichocząc, po czym opuścił gabinet Kouhy, nim ten zdążył rzucić w
niego swoim piórem.
Co za cholerny dupek,
doprawdy! Kouha był już na tyle zmęczony jego ciągłymi wizytami, że rozważał
wywalenie go z całego tego interesu. Jednak nie, nie ma mowy, Judal był zbyt
dochodowy, jego zachowanie zwabiało naprawdę wielu bogatszych biznesmenów. Poza
tym wiedział odrobinę więcej, niż powinien wiedzieć, dobrze było mieć go po
swojej stronie. Byli klienci, którzy nie byli zainteresowani nikim innym,
przychodzili tutaj tylko na spędzenie nocy z Judalem.
No cóż, a przynajmniej dopóki
nie spotkali Kouena.
Jego brat był tutejszym
dobrem luksusowym za naprawdę wysoką cenę. Nie przeszkadzało to jednak, by miał
kilku adoratorów, zawsze znalazł się jakiś bogaty gość, który mógł dać za niego
naprawdę dobre pieniądze. Zresztą nigdy nie słyszał, by Kouen kiedykolwiek
narzekał na tę robotę. Może nie tak, że ją uwielbiał, ale umiał sobie radzić na
tyle, by nie była mu ona przykra.
Z cichym westchnieniem
okrążył biurko i wyszedł z gabinetu. Czas samemu zejść na dół i przypilnować
nieco interesu.
Ścieżki Rozkoszy były lokalem
luksusowym, gromadzącym, można by rzec, samą śmietankę towarzyską. Usługi
świadczone w owym przybytku rozkoszy i rozpusty były na poziomie więcej, niż…
satysfakcjonującym. Nie każdy mógł tu zagościć, nie każdego było na to po
prostu stać. Niemniej lokal cieszył się dość dużą popularnością. Pojawiali się
tu ludzie od średnio zamożnych, po same sławy biznesu, których konta bankowe
niemal pękały w szwach. Ścieżki Rozkoszy pozwalały ulżyć tej ciasnocie,
goszcząc swych klientów nie raz niemal w królewskich warunkach.
Ale czego innego można było
się spodziewać po najlepszym burdelu w kraju?
W Ścieżkach Rozkoszy nie było
miejsca dla tanich, podrzędnych prostytutek, które na rogach ulic czy przy
ruchliwych autostradach kupczyły swoimi wdziękami, zapraszając na szybki
numerek. O, z całą stanowczością nie. W owym lokalu nie było mowy o tandetnych,
wulgarnych, nafaszerowanych narkotykami dziwkach. Personel, tak jak i cały
lokal, był luksusowy, fundując klientom obsługę na najwyższym, najwyższym!,
poziomie. Każdy z pracowników był selekcjonowany i odpowiednio szkolony w jakże
wyrafinowanej sztuce dawania rozkoszy – w tym lokalu nie było miejsca na
bylejakość. Wszystko musiało być perfekcyjne z dużą dawką elastyczności, w
zależności od preferencji suto płacących klientów.
Ren Kouha, zarządca całego
burdelu, niezwykle dbał o wszystkie detale, nie było mowy o jakiś wpadkach czy
niezadowolonych klientach, ten lokal był jak jego… niczym jego najdroższe
dziecko, dlatego tak pieczołowicie dbał, by Ścieżki Rozkoszy nie straciły swej
ciężko wypracowanej renomy. Osobiście doglądał interesu, rozmawiając ze swoimi
pracownikami, kontrolując ich grafiki, ich zaangażowanie w pracę i przede
wszystkim wyniki. Nie mógł sobie pozwolić na niesprawdzający się personel, w
żadnym razie! Klient był tu poniekąd panem, to on miał znaczący głos w tym, kto
zasługiwał, by tutaj pracować i jakie wynagrodzenie otrzymywać.
Kouen doskonale to wszystko
wiedział, znał rytuały Kouhy niemal na pamięć, jednakże denerwowały go tak samo
za każdym razem. O ile mógł sobie dyskutować ze swoimi pracownikami,
odwiedzającymi ich klientami, a nawet zaglądać do garnków w kuchni przy
bufecie, to niezmiernie nie lubił, gdy ten przychodził i przerywał mu lekturę.
Kouen w ogóle nie lubił, by ktokolwiek przerywał mu lekturę, a już zwłaszcza
jakimś kompletnymi bzdurami. Nie był byle jakim, szkolącym się pracownikiem, by
potrzebował jakiejkolwiek kontroli i sprawdzania. Jednak Kouha najwyraźniej
tego nie przyswajał.
Zmierzył go więc chłodnym
spojrzeniem, z którego jego młodszy brat najwyraźniej nic sobie nie robił, bo
rozsiadł się na kanapie tuż obok niego, wzdychając męczeńsko.
– Wiesz, En – zaczął, a Kouen
niemal zazgrzytał zębami, czując, że wcale a wcale nie spodoba mu się to, co
zaraz usłyszy. – Robota na ciebie czeka.
– Mam teraz wolne –
powiedział mu spokojnie, a przede wszystkim wyraźnie, by do Kouhy aby na pewno
dotarł przekaz.
– Nonsens. – Kouha machnął
ręką, a Kouen przymknął na chwilę oczy, próbując się uspokoić. Nienawidził, gdy
jego brat to robił, ta maniera doprowadzała go do szału. – Na dole czeka
klient.
– Mam teraz wolne –
powtórzył, ani myśląc się ruszyć z miejsca czy tym bardziej odłożyć książkę na
bok.
– Zapłacił z nadwyżką.
Spojrzał na młodszego brata,
który wpatrywał się w niego wyczekująco. Zdradzało go w gruncie rzeczy
dziecięce jeszcze zniecierpliwienie, gdy zaciskał niespokojnie ręce, mnąc
między palcami materiał spodni. Kouen wiedział, że Kouha ma do niego szacunek i
że nigdy, przenigdy nie zrobiłby czegoś, na co by się nie zgodził, dlatego
westchnął tylko głęboko, pocierając ręką skronie, i zamknął książkę.
– Lepiej by nie był kolejnym
dupkiem, który zanudzi mnie na śmierć – mruknął, podnosząc się z kanapy, a
Kouha wyszczerzył się radośnie, zrywając się wraz z nim.
– Nie jest! – zapewnił
gorliwe, podążając za Kouenem i najwyraźniej w ogóle nie dostrzegając, że przy
tym mężczyźnie zachowuje się jak mały, radosny dzieciak. Być może mimo wszystko
nie wyrósł jeszcze z podziwu dla brata. Kouen mógł sobie być luksusową
prostytutką, ale nadal był starszym bratem! – Całkiem zabawny z niego facet!
Kouen zrobił minę, która
jednoznacznie dawała do zrozumienia, co myśli o ludziach „zabawnych”, dlatego
też Kouha szybko się zreflektował.
– Inteligentny! Naprawdę jest
inteligentny, prowadzi sporo biznesów i jest jednym z naprawdę najlepszych
biznesmenów. Wydaje mi się, że nawet go kojarzę, może robił interesy z naszym
ojcem, gdy jeszcze żył? – zastanowił się na głos, a Kouen tylko westchnął
ciężko. – Nieważne. W każdym razie jest starszy od ciebie… Nie! Nie jest starym
dziadem! – zapewnił, nieco wystraszony spojrzeniem, jakie posłał mu mężczyzna.
Jego brat absolutnie nie tolerował żadnych starych, nudnych biznesmenów, a
Kouha co jak co, ale ze zdaniem Kouena się liczył. – Nieco tylko starszy, może
w twoim wieku, zapłacił naprawdę dobre pieniądze, więc no wiesz… – Kouha
wykonał niesprecyzowany gest. Zawsze miał problem z tym, by powiedzieć bratu
to, co zwykle mówił swoim pracownikom, że mają nie spierdolić, wykazać się,
spełniać zachcianki i ogólnie być na każde zawołanie. Ale jakoś Kouenowi nie
umiał tego powiedzieć.
– Wiem – powiedział wolno i
dobitnie Kouen. – Czeka już w pokoju?
Kouha tylko pokiwał szybko
głową, uśmiechając się do niego, gdy rozdzielili się na schodach. Chłopak
zszedł raźnym krokiem na dół, na parter, gdzie mieli bar oraz główną salę,
Kouen zaś zatrzymał się na piętrze, kierując się w stronę pokoju
zarezerwowanego specjalnie dla niego. Wyposażony i urządzony według jego
wymagań, nikt oprócz mężczyzny nie miał tam wstępu. Nie licząc oczywiście
klientów. Nawet sprzątaczka musiała dostać pozwolenie, wcześniej odpowiednio
poinstruowana o tym, jak dbać o meble i cały asortyment.
Pchnął powoli drzwi, wchodząc
do zacienionego pomieszczenia, oświetlonego kilkoma małymi lampkami wbudowanymi
w strop. Nie dawały one jednak zbyt wiele światła, tworząc wyjątkowo intymny
klimat, dający pole dla reszty zmysłów.
Mężczyzna siedzący na kanapie
nawet nie drgnął, przypatrując mu się spokojnie, ale uważnie. Kouha miał rację,
nie mógł być wiele starszy od niego. Raczej dobrze zbudowany, z długimi włosami
spiętymi w niedbały kucyk. W jego dłoni tlił się dopiero co zapalony papieros,
którego niespiesznie przyłożył do ust, zaciągając się dymem. Kouen zwrócił
uwagę na długie kolczyki zdobiące jego uszy, które odbijały światło, tworząc
wzorek na ścianie. Może być ciekawie, uznał, robiąc parę kroków w głąb pokoju,
lustrując go spojrzeniem.
– Mam nadzieję, że barmanka
proponowała już coś do picia – odezwał się do niego cicho, spokojnie,
podchodząc do stolika, na którym zawsze postawiony był kieliszek i butelka
dobrego wina, Kouen osobiście o to dbał. – Nie mniej jednak czy mogę
zaproponować lampkę wina?
– Z przyjemnością.
Głos miał spokojny,
stonowany, ale było w nim coś władczego, co sprawiało, że mężczyzna wyglądał na
jeszcze pewniejszego siebie.
– Ren Kouen – odezwał się
znów, podając mu kieliszek, sobie jednak nie nalewając. Nigdy tego nie robił,
dopóki klient go o to nie poprosił, podstawowa zasada tutaj. – Dzisiejszego
wieczoru będę pańskim towarzyszem.
Oczy mężczyzny patrzyły na
niego, lśniąc w przytłumionym świetle, gdy ten brał z jego rąk kieliszek.
– Sinbad, miło mi –
powiedział mężczyzna, skłaniając lekko głowę z uśmiechem rozciągającym jego
usta.
Kouen usiadł obok niego na
kanapie, na tyle daleko, by nie było to nachalne i oczywiste, a jednocześnie na
tyle blisko, by odległość nie stanowiła żadnego problemu. Co więcej, była
subtelną zachętą. Miał przeczucie, a jego przeczucia rzadko się myliły, że Sinbad
należy do tego rodzaju osób, które lubują się w gierkach. Sam z przyjemnością
się im oddawał, dlatego mężczyzna obok wydawał mu się interesującym klientem.
– Mmm, wyśmienite – zamruczał
Sinbad, biorąc kolejnego, małego łyka, ciesząc się trunkiem jak osoba, która
naprawdę zna się na rzeczy. To był kolejny plus, który Kouen musiał mu
przypisać. Doceniał ludzi znających się na alkoholu. A wino, które mu podał,
było zaiste wyśmienite.
– Nie mogło być inaczej –
stwierdził, nieco niedbale odgarniając włosy opadające mu na twarz. – Jeżeli
szuka pan byle czego, to raczej nie znajdzie pan tego tutaj.
– Wystarczy Sinbad. Możesz
być pewien, mój drogi, że na pewno nie szukam byle czego. – Upił jeszcze jeden
łyk, zerkając na Kouena znad szkła. – Doprawdy wyborne wino… W każdym razie,
gdybym szukał, na pewno by mnie tu nie było i na pewno nie marnowałbym swoich
pieniędzy na coś, co nie jest w stanie mnie zadowolić. – Jego usta były
rozciągnięte w subtelnym, jednak jednoznacznym uśmieszku.
Kouen sam uśmiechnął się kącikiem
ust, zakładając nogę na nogę. Tutaj nie musieli chodzić roznegliżowani, także
mógł sobie pozwolić na garniturowe spodnie, chociaż nie korzystał nigdy z
krawatu. Jego koszula zawsze miała odpięte parę górnych guzików, pozwalając
klientom podziwiać mleczną skórę.
– Dobrze trafiłeś – zgodził
się, spoglądając mu w oczy, tym samym rzucając mu nieme wyzwanie. – I dobrze
wybrałeś.
Usta mężczyzny zadrżały,
jakby tłumił w sobie śmiech. Powoli kiwnął na niego głową, co Kouen od razu
wyczuł jako przyzwolenie, by przysunąć się do niego bliżej. Nienawidził tych
bogatych dupków, którzy kiwali na niego ręką, jak gdyby był ich psem. Widać, że
mężczyzna znał się na rzeczy, bo nie traktował go tak, a w jego oczach oprócz
tłumionej póki co żądzy dostrzegał lekkie rozbawienie i zwykłą, ludzką
ciekawość.
– Napijesz się ze mną? –
zapytał ze spokojem Sinbad, na co Kouen po prostu kiwnął głową, chcąc się
podnieść, jednak mężczyzna powstrzymał go, łapiąc go delikatnie, lecz i
stanowczo za dłoń. – Kieliszek nie będzie ci potrzebny – powiedział, mrużąc
lekko oczy, gdy sam upił łyk z trzymanego w ręce szkła i przysunął się bliżej,
łącząc ich usta w pocałunku.
Nie był gwałtowny ani
nachalny, Kouen mógł to zaliczyć do raczej przyjemniejszych odczuć. Zamknął
leniwie oczy, pozwalając na pogłębienie pocałunku, czując w ustach lekko
słodkawy posmak alkoholu, gdy Sinbad pochylił się nad nim, przypierając jego
głowę do oparcia kanapy. Przestawał mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego,
kto będzie dzisiaj stroną dominującą, albo raczej kto pragnął nią być, chociaż
oczywiście mógł się nieco rozerwać, drażniąc go i prowokując. To, że płacił,
nie oznaczało zaraz, iż dostanie wszystko na złotej tacy. Albo że tego chce.
Z cichym pomrukiem oderwali
się od siebie i Kouen przez chwilę z przymkniętymi oczami przesuwał językiem po
własnym podniebieniu, czując jeszcze subtelny smak wina. Rozchylił powieki,
natrafiając na zafascynowane spojrzenie Sinbada, który nadal się uśmiechał i
nawet Kouenowi wydawało się, że ten uśmiech był dużo szerszy.
– Racja, wspaniałe wino –
przyznał, unosząc lekko brew i opierając głowę o oparcie sofy. Poza dość
nonszalancka, lekko zblazowana i promieniująca delikatnym acz wyraźnym
wyzwaniem.
Uśmiech Sinbada tym razem nie
był subtelny, mężczyzna po prostu wydawał się naprawdę rozbawiony, jakby miał
pełną świadomość, co Kouen teraz czyni i co chce osiągnąć, nie będąc przy tym
niechętny, co więcej, zamierzał podłączyć się w tę wyrafinowaną gierkę i
cieszyć się z rozrywki. W końcu po co tu przyszedł, jak nie po to, żeby się dobrze bawić?
– Prawda? Najwyższej jakości
– zapewnił, jakby to on był tutaj od reklamowania trunków i wszelkich uciech
tego lokalu. Wsunął dłoń w jego włosy na karku, zaraz jednak przesuwając
palcami po samej szyi, kciukiem gładząc mocno zarysowaną szczękę.
– Jak wszystko tutaj –
podkreślił Kouen, uśmiechając się kącikiem ust, popatrując na niego spod rzęs.
– Już drugi raz zapewniasz,
że wszystko tu jest idealnie, jesteś pewien, że tak jest? Mam bardzo wymagające
gusta.
– Jestem pewien, że będę w
stanie sprostać tym wymaganiom.
Sam nie wiedział, ile
spoglądali na siebie, nim Kouen zdał sobie sprawę, że Kouha ma rację, skądś
znał tego mężczyznę. Nie sądził jednak, by ten był jednym z odwiedzających ich
klientów, Kouha ich twarze rozpoznałby nawet z zamkniętymi oczami. Może
rzeczywiście robił jakieś interesy z ojcem? Jednak w tym momencie Sinbad
pochylił się w jego stronę, przerywając jego rozmyślania i ponownie łapiąc jego
usta w pocałunku. Moment zaskoczenia trwał zaledwie sekundę, może dwie, nim
Kouen przymknął powieki, odpowiadając na pieszczotę, przygryzając i ssąc lekko
jego dolną wargę. Nie zamierzał mu ulegać, zresztą mężczyzna wyglądał, jakby
właśnie o to mu chodziło, gdy naparł na niego swoim ciałem, wplatając dłoń w
jego włosy. Kouen odpowiedział mu od razu, opierając się rękoma o jego ramiona,
stopując go nieco, na co tamten zareagował niskim, zmysłowym pomrukiem.
– Chodź tu – wymruczał
nisko, pociągając go za kołnierz koszuli i niemal miażdżąc mu usta gwałtownym
pocałunkiem, zdecydowanie bardziej zachłannym i zaborczym, niż te przed chwilą.
Kouen jednak przygryzł tylko jego wargę i odsunął się delikatnie z uśmieszkiem
igrającym mu na ustach.
– Skąd ten pośpiech? Mamy
sporo czasu – wyszeptał, ocierając się wargami o usta tamtego, omiatając je
gorącym oddechem.
– Mój czas jest wyjątkowo
cenny – poinformował zmysłowym szeptem, ciągnąc mocniej kosmyk jego włosów tuż
przy karku.
Kouen zmrużył powieki, jakby
dawał do zrozumienia, że niekoniecznie podoba mu się takie traktowanie jego
osoby. Nie żeby faktycznie przeszkadzało.
– Warto go czasem poświęcić
nieco więcej na pewne… interesujące sprawy – wymruczał, patrząc na niego spod
rzęs, jakby badawczo, a jego ręka delikatnie przesunęła się na pierś Sinbada. –
Niektóre z nich nie wymagają zbytniego pośpiechu.
– Tak wolno się rozkręcają? –
spytał, pochylając się i muskając wargami ucho Kouena. Mężczyzna poczuł, jak od
tego ciepłego oddechu unoszą się włoski na jego ciele.
– Chodzi bardziej o
rozkoszowanie się ich trwaniem. – Rozpiął kolejny guzik koszuli Sinbada, nosem
muskając jego szyję, gdy ten składał delikatne pocałunki na jego własnej.
– W biznesie najważniejsze są
konkrety – stwierdził Sinbad, językiem przeciągając po szczęce Kouena, aż na
powrót ich oczy się nie spotkały. Kouen uśmiechał się prześmiewczo niczym ktoś,
kto zna pewne tajemnice nieznane innym i uważał ich niewiedzę za zabawną.
– A czym jest biznes jeżeli
nie ciągłym rozkoszowaniem się? Zwycięstwem… – rozpiął kolejny guzik, patrząc
Sinbadowi prosto w oczy – sukcesem… – i kolejny – władzą? – Pogładził miękką
skórę brzucha, wyrywając z ust Sinbada ciche westchnienie.
– Kręci cię władza? –
zamruczał mężczyzna, na co Kouen uniósł brew, rzucając mu długie spojrzenie.
– Widzę, że cię to nie dziwi
– odparł, rozsuwając poły jego koszuli, gdy prześlizgnął wzrokiem po jego
ciele. Miał rację, Sinbad był dobrze zbudowany, umięśniony i zdecydowanie
męski. – Wspomniałeś o konkretach? – przypomniał, delikatnie głaszcząc jego
skórę, czekając. Nie żeby nie wiedział, co powinien dalej zrobić, jednak
klienci często mieli określone pragnienia, a z zamiarem ich realizacji
przychodzili właśnie do niego.
– Użyj ust – polecił mu
tamten, na co Kouen po prostu skinął głową, sięgając dłonią do paska jego
spodni. – Moment. – Mężczyzna wstrzymał go jeszcze, więc spojrzał na niego
pytająco, opierając rękę na jego udzie. – Najpierw się rozbierz.
– Nie wolałbyś sam tego
zrobić? – zakpił, głaszcząc palcami materiał jego spodni.
– Wolę popatrzeć.
Powstrzymał się od zgrzytania
zębami. Zdecydowanie bardziej wolałby, by to mężczyzna go rozbierał, jakoś nie
przepadał za biernym zrzucaniem z siebie ciuchów, jak gdyby był jakimś rzadkim
okazem do podziwiania. W milczeniu jednak sięgnął do pozostałych guzików
koszuli, odpinając pospiesznie dwa, nim Sinbad znów wstrzymał go dłonią.
– Powoli – zamruczał, patrząc
mu w oczy z uśmiechem świadczącym o tym, że doskonale zdawał sobie sprawę, jaka
burza myśli właśnie miała miejsce w głowie Kouena. – Zależy mi na czymś więcej,
niż na marnym striptizie godnym ulicznej dziwki. Wiesz o tym, prawda?
I tym razem Kouen nie dał rady
się powstrzymać, zgrzytem zębów manifestując swoją niechęć. Przymknął na chwilę
oczy, zbierając w sobie resztki opanowania, gdy powoli podniósł się z kanapy,
stając przed mężczyzną. Oparł się jednym kolanem o brzeg kanapy, niemal nad nim
klęcząc, jednak nie dotykając go choćby skrawkiem swego ciała. W końcu otworzył
oczy, rzucając mu długie, wyzywające spojrzenie, gdy powoli zaczepił palcem o
kolejny guzik swojej koszuli.
Sinbad rozsiadł się wygodnie na
kanapie, patrząc na niego z uniesioną brwią. Kouen doskonale wiedział, co miała
znaczyć taka pozycja, to też było swego rodzaju wyzwanie. Że mężczyzna jest
znudzony, że czeka na rozrywkę, że Kouen musi się postarać, żeby go zabawić. Doskonale
znał takie gesty. Tak samo jak doskonale wiedział, że one nic nie znaczą, że
pod przykrywką nonszalancji, czai się żądza. Najwyraźniej był z tych, którzy
potrafią dobrze się kontrolować. A Kouen z miłą chęcią pośle tę kontrolę do
diabła. Sprawdzi, czy Sinbad jest warty tego, by mu ulec, czy jest dostatecznie
zdeterminowany i wytrwały. Jeżeli nie był… cóż, Kouen się tym zajmie.
Bezlitośnie.
Rozpiął wolno kolejny guzik i
kolejny, dbając o to, by nie było widać za wiele, ale dostatecznie, by wzbudzić
większe zainteresowanie. Sinbad patrzył na niego świadomy tego wszystkiego, z
uśmiechem błąkającym mu się na ustach, ale najwyraźniej mu to nie
przeszkadzało, tylko podziwiał mały spektakl. Sięgnął więc do mankietów,
rozpinając je i patrząc na niego z góry lekko zmrużonymi oczami.
– Striptizerki by z ciebie
nie było – stwierdził ubawiony Sinbad, gdy Kouen po prostu ściągnął koszulę,
odrzucając ją z furkotem na fotel.
– Nie za to mi płacą, nie
jestem od marnych performersów. – Spokojnie rozpiął pasek u spodni i wyjął go
jednym ruchem, upuszczając na podłogę.
– Szkoda, z takim ciałem byś
się nadawał – uznał tamten, na co Kouen uśmiechnął się kącikiem ust, rozpinając
powoli spodnie.
Zachwiał się, gdy Sinbad bez
ostrzeżenia pociągnął go za rękę, zmuszając by nad nim klęknął, by zaraz objąć
go w pasie i przesunąć gorącymi wargami po jego brzuchu. Kouen aż przymknął
oczy na to doznanie, czując ten łaskoczący dotyk na skórze. Był zbyt
doświadczony, by podniecić się ledwie po czymś takim, ale skłamałby mówiąc, że
takie zabiegi są bezcelowe. Przygryzł więc lekko wargę, wplatając palce w
długie włosy i ciągnąć go lekko za kucyk, na co tamten uniósł głowę,
spoglądając do góry z uśmiechem. Zmrużył tylko oczy, uśmiechając się kpiąco, na
co Sinbad przygryzł skórę na jego brzuchu, a pewne, silne dłonie zacisnęły się
na jego pośladkach.
– Jeszcze nie skończyłem się
rozbierać – rzucił spokojnym, lekceważącym tonem, za co zaraz otrzymał kolejne,
nieco mocniejsze ugryzienie.
– Wybacz, ale szło ci tak beznadziejne,
że zbrodnią byłoby ci nie przerwać – odparł tamten bez żadnych ceregieli, na co
Kouen przewrócił dyskretnie oczami. Zaczął zmieniać zdanie, Sinbad tylko
wydawał się być dobrą partią, póki co zaczynał mu powoli działać na nerwy.
– Skoro interesują cię tego
rodzaju rozrywki, to źle ulokowałeś swój kapitał – stwierdził, biorąc głębszy
wdech, gdy język Sinbada prześlizgnął się wokół jego pępka.
Cichy śmiech Sinbada
rozbrzmiał tuż przy skórze Kouena, łaskocząc ją delikatnie, aż uniosły się
włoski na jego ciele.
– Doprawdy, jak na pracownika
takiego miejsca, potrafisz zaskakiwać!
Kouen usiadł mu na kolanach,
opierając dłonie po obu jego stronach i zbliżając swoją twarz do jego.
– Mam naprawdę wiele talentów
– wymruczał niskim głosem, patrząc na Sinbada leniwie, z namysłem, jakby tylko
czekał na jego ruch. Ten najwyraźniej to zauważył, bo przez chwilę w jego
oczach mignęło zaskoczenie, by zza niego wychyliło się pragnienie, na które
Kouen czekał. Rozmowa rozmową, ale nie po to tutaj przyszli, by gawędzić do
rana.
– Świat biznesu nie wie, ile
traci. – Sinbad sięgnął jego ust, jednak Kouen odsunął się, rzucając mu
przeciągłe spojrzenie. Czuł, jak ciało Sinbada napina się, gdy ten wyczuł, że
gierki dobiegają końca. Będzie musiał uświadomić potem Kouhę, że jeżeli ten
mężczyzna jeszcze kiedyś zawita w ich progi, to ma mu powiedzieć, że Kouen jest
zajęty. Albo chory. Albo cokolwiek. I najlepiej niech podłoży mu Judala.
Położył mu palec na ustach,
nieco się odsuwając, by zaraz zsunąć się w dół jego ciała. Chciał konkretów,
będą konkrety. Klęknął na miękkim, bordowym dywanie, znajdując się między
nogami mężczyzny i pal licho, że nie rozebrał się do końca tak, jak mu Sinbad
kazał. Ten jednak nie wydawał się być niezadowolony z takiego obrotu spraw, bo
tylko spojrzał na niego zmrużonymi oczami, nie protestując. Rozpiął więc jego
spodnie, obsuwając je nieco na biodrach, zostawiając jednak w spokoju bieliznę.
Przylgnął ustami do śliskiego, gładkiego materiału, z zadowoleniem widząc, że
był już podniecony. I bardzo dobrze.
Skrzywił się nieznacznie, gdy
Sinbad bez słowa wplótł mu dłoń we włosy, zaciskając palce i przyciągając jego
głowę nieco bliżej. Naprawdę, po cichu liczył, że ten pozwoli mu przejąć
inicjatywę, że po prostu mu ulegnie i da wykonywać swoją robotę, jednak nie,
najwyraźniej musiał pokazać, kto tutaj rządzi. Pozwolił mu jednak na to,
przymykając oczy, gdy przesunął językiem po jego zasłoniętej póki co erekcji,
zaraz delikatnie skubiąc ją zębami. A niech go, skoro i tak już go nie zobaczy,
to chociaż zapewni mu taki orgazm, by ten pożałował swego zachowania, gdy już
nigdy go nie zobaczy.
Uśmiechnął się pod nosem z
delikatną kpiną, gdy wyczuwał, jak Sinbad robi się coraz bardziej twardy, mimo
iż dopiero zaczął go dotykać. Najwyraźniej był dużo bardziej podniecony, niż
okazywała to jego twarz. Ona mogła kłamać, ale to, co widział Kouen nie
kłamało. Uniósł się, łapiąc zębami skórę tuż pod pępkiem. Zignorował
pociągnięcie włosów, pieszcząc ustami jego podbrzusze. Z trudem pohamował
warknięcie, gdy palce Sinbada zacisnęły się mocniej, gdy ugryzł jego kość
biodrową. Kouen nie przepadał, gdy ktoś w takich warunkach wyżywał się na jego
włosach. Tolerował to, bo niewskazane było stawiać warunki klientowi (chyba że
ten sam sobie tego życzy), jednak nie musiał tego lubić. A już na pewno nie
polubił, gdy robił mu to ten typek. Mężczyzna najwyraźniej się zreflektował, bo
poluźnił chwyt, gdy Kouen ugryzł go znowu, tym razem mocniej, rzucając mu przy
tym nieprzychylne spojrzenie. Tamten wykrzywił tylko usta w uśmiechu, przeciągając
jego włosy między palcami, a Kouen obsunął jego bieliznę, uwalniając naprężoną
męskość.
Mężczyzna westchnął, gdy
musnął delikatną skórę palcami. Naparł przynaglająco na jego głowę, jednak Kouen
z cichym pomrukiem zignorował to, obejmując placami jego męskość. Nie musi mu
we wszystkim ulegać. Zwłaszcza, że to on jest tutaj tym, kto lepiej się zna na
dawaniu rozkoszy.
– Mówiłem, że pośpiech jest
niewskazany – wymruczał, masując go w dłoni i popatrzył w górę, wprost w oczy
Sinbada. Podobał mu się wyraz jego twarzy, gdy mężczyzna spoglądał na niego z
nieskrywanym już pożądaniem, a do tego z lekkim zniecierpliwieniem. Delektował
się tym widokiem, powoli przesuwając językiem po samym czubku jego męskości,
drażniąc go tak i prowokując, ani na moment nie spuszczając wzroku. Mruknął
jedynie nisko, gdy tamten ponownie szarpnął za jego włosy, próbując przycisnąć
go bliżej siebie. W końcu sam rozchylił lekko usta, ssąc lekko czubek,
pieszcząc go językiem, jednocześnie wciąż ściskając i masując jego nasadę.
Podobało mu się to, że rósł w jego dłoni, że stawał się taki gorący i napięty w
oczekiwaniu. Kouen nie lubił się spieszyć, nie robił więc tego i tym razem,
chociaż nacisk na jego głowie robił się coraz bardziej stanowczy, żeby nie
powiedzieć że natarczywy.
– Widzę, że to nie były
jedynie czcze przechwałki – usłyszał zduszony głos Sinbada i spojrzał na niego
ponownie, jednocześnie obejmując jego męskość wargami. – Naprawdę masz do tego
talent.
– Miałeś wątpliwości? –
zamruczał, uwalniając go na chwilę z wilgoci swych ust, składając pocałunki na
całej jego długości.
– Zwykle traktuję przechwałki
z dystansem… – urwał, gdy Kouen zacisnął na nim zęby wcale nie delikatnie,
zaraz jednak nagradzając to miejsce długimi liźnięciami.
– Ach, z dystansem? – Uniósł
brew, przesuwając dłonią po całej jego długości, wolno, delikatnie, lecz
stanowczo aż Sinbad stęknął nisko, zaciskając na moment powieki.
– Z dużym dystansem –
wydyszał, gdy Kouen possał główkę jego penisa.
– Niezmiernie mi przykro, że
cię rozczarowałem – powiedział z kpiną, wsuwając go głęboko do ust, zabierając
tym samym Sinbadowi możliwość jakiejkolwiek konkretnej odpowiedzi. Kouen z
satysfakcją poczuł, jak biodra mężczyzny drgnęły niespokojnie i zaraz je
unieruchomił stalowym chwytem, poruszając głową w górę i w dół. Dłoń trzymająca
jego włosy wydała mu się nagle niezbyt pewna, jakby Sinbad stracił nieco ze
swojej władczości. Kouen aż zamruczał, wyrywając tym jęk z ust mężczyzny.
Dobrze, bardzo dobrze,
wspaniale. Nie było nic lepszego, niż uświadamianie klientów, że tak naprawdę
wcale nie przyszli tutaj, by pieprzyć, a być pieprzonym. I właściwie nie
wiedział, czemu taką szaloną satysfakcję daje mu to, że ten facet też mu
ulegnie, z całą pewnością. O ile nie postanowi zatrzymać się na tym etapie ich
małego tête-à-tête. Kouen byłby
niepocieszony, bo mimo wszystko spodziewał się po nim czegoś więcej.
Uniósł się lekko do
wygodniejszej pozycji, zaraz biorąc go głęboko do gardła, na co Sinbad wydał z
siebie niski, przeciągły jęk. To akurat potrafił perfekcyjnie, zadowalać w ten
sposób swoich klientów, sprawiać by wręcz drżeli z rozkoszy.
Nie spodziewał się jednak, że
chwyt na jego włosach znów się wzmocni, że mężczyzna po prostu chwyci mocno
jego włosy, samemu poruszając jego głową. Warknął z głębi piersi, co na
szczęście zostało stłumione, gdy Sinbad po prostu poruszył kilkukrotnie
biodrami, wbijając się w jego zaciśnięte wargi, ocierając się o jego gardło
niemal boleśnie. Nie był do tego przyzwyczajony, zazwyczaj nie pozwalał na tego
typu traktowanie jego ciała, choć oczywiście zdarzały się wyjątki. Nie doszedł
jednak jeszcze do wniosku, czy aby na pewno chciał, by Sinbad stałym się jednym
z owych wyjątków.
Zacisnął powieki, zapierając
się dłońmi o niego, próbując jakoś załagodzić inwazję na swe usta, jednak z
dość marnym rezultatem. I gdy już miał zamiar wyszarpnąć mu się i odsunąć, choć
czuł, że ten jest już blisko, Sinbad sam puścił jego włosy, oddalając go od
siebie. Kouen nie zdążył nawet mrugnąć, gdy mężczyzna przytrzymał go w miejscu,
kładąc mu rękę na ramieniu, drugą samemu doprowadzając się do końca.
Ponownie nie dał rady
powstrzymać zgrzytu zębami, gdy ten po prostu doszedł mu na twarz, rozlewając
się na jego policzku i wargach, a strużka nasienia pociekła mu po brodzie. Wziął
głęboki wdech, pragnąc się uspokoić, gdy spojrzał na Sinbada z pozornym brakiem
zainteresowania, starając się przybrać najbardziej znudzoną minę, na jaką było
go stać. Ten jednak nie dał się nabrać, bo tylko uśmiechnął się triumfalnie,
pochylając się nad nim i dotykając palcami jego szczęki. Bynajmniej nie
zamierzał go wyczyścić, raczej rozetrzeć tę jakże niestosowną pamiątkę.
– Do twarzy ci – powiedział,
mrużąc oczy, na co Kouen zacisnął zęby.
– Jakże wyrafinowanie –
powiedział wolno i dość dosadnie, by Sinbad jak najlepiej wyczuł drwinę. – W
iście barbarzyńskim stylu.
– Przeszkadza ci to? – spytał
z rozbawieniem i Kouen doskonale wiedział, do czego Sinbad pije, a mianowicie
do jego zawodu.
– Jeżeli w taki sam sposób
prowadzisz interesy, to doprawdy, nic tylko gratulować, że twoja gwiazda
jeszcze nie zgasła. – Uniósł kpiąco brew, ocierając wolnym, zmysłowym gestem
twarz, jakby kompletnie nie miało dla niego znaczenia, że właśnie doszedł
prosto na niego.
– Wątpisz w moje kompetencje?
– parsknął, nie komentując tego, że Kouen wytarł palce w jego spodnie,
uśmiechał się tylko delikatnie.
– Tak jak ty w moje. –
Spojrzał na niego z ironią. – A sądząc po tym widowisku, twoje doświadczenia w
mojej dziedzinie są jeszcze bardziej marne.
Kouen rzadko kiedy pozwalał sobie
na bycie złośliwym, wrednym czy niemiłym dla klienta. Nawet jeżeli mu nie
odpowiadał, potrafił to odpowiednio maskować, ewentualnie wystarczały drobne
subtelności, by ten zrozumiał, że nie jest żadną tanią dziwką z ulicy. Sinbad z
kolei zdawał się go prowokować, drażnić, przez co Kouen wychodził dalece po za
owe „subtelności”, które fundował upierdliwym klientom.
– Tak się składa, że akurat
ty jesteś, by spełniać zachcianki, jakiekolwiek by one nie były, czyż nie? –
Sinbad pochylił się jeszcze bardziej, niemal nosem dotykając jego nosa i z
szerokim uśmieszkiem pogłaskał pieszczotliwie jego twarz, ścierając to, co
Kouen pominął.
– Touché. – Skinął głową, jednak drwiący uśmiech tylko bardziej
rozciągnął jego usta. Nie potrafił się zdecydować, na ile ten facet go irytuje,
a na ile jest ciekawym rywalem. Było w nim coś, co wzbudzało ciekawość,
przekorę, chęć ciągłego naginania granicy, zapraszało do małych gier słownych i
innych, mniej lub bardziej wyrafinowanych subtelności. I choć incydent sprzed
chwili wprawdzie żadną subtelnością nie był, Kouen nie zamierzał tak szybko się
poddawać.
– Wstań – polecił mu cicho
Sinbad, naciągając bieliznę, chociaż wciąż pozostając w rozpiętych spodniach.
Kouen rzucił mu tylko szybkie spojrzenie, unosząc pytająco brew. To prawda, że
wolał, gdy noc nie kończyła się zbyt szybko, gdy mógł odpowiednio zająć się
klientem, przeciągając ich spotkanie do maksimum. W tym wypadku jednak miał
wątpliwości, czy odczuwał lekką ekscytację, czy raczej rozdrażnienie z powodu
tego, że mężczyzna nie zaczął poprawiać swego stroju, zbierając się do wyjścia.
Podniósł się z kolan i bez
słowa pozwolił, by ten rozpiął do końca jego spodnie, pociągając je w dół i
pozwalając, by opadły miękko u jego kostek. Nie nosił pod nimi bielizny, była
zbędną częścią odzieży, która w większości wypadków i tak lądowała gdzieś na
boku, nie było więc sensu jej ubierać. Nie w takim miejscu.
Stał nieskrępowany swoją
nagością, pozwalając mu się oglądać. To nie był dla niego pierwszy raz, już
dawno minął czas, kiedy czyjś wzrok na sobie powodował u niego nieprzyjemne
odczucia. Stał więc tak, patrząc na niego z góry, a Sinbad z wyraźną
przyjemnością oglądał każdą krzywiznę jego ciała. Przymknął na chwilę oczy, gdy
ten wyciągnął dłoń, przesuwając palcami po ostro zarysowanej kości biodrowej,
by zaraz przenieść ją na brzuch. Opuszki podążyły za delikatną ścieżką włosków,
zatrzymując się tuż nad ledwie pobudzoną męskością.
– Nie bawimy się za dobrze? –
zakpił delikatnie Sinbad, jednak Kouen wiedział doskonale, że mężczyzna czuje
się urażony. Uniósł kąciki ust, nie mogąc pozbyć się uczucia zadowolenia,
widząc grymas na jego twarzy.
– Jestem wymagającym
partnerem – odpowiedział cicho, z lubością, delektując się tym, że w końcu
udało mu się go wyprowadzić z równowagi.
– Jakież to masz zatem
standardy? – spytał, zaciskając palce na
jego biodrze w pozornie władczym geście,
można jednak było wyczuć w tym niezadowolenie. I Kouen nawet potrafił
sobie wyobrazić, co tak naprawdę mu nie odpowiada. Przyszedł tutaj pewny
siebie, władczy, a tymczasem wszystko to zaczynało mu się wymykać z rąk. Sam
jeszcze nie wiedział, na ile może sobie pozwolić w tym drażnieniu go, by nie
wyszedł, trzaskając drzwiami, ale odnosił wrażenie, że Sinbad należy do tego
rodzaju facetów, na których koniec
końców przeciwności działały mobilizująco. Rozczarowałby się, gdyby okazało
się, że był w błędzie.
– A czy to ja tutaj
przyszedłem spełniać swoje zachcianki? – odpowiedział pytaniem, uśmiechając się
nieznacznie. Uniósł rękę, muskając delikatnie policzek tamtego, co wyraźnie mu
się nie spodobało i zostało odczytane tak, jak powinno – że to Kouen zaczynał
górować. Znowu.
Sinbad podniósł się, stając
tuż przed i Kouen czuł, jak ich ciała się stykają. Posłał mężczyźnie prowokujący
uśmieszek, na co ten tylko wyciągnął rękę, zgarniając w dłoń jego włosy i
ściskając je mocno. Nie agresywnie, bynajmniej, chodziło raczej o sam gest
posiadacza i tego, który dominuje.
– Zatem może pora się tym
zająć? – zamruczał z uśmiechem wyzwania błąkającym mu się na ustach.
– Najwyższy czas – oznajmił
mu z pozornym znudzeniem, na co Sinbad po prostu pochylił głowę w jego stronę,
dotykając jego szyi ustami. Kouen przeczuwał, co zaraz nastąpi, więc mocne,
niemal bolesne ugryzienie w ogóle go nie zaskoczyło, jednak posłało przyjemny
dreszcz w dół jego kręgosłupa. Przymknął oczy, pozwalając mu na to, rozkoszując
się tam mocnym, wręcz gwałtownym dotykiem, gdy mężczyzna pociągnął jego włosy,
zmuszając go do odchylenia głowy. Uczynił to, przymykając oczy i pozwalając się
pieścić w ten niedelikatny sposób, czując, że no cóż, jeszcze chwila i zacznie
reagować na to wszystko w sposób wręcz przyzwalający.
Drgnął nieznacznie, gdy
Sinbad pociągnął go za rękę, ponownie siadając na kanapie. Już miał wsunąć się
na jego kolana, pozwalając na kontynuację pieszczoty, jednak ten pokręcił
głową, uśmiechając się lekko.
– Obróć się – nakazał mu
cicho, ale pewnie, więc Kouen nawet nie silił się na drwiące spojrzenie czy
jakąś uszczypliwą odpowiedź, gdy po prostu odwrócił się do niego plecami.
Mężczyzna podał mu dłoń, na której wsparł się, powoli klękając nad jego udami,
by nie stracić równowagi. Tamten od razu uniósł się wyżej, przylegając wargami
do jego kręgosłupa, dłonie zaś zaczęły przesuwając się po jego klatce piersiowej.
Tego już nie mógł zignorować; plecy były jego słabszą sferą, niezwykle wrażliwą
na dotyk, dlatego przygryzł lekko wargę, czy Sinbad zaczął znaczyć skórę tam
lekkimi ugryzieniami.
– Mówił ci ktoś, że jesteś
piękny? – usłyszał jego pomruk i przewrócił oczami, czego tamten na szczęście
widzieć nie mógł.
– Cliché – skomentował krótko, na co Sinbad parsknął cicho śmiechem.
– Ale to prawda – powiedział,
ściągając lekko skórę na jego łopatce, którą zaraz przygryzł, powodując u
Kouena kolejny dreszcz.
– Czy to obraza? – spytał,
wzdychając cicho, gdy poczuł zaciskające się zęby tuż pod łopatką.
– Nie, dlaczego? – zamruczał,
przesuwając dłońmi po jego brzuchu, pieszcząc go delikatnie aż siateczka
dreszczy przechodziła przez ciało Kouena.
– Piękna może być kobieta –
prychnął, zaraz zaciskając zęby, gdy dłoń powędrowała w górę, a palce
uszczypnęły jego sutek.
Sinbad zaśmiał się cicho,
składając pocałunki wzdłuż jego kręgosłupa. O tak, stanowczo zaczynał reagować
na te zabiegi, dotyk na plecach był stanowczo zbyt przyjemny.
– Może coś w tym jest? –
zamruczał z rozbawieniem, przyciskając go nagle do siebie i omiatając jego kark
gorącym oddechem.
Kouen obejrzał się, mimo
rozbudzającego się podniecenia mając ochotę go... ugryźć, kopnąć albo cokolwiek
innego. Jednak zatrzymał go zmysłowy wzrok Sinbada, który jakby tylko czekał aż
Kouen coś zrobi, by mógł go... poskromić. Tak, mężczyzna jak nic właśnie na to
miał ochotę, to chciał zrobić. Wstrzymał się więc, nie chcąc dać mu tej
satysfakcji, po prostu skupiając się na samym dotyku, a nie na tym, do kogo te
ręce należały.
Do czasu, aż Sinbad nieco
uniósł jego biodra, całując dół jego pleców. Przymknął na chwilę oczy,
powtarzając sobie, że jeżeli rzuci się teraz na klienta, zdzierając z niego
spodnie i pokazując mu, kto tu rządzi, to nawet Kouha będzie mieć obiekcje
przed jego dalszą pracą w tym przybytku rozkoszy. Milczał więc, zaciskając
zęby, zwłaszcza gdy jedna z rąk mężczyzny przesunęła się po jego pośladku, by
zaraz pogłaskać delikatną skórę pomiędzy.
– Zapewne nie często
oferujesz takie usługi? – zapytał Sinbad, pieszcząc go tam dłuższą chwilę, na
co Kouen tylko spojrzał na niego przez ramię.
– Mam ci podać szczegółową
statystykę z ostatnich miesięcy? – prychnął, nie siląc się nawet na
załagodzenie tonu. Tamten tylko zamruczał z rozbawieniem, ani myśląc zdjąć z
niego swych rąk.
– Nie trzeba – uznał, znów
przygryzając skórę jego pleców. – Oliwka?
– Poduszka w narożniku –
mruknął, przygryzając wargę. W całym pokoju były rozłożone strategiczne
miejsca, w których schowana była butelka z nawilżaczem. Chodzenie i szukanie
takowej po pokoju psuło nastrój, dlatego zawsze dbał o to, by jakaś znajdowała
się pod ręką.
– Może rozpieścisz się dla
mnie?
– To propozycja czy
polecenie?
Nie patrzył już na niego,
jednak potrafił sobie wyobrazić ten paskudny uśmiech, jaki wstępował na jego
usta. Za nic w świecie nie chciał tego oglądać.
– Sugestia? – Kouen słyszał w
jego głosie przekorne nuty. Ten gość najwyraźniej myśli, że jest zabawny. Och,
boki rwać, doprawdy.
– Wolisz patrzeć niż działać?
– zakpił, unosząc jednak delikatnie biodra i opuszczając je, by otrzeć się o
jego dłonie.
– Wolę spełniać swoje
zachcianki – odpowiedział, wbijając palce w jego bok, gdy znowu ugryzł go tuż
nad pośladkiem. Kouen z niechęcią poczuł dreszcz przeszywający jego ciało.
Podniecać się kimś takim, też coś. – To jak będzie? – zamruczał, kładąc
flakonik z olejkiem na jego udzie, turlając go wolno pod dłonią.
– Skoro wszystko trzeba robić
za ciebie... – prychnął, wyjmując olejek z jego dłoni. Ten jednak złapał jego
nadgarstek, przytrzymując go silnie.
– Tylko tak, żebym był
zadowolony.
Kouen spojrzał na niego przez
ramię, mrużąc powieki.
– Ja nigdy nie odwalam
fuszerek, bądź pewien. – Uśmiechnął się pod nosem, a Sinbad odwzajemnił gest i
chyba po raz pierwszy milczące porozumienie pojawiło się między nimi. Być może
Kouen źle go ocenił? Może to małe sam na sam nie będzie takie męczące jak się
zaczął obawiać?
Bez słowa odkręcił małą
fiolkę, wylewając na dłonie tłustą ciecz. No cóż, skoro Sinbad zostawił
wszystko w jego rękach to sam o siebie zadba, bo czemu nie. Musnął
natłuszczonymi dłońmi napięty brzuch, wolno schodząc coraz niżej. Przymknął
powieki, dotykając swojej męskości, masując ją wolno i drażniąco. Gdy
westchnienie opuściło jego usta wyczuł, jak Sinbad porusza się pod nim
niespokojnie. Miał ochotę sprawić, że pożałuje tego, iż oddał mu inicjatywę w
tak istotnym momencie. Pokaże mu, co naprawdę oznaczała władza i jak się z nią
obchodzić.
Pieścił się wolno,
niespiesznie, odchylając głowę do tyłu. Zamruczał, gdy Sinbad pociągnął lekko
związane kosmyki jego włosów, rozplatając je i pozwalając, by opadły miękko na
jego ramiona. Znów zerknął na niego przez ramię, pocierając wnętrzem dłoni
czubek swojej męskości. Jeszcze trochę, jeszcze chwila, Sinbad zaraz straci
opanowanie, a wtedy będzie mógł po prostu…
Zaskoczone westchnienie
opuściło jego usta, gdy mężczyzna po prostu sięgnął po oliwkę, wylewając sobie
ją na dłoń i rozchylając jego pośladki. Przygryzł wargę, zaciskając mocno
powieki i siląc się na spokój, gdy poczuł wsuwający się w jego wnętrze palec.
Nie tak miało być, uznał, klnąc w myślach i starając się nie skupiać za bardzo
na jego długich palcach, nie rozwodzić się nad przyjemnością, jaką mu dawały.
Drgnął, czując kolejne ugryzienia, tym razem bliżej boku, powodujące
łaskoczące, ale i przejmujące doznanie, na które mimowolnie wygiął kręgosłup.
– Wrażliwy… – usłyszał jego
pomruk i miał ochotę zakląć, tym razem na głos. – Więc jednak częściej jesteś
na górze?
– Zamiast tyle mówić – odciął
mu się, oddychając ciężko, jednak wciąż pocierając swoją w końcu zesztywniałą
męskość. – może weźmiesz się w końcu porządnie do roboty?
Sinbad jakby tylko czekał na
taką pyskówkę, gdy uderzył go w bok uda. Lekko, ale z naganą, dając mu jasno do
zrozumienia, że nie powinien się tak do niego odzywać. Aż znowu poczuł tę
przemożną ochotę, by gryźć, drapać i szarpać, upokorzony tym prostym gestem.
Posłał mu tylko lodowate
spojrzenie, jednak nic nie powiedział, bo Sinbad tylko czekał na coś takiego.
Odwrócił się od tego triumfalnego uśmieszku, skupiając na przyjemności. Sapnął
cicho, gdy mężczyzna wsunął w niego kolejny palec. Uczucie chwilowego
dyskomfortu szybko mijało, zwłaszcza, gdy sam wciąż się pobudzał, dlatego
podniecenie szybko ogarnęło jego ciało, a ta mała inwazja, zaczynała być więcej
niż pożądana. Kolejny palec sprawił tylko, że mocno zagryzł wargę, unosząc i
opuszczając biodra, co Sinbad przyjął z pomrukiem zadowolenia, otaczając jego
pas ramieniem, pieszcząc jego plecy zarówno ustami, językiem, jak i zębami.
Co do jednego się nie mylił,
Kouen znacznie częściej bywał na górze, niż się oddawał, ale nie było też tak,
że w ogóle tego nie robił i mu się to nie podobało. Bywały takie momenty, że
naprawdę, naprawdę to lubił. Czy ten też takim będzie, to się dopiero okaże,
jak na razie na korzyść Sinbada działała pozycja, jego plecy były stanowczo
zbyt wrażliwe.
Westchnął głębiej, pocierając
mocniej swoją męskość, gdy palce mężczyzny zaczęły krzyżować się w jego
wnętrzu, stymulując go i sprawiając, że sam pomagał mu ruchami bioder.
Odchylił głowę z tłumionym
jękiem, gdy palce natrafiły na to najwrażliwsze miejsce, wykorzystując to z
pełną premedytacją.
– Cudowny – wymruczał Sinbad,
składając pocałunki na jego skórze i Kouen wyczuwał w jego głosie to samo
podniecenie, które i on czuł. Nie odpowiedział mu, po prostu poruszając
biodrami w rytm ruchu jego dłoni, klęcząc w nieco szerszym rozkroku, chcąc
poczuć go głębiej. Czuł, jak gorąco ogarnia całe jego ciało, które zaczynało
domagać się więcej i mocniej.
Westchnął urywanie, czując tę
nieustanną pieszczotę na swojej prostacie i mruknął cicho jego imię,
przygryzając wargę. Drgnął, gdy mężczyzna zamarł, jakby się wahając, po czym aż
się zachwiał, gdy Sinbad bez żadnego uprzedzenia rzucił go w bok, na kanapę, od
razu naciskając jego plecy, zmuszając go by się pochylił. Nie zdążył nawet
podnieść głowy, gdy poczuł go tuż za sobą, ciało przy ciele, słysząc tylko
ciche podzwanianie jego paska, gdy obsuwał spodnie ze swoich bioder. Szarpnął
się, chcąc jakoś zaprotestować na ten nagły atak, jednak mężczyzna tylko
przycisnął go mocniej, obejmując jedną ręką w pasie, drugą kładąc na jego
biodrze.
Dawno nie był na dole,
dlatego aż zacisnął zęby, czując rozpychającą go męskość. Nie spodziewał się,
że skończą w takiej pozycji, że zostanie sprowadzony do tego, by leżeć z twarzą
niemal wciśniętą w poduszkę, z biodrami wysoko, czekając na ruch partnera.
– Boli? – usłyszał jego
zduszony szept przy uchu i tym razem nie był w stanie powstrzymać niskiego
jęku, gdy Sinbad przygryzł jego płatek, jednocześnie poruszając się w nim.
– Nie żartuj – warknął,
oddychając głęboko, próbując się rozluźnić. – Spodziewałem się wprawdzie en présence, ale…
– Ale tak będzie lepiej –
przerwał mu mężczyzna, na potwierdzenie swoich słów przesuwając gorącymi
wargami po jego plecach, które zaraz przygryzł, wyrywając z jego gardła kolejny
zduszony jęk.
Sinbad zdecydowanie potrafił
wykorzystywać wszystkie słabości, jakie udało mu się znaleźć. Pewnie gdyby nie
pulsująca przyjemność, jaka go ogarnęła, byłby z tego wysoce niezadowolony, niemniej
w zaistniałych warunkach mógł o tym zapomnieć. Stanowczo zapomnieć, zapominać z
każdym posuwistym ruchem mężczyzny...
Sinbad zamruczał wprost do
jego ucha i Kouen poczuł chłód jego kolczyków na swojej rozgrzanej skórze, gdy ten
tak się do niego przyciskał. Sam też miał ochotę zamruczeć, bo mężczyzna, ach,
nie był aż taki zły. Tak po prawdzie te delikatne pieszczoty, pocałunki i
skubnięcia zębów były przyjemnie pobudzające. Ale to jeszcze nie to. Na pewno
nie tak to będzie wyglądać, Kouen nie bez przyczyny jest tak drogim kochankiem,
by ktoś go pieprzył w mało finezyjny sposób. To ON był tutaj od dawania
rozkoszy.
Dostosował ruchy bioder do
zmysłowych pchnięć, jakie inicjował Sinbad, by po chwili napiąć wewnętrzne
mięśnie, delikatnie, próbnie.
Głuche stęknięcie mężczyzny
powiedziało mu, że ten się tego nie spodziewał. Och, oczywiście, że nie. Napiął
mięśnie mocniej, gdy ten się wysuwał z niego i Sinbad jęknął gardłowo,
opierając czoło na jego barku. Mógłby go tak słuchać cały wieczór i się nie
znudzić, cudownie jęczał, ogarnięty rozkoszą, mimo że już raz doszedł. Kouen
umiał zadbać o to, by klienci nigdy nie mieli go dosyć, by pragnęli go wciąż i wciąż.
Zgrał się z każdym jego
ruchem, skupiając się przede wszystkim na przyjemności mężczyzny. Jego rozkosz
była tutaj drugorzędna, nikt nie płacił dziwce a to, by ta miała dobrze,
każdemu zależało przede wszystkim na własnej satysfakcji. I zamierzał się o to
postarać, zaciskając się na jego męskości raz po raz, opierając się na
łokciach, dając mu do siebie lepszy dostęp. Po chwili zacisnął również uda,
zsuwając je, a kolejny przeciągły jęk Sinbada uświadomił go w tym, że różnica
była odczuwalna.
Zamrugał, otwierając szerzej
oczy, gdy poczuł jego dłoń na sobie, zaciskającą się mocno na jego nawilżonej
wcześniej męskości. Westchnął ochryple, przygryzając wargę i tracąc na chwilę
swój rytm, co Sinbad od razu wykorzystał, przyciskając jego głowę niżej,
wyginając jego plecy w łuku. Szlag by go, doświadczenia mu nie brakowało,
wiedział jaki moment wykorzystać, by wyjść na swoim.
– Idealny – powiedział
ochrypłym, nieco zduszonym głosem, gładząc jego wygięty kręgosłup, jakby cały
ten widok sprawiał mu tyle samo rozkoszy, co fakt przebywania w nim.
Kouen rzucił mu przeciągłe
spojrzenie przez ramię, które pełne było opanowana i wyzwania zarazem. Sinbad
pochwycił to spojrzenie i Kouenowi zdawało się, że wytworzyło się między nimi
gorące napięcie.
Mężczyzna oparł jedną rękę
tuż obok niego, drugą przytrzymując jego głowę. Kącik jego ust wygiął się, gdy
dotknął jego warg, a Kouen z pomrukiem oddał pocałunek. Zaraz też zduszony jęk
opuścił jego gardło, gdy Sinbad poruszył się mocno, niemalże gwałtownie.
Spojrzał mu w oczy, które pełne były zadowolenia, przekory i oczekiwania. Mógł
się tylko domyślać na co. Ale Kouen nie zamierzał tak szybko ulegać i zacisnął
mocno mięśnie, obserwując paroksyzm rozkoszy, jaki przeszedł przez jego twarz.
Lepiej dla niego jak przestanie z nim rywalizować. Ale najwyraźniej to nie było
w stylu Sinbada, bo zaraz też pchnął biodrami dociskając się do niego mocno.
Kouen mruknął nisko, przygryzając jego palce, gdy ten musnął jego wargi. Sinbad
patrzył z nietłumioną fascynacją jak jego palce są pieszczone przez sprawne
usta i język. Pochwycił je między wargi, ssąc lekko, by zaraz przesunąć
językiem po całej długości, pieszcząc przez chwilę przerwę między jego palcami.
Spojrzał na niego dokładnie w
tym samym momencie, gdy Sinbad chwycił jego szczękę, wymuszając na nim kolejny
pocałunek, tym razem gwałtowny, namiętny. Mruknął cicho w jego usta, gdy ich
języki splotły się, pieszcząc się wzajemnie, gorące i spragnione dawania
rozkoszy, aż Kouen znów chętnie poruszył biodrami, chcąc dać już upust tłumionej
rozkoszy. Warknął cicho, gdy Sinbad zacisnął mocno palce na nasadzie jego
męskości, zaraz przygryzając płatek jego ucha.
– Skąd ten pośpiech? Mamy
sporo czasu… – powtórzył jego słowa sprzed paru chwil, dotykając gorącym
językiem płatka jego ucha, na co tylko jęknął stłumionym głosem. Westchnął, gdy
Sinbad zwolnił ruchy, gdy stały się one wręcz zmysłowe, rozkosznie powolne i
niedające satysfakcji. Mężczyzna zdawał się wiedzieć, jak robić, by się nie
narobić, co jasno dawało do zrozumienia Kouenowi, że to on musi zapracować na
ich wspólny orgazm.
Nie dał się jednak
zniechęcić, wychodząc mu biodrami naprzeciw, poruszając nimi mocniej, gdy
zaparł się rękoma o kanapę. Sinbad zdawał się być więcej niż zadowolony, uznał,
gdy słyszał jego przyspieszony oddech, który omiatał jego kark. Zaciskał więc
na nim mięśnie, samemu zagryzając wargę, gdy wysiłek zaczynał być powoli
męczący. Odgarnął włosy przyklejone do spoconego czoła i pozwolił sobie na
cichy jęk, gdy mężczyzna niespodziewanie chwycił jego biodra, nagradzając go
mocnym pchnięciem.
– Grzeczny chłopiec.
Aż zacisnął zęby w tłumionej
złości. Jeżeli chciał go zirytować, szło mu więcej niż dobrze. Poruszył
gwałtownie biodrami, a Sinbad aż wypuścił ze świstem powietrze. Poruszył
jeszcze raz i jeszcze, nim mężczyzna zdołał przeciwstawić się rozkoszy, jaka go
zaatakowała z każdym ruchem Kouena, z każdym mocnym zaciśnięciem się na jego
penisie. Ścisnął mocno jego biodra, jednak Kouen wcale nie musiał się ruszać,
by wyrwać kolejny jęk z ust mężczyzny.
– Bogowie….
– Wystarczy Kouen –
powiedział przez zaciśnięte zęby, napinając się po raz kolejny wokół niego, a
Sinbad jęknął gardłowo, wspierając się rękę na kanapie. Zakołysał biodrami i
mężczyzna stłumił kolejny odgłos przyjemności w jego placach, muskając je wargami.
Dreszcz, niczym impuls elektryczny, przebiegł przez cały jego kręgosłup,
drażniąco zaciskając się w jego podbrzuszu.
Uniósł się, zmuszając go do
uczynienia tego samego i aż westchnął głęboko, gdy ich ciała zetknęły się ze
sobą, gdy Sinbad wsunął się w jego znacznie głębiej, gdy niemal bezwiednie
wypuścił drżąco gorące powietrze na jego kark. Plecy były jego słabym punktem,
nie mógł się oprzeć, gdy ktoś je pieścił. Tamten jednak chyba już zdawał sobie
z tego sprawę, by ponownie zaczął je przegryzać, wyrywając w im kolejne
tłumione westchnienia, idealnie skoordynowane z każdym naciskiem zębów czy mocniejszym
potarciem na męskości.
Musiał przyznać, że był lekko
zaskoczony faktem, że doszedł pierwszy, że wytrysnął w jego dłoni, gdy
mężczyzna jeszcze się w nim poruszał. Zacisnął zęby, na krótką chwilę
pozwalając sobie na błogie rozluźnienie, gdy oparł się czołem o swoje dłonie,
nim ponownie zacisnął się na nim, z zadowoleniem rejestrując fakt, że Sinbad
również doszedł.
Pozwolił mu opaść na siebie,
gdy sam osunął się leniwie na poduszki zdobiące kanapę, wciąż dysząc po dopiero
co przebytej rozkoszy. Ten seks nie był jednak taki zły, musiał przyznać, nie
mając jednak siły zerknąć na swojego klienta. Może jednak nie będzie wcale
szedł do Kouhy, każąc Sinbadowi trzymać się z daleka, w gruncie rzeczy mogli to
powtórzyć. Na jego warunkach oczywiście.
– W porządku? – usłyszał jego
cichy, mruczący głos tuż przy uchu i po prostu nie mógł powstrzymać lekkiego
uśmiechu, jaki wykrzywił jego usta.
– D’accord – potwierdził, układając się nieco wygodniej, gdy
mężczyzna najwyraźniej nie miał zamiaru z niego schodzić.
– Twój francuski obejmuje
kilka słów dla popisywania się przed klientami czy stoi za tym coś więcej? –
zapytał z rozbawieniem Sinbad, całując go miękko w kark. Przymknął oczy na
pieszczotę, zaraz zerkając na niego przez ramię.
– Mieszkałem kilka lat w
Paryżu – powiedział, patrząc mu w oczy z bliska, a tamten odsunął się nieco, w
końcu siadając obok i dając mu więcej przestrzeni.
– Ach, słodki Paryż! – Sinbad
parsknął wesoło, muskając palcami jego bok i Kouen aż zamruczał cicho w
poduszkę. – Czy to, co umiesz, też nauczyłeś się w Paryżu? – Uniósł
zaciekawiony brew, a Kouen nie musiał pytać, co ten ma na myśli. Zerknął na
niego, uśmiechając się leniwie.
– Powiedzmy. – Przeciągnął
się, czując rozkosznie ciepłą dłoń gładzącą zagłębienie jego kręgosłupa. Sinbad
zbyt dobrze potrafił wykorzystywać odkryte przez siebie słabostki. Może nie
powinien był mu na to pozwolić? Ale właściwie czemu miał sobie odmawiać tej
przyjemności?
– Może powinienem się tam
wybrać jeszcze raz? – zamyślił się, a delikatny uśmiech tańczył na jego
wargach.
Kouen przekręcił się na bok,
wspierając na łokciu i popatrzył z delikatną kpiną prosto w jego oczy.
– Chcesz się pracować w
burdelu?
– Czemu zaraz pracować. –
Przewrócił teatralnie oczami. – Nauczyć się tego i owego? – Poruszył
sugestywnie brwiami. – Chyba, że ty mnie czegoś nauczysz? – spytał zaczepnie,
muskając palcami jego biodro.
Kącik ust Kouena powędrował
ku górze, gdy wpatrywali się w siebie, a temperatura w pokoju jakby podskoczył
o kilka stopni. Nauczyć czegoś? Och, Kouen bardzo lubił nauczać. Jednak wolał,
by jego uczniowie byli pokorni, pracowici i przede wszystkim słuchali, co się
do nich mówiło, a nie działali według swojej woli.
– Wszystko ma swoją cenę –
wymruczał bezwstydnie, na co Sinbad jedynie roześmiał się, kręcąc z niedowierzeniem
głową.
– Stać mnie – uznał,
przeciągając dłonią po jego udzie, na co Kouen tylko przechylił głowę,
wpatrując się w niego zmrużonymi oczami. – Możemy zacząć od razu.
W odpowiedzi posłał mu
jedynie zadowolone spojrzenie.